Myśl o niej była wszechobecna, czaiła się w oczach wszystkich, w spojrzeniach, które nagle nieruchomiały, w głosie, który się załamywał na jakimś słowie, w ruchach nerwowych czy nagle zwolnionych nienaturalnie, w drżeniu rąk czy niespodziewanie pocącym się czole w zimnej celi" – tak wspomina pobyt w celi śmierci jeden z byłych skazańców. Jego relacje przywołuje w swojej najnowszej książce Tadeusz Wolsza, badacz dziejów polskiego więziennictwa w epoce stalinowskiej. Jak długo można było wytrzymać w takim miejscu i nie oszaleć? Historie Tadeusza Płużańskiego, ppłk. Łukasza Cieplińskiego, Kazimierza Moczarskiego, Jerzego Woźniaka i Władysława Gałki wskazują, że w celi śmierci przebywali oni od kilku miesięcy do nawet kilku lat.
Ostatecznie i tak mieli szczęście, przeżyli. Inni ginęli po kapturowych sądach, zamordowani w więziennej ciemnicy. Najwięcej takich mordów miało miejsce na przełomie lat 40. i 50. XX w. Według Wolszy ogółem w więzieniach w latach 1944–1956 życie straciło około 9,5 tys. uwięzionych. Autor odtwarza między innymi ostatnie, dramatyczne chwile Danuty Siedzikówny „Inki" i Feliksa Selmanowicza „Zagończyka", żołnierzy „Łupaszki". Choć pluton egzekucyjny strzelał z bliskiej odległości trzech, czterech metrów zarówno „Inka", jak i „Zagończyk" pierwszą salwę przeżyli. Ciężko rannych dobił strzałem w głowę stalinowski prokurator.
Grozą wieje także z tych kart książki Wolszy, na których opisuje on tortury, jakim byli poddawani więźniowie polityczni. Za niewielkie przewinienie można było trafić do karceru. A były to miejsca przerażające. Na przykład w więzieniu na warszawskim Mokotowie pomieszczenie tak małe, że można w nim było siedzieć jedynie w kucki. Było zimno, a na dodatek dusił smród odchodów. W obozie w Świętochłowicach, gdzie rządził niepodzielnie sadystyczny Salomon Morel, który zawsze witał nowych więźniów stwierdzeniem, że Oświęcim był niczym w porównaniu do tego, co ich czeka w „jego" obozie, karcer był usytuowany w dawnym bunkrze przeciwlotniczym, gdzie skazani musieli godzinami stać w sięgającej do piersi lodowatej wodzie.
Wszystkie te koszmary były chlebem powszednim osadzonych w więzieniach i obozach epoki stalinowskiej w Polsce. Niemców, Mazurów i Ślązaków oczekujący na weryfikację narodowościową, Ukraińców, a przede wszystkim Polaków skazanych z orzecznictwa Komisji Specjalnej do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym oraz za działalność niepodległościową. Były fragmentem ponurej rzeczywistości polskiego więziennictwa w latach 1944–1956, którą skrupulatnie odtworzył prof. Wolsza w swojej książce.
Więzienny „grafik" wszędzie był podobny. Pobudka wczesnym rankiem, potem liche śniadanie składające się z gorzkiej kawy i paskudnego, nieraz zapleśniałego chleba. Następnie w więzieniach zaczynała się wegetacja, czekanie na kolejne obrzydliwe posiłki („wyżywienie w zakładach karnych i obozach zawsze było nieco za duże, aby umrzeć z głodu, a stanowczo za małe, aby się nasycić do woli" pisze Wolsza), a w obozach niewolnicza praca. Noc nie dawała szansy na wypoczynek, ponieważ cele były przepełnione do granic możliwości, a poza tym więźniowie byli narażeni na ataki różnego rodzaju insektów, które dosłownie sypały się z sufitu czy więziennego koca. Autor wspomina, że więźniowie obozu na Majdanku (tak, tego samego, w którym jeszcze niedawno hitlerowcy więzili swoje ofiary) woleli z tego powodu spać mimo chłodów na zewnątrz baraków. Takie warunki sprzyjały epidemiom tyfusu, czerwonki i gruźlicy, które dziesiątkowały osadzonych w stalinowskich kacetach. Niejednokrotnie sadystyczni klawisze i naczelnicy więzień specjalnie nie leczyli ciężkich chorób, na jakie zapadli niektórzy przeciwnicy Polski Ludowej. Lekarza nie dopuszczono między innymi do znanego działacza PPS Kazimierza Pużaka. Kiedy w końcu trafił do szpitala, był już w stanie agonalnym. Takie przypadki „kontrolowanej śmierci" były w stalinowskich więzieniach na porządku dziennym.
Warto sięgnąć po ważną, ciekawą i dobrze udokumentowaną książkę Tadeusza Wolszy (tekst oparty jest m.in. na relacjach i wspomnieniach więźniów, a także na dostępnych dopiero od niedawna materiałach Departamentu Więziennictwa i Obozów MBP), mając świadomość, że opisane tam historie to wcale nie margines ówczesnej rzeczywistości, jak bowiem szacuje autor monografii, w stalinowskich więzieniach przebywało stale od kilkudziesięciu do ponad 170 tys. skazanych.
Tadeusz Wolsza
Więzienia stalinowskie w Polsce. System, codzienność, represje
Wydawnictwo RM
Skomentuj