Żółte ptaki" to powieść o wojnie w Iraku w roku 2005 napisana przez jej uczestnika. Przez parę miesięcy książka Powersa znikała mi z pola widzenia pod kolejnymi tomami „do przeczytania", zawsze jakiemuś innemu tytułowi ustępując miejsca. Bardzo niesłusznie. Bo choć to prozatorski debiut, to co najmniej na miarę literackiego wydarzenia. Nie każdą bowiem książkę czyta się „na jednym oddechu", a od „Żółtych ptaków" nie sposób się oderwać, przede wszystkim za sprawą języka, jakim powieść została napisana.
Kevin Powers, magister sztuk pięknych University of Texas at Austin, poeta, w latach 2004– 2005 służył w armii amerykańskiej. Jako strzelec karabinu maszynowego wraz ze swym oddziałem walczył w Iraku – w Mosulu i Al Tafarze. W „Żółtych ptakach" wykorzystał wątki autobiograficzne, jednak na papier przelał znacznie więcej niż tylko zapamiętane zdarzenia. Dzięki poetyckiemu językowi oraz wyczuleniu Powersa na obrazy i dźwięki, widzimy i słyszymy pustynię w okolicy Al Tafar, krajobraz doprecyzowany w każdym detalu rozpościera się przed oczyma wyobraźni czytelnika. Kiedy zaś autor pisze o walce, nie szczędzi nam krwawych szczegółów.
Naturalizm i dosadność uzmysławiają czytelnikowi odwieczną prawdę – wojna to nie czas przygody dla młodych chłopców, atak na wroga to nie zabawy skautów. Wojna jest krwawym koszmarem, z którego trudno się obudzić, nawet gdy oficjalnie się skończy. Bohaterowie nie czują się bohaterami, bo gdy kule przeszywały ich kolegów, oni mimo wszystko cieszyli się, że nie ich to spotkało. A kiedy udaje im się przeżyć i wrócić do swych domów, nie potrafią znaleźć sobie miejsca, zamykają się w sobie, często popadają w nałogi, ogarnia ich apatia. Zdarza się, że tęsknią za linią frontu, za tym prostym układem zerojedynkowym: zabić – przeżyć. Za oddziałem, w którym miało się kumpli, ale bardzo rzadko przyjaciół, bo znacznie trudniej pogodzić się z utratą kogoś tak bliskiego, a śmierć mogła nadejść w każdej chwili: „Wszędzie, gdzie spogląda, widzi Murpha. Wzdryga się za każdym razem, kiedy obok przejeżdża samochód. Jego palce chwytają karabin, którego nie ma i którego nie trzymał już od miesięcy. Nieznajomi obdarzają go szacunkiem, na jaki zasługuje bohater, ale on czuje, jakby znikał. W rok po powrocie z wojny nie może opędzić się od wspomnień i obrazów".
Powers oskarża tę okrutną machinę już w pierwszym, zapadającym w pamięć zdaniu: „Wojna próbowała nas zabić wiosną". Spersonifikował wojnę jako potwora, który jest bezimienny, ślepy, monstrualny, bestialski, amoralny i nieustannie żądny krwi. Jeśli kogoś dopada, nie ma litości: „był połamany, posiniaczony i pokaleczony (...), wydłubano mu oczy, po których zostały tylko dwa puste oczodoły, wyglądające jak czerwone, złowieszcze korytarze prowadzące do jego umysłu. Jego gardło zostało niemal przecięte na wylot". Autor nie poprzestaje na wizualizacji walk i śmierci. Wojna kołysze żołnierzy do snu, zagląda im pod powieki, szepce do ucha, mąci umysły. Strach – ten wszechogarniający, paniczny i nieustępliwy – dopada każdego uczestnika działań wojennych.
Wojnę, tę nienasyconą bestię, poznajemy oczami głównego bohatera „Żółtych ptaków". Wrażliwy 21-letni John Bartle, chłopak z prowincjonalnego amerykańskiego miasteczka, postanawia wstąpić do armii. Jeszcze w Stanach, w czasie szkolenia rekrutów, zaprzyjaźnia się z 18-letnim Danielem Murphym. Trafiają do tego samego oddziału i wkrótce zostają przerzuceni do Iraku (zanim wyjadą, Bartle obieca matce Daniela, że przywiezie go z wojny całego i zdrowego). Zdarza się, że dopada ich nuda, a wtedy zachowują się po prostu jak młodzi, głodni życia i przygód mężczyźni. Bywa, że w oczekiwaniu na akcję popadają w odrętwienie. Wszystko i tak sprowadza się do czekania na śmierć – swoją lub kolegi. Powers, by urozmaicić formalnie swą powieść, historię Bartle'a prowadzi dwutorowo: naprzemiennie czytamy rozdziały o wojnie w Iraku i o życiu po powrocie do Stanów.
„Żółte ptaki" docenili zarówno czytelnicy, jak i krytycy literaccy. Powieść uhonorowano licznymi nagrodami, znalazła się też wśród „najlepszych książek roku" m.in. według „Guardiana", „The Times", „The New York Times". Amerykanin Daniel Woodrell, pisarz specjalizujący się w kryminałach (m.in. „Do szpiku kości"), tak to uzasadnił: „»Żółte ptaki« Kevina Powersa to powieść wybitna, napisana czystą, sugestywną prozą, liryczną i obrazową, biegnącą zdecydowanym rytmem". W podobnym tonie utrzymane są liczne recenzje w zachodniej prasie. Jak słusznie zauważyła Johanna Thomas-Corr w „Literary Review", „stworzony przez Kevina Powersa liryczny opis wpływu, jaki wojna wywiera na jednostkę, stanowi ważny wkład w tradycję amerykańskiej prozy wojennej i jest być może pierwszą wielką powieścią, która narodziła się pod wpływem długotrwałych, tkwiących w martwym punkcie bliskowschodnich konfliktów".
„Czapki z głów" przed tłumaczem, panem Michałem Strąkowem. Udało mu się nie tylko ocalić w tłumaczeniu styl Powersa, ale też piękną polszczyzną oddać głębię porównań i metafor oryginalnego wydania. Oby Powers udźwignął brzemię drugiej powieści. Bardzo na nią czekam.
Kevin Powers, Żółte ptaki, Wydawnictwo Insignis
Skomentuj