Dariusz Konstantynów i Małgorzata Omilanowska (red.)
Polska nad Bałtykiem
słowo/obraz terytoria, 2012
Promienna radość ogarnia na widok, jak ten ośmioletni malec, Gdynia, nauczył się już wymawiać i rozumieć słowo , jak wpatruje się w całą Polskę od morza do Karpat, czy nie zamierza ona czegoś przywieźć lub wyeksportować, jak sobie dobiera najruchliwsze elementy z całej Polski (...)" – pisał w międzywojniu Eugeniusz Kwiatkowski.
Powiedzieć, że Polska leży nad Bałtykiem, to tak jakby powtórzyć za jednym z bohaterów „Konopielki", że „Zimy so zimne, lata gorące". Jednak to, co dziś jest truizmem, nie zawsze nim było. Polska, która przez wieki stała do morza powiedzmy bokiem, musiała udowadniać nie tylko innym, ale i swoim, że nad Bałtykiem była zawsze, z wyjątkiem stosunkowo krótkiego okresu rozbiorów, po którym nad morze owo powróciła.
Obszerny zbiór studiów „Polska nad Bałtykiem" nie jest kolekcją znanych argumentów politycznych przeciw niemieckiej propagandzie „korytarzowej". To byłoby nudne. 25 autorów i autorek prowadzi nas po krętych ścieżkach, koncentrując się na kwestiach kulturowych, pokazując, jak poprzez różne dziedziny ludzkiej aktywności, przede wszystkim sztuki plastyczne, architekturę oraz aranżację wspólnej przestrzeni, „oswajano" w międzywojniu morze i modernizowano kraj. Ważnym elementem owego oswajania, polszczenia, była propaganda morska, wykraczająca poza rodzimy akwen na inne kontynenty. Nie byłoby snu o morskiej potędze Polski bez Gdyni – owego „malca", o którym pisał jego ojciec. A jeśli Gdynia, to modernizm, nowoczesność, obliczona nie na jedną kadencję. Polski, za jaką chyba każdy z nas choć raz w życiu zatęsknił.
Po lekturze tego pięknego i bogato ilustrowanego tomiska (to dzieło sztuki edytorskiej) człowiek ma ochotę zakrzyknąć: „Panie Eugeniuszu! Stocznie upadłe! Dlaczego z grobu nie wstajesz i za broń – pardon, ołówek – nie chwytasz!?".
—tvp
Skomentuj