W sierpniu 1943 r. Komenda Główna Armii Krajowej zleciła Kierownictwu Dywersji przeprowadzenie serii ataków na posterunki Grenzschutzu założone na wschodniej granicy Generalnego Gubernatorstwa. Celem akcji była manifestacja obecności polskiego państwa podziemnego po obu stronach sztucznej, upokarzającej granicy. Operacja opatrzona kryptonimem „Taśma" była inna niż wszystkie dotychczasowe akcje Komendy Głównej AK. Wcześniej bowiem przeprowadzano raczej jednorazowe uderzenia obliczone na osiągniecie określonego celu (np. odbicie więźnia). Tym razem miało być inaczej – na celowniku Kedywu znalazło się aż 13 posterunków granicznych. Ale na tym nie koniec. Po raz pierwszy dowódcą został 20-latek – kapitan AK Andrzej Romocki ps. „Morro".
Rewolwer „Zośki"
Andrzej Romocki (ur. w 1923 r. w Warszawie) był wnukiem powstańca styczniowego, synem żołnierza Józefa Piłsudskiego. Przerwał naukę, aby poświęcić się w całości konspiracji. Uwagę dowódców zwrócił ogromnym zaangażowaniem i talentem organizacyjnym. Dały się one poznać w maju 1943 r., kiedy „Morro" zorganizował akcję o kryptonimie „Gołąb", polegającą na wysadzeniu pociągu wiozącego niemieckich żołnierzy wracających z frontu wschodniego. Po tym sukcesie został wyznaczony na dowódcę ataku na posterunek graniczny w Sieczychach koło Wyszkowa. Niemiecka strażnica w tej wsi bardzo dała się we znaki mieszkającym tu Polakom (naziści rozdzielili rodziny mieszkające po obu stronach granicy, a do osób przekraczających ją nielegalnie strzelali). Miała to być pierwsza akcja w ramach operacji „Taśma".
Także i tutaj dał się poznać ogromny talent organizacyjny Romockiego. Zaczęło się od zwiadu. Harcerze z Warszawy przyjechali do Sieczychów i sporządzili dokładną mapę posterunku i otaczającego go terenu. Zorientowali się również kiedy odbywa się zmiana warty i ilu żołnierzy pilnuje strażnicy. Okazało się, że posterunek mieścił się w drewnianej szopie, a służbę pełni w nim dziesięciu żołnierzy. Wydawało się więc, że nie jest to znaczna siła i polscy harcerze sobie poradzą.
Pierwszym etapem akcji było zgromadzenie broni. Tu popisali się fałszerze dokumentów pracujący dla Armii Krajowej. Wytworzyli niemieckie zgody na przewóz materiałów budowlanych do leśniczówki w pobliżu Wyszkowa. Strażnicy, którzy kontrolowali samochody, nie odkryli broni i amunicji ukrytej w ogromnych butlach tlenowych. Uzbrojenie trafiło do leśniczówki położonej w pobliżu posterunku. Niemieccy strażnicy ani się zorientowali, że w okolicy dzieje się coś dziwnego. Moment przygotowania akcji tak wspominał jej uczestnik Bogdan Deczkowski ps. „Laudański": „Bardzo przeżywałem przygotowania do akcji (...) Byłem w drużynie „Kołczana" i od niego mieliśmy relację po akcji pod Arsenałem (...) Pamiętam, że w naszych dziewiętnastoletnich sercach tłukła się nuta żalu, czemu nas tam nie było (...) I wreszcie – i my ruszamy na akcję. Od Wyszkowa szliśmy leśnymi duktami wskazanymi przez chłopców z Bojowych Szkół i „Zawiszy" w Wyszkowie... Szczęśliwie – cała nasza trzynastka z drużyny „Kołczana" dotarła do naszych wart. Hasło? Sieczka! Odzew – Sad! Jest „Kołczan". Meldujemy się. I widzę – „Zośka"! Pierwszy i ostatni raz widziałem go na pamiętnym kominku – opłatku „Pomarańczarni"... Jeszcze był wtedy „Alek", „Rudy"... Teraz „Zośka" był już sam. A może nie sam – my byliśmy z nim, dumni, że go mamy (...) Poderwał nas warkot samochodu. To Wiesiek Krajewski – „Sem" nadjeżdżał z butlami, czyli całym arsenałem broni (...) „Zośka" rozdawał ją sam... Uradowany złapałem parabellum, cupnąłem pod drzewem, czyszczę lufę, zagwożdżona pociskiem! Trochę się wahałem, ale podchodzę do „Zośki", pokazuję. Wyciągnął swoje dwa pistolety zza pasa – Który wolisz? I poszedłem do akcji z coltem „Zośki"!
Gdy zapadł zmrok, harcerze opuścili leśniczówkę i przez lasy poszli w stronę posterunku granicznego. Doszli do punktu znajdującego się na skrzyżowaniach dwóch leśnych dróg w pobliżu strażnicy. Tu podzielili się na grupy i rozpoczęli atak. Ale plan nie do końca się powiódł. Jeden z Niemców zauważył harcerza i oddał do niego serię strzałów z broni maszynowej. Nie trafił, ale zaalarmował kolegów. Sekundę później wybuchły dwa granaty ręczne wrzucone do strażnicy, a po nich rozległa się seria wystrzałów. Chwilę później harcerze zaczęli szturm na strażnicę. „W trwającym łoskocie przebił się głośny rozkaz: Naprzód! (...) Sylwetki trudne do odróżnienia zerwały się wpadając kolejno w furtkę. Tuż za furtką przeskakiwały kolejno przez „coś" leżące na ścieżce, w nieprzytomnym niemal pędzie do sieni. Przebycie skokiem bez zatrzymania przestrzeni od furtki do budynku było sprawą zasadniczą" – wspominał początek akcji harcerz o pseudonimie „Kadłubek".
Jako pierwszy pobiegł „Zośka". I to jego trafiła zabłąkana niemiecka kula. Ciężko ranny padł na ziemię. „Powodzenie akcji było całkowicie uzależnione od zaskoczenia Niemców. Tymczasem po rzuceniu granatów nastąpiła chwila wyczekiwania – trwała ona ułamki sekund, lecz była niewątpliwie tym, co wielu teoretyków wojny nazywa kryzysem boju. Kryzys przełamał Tadeusz, podrywając najbliższych chłopców do ataku. Pierwszy wpadł w drzwi strażnicy i tu trafił go śmiertelny strzał w samo serce. Walka została wygrana; strażnica opanowana; Niemcy wybici. Z naszej strony tylko jedna strata – Tadeusz" – wspominał po latach Stanisław Broniewski.
Przyjaciele z jednej klasy
Kim był człowiek, którego strata okazała się tak wielka dla polskiego podziemia? Tadeusz Zawadzki urodził się 24 stycznia 1921 r. w Warszawie w rodzinie o bogatych tradycjach patriotycznych. Jego ojciec, Józef Zawadzki – inżynier chemii – był przed wojną dziekanem Wydziału Chemicznego, prorektorem i w końcu rektorem Politechniki Warszawskiej. Matka, Leona, z domu Siemińska, była nauczycielką i działaczką społeczną. We wrześniu 1933 r. Tadeusz zaczął naukę w stołecznym Państwowym Gimnazjum im. Stefana Batorego. W jego klasie uczyli się późniejsi młodzi liderzy Szarych Szeregów – Aleksy Dawidowski ps. „Alek", Jan Bytnar ps. „Rudy" i Krzysztof Kamil Baczyński ps. „Kamil". Razem też, jesienią 1933 r., zaczęli działalność harcerską, tworząc 23. Drużynę im. Bolesława Chrobrego. Ich losy w przedziwny sposób splotły się cztery lata później, w ostatnich tygodniach życia. Gdy kilka miesięcy później wybuchła wojna, Zawadzki i jego koledzy znaleźli się w strukturach ruchu oporu, rozpoczynając w grudniu 1939 r. akcje małego sabotażu. Polegały one na malowaniu na miejskich murach kotwicy – symbolu walczącego państwa podziemnego.
W strukturach państwa podziemnego Zawadzki bardzo szybko awansował. Już w styczniu 1940 r. został łącznikiem w komórce więziennej Związku Walki Zbrojnej. Brał wówczas udział w przekazywaniu wiadomości Polakom więzionym przez gestapo. Rok później jego drużyna harcerska została włączona do Szarych Szeregów, czyli organizacji harcerskiej działającej w strukturach Polski Podziemnej. Przybrał pseudonim „Zośka" i został komendantem hufca „Mokotów Górny", działającego pod komendą Chorągwi Warszawskiej. Wkrótce później awansował na komendanta obwodu mokotowskiego. Awansował, bo osobiście wymalował na warszawskich murach najwięcej symboli kotwicy. Harcmistrz Aleksander Kamiński – komendant główny rejonu „Wawer" nadał mu za to drugi pseudonim – „Kotwicki". Harcerze odegrali także główną rolę w akcji dywersyjnej o kryptonimie „N", polegającej na dywersyjnej propagandzie w języku niemieckim.
W sierpniu 1942 r. Zawadzki otrzymał stopień podharcmistrza, a miesiąc później zorganizował dla swojej drużyny całodzienne, wyczerpujące ćwiczenia w Lasach Chojnowskich. Przygotowywał młodych kolegów do roli konspiratorów walczących z Niemcami. Decyzja okazała się „strzałem w dziesiątkę", bo w następnych tygodniach „Zośka" i jego młodzi koledzy mieli zostać przydzieleni do akcji dywersyjnych. Zaczęło się w styczniu 1943 r. Harcerski patrol wysadził w powietrze fragment torów kolejowych w pobliżu Kraśnika niedaleko Lublina. Dwa tygodnie później „Zośka" dowodził akcją wykonania wyroku śmierci na Polaku, który wydał gestapo Andrzeja Honowskiego, prowadzącego wytwórnię materiałów wybuchowych dla potrzeb Kierownictwa Dywersji AK. Później on i jego ludzie wzięli udział w ewakuacji mieszkania konspiracyjnego zidentyfikowanego przez Niemców wskutek donosu polskiego konfidenta. A kilka tygodni później, 26 marca 1943 r., Zawadzki wziął udział jako dowódca oddziału szturmowego w Akcji pod Arsenałem. Uwolniono wówczas 25 Polaków przewożonych z więzienia na Pawiaku do siedziby gestapo przy Alei Szucha. Wśród odbitych był Jan Bytnar ps. „Rudy" – przyjaciel z klasy gimnazjalnej, a później kolega z Szarych Szeregów. „Rudy" – poddawany brutalnym przesłuchaniom na Pawiaku – nie zadenuncjował nikogo z kolegów, ale wykończony torturami zmarł wkrótce po akcji.
Coraz bardziej doświadczony „Zośka" został więc samodzielnym dowódcą akcji bojowych. Nocą z 19 na 20 maja 1943 r. zdał „bojowy egzamin oficerski", dowodząc akcją w Celestynowie. Uwolniono wówczas 49 więźniów przewożonych specjalnym transportem z Zamku Lubelskiego do obozu koncentracyjnego w Auschwitz. W akcji zginęło czterech gestapowców i dwóch Polaków. Obserwator akcji z ramienia dowództwa AK – Adam Pług ps. „Borys" ocenił przygotowanie i przebieg operacji jako wzorowe i wystawił „Zośce" ocenę celującą. Od tego momentu Zawadzki był już pełnoprawnym dowódcą akowskich akcji dywersyjnych. Trzy tygodnie później poprowadził zakończoną pełnym sukcesem akcję wysadzenia mostu kolejowego pod Czarnocinem na Wolbórce. Nocą z 20 na 21 sierpnia pojechał do Sieczychów koło Wyszkowa, aby wziąć udział w akcji „Taśma". I z tej akcji już nie wrócił.
Bohater przyszłych pokoleń
Koledzy wynieśli rannego „Zośkę" poza linię strzału. Jednak nie byli w stanie mu pomóc. Harcerz skonał po chwili na rękach lekarza. W tym czasie atakujący wdarli się do budynku, wybili broniących się Niemców i zdobyli pieniądze przeznaczone później na działalność konspiracyjną. Chwilę później pod strażnicę podjechały furmanki. Na jednej położono zwłoki „Zośki", na drugiej dwóch rannych kolegów. Zajęły się nimi dwie piękne sanitariuszki.
Ciało Zawadzkiego przewieziono do szpitala. Tam lekarz spokrewniony z jednym z uczestników akcji wystawił mu fałszywe świadectwo zgonu, z którego wynikało, że „Zośka" zmarł z powodu choroby, a nie w wyniku akcji. Dopiero z tym zaświadczeniem możliwe było pochowanie harcerza. Jego pogrzeb odbył się we wtorek, 24 sierpnia 1943 r. na warszawskich Powązkach. Skromny grób tego wielkiego patrioty i wybitnego Polaka znajduje się na Powązkach do dziś. Krzyż nagrobny ozdobiono czarno-białą fotografią harcerza. W dniu pogrzebu warszawskie Grupy Szturmowe przemianowano na batalion, który nazwano imieniem „Zośki". Rok później odział ten wsławił się wyjątkowym bohaterstwem podczas powstania warszawskiego. Tak powstała legenda „Zośki" – harcerza, który zginął, walcząc o wolną Polskę.
Skomentuj