Żyje tchórzliwie i niegodnie... Zachowuje się jak lokaj. Robi to, co chce, i nie mówi w imieniu narodu – mówił Jan Masaryk, w czasie wojny członek rządu emigracyjnego, a później minister spraw zagranicznych powojennej Czechosłowacji. Według Edwarda Benesza, Hácha to człowiek stary i niezrównoważony. Był uosobieniem tego momentu w historii, o którym Czesi woleliby zapomnieć.
Prawnik i pisarz
12 lipca 1872 r. w małym miasteczku na południu Czech przyszedł na świat Emil Hácha. Jego ojciec był urzędnikiem podatkowym i choć umarł, nim Emil skończył 12 lat, jego pracowitość, dokładność, odpowiedzialność i konsekwencja w budowaniu urzędniczej kariery stały się dla syna drogowskazem na całe życie. Dwa lata po urodzeniu Emila w rodzinie Háchów pojawił się drugi syn Teodor.
Emil Hácha był bardzo zdolnym dzieckiem. Już w wieku sześciu lat trafił do szkoły podstawowej i to od razu do drugiej klasy. Rodzice ogromną wagę przywiązywali do religijnego wychowania chłopca. W 1882 r. został przyjęty do katolickiego gimnazjum w Czeskich Budziejowicach. Podczas nauki w tej szkole opanował sześć języków obcych, a po jej ukończeniu rozpoczął studia na wydziale prawa Uniwersytetu Karola w Pradze. Już w czasie nauki szkolnej bardzo widoczne były jego doskonała pamięć, inteligencja, rozwaga, pilność i wytrwałość. Nauka była dla niego szalenie ważna, czas wolny spędzał głównie nad książkami, ale oprócz literatury prawniczej namiętnie czytał także beletrystykę. Interesował się sztuką, co nie pozostawało bez wpływu na koleje znajomości z jego przyszłą żoną Marią Klausovą, którą poznał w tym czasie. W 1895 r. ukończył z wyróżnieniem studia i rozpoczął praktykę w kancelarii adwokackiej, ale praca ta go nie satysfakcjonowała, dlatego trzy lata później trafił do administracji samorządowej. W 1916 r. został członkiem najwyższego sądu administracyjnego w Wiedniu, a dwa lata później, po powstaniu Czechosłowacji, był współtwórcą Najwyższego Sądu Administracyjnego w Pradze (jednej z najważniejszych instytucji w systemie prawnym), a po siedmiu latach został przewodniczącym NSA. W 1920 r. – wcześnie, bo w wieku 38 lat, na Wydziale Prawa obronił pracę habilitacyjną. Jego wiedza i praktyczne umiejętności były wysoko oceniane nie tylko kraju, ale i za granicą. Był członkiem stałego międzynarodowego trybunału rozjemczego w Hadze. Działał w Czeskiej Akademii Nauk i České učené společnosti. Opublikował wiele cenionych tekstów w czasopismach prawnych, a w latach 1927–1939 był redaktorem prestiżowego „Słownika współczesnego prawa czechosłowackiego".
Sukcesy w życiu zawodowym szły w parze ze szczęściem w życiu rodzinnym. Razem z żoną unikali praskiego życia towarzyskiego, co nie przeszkadzało im, jako miłośnikom sztuki, utrzymywać bliskie kontakty z wieloma najlepszymi ówczesnymi malarzami, grafikami i rzeźbiarzami, których dzieła nie tylko podziwiali, ale i kolekcjonowali. Oboje uwielbiali spędzane w wąskim gronie wieczorki towarzyskie, podczas których utalentowana artystycznie Maria wykonywała arie operowe. W repertuarze rodziny Háchów znajdowały się także śpiewane wspólnie pieśni narodowe i ówcześnie popularne piosenki.
Choć ważne, prawo nie było całym jego życiem. Wraz z bratem Teodorem przetłumaczył na czeski „Opowiadania z Indii" Rudyarda Kiplinga i „Trzech panów w łódce (nie licząc psa)" Jerome'a K. Jerome'a. W 1939 r., już po śmierci żony, opublikował pisane dla niej przez cały okres małżeństwa wiersze „Pomyłki i miraże", które dowodzą ogromnego uczucia. Pisał: „Bez niej są puste i obce wszystkie moje przestrzenie/ z pięknej bajki smutek i skarga tylko mi nie zbyły/ więdnie i więdnie smętne wspomnienie/ życiem zmęczony nie mam już rzeczy, które cieszyły". I rzeczywiście rok 1938 był dla Emila Háchy rokiem tragicznym. Śmierć Marii – kobiety, którą nazywał swoim „największym szczęściem", rozwód ukochanej córki Milady. Te wydarzenia załamały Háchę. To przecież miał być dla niego czas zbierania plonów. Miał przejść na emeryturę, chciał cieszyć się rodzinnym szczęściem. Mieli z żoną spędzać czas w ich letnim domku w miejscowości Jinci, gdzie Maria miała swój ukochany ogród, a Emil mógł spokojnie spacerować i czytać.
Na scenie politycznej
Może to właśnie ten brak nadziei na szczęśliwy ciąg dalszy sprawił, że Hácha zgodził się na wejście do wielkiej polityki, choć wiedział, że nie skończy się to dla niego niczym dobrym. Aż do 1938 r. Hácha nie zajmował się polityką, nie należał do żadnych partii politycznych. Był naukowcem i urzędnikiem. Wychodził z założenia, że ze względu na funkcje, które piastował, musi pozostać neutralny. Podkreślał znaczenie tolerancji i kompromisów.
Co zatem sprawiło, że taki człowiek stał się bohaterem niewybrednego, cytowanego jeszcze po latach wierszyka: „Hitler Háchę wziął pod pachę,/zabrał na kiełbachę,/ a Hácha z tej uciechy/ oddał mu całe Czechy"?
Kiedy wychodząc z samolotu 30 września 1938 r., premier Wielkiej Brytanii Neville Chamberlain triumfalnie ogłosił swoim rodakom i światu: „Przywożę wam pokój", oznaczało to, że po aneksji Austrii III Rzesza ruszy do Czechosłowacji. Mniejszość niemiecka zamieszkująca zachodnie, przygraniczne ziemie Czechosłowacji, wspierana z zewnątrz i zarzucająca władzom państwowym dyskryminację, mocno parła do włączenia tych ziem do państwa Hitlera. Przez pięć miesięcy na pograniczu czechosłowacko-niemieckim trwała mobilizacja sił zbrojnych obu państw. Hitler był gotowy do militarnego rozwiązania tej sytuacji. Władze Czechosłowacji otrzymały potwierdzenie sojuszniczych zobowiązań tylko od Związku Radzieckiego, politycy zachodnioeuropejscy zdecydowali się poświęcić mały kraj, by – jak wierzyli – ratować ogólnoświatowy pokój i... skierować ekspansję terytorialną Niemiec na Wschód.
29 września 1938 r. Neville Chamberlain, premier Wielkiej Brytanii, premier Francji Édouard Daladier, kanclerz III Rzeszy Adolf Hitler i premier Włoch Benito Mussolini podpisali w Monachium układ, na skutek którego Czechosłowacja utraciła 1/5 terytorium i 1/4 ludności. Zachodnie ziemie włączono do Niemiec, na wschodzie utworzono państwo słowackie, południowe tereny dawnej Czechosłowacji zajęły Węgry, a Polsce przypadło Zaolzie. Pozostała część terytorium od tej pory miała również znajdować się w strefie wpływów niemieckich i nazywać się Protektoratem Czech i Moraw. W Monachium nie było ani Edwarda Benesza, ani żadnego innego przedstawiciela Czechosłowacji... Monachium było tragedią dla całego narodu czeskiego, ale chyba największą dla głowy państwa Edwarda Benesza, którego wizja polityczna i wszystko to, w co do tej pory wierzył, właśnie się skończyło. Dotychczasowi sojusznicy zawiedli, a wrogowie zajęli dużą część ziem. To właśnie jego krajowa prasa winiła za ten dramatyczny stan rzeczy, on miał ponosić polityczną odpowiedzialność. Rezydujący wówczas w prezydenckiej willi w Sezimove Usti Benesz zdecydował się zrezygnować z pełnienia urzędu prezydenta. Z pomocą przyjaciół przygotował wszystko do wyjazdu. Rząd dał mu do dyspozycji dwa wagony pociągowe, w których mógł przewieźć cały swój dobytek do Pragi. 22 października Edward Benesz przez Rotterdam odleciał do Londynu. W kraju rozpoczęły się poszukiwania następcy. Trudno się dziwić, że w ówczesnej sytuacji nie było o nich łatwo. Szukano osoby nieskompromitowanej politycznie, która weźmie na siebie odpowiedzialność i będzie podejmowała niewygodne decyzje. Szukano kozła ofiarnego. Emil Hácha był idealnym kandydatem. Cieszący się nieposzlakowaną opinią prawnik, państwowiec, był idealny na to stanowisko. Słowa o powinnościach i obowiązkach wobec ojczyzny, jakie wówczas usłyszał, sprawiły, że zdecydował, „że się poświęci i kandydaturę przyjmie": „Przysięgam na swój honor i sumienie, że będę dbał o dobro republiki, jej narodu i przestrzegał jej praw" – mówił 30 listopada (w dniu, który później określi jako „najczarniejszy dzień swojego życia"), przed Zgromadzeniem Narodowym, które wybrało go większością głosów. Z Londynu przyszedł list gratulacyjny od Benesza, w którym napisał swemu następcy, że zdaje sobie doskonale sprawę z tego, jak trudne zadania stają przed nową głową państwa, że docenia jego dotychczasowe zasługi dla państwa, podkreśla rangę sprawowanych wcześniej urzędów – wielkie doświadczenie, sprawiedliwość, rozwagę.
Dziękując za te słowa, Hácha napisał: „Traktuję je jako twardy nakaz obowiązku. Cieszyłem się swoją skromną prywatnością i moimi dawnymi upodobaniami, czyli pracą literacką. Obowiązki, które spadają na mnie podczas pełnienia obecnej funkcji, przyjmuję z ciężkim sercem, ponieważ jestem świadomy swojej niedoskonałości (...). Mam nadzieję, że moja funkcja ma charakter przejściowy i że w szybkim czasie zostanie ze mnie zdjęta. Jestem świadomy, że już wkrótce będę surowo osądzany, ale teraźniejszość nie jest chyba zdolna do sprawiedliwego osądu". Nie miał złudzeń, co do przyszłości. Nie spodziewał się, że będzie ona dla niego i jego narodu łaskawsza. To, co według niego było wówczas ważne, to praca, by jakoś przetrwać.
Hitler szybko zdecydował się na kolejny ruch – likwidację Republiki Czecho-Słowackiej i choć przywódca Słowaków ksiądz Tiso zapewniał, że ówczesna sytuacja ich satysfakcjonowała, to decyzję przywódcy Niemiec przyjął z zadowoleniem. Od tego momentu wiadomo już było, że Hácha nie będzie w stanie podejmować poważnych decyzji, że to, co stanie się z jego krajem, ustalane będzie w Berlinie. Będzie wzywany do Berlina prze Hitlera nie po to, by rozmawiać i uczestniczyć w podejmowaniu decyzji, lecz po to, by je usłyszeć. Ale usłyszeć w warunkach dalekich od tych, do jakich przywykł. Od tej pory czekało go wysłuchiwanie gróźb i połajań. Lekceważenie i sadystyczne poniżanie. Hácha szybko stracił złudzenia, że sytuacja wkrótce się poprawi, że dojdzie do wycofania wojsk i możliwe będzie budowanie normalności. Okazało się, że Niemcy wydali nakazy ograniczające wolność słowa, wprowadzono godzinę policyjną. Rozpoczęły się także aresztowania wśród komunistów, dawnych zwolenników prezydenta Edwarda Benesza i Żydów.
Kondycja psychiczna Háchy od śmierci żony była zła, a sytuacja polityczna sprawiła, że pogorszyła się jeszcze bardziej. Jego współpracownicy obawiali się, że może on nawet popełnić samobójstwo, gdyż swojego lekarza poprosił o truciznę. Jednak poczucie obowiązku sprawiło, że zdecydował się w dalszym ciągu pełnić swą funkcję i działać na rzecz swoich obywateli. Brał udział w tworzeniu nieoficjalnego funduszu wspierającego rodziny oficerów, którzy zdecydowali się na emigrację. Protestował przeciwko aresztowaniom, wspierał uwięzionych, walczył o zatrzymanie zmian prawnych. W nieoficjalnych wypowiedziach miał jednak wyrazić opinię: „Jesteśmy zamknięci bez broni razem ze świetnie uzbrojonym szaleńcem i to musi określać nasze czyny, abyśmy przez nierozwagę nie zniszczyli narodu". Sytuacja skomplikowała się, gdy w Paryżu ukształtował się nowy ośrodek emigracyjny – Czechosłowacki Komitet Narodowy, na czele które stanął poprzednik Háchy – Edward Benesz. Choć oficjalnie potępił działaczy emigracyjnych, nie złożył kompromitującej deklaracji wierności Adolfowi Hitlerowi. Nieustannie zwracał się do władz hitlerowskich o uwolnienie uwięzionych, negocjował kwestie finansowania obrońców dla stających przed sądem Czechów. Jak pisze Mariusz Surosz, Hácha do 1941 r. łączył współpracę z Beneszem z przejawami lojalności wobec Niemców. Przedstawicielom władz emigracyjnych deklarował: „Jestem do Pana [Zdenka Borek-Dohalskiego] dyspozycji, kiedykolwiek Pan sobie zażyczy. Liczę się z tym, że to [urząd prezydencki] oddam. Pan wie, komu [Beneszowi]. Do raju z Wami nie pójdę, zostanę na progu".
Zmiana na stanowisku protektora i objęcie go przez Reinharda Heidricha zakończyło bardzo trudny, ale jeszcze podlegający negocjacjom stan. Brutalny i cyniczny współorganizator „nocy długich noży" miał „usprawnić" gospodarkę protektoratu, ostatecznie rozwiązać kwestię żydowską i umocnić politykę Hitlera w Protektoracie. Nasiliły się aresztowania i prześladowania polityków. Coraz silniejsze były także działania mające na celu rozdźwięk między Háchą a Beneszem. Prezydent czuł się coraz bardziej osamotniony i rozgoryczony. Z czasem musiał bronić się zarówno przed wrogą polityką okupanta, jak i przed atakami ze strony polityków emigracyjnych. „Pan dr Benesz ma lżej, bo nie widzi, co ja: łez matek, żon, które się do mnie zwracają z rozpaczą, gdy ich synowie i mężowie popadli w nieszczęście, zwodzeni kłamliwymi radiowymi przemówieniami. On może poddawać się iluzjom, stawiać zamki na piasku i malować kuszący obraz przyszłości. My tutaj nie mamy czasu na takie rzeczy".
Stan zdrowia Háchy pogarszał się. Coraz silniej odczuwał także osamotnienie. Zaczął odsuwać się w cień, oddając pole zwolennikowi Hitlera – ministrowi edukacji Emanuelowi Moravcowi. Przebywał głównie w pałacu prezydenckim w Lanach.
Po wojnie
Jego sytuacja nie poprawiła się po zakończeniu wojny, kiedy władzę w kraju przejął obóz Edwarda Benesza. Wtedy stał się rzeczywiście niewygodny. Mógł jedynie odegrać rolę kozła ofiarnego. 13 maja 1945 r. Hácha został aresztowany. Ze względu na zły stan zdrowia trafił do szpitala więziennego na Pankracu w Pradze. Na pytania przesłuchujących już nie reagował. Cały czas znajdował się w stanie otępienia. Bardziej niż uwięzienie dotkliwym dla niego było rozstanie z towarzyszącą mu nieustannie w ostatnich latach córką Miladą. To ona była z nim, doradzała mu, towarzyszyła i wspierała go w trudnych sytuacjach. Tylko ją darzył pełnym zaufaniem. Zmarł 27 czerwca 1945 r. Po trzech dniach w tajemnicy odbył się pospieszny pogrzeb. Wczesnym rankiem bardzo skromny kondukt pogrzebowy w otoczeniu policji odprowadził trumnę z ciałem prezydenta do grobu rodzinnego. Sama uroczystość trwała zaledwie kwadrans. Zgodnie z wolą władz na nagrobku nie znalazło się nazwisko Háchy.
Kto ma prawo osądzać tę tragiczną postać? Opinie na jego temat się zmieniają – od potępienia po zrozumienie. Emil Hácha: złamany człowiek, który ze wszystkich sił starał się pomóc swoim rodakom.
Wszystkie cytaty pochodzą z książki Mariusza Surosza „Pepiki. Dramatyczne stulecie Czechów", W. A. B., Warszawa 2010
Skomentuj