Pewnie strach przed tym spowodował, że np. Alan Riding, Brytyjczyk i korespondent „New York Timesa" we Francji, tak mocno autoocenzurował niedawno wydaną w Polsce swoją książkę. „A zabawa trwała w najlepsze".
Riding miał wszystko, aby napisać pracę bezstronną. Był człowiekiem z zewnątrz, korespondentem prestiżowego dziennika, dziennikarzem z wieloletnim doświadczeniem, poszukującym żyjących jeszcze świadków, wreszcie osobą, która nie musiała poddawać się bieżącym modom intelektualnym. Tymczasem w typowy dla piszących na ten temat autorów, Riding jest wyjątkowo surowy w ocenie kolaboracji, ale tylko intelektualistów związanych z państwem Vichy. Nie ma litości dla pisarza i poety Roberta Brasillacha, filozofa i pisarza Charlesa Maurrasa oraz redaktora naczelnego „La Nouvelle Revue Franćaise" Pierra Drieu la Rochelle. To oni stają się uosobieniem kolaboracji i zdrady. Co prawda wspomina, że la Rochelle wstawił się skutecznie u niemieckich okupantów w obronie wielkiego pisarza Andre Gida czy Jeana Paula Sartra, ale nawet uratowanie im życia nie usprawiedliwia w oczach autora postawy kolaboracyjnej redaktora. Jednak w swoim potępieniu zapomina, aby w sposób szerszy przypomnieć czytelnikowi, że la Rochelle zmienił swoje radykalne poglądy komunistyczne na narodowo-socjalistyczne, i że inni opisywani przez niego kolaboranci przeszli podobną drogę.
Francja podzielona
Francja pod okupacją to kraj jeszcze bardziej podzielony niż przed wojną. Przedwojenny konflikt prawicowej Akcji Francuskiej z Frontem Ludowym, sojuszem większych i mniejszych partii socjalistycznych i komunistycznych został po 1940 r. powielony i wyolbrzymiony na podział na Francję okupowaną i na Francję Vichy. Różne w poszczególnych strefach były formy oporu, ale jeszcze częściej sposoby kolaboracji. Ci, którzy się na nią nie zgadzali, mogli wybrać milczenie, dołączyć do „Wolnych Francuzów" w Anglii, a w późniejszym okresie do Ruchu Oporu, lub kończyli w obozach koncentracyjnych.
Prawica skupiona wokół marszałka Henriego Philippe Pétaina i jego kolaboracyjnego rządu Vichy wykorzystywała w swoich działaniach tendencje centralistyczne i etatystyczne silnie istniejące w społeczeństwie francuskim. Kierowała się konserwatyzmem społecznym i socjalizmem w gospodarce, realizując hasła „revolution nationale". „Rewolucja narodowa" to ostania rzecz, jakiej oczekiwały środowiska lewicowe, które uznały z czasem, że naziści i ich cenzura jest bardziej liberalna. To, co ukazywało się w Paryżu, bardzo często było zakazane na Południu.
Przed II wojną, zgodnie z zaleceniami Kominternu, francuscy komuniści zaangażowani byli w ruch antyfaszystowski i działalność na rzecz „światowego pokoju". Jednak po podpisaniu paktu Ribbentrop-Mołotow komuniści stali się naturalnymi sojusznikami nazistów. Komunistyczna propaganda skupiała się na walce z burżuazyjną Wielką Brytanią i wykazywaniu bezsensowności wypowiedzenia wojny Niemcom w obronie Polski. Klęska 1940 r. nie otrzeźwiła komunistów, którzy zaraz po zajęciu Paryża wystąpili do władz niemieckich z prośbą o wznowienie wydawania dziennika „L'Humanite", pisząc w swojej petycji, że zadaniem redakcji „będzie kontynuacja pokojowej polityki europejskiej oraz obrona konkluzji wynikających z umowy o niemiecko-sowieckiej przyjaźni". Pomysł spodobał się Niemcom, ale na drodze do reaktywacji dziennika stanął ostry protest czynników rządowych z Vichy. Zaraz po wyzwoleniu w 1944 r. politrucy z KPF przystąpili do fabrykowania starych numerów swojego dziennika, tak aby wykazać, że od samego początku byli po stronie Ruchu Oporu.
Na dwa fronty
Klasycznym przykładem tego typu postawy była osoba Louisa Aragona. Ale Riding, który poświęca mu sporo miejsca, w sposób wręcz karykaturalny przedstawia tego literata-działacza, usprawiedliwiając go i zapominając o postawie, jaką przyjął bezpośrednio przed wojną.
Aragon – poeta, pisarz i krytyk literacki – wstąpił do partii komunistycznej w 1927 r. i trzy lata później po raz pierwszy wziął udział w czystkach, piętnując swoich byłych towarzyszy i przyjaciół z kręgu surrealistów. W 1934 r. uczestniczył w delegacji francuskiej na zjazd pisarzy sowieckich. Efektem tego wyjazdu było zorganizowanie z jego inicjatywy Kongresu Pisarzy w Obronie Kultury, którego celem było dążenie do porozumienia literatów francuskich i sowieckich pod sztandarem antyfaszyzmu. W tej prokomunistycznej szopce obok Aragona udział wzięli tak znani pisarze, jak Andre Gide, Andre Malraux czy Paul Nizan.
W 1939 r. Aragon stał się piewcą sojuszu sowiecko-niemieckiego, publikując na łamach „Ce Soir" panegiryk „Długiego życia dla pokoju", za co gazeta została zamknięta, a Aragon powołany do wojska. Po kampanii, jak większość literackiego Paryża, udał się do słonecznej Nicei, która w ramach zawieszenia broni znalazła się pod kontrolą rządu z Vichy. Przed Aragonem otwierała się podwójna kariera; z jednej strony poety Ruchu Oporu, z drugiej kolaboranta. Jako komunistyczny literat niby ukrywał się, co jednak nie przeszkadzało mu w 1942 r. w opublikowaniu w okupowanym Paryżu swojej powieści „Pasażerowie z dyliżansu". Jak się wydaje zamiana bohaterów z podłych Niemców na Holendrów i komentarz, nieprzychylny dla sprawy Dreyfusa, to było małe poświęcenie na rzecz udziału w kolaboracyjnym życiu literackim. Zmieniona wersja książki ukazała się już po wyzwoleniu, ale jej pierwsze wydanie to biały kruk francuskich bibliofilów.
Aragon nie brzydził się równocześnie współpracą z Vichy, publikował w tamtejszej prasie, co prawda pod pseudonimami, swoje wiersze. Zresztą czegóż nie robi się dla poezji, zwłaszcza że w samym Lyonie ukazuje się w tym czasie 125 tytułów o łącznym, miesięcznym nakładzie
Kolaboracja Aragona nie była przypadkiem odosobnionym. Jak twierdził nazistowski ambasador w Paryżu, podczas okupacji niemieckiej we Francji ukazało się więcej książek niż w jakimkolwiek innym kraju na świecie. Nawet jeżeli nie jest to do końca prawda, to według stowarzyszenia wydawców w latach 1940–1944 nad Sekwaną ukazały się prawie 33 tysiące tytułów, z czego tylko 318 było przekładami z języka niemieckiego, a 466 z angielskiego. Sprzyjało temu porozumienie okupantów ze Związkiem Zawodowym Wydawców z września 1940 r., w którym zapisano, że to wydawnictwa przyjmują na siebie odpowiedzialność – a nie niemiecka cenzura – za publikowane książki. W ten sposób powstała lista książek zakazanych, na której znalazły się dzieła antyfaszystowskie i antykomunistyczne. Porozumienie parafowały tak wydawnictwa prawicowe, jak i lewicowe.
Swoje dzieła oficjalnie wydali tacy giganci francuskiej literatury, jak A. Gide, A. Malraux, Jean Paulhan, Francois Mauriac. Początkujący pisarz Albert Camus opublikował swojego „Obcego". J.P. Sartre wydawał i wystawiał dwie sztuki teatralne, a Simone de Beauvoir, po zgodzie podziemnego Związku Pisarzy, obwarowanej zakazem udzielania wywiadów (sic!), zdecydowała się na publikację swojej pierwszej powieści „Zaproszona" i przyjęła kontrolowaną przez nazistów nagrodę Goncourtów i pracę w kolaboracyjnej rozgłośni radiowej.
Historia bez konsekwencji
Po wojnie z intelektualistów tylko Robert Brasiliach zostaje skazany i zabity, la Rochelle najpierw się ukrywa, następnie popełnia samobójstwo, Maurras odbywa karę więzienia, a Celin, publikujący antysemickie pamflety, przez pewien czas jest otoczony ostracyzmem środowiskowym. Lewicowcy mają się znacznie lepiej. Nikt już nie chce pamiętać o ich kolaboracji, więc chodzą w glorii bohaterów Ruchu Oporu.
Wolność - i co dalej?
Wyzwolenie nie zamyka pól konfliktu. Tylko zdecydowana polityka amerykańska powstrzymuje komunistyczny przewrót, jednak przedwojenne pęknięcia społeczne widoczne są przez kolejne dziesięciolecia i ulegają załagodzeniu dopiero w latach 80. W tym czasie Francję czekają jeszcze dwie wojny kolonialne, bunty studenckie, lewacki terroryzm, niebywała degeneracja partii politycznych oraz wprowadzone jeszcze w Vichy centralizacja i etatyzacja państwa, odpowiadająca wszystkim głównym siłom politycznym.
Brak reakcji na lewicową kolaborację skutkuje zaostrzeniem konfliktu pomiędzy lewicowymi antystalinistami a antyantykomunistami. To na początku lat 50. dochodzi do konfliktu pomiędzy Camusem wybierającym wolność a Sartrem i de Beauvoir wspierającymi Stalina. To wtedy lewicowcy zaangażowani w Kongres Wolności Kultury stają się, w opinii swoich, byłych kolegów stalinistów, agentami amerykańskiego imperializmu. W równym stopniu dotyczy to Camusa, jak i Malraux czy Gida.
Tego zdaje się nie zauważać Alan Riding. Jego historia Paryża okupacji jest historią bez konsekwencji. To właśnie obok przemilczeń moja największa do tej książki uwaga. Autor zdaje się nie dostrzegać następstw miękkiej kolaboracji. Wszak poeta musi tworzyć poezję, a literat pisać prozę. Taka jest ich rola – twierdzi Riding. Ale czy na pewno i za każdą cenę? Czy gdyby „Obcy" Camusa poczekał trzy lata, byłby gorszy niż ten z okresu okupacji? Nie, ale nie miałby piętna książki cenzurowanej, czy to przez samego autora, czy wydawców lub też cenzurę niemiecką.
Pomimo swoich ułomności książka Ridinga nie jest pozbawiona zalet. Szczególnie interesujące są te rozdziały poświęcone teatrom, salonom towarzyskim i literackim, malarstwu. Jednak bardzo daleko jej do „Lewego brzegu" Herberta R. Lottmana.
Alan Riding,
„A zabawa trwała w najlepsze. Życie kulturalne w okupowanym Paryżu"
Świat Książki 2012.
Skomentuj