Pod koniec lat 50. na Zachodzie było już wiadomo, że zbrodni katyńskiej dokonali Sowieci. Miał tego świadomość również szef KGB Aleksander Szelepin. To on postanowił zniszczyć dowody zbrodni znajdujące się w archiwach podległej mu służby.
Ściśle tajne
3 marca 1959 r. Szelepin sporządził odręczną notatkę dla sekretarza generalnego KPZR Nikity Chruszczowa. Sprawa była szczególnej wagi. Chodziło o polskich oficerów z obozów w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie, którzy zostali rozstrzelani na mocy decyzji Biura Politycznego KC WKP (b) z 5 marca 1940 r. Szelepin zaznaczył, że na podstawie decyzji tzw. trójki NKWD rozstrzelano wówczas łącznie 21 857 osób. Wymienił także miejsca egzekucji: las katyński w obwodzie smoleńskim, gdzie zlikwidowano 4421 osób; okolice Charkowa, gdzie rozstrzelano 3820 osób; obóz ostaszkowski, gdzie zgładzono 6311 osób. Z notatki wynikało, że w tym samym czasie rozstrzelano również 7305 osób w obozach i więzieniach na terenie zachodniej Ukrainy oraz Białorusi. Jak pisał Szelepin, akta wszystkich rozstrzelanych były przechowywane w opieczętowanym pomieszczeniu w siedzibie KGB i nie miały już ani operacyjnej, ani historycznej wartości.
W związku z tym zaproponował, by je zniszczyć, a zachować jedynie w osobnej teczce protokoły posiedzeń trójki NKWD oraz potwierdzenia wykonania jej decyzji. Jako uzupełnienie dołączył jednozdaniowy projekt uchwały Komitetu Centralnego KPZR zezwalającej KGB na zniszczenie wszystkich teczek personalnych. Notatkę wraz z załącznikiem oznaczył jako „ściśle tajne". Szelepin zamierzał osobiście przekazać notatkę Chruszczowowi. Nigdy tak wcześniej nie robił. Ale sprawa rozstrzelania polskich jeńców wojennych wydawała mu się absolutnie wyjątkowa. Dlatego właśnie chciał zachować maksymalną ostrożność. Zresztą w notatce zaznaczył lakonicznie, że „jakakolwiek nieprzewidziana niedyskrecja może doprowadzić do zdekonspirowania przeprowadzonej operacji, ze wszystkimi niepożądanymi dla naszego państwa konsekwencjami".
Szef KGB dobrze wiedział, czym może grozić przyznanie się do zbrodni na polskich oficerach sprzed prawie 20 lat. I wcale nie chodziło o jakieś konsekwencje ze strony polskiego sąsiada. Można było być pewnym, że polscy towarzysze zrobią wszystko, aby utrzymać niemieckie sprawstwo tej zbrodni. Chodziło przede wszystkim o to, co jeszcze w sprawie Katynia zrobi Zachód i jak może to wykorzystać na arenie międzynarodowej, aby zaszkodzić Związkowi Sowieckiemu. Czy szef KGB żywił wówczas obawy na wyrost? Być może trochę tak. Na pewno chciał maksymalnie zatrzeć ślady zbrodni, a jedyne pozostawione dokumenty poddać jak najlepszej kontroli, umieszczając je w specjalnej teczce, która będzie dostępna tylko dla przywódców Związku Sowieckiego.
Dezinformacja przegrywa z prawdą
Powojenne doświadczenia Sowietów związane ze zbrodnią katyńską nie były dla nich zbyt dobre. W gruncie rzeczy zimna wojna w stosunkach między Wschodem a Zachodem stała się sprzymierzeńcem tych wszystkich, którzy zamierzali przybliżyć światu prawdę o Katyniu. Wraz z nią sowieckie władze zostały zmuszone do systematycznej obrony kłamstwa katyńskiego – oficjalnej wersji Sowietów mówiącej o niemieckim sprawstwie zbrodni. Prawdziwy przełom na Zachodzie nastąpił w latach 1948–1949. Punktem zwrotnym były m.in. publikacje autorstwa generała Władysława Andersa, byłego premiera polskiego rządu w Londynie Stanisława Mikołajczyka, wybitnego polskiego pisarza Józefa Mackiewicza oraz amerykańskiego dziennikarza Juliusa Epsteina. Zwłaszcza publikacje tego ostatniego wzbudziły zaniepokojenie sowieckich władz, które postanowiły przystąpić do propagandowej kontrofensywy.
W jej ramach na przełomie czerwca i lipca 1949 r. KGB zainspirowało serię dziewięciu artykułów pod tytułem „Katyń nie jest żadną zagadką" w niemieckiej gazecie „Hamburger Volkszeitung". Artykuły, które miały podbudować sowieckie kłamstwo, wskazywały, że Niemcy – chcąc obwinić Związek Sowiecki – sami zainscenizowali zbrodnię w Katyniu, specjalnie przywożąc tam zamordowanych w Polsce oficerów. Kolejne inspirowane przez Sowietów publikacje w zachodnich mediach stawiały retoryczne pytanie: „Dlaczego wskrzesza się goebbelsowskie kłamstwo, któremu już dawno dano odpór?". Efekty propagandowej kontrofensywy szybko jednak okazały się niewystarczające. Zachodnia prasa coraz śmielej pisała o Katyniu.
Wkrótce wydarzyło się coś, co o wiele bardziej zaniepokoiło Sowietów. W listopadzie 1949 r. Amerykanie rozpoczęli przygotowania do powołania Komisji Katyńskiej Kongresu (Select Committee to Investigate and Study the Facts, Evidence, and Circumstances of the Katyn Forest Massacre). Faktyczną działalność komisja rozpoczęła dopiero 11 października 1951 r. Przesłuchania wezwanych przez nią świadków mocno wystraszyły sowieckie władze, zwłaszcza że na bieżąco były relacjonowane i komentowane przez zachodnie media. Gdy w lutym 1952 r. amerykański rząd przekazał Związkowi Sowieckiemu oficjalne zaproszenie do współpracy w wyjaśnieniu zbrodni katyńskiej, wywołało to napięcia na linii Moskwa – Waszyngton. W odpowiedzi Kreml przesłał stronie amerykańskiej „Notę rządu sowieckiego do rządu USA", wskazując, że zaproszenie to godzi „w obowiązujące powszechnie normy dotyczące stosunków międzynarodowych", stanowi „obrazę Związku Sowieckiego" i może jedynie służyć „zniesławieniu Związku Sowieckiego i rehabilitacji faszystów powszechnie uznanych za winnych zbrodni hitlerowskich". Następnie sowiecka prasa zaczęła publikować sprawozdanie komisji Nikołaja Burdenki, która badała zbrodnię jeszcze w czasie trwania działań wojennych, oraz obszernie komentowała działalność komisji Kongresu USA, uznając ją za „nową prowokację amerykańskich podżegaczy wojennych".
Do kampanii propagandowej zaangażowano również bratnie partie komunistyczne w krajach Europy Wschodniej. Kolportowały one sowiecką notę do rządu USA oraz rozpowszechniały sowieckie broszury i publikacje na temat zbrodni katyńskiej. Sowieci nie zawahali się wykorzystać nawet prawosławnego duchowieństwa. 5 marca 1952 r. moskiewskie radio wyemitowało audycję z udziałem metropolity Cerkwi prawosławnej Mikołaja, który brał udział w pracach komisji Burdenki. W swoim oświadczeniu Mikołaj zarzucił USA, że dopuściły się „straszliwej prowokacji wobec Związku Sowieckiego".
Pod koniec 1952 r. Sowieci po raz pierwszy od czasu II wojny światowej zaczęli brać pod uwagę scenariusz demontażu swojego kłamstwa na temat zbrodni katyńskiej. Śmierć Józefa Stalina i zmiana sytuacji w Związku Sowieckim spowodowały jedynie chwilowe wyhamowanie działań negujących sowieckie sprawstwo zbrodni. Wkrótce nastąpiła kolejna ofensywa prawdy w sprawie Katynia. 26 lipca 1956 r. członkowie amerykańskiej komisji skierowali do przywódcy Związku Sowieckiego Nikity Chruszczowa list, w którym wezwali go do uznania sowieckiej odpowiedzialności za mord katyński. Chruszczow obawiał się, że strona amerykańska podejmie na forum międzynarodowym kolejne inicjatywy w celu wyjaśnienia i osądzenia zbrodni. Dla Sowietów był to naprawdę trudny moment. Mimo to postanowili powrócić do polityki tuszowania zbrodni i zainicjowali kolejną propagandową kontrofensywę.
Zbiegła się ona z publikacją nowych faktów na temat zbrodni, przedstawionych 20 lipca 1957 r. w tygodniku „7 Tage". Niemieckie pismo, powołując się na polskie źródła, opublikowało raport NKWD w Mińsku, dotyczący likwidacji obozów w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie. Tym razem KGB robiło wszystko, aby dokument ten nie ukazał się w krajach obozu komunistycznego, a zwłaszcza w Polsce. Działania te były jednak tylko gaszeniem pożaru, który już został wzniecony. Na zachodzie Europy i w USA pojawiało się coraz więcej publikacji podważających wersję Kremla i odsłaniających prawdziwe kulisy zbrodni. Stronie sowieckiej coraz trudniej było je zwalczać. W tej sytuacji propozycja Szelepina, by zatrzeć ślady zbrodni, nie była zupełnie przypadkowa.
Dalsze losy notatki
Jak wyglądały dalsze losy notatki szefa KGB, tego nawet dzisiaj dokładnie nie wiemy. Można jednak przypuszczać, że trafiła ona najpierw w ręce Nikity Chruszczowa, tak jak chciał Szelepin. Tylko on mógł podjąć decyzję o przedstawieniu propozycji Szelepina na posiedzeniu Biura Politycznego, które ewentualnie zaaprobuje zniszczenie teczek ofiar zbrodni katyńskiej. Czy Chruszczow rzeczywiście tak zrobił? Być może. W każdym razie notatka Szelepina wraz z jego projektem uchwały znalazła się później w „Teczce specjalnej nr 1", oznaczonej klauzulą „ściśle tajne", w której umieszczono najważniejsze i najbardziej tajne dokumenty dotyczące zbrodni. Teczka ta została zdeponowana w sektorze nr 6 w tajnej części Archiwum KC WKP (b) – KPZR. Stały dostęp do niej mógł mieć tylko szef sowieckiego państwa i szef wspomnianego archiwum. Nikt więcej.
I tak było do czasu, gdy na Kremlu władzę objął Michaił Gorbaczow. Wraz z jego nastaniem w Związku Sowieckim wszystko zaczęło się stopniowo zmieniać. Zapoczątkowana przez niego polityka głasnosti musiała również doprowadzić do ponownego zmierzenia się z tematem Katynia. Gorbaczow szybko zdał sobie sprawę, że wcześniej czy później będzie musiał dokonać rewizji dotychczasowej sowieckiej polityki w sprawie Katynia i być może wycofać się z uprawianego od niemal pół wieku kłamstwa katyńskiego. Dla niego samego mogła to być kwestia politycznej wiarygodności na arenie międzynarodowej. Trzeba było bowiem zakładać, że Zachód wyjdzie z inicjatywą mającą go zmusić do uznania sowieckiego sprawstwa zbrodni.
Właśnie wtedy zaczęły się pojawiać symptomy zmiany sowieckiego stanowiska w sprawie zbrodni katyńskiej. Pierwszym z nich było podpisanie 21 kwietnia 1987 r. w Moskwie „Deklaracji o współpracy polsko-radzieckiej w dziedzinie ideologii, nauki i kultury". Mówiła ona m.in. o tym, aby historycznie obciążone polsko-sowieckie stosunki dostrzegać „w całej ich prawdzie". Postulowała również wzajemną wymianę dokumentów historycznych. W maju 1987 r. doszło nawet do spotkania polskich i sowieckich historyków w tej sprawie. Jednak strona sowiecka mimo wcześniejszych deklaracji nadal blokowała dostęp do swoich archiwów.
W marcu 1988 r. 59 znanych polskich intelektualistów wystosowało list otwarty, w którym wezwało Związek Sowiecki do ujawnienia prawdy o Katyniu. List polskich intelektualistów był dokładnie tym, czego obawiał się Gorbaczow i co zmusiło Kreml do podjęcia kolejnych działań. W marcu następnego roku Biuro Polityczne KC KPZR przyjęło uchwałę o przygotowaniu założeń nowej sowieckiej polityki w sprawie Katynia. Jej zręby opracował w lutym 1990 r. Walentin Falin, kierownik Wydziału Międzynarodowego KC KPZR. Proponował on uznanie NKWD za sprawcę zbrodni, ale jednocześnie sugerował oddzielenie sprawcy od państwa. Chodziło przede wszystkim o to, aby mord w Katyniu nie był kojarzony z sowieckim państwem, a zwłaszcza z jego kierownictwem. Należało zatem odpowiednio wyselekcjonować dokumenty archiwalne, aby potwierdzały tę wersję, a potem spektakularnie przekazać je stronie polskiej. Zgodnie z tym założeniem 7 kwietnia 1990 r. państwowa agencja TASS wydała oświadczenie, w którym odpowiedzialnością za zbrodnię obarczono NKWD, podkreślając zarazem, że ustalenie to jest wynikiem najnowszych badań sowieckich historyków i archiwistów. Zwieńczeniem tego planu było przekazanie wybranych odtajnionych dokumentów gen. Wojciechowi Jaruzelskiemu podczas jego wizyty w Moskwie w dniach 11–14 kwietnia 1990 r.
W rzeczywistości cały ten plan był jedynie obłudną polityczną grą Gorbaczowa, który nadal ukrywał najważniejsze dokumenty znajdujące się w „Teczce specjalnej nr 1" (w tym notatkę Szelepina), choć jako przywódca Związku Sowieckiego musiał znać jej zawartość. Nie zamierzał jednak zdradzać tej tajemnicy nawet po zmianie strategii w sprawie zbrodni w Katyniu i wszczęciu oficjalnego śledztwa. Tak było m.in. wtedy, gdy w maju 1991 r. naczelny prokurator ZSRS Nikołaj S. Turobin poinformował go, że w trakcie śledztwa nie udało się odnaleźć akt rozstrzelanych polskich oficerów.
Ale historia okazała się przewrotna dla Gorbaczowa. Stało się to wraz z dojściem do władzy Borysa Jelcyna i rozpadem sowieckiego imperium. Jelcyn, mając dostęp do „Teczki specjalnej nr 1", postanowił upokorzyć Gorbaczowa, swojego politycznego rywala. Na jego polecenie naczelny archiwista Rosji Rudolf Pichoja 14 października 1992 r. przekazał prezydentowi RP Lechowi Wałęsie kopie dokumentów z „Teczki specjalnej nr 1" wraz z notatką szefa KGB i przygotowanym dla politbiura projektem uchwały w sprawie zniszczenia teczek zamordowanych polskich oficerów. I tak skończyła się historia notatki Szelepina, który postanowił zatrzeć ślady zbrodni katyńskiej.
Kontrowersje pozostały
Mimo upływu 55 lat wokół notatki Aleksandra Szelepina nadal istnieje wiele kontrowersji. Najważniejsza z nich dotyczy tego, czy propozycja zniszczenia teczek osobowych w ogóle została wcielona w życie. Amerykański historyk Benjamin B. Fischer uważa, że sam Nikita Chruszczow zdecydowanie odrzucił wniosek Szelepina. Z kolei wielu polskich historyków podkreśla, że operacja zniszczenia akt musiałaby być przedsięwzięciem bardzo pracochłonnym, rozłożonym w czasie i technicznie trudnym do wykonania. Co szczególnie istotne, do tej pory nie poznaliśmy żadnego dokumentu, który potwierdzałby przeprowadzenie takiej operacji. Nie znamy bowiem ani protokołów zniszczenia teczek, ani żadnej innej korespondencji z tym związanej, co jest sprzeczne z praktyką działania Sowietów w tego typu sprawach. Poza tym nie poznaliśmy nawet tego, co miało pozostać po ich zniszczeniu, czyli protokołów posiedzeń trójki NKWD, których istnienie potwierdził Szelepin w swojej notatce.
Prawdopodobnie więc teczki personalne polskich oficerów rozstrzelanych w Katyniu nadal kryją się w rosyjskich archiwach. Możemy jedynie cierpliwie czekać na ich otwarcie i udostępnienie wszystkich archiwaliów oraz pełnej dokumentacji śledztwa katyńskiego prowadzonego przez rosyjską Naczelną Prokuraturę Wojskową. Tylko wtedy będzie możliwe dokładna rekonstrukcja zbrodni katyńskiej.
Skomentuj