Obrady plenum KC KPZR, które rozpoczęły się 27 stycznia 1987 r., otworzył Michaił Gorbaczow referatem „o przebudowie i polityce kadrowej partii". Wskazywał w nim, że Związek Sowiecki potrzebuje „demokracji jak powietrza do oddychania". Jak podkreślił: „Jeśli tego nie zrozumiemy lub jeśli rozumiejąc, nic nie uczynimy, aby ją poszerzać, rozwijać i wciągać pracujących całego kraju do procesu przebudowy, wtedy, towarzysze, nasza polityka i nasza przebudowa się uduszą". Za nowym propagandowym stylem zwanym głasnostią i nowym stylem zarządzania państwem zwanym pierestrojką w rzeczywistości stała zupełnie nowa doktryna polityczna. Miała ona w przyszłości doprowadzić do odbudowania politycznych wpływów sowieckiego imperium i jeszcze bardziej je poszerzyć. Zaledwie dwa dni później, 29 stycznia, zrobiono pierwszy krok w realizacji tej doktryny. Rządy PRL i ZSRR podpisały umowę o współpracy gospodarczej. Dotyczyła ona budowy gazociągu Jamburg oraz związanych z nim dostaw gazu ziemnego z ZSRR do Polski. Budowa magistrali gazowej była częścią długofalowego programu współpracy gospodarczej, który obydwie strony przyjęły 4 stycznia 1984 r. Zgodnie z ustaleniami umowy strona polska miała zbudować gazociąg wiodący ze złoża w Jamburgu do granic Polski, tak aby zapewnić dostawy sowieckiego gazu, które w całości pokrywałyby nasze potrzeby. Jednocześnie dostarczany surowiec miał być sposobem zapłaty za wykonaną przez Polskę inwestycję. Krótko mówiąc: udzielając Sowietom tzw. kredytu jamburskiego, Polska miała ponieść zasadnicze koszty związane z budową gazociągu.
Do podpisania umowy doszło w szczególnych dla Polski okolicznościach. W 1987 r. strona sowiecka kilkakrotnie naciskała w tej sprawie na premiera Zbigniewa Messnera. Presja jeszcze bardziej nasiliła się pod koniec roku, kiedy Messner znalazł się w wyjątkowo trudnej sytuacji. Jego projekt zwany II etapem reformy gospodarczej legł w gruzach, bo w referendum 29 listopada 1987 r. społeczeństwo nie zgodziło się na radykalne uzdrawianie gospodarki. Tymczasem ta pogrążała się w zapaści.
Sowiecka doktryna przyszłości
Podpisana przez premiera Zbigniewa Messnera w Moskwie umowa nie była przypadkowa. Wpisywała się w szerszy plan działań Kremla w Europie, będący realizacją zupełnie nowej doktryny geopolitycznej. Prace nad nią trwały już od końca lat 70., a jej pierwszy zarys zaprezentował w marcu 1983 r. na posiedzeniu Politbiura Walentin Michajłowicz Falin, ówczesny szef Wydziału Europy Wschodniej KC KPZR. Falin był osobą wyjątkową w sowieckiej elicie władzy. W latach 1971–1978 był sowieckim ambasadorem w Republice Federalnej Niemiec, potem pracował w Agencji Informacyjnej Nowosti, by ponownie trafić do Wydziału Międzynarodowego KC KPZR. Był uważnym obserwatorem i znakomitym analitykiem, a przy tym nieprzeciętnie inteligentnym człowiekiem. W opracowaniu nowej doktryny blisko współpracował z Jurijem Aleksandrowiczem Kwicinskim, który także przez wiele lat pełnił służbę w sowieckiej dyplomacji, dochodząc nawet w 1991 r. do stanowiska wiceministra spraw zagranicznych.
Zaprezentowana przez Falina doktryna była w istocie mocno wybiegającym w przyszłość planem utrzymywania politycznych wpływów w Europie. Przewidywała bowiem zbudowanie kolejnych rurociągów i gazociągów do tych krajów, które na zawsze miały się znaleźć w strefie politycznych wpływów Kremla. Krótko mówiąc, doktryna Falina zakładała utrzymanie w Europie monopolu na dostawy surowców energetycznych, by w ten sposób uzależnić od Sowietów wiele krajów. Dla Falina i Kwicinskiego było jasne, że bez dostaw sowieckiej ropy i gazu ich gospodarki nie będą w stanie samodzielnie funkcjonować.
Doktryna ta była znakomitym połączeniem precyzyjnej analizy potrzeb europejskiej gospodarki i geopolitycznego myślenia Sowietów o świecie. Jednak swoistym punktem wyjścia do jej skonstruowania była długofalowa ocena sytuacji w samym Związku Sowieckim. Falin i Kwicinski założyli bowiem, że w przyszłości Sowieci nie będą w stanie utrzymać politycznych wpływów w taki sposób, jak robili to do tej pory. Przewidywali, że Związek Sowiecki wejdzie w fazę głębokich, wręcz rewolucyjnych zmian i dotychczasowy blok wschodni może ulec całkowitemu demontażowi. Chodziło zatem o to, aby w zupełnie nowych warunkach politycznych i ekonomicznych nie tylko utrzymać dotychczasowe wpływy, ale także je poszerzać. Falin i Kwicinski wyobrażali sobie również, że Europa stanie się w przyszłości gospodarczym organizmem „ukrwionym" sowieckimi ropociągami i gazociągami. I tylko dzięki nim będzie mogła normalnie funkcjonować.
W drugiej połowie lat 80. w politycznych planach Kremla opartych na wspomnianej doktrynie Polska miała być krajem najważniejszym, bo przez jej terytorium mogły biec nowe nitki przesyłowe rosyjskich surowców energetycznych. Budowa magistrali gazowej z potężnego złoża jamburskiego miała być pierwszą tego typu inwestycją. I to wykonaną polskimi rękami i za polskie pieniądze.
Pusta kasa państwa
Realizacja umowy z 1987 r. od początku napotkała na potężne trudności. Już po kilkunastu miesiącach okazało się, że Polska nie jest w stanie samodzielnie finansować tej inwestycji. Jesienią 1988 r. nasza gospodarka była w stanie głębokiej zapaści. Wcześniejsze rozpaczliwe ruchy komunistycznych władz okazały się zupełnie chybione. W lutym 1988 r. rząd Zbigniewa Messnera przeprowadził operację cenowo-dochodową, wprowadzając najwyższe od 1982 r. podwyżki cen żywności przy zaledwie symbolicznych rekompensatach płacowych, co wywołało na przełomie kwietnia i maja potężną falę strajków, które w efekcie spowodowały dymisję gabinetu Messnera. Na przełomie lipca i sierpnia wybuchła kolejna fala strajków, nie mniej potężna od poprzedniej. We wrześniu w Polsce gwałtownie spadła produkcja, a problemy z zaopatrzeniem zaczęły się dramatycznie pogłębiać. Inflacja zbliżała się do 70 proc., niebezpiecznie rosło też zadłużenie zagraniczne. Polska nie tylko nie płaciła rat swojego długu, ale nawet wstrzymała spłatę odsetek od zaciągniętych kredytów.
Władze PRL postanowiły jednak jeszcze raz podjąć próbę ratowania socjalistycznej gospodarki. Zadanie to powierzono Mieczysławowi Rakowskiemu, który 27 września 1988 r. objął fotel premiera. W swoim exposé zapowiedział budowanie „socjalistycznej gospodarki rynkowej", opartej na liberalnej polityce gospodarczej i samodzielności przedsiębiorstw, mających się teraz kierować zasadami „racjonalności i rachunku ekonomicznego". Ilustracją nowego podejścia do gospodarki miało być zlikwidowanie rzekomo nierentownej Stoczni Gdańskiej. W rzeczywistości powodem likwidacji nie była jej nierentowność, ale to, że właśnie tam zaczynały się strajki i protesty, które potem obejmowały cały kraj. Podejmując taką decyzję, władze zakładały również, że przyczyni się to do osłabienia podziemnej „Solidarności". Jednak ten nieprzemyślany ruch groził kolejną falą strajków, która mogła doprowadzić do całkowitego załamania gospodarczego.
FOZZ od początku był kontrolowany przez komunistyczne służby specjalne, które pilnowały wypełniania sojuszniczych zobowiązań wobec Związku SowieckiegoDo ekipy gen. Wojciecha Jaruzelskiego coraz mocniej zaczynała docierać świadomość nieuchronnej katastrofy. We wrześniu 1988 r. władze zainicjowały rozmowy z przedstawicielami opozycji, rozpoczynając realizację dawno przygotowanego awaryjnego planu ratowania socjalistycznego państwa. W istocie zmierzał on jedynie do zmiany formuły sprawowania władzy i dopuszczenia części opozycji do udziału w rządach, które byłyby jednak całkowicie kontrolowane przez komunistów. Rokowania te prowadzono w podwarszawskiej Magdalence od września 1988 r. do wiosny następnego roku. Równolegle 6 lutego 1989 r. rozpoczęły się obrady Okrągłego Stołu. Te jednak w przeciwieństwie do kameralnych i utajnionych rozmów w Magdalence przebiegały w znacznie szerszej formule politycznej i były na bieżąco relacjonowane.
Pod koniec 1988 r. w ekstremalnie trudnej sytuacji gospodarczej palącym problemem dla komunistycznych władz stało się wywiązanie z umowy zawartej w Moskwie 29 grudnia 1987 r. Kolejne etapy budowy gazociągu jamburskiego były poważnie zagrożone. PRL-owskie władze nie miały już możliwości zaciągnięcia w zachodnich bankach kredytów na dokończenie tej inwestycji. Tymczasem harmonogram prac stawał się praktycznie niewykonalny bez wyasygnowania przez stronę polską dodatkowych środków. Sytuację pogarszały naciski Kremla, który za wszelką cenę usiłował doprowadzić do terminowego oddania całej inwestycji, co przewidziano na styczeń 1989 r.
Koło ratunkowe
Jesienią 1988 r. w kręgu ludzi z Oddziału Y (najbardziej utajnionej struktury Zarządu II Sztabu Generalnego, czyli komunistycznego wywiadu wojskowego) trwały przygotowania do operacji wykupu polskiego długu za granicą. Do tego potrzebna była jednak zewnętrzna struktura. 15 lutego 1989 r. Sejm przyjął więc ustawę o powołaniu Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, a już w marcu zaczęto tworzyć jego struktury. Andrzej Wróblewski, ówczesny minister finansów w rządzie Mieczysława Rakowskiego, powołał dyrektora generalnego FOZZ oraz członków rady nadzorczej. Dyrektorem generalnym został Grzegorz Żemek, a w skład rady nadzorczej funduszu weszli m.in. Janusz Sawicki, Dariusz Rosati, Grzegorz Wójtowicz, Zdzisław Sadowski, Jan Wołoszyn i Jan Boniuk. Jak się po latach okazało, taki zestaw personalny we władzach FOZZ wcale nie był przypadkiem. FOZZ nadano też niezależną od Ministerstwa Finansów osobowość prawną, powierzając mu gromadzenie środków na obsługę polskiego zadłużenia zagranicznego. Fundusz był też pierwszą w PRL instytucją uprawnioną do gromadzenia środków walutowych i obracania nimi poza systemem wydzielonych do operacji walutowych banków państwowych. Oficjalnie miał realizować jeden zasadniczy cel: wykup polskiego długu na rynku wtórnym. Z powodu głębokiego kryzysu finansowego w kraju cena naszych papierów dłużnych była bardzo niska.
Ustawa o FOZZ została przyjęta już w czasie trwania Okrągłego Stołu i zapoczątkowanych jeszcze we wrześniu 1988 r. poufnych rozmów między władzą a opozycją w Magdalence. Ale zarówno w Magdalence, jak i przy Okrągłym Stole kwestia FOZZ nigdy nie została poruszona. Główny aktor tych rozmów, szef MSW gen. Czesław Kiszczak, uważał projekt FOZZ za całkowicie „suwerenny" i jako taki niepodlegający jakimkolwiek negocjacjom z przedstawicielami opozycji.
Sama idea skupowania własnych długów nie była pomysłem nowatorskim. Wiedzę o tym jako jeden z pierwszych zdobył Grzegorz Żemek, ps. Dik, jeden z najcenniejszych wówczas agentów Oddziału Y. Gdy przedstawił ją szefom wywiadu wojskowego, ci natychmiast kupili pomysł i zaprezentowali go gen. Kiszczakowi. I to on wziął na siebie ciężar przekonania do tego planu gen. Jaruzelskiego i całego partyjnego kierownictwa. Pomysł utworzenia FOZZ trafił na korzystny grunt jeszcze z jednego powodu. Władze PRL, zasłaniając się katastrofalnym stanem finansów państwa, odmawiały spłaty zobowiązań. To komplikowało międzynarodowe położenie Polski i jej gospodarcze relacje z krajami zachodnimi. Możliwość skupowania długu przez odpowiednią instytucję była więc przekonującym argumentem. A jeszcze bardziej przekonujące było to, że dług można wykupić za jedną dziesiątą jego wartości (każdy dolar długu kosztował 10 centów). Był tylko jeden kłopot: wykup zadłużenia na rynku wtórnym rażąco naruszał umowy Polski z jej wierzycielami.
Ale głównym działaniem FOZZ wcale nie był skup długu. Już po kilku miesiącach funkcjonowania środki FOZZ zaczęto przeznaczać na dokończenie jamburskiej magistrali gazowej. W latach 1989–1990 z kasy FOZZ finansowano kolejne raty kredytu na budowę gazociągu. Co więcej, w 1989 r. faktyczne koszty „zadania jamburskiego" poniesione przez Polskę znacznie przewyższały pierwotnie zaplanowane kwoty: ponad 212 mld zł w miejsce przewidywanych 66,7 mld zł (w tym 129,2 mld zł jako wydatki na podstawie decyzji Ministerstwa Finansów). Plany na 1990 r. zawierały sumy od ponad 299 mld zł do przeszło 1 bln zł. W systemie księgowym FOZZ wypłaty z tytułu udzielonego Związkowi Sowieckiemu kredytu dają łącznie prawie 1,5 bln zł. Była to wówczas równowartość co najmniej 158 mln USD. Spłaty tego kredytu Rosjanie mieli dokonywać dostawami gazu. Jego ostatnia partia (2500 mln m sześc.) dotarła do Polski w 2008 r.
Pod kontrolą służb
Od samego początku FOZZ był instytucją w całości kontrolowaną przez ludzi komunistycznych służb specjalnych. Kadrę zarządzającą FOZZ stanowili oficerowie i współpracownicy zarówno służb wojskowych, jak i cywilnych. W większości związani z pionem wywiadu. Dotyczyło to nie tylko Grzegorza Żemka. Również członkowie rady nadzorczej albo byli współpracownikami służb wojskowych lub cywilnych, albo cieszyli się ich pełnym zaufaniem. Ale w FOZZ „pakiet kontrolny" mieli oczywiście oficerowie wspomnianego Oddziału Y stworzonego w ramach Zarządu II SG, który w praktyce pilnował wypełniania przez Polskę sojuszniczych zobowiązań wobec Sowietów. Faktycznie był więc strażnikiem ich interesów w PRL. Zresztą wszyscy oficerowie wywiadu, którzy „zabezpieczali" FOZZ, zostali wcześniej przeszkoleni w Związku Sowieckim. Potem gładko przeszli ze służby w Zarządzie II SG do WSI, które zostały wyłączone z jakichkolwiek zmian na początku lat 90. To właśnie oni „zabezpieczyli" sowiecką kontrolę nad polską gospodarką, która do dzisiaj nie może się od tego uwolnić. W ten właśnie sposób przegraliśmy naszą suwerenność. k
Skomentuj