Nastąpiło wielkie poruszenie i śledztwo – bo przecież trzeba by wyburzyć dom nieszczęśnika. Okazało się, że to on sam sfabrykował i anonim, i instrukcje. Był bowiem zadłużony po uszy, a za wyburzenie domu i szklarni dostałby spore odszkodowanie.
Historia kilkakrotnie opisywana w PRL-owskich mediach świadczy o tym, z jakim zaagażowaniem poszukiwano skarbów zrabowanych czasie II wojny. A było czego szukać, bo w Dwudziestoleciu w każdym zamożniejszym polskim domu znajdowały się jakieś dzieła sztuki – często zaskakująco cenne, jak na niewielki stan posiadania właścicieli. Co gorsza, nieskatalogowane. Już w roku 1937 Niemcy stworzyli specjalną komórkę wywiadowczą złożoną ze znawców tematu, którzy w trakcie „kurtuazyjnych wizyt" przeczesywali polskie muzea po to, by w momencie inwazji mieć gotowe listy muzealnych obiektów do wywiezienia do Niemiec.
Niestety, metoda sprawdziła się doskonale. A wielu tysięcy dzieł nie odzyskaliśmy do dzisiaj, na niektóre – jak np. „Pomarańczarkę" czy „Madonnę pod jodłami" – musieliśmy czekać kilkadziesiąt lat. A nawet za ich powrót zapłacić. Książka Adamczewskiego jest dobrym uzupełnieniem „Grabieży Europy" autorstwa Lynn H. Nicholas. O ile „Grabież" jest kompendium traktującym o tym, jak dzieła sztuki stały się pionkami w wielkich politycznych grach, o tyle poznański dziennikarz koncentruje się na dziełach ściśle związanych z terytorium Polski. Opowiada o tym, o czym wszyscy wiedzą ze słyszenia, a robi to w taki sposób, że czytelnikowi chce się zgłębiać temat poszukiwania skarbów.
„Sam przez długie lata poszukiwałem Bursztynowej Komnaty, ale nie z wykrywaczem metali i łopatą, lecz z notatnikiem, długopisem i aparatem fotograficznym w rękach, rejestrując i sprawdzając" - pisze. Dlatego w książce pojawiają się fotografie z wypraw, co ciekawe, w towarzystwie dorosłych dzieci, które zaraził pasją. Autor w unikalny sposób opisuje psychologiczne aspekty warsztatu poszukiwacza. Wyznaje np., jak uległ manipulacjom Herberta Klosego, który opowiedział, a może wymyslił historię ukrycia skarbów Festung Breslau w zboczach Śnieżki. Poruszyła ona wiele osób z UB, SB i światka dziennikarskiego, opisana w książkach, zarejestrowana na filmach. Dla mnie to Leszek Adamczewski, zaraz po Włodzimierzu Kalickim, w najbardziej fascynujący sposób relacjonuje sensacyjne losy polskich dzieł. Jak to dobrze, że pomiędzy kolejnymi wydaniami jego książek można wprowadzać duże poprawki. W wydaniu z roku 2010 pisał bowiem: „Ponoć „Madonna pod jodłami" od kilkudziesięciu lat więziona jest w klimatyzowanym sejfie jednego z banków szwajcarskich" – niedawno, jak wiadomo, wróciła.
Jako pierwszy opisał chyba iście bondowskie losy „Bitwy pod Grunwaldem" i „Hołdu pruskiego". Moją ulubioną historią jest jednak ta, jak Izabela Czajka (tak, tak witkacowska Hela Bertz) przyczyniła się do odkrycia kolejnych płócien Matejki. W czasie okupacji Niemcy zarekwirowali jej bowiem ponad 250 obrazów olejnych. Podobno miała nadzieję, że może uda się coś odzyskać, wstąpiła więc do MO i wyruszyła na południe Polski. Spotkała Stanisława Lorenza, naczelnego dyrektora muzeów i ochrony zabytków, prywatnie – kolegę ze studiów. Dołączyła do jego ekipy. Wkrótce od Zygmunta Bratkowskiego, wojskowego komendanta Kłodzka, dowiedziała się, że w jednej z niemieckich knajpek koło Jeleniej Góry widział, jak pod ścianą stały skrzynie z napisami „Museum Warschau" i „Matejko". Rzeczywiście, w restauracji „Waldschlösschen" były skrzynie z arcydziełami Matejki: „Rejtanem", „Unią lubelską" i „Batorym pod Pskowem", który był... złożony w kostkę na 18 części.
A w 1997 r. odnaleziono w Niemczech oryginalną mozaikę z Bursztynowej Komnaty „Dotyk i powonienie". Czyżby była jednak szansa na znalezienie całej? —KJ
Leszek Adamczewski
Skarby w cieniu swastyki
Replika 2013
Skomentuj