Hasło „W imię Boga za naszą i waszą wolność", bo tak brzmi jego pełna wersja, narodziło się w dobie powstania listopadowego. Po raz pierwszy widniało ono na sztandarach uczestników demonstracji zorganizowanej 25 stycznia 1831 r. w Warszawie ku czci rosyjskich dekabrystów, którzy w grudniu 1825 r. zorganizowali spisek, aby obalić rosyjskiego cara. Od tamtej pory pojawiało się na sztandarach uczestników kolejnych narodowościowych zrywów, w których brali udział Polacy. Walczyli pod nim w okresie Wiosny Ludów na Węgrzech, w Niemczech, na Półwyspie Apenińskim i w wielu innych krajach, które ogarnięte zostały wolnościowymi rewolucjami. Nasi rodacy zawsze przyłączali się do walczących w słusznej sprawie, aby bronić swojej i ich wolności.
W końcu XIX w. hasło za „naszą i waszą wolność" stało się prawdziwym mottem narodowym Polaków. Czytelnie podkreślało, że nikt tak jak oni nie potrafi zrozumieć tych, którzy za wolność gotowi są zapłacić najwyższą cenę swojego życia. Nie inaczej było w następnym stuleciu – wieku totalitaryzmów. Nawet jeśli Polacy nie mogli pospieszyć z pomocą w imię „naszej i waszej wolności", to dawali temu czytelny wyraz, tak jak było to w czasie Powstania Węgierskiego 1956 r. Narodowe motto Polaków dało znać o sobie także wówczas, gdy w grudniu 1979 r. Związek Sowiecki wprowadził do sąsiadującego Afganistanu ponad 80 tysięcy swoich żołnierzy, rozpoczynając w ten sposób trwającą ponad dziewięć lat krwawą wojnę. Również tam nie zabrakło polskich ochotników.
W walce z odwiecznym wrogiem
Wojna w Afganistanie była dla nich nie tylko walką o wolność uciemiężonych narodów, ale także starciem z odwiecznym wrogiem Rosją, tym razem mającym twarz komunistycznego imperium. Byli polskimi emigrantami, którzy po stłumieniu solidarnościowej rewolucji w 1981 r. znaleźli się na Zachodzie. Ich nowe losy były indywidualnie odmienne, ale wszystkich łączyło zrozumienie dla Afgańczyków, którzy chwycili za broń, aby walczyć w obronie swojego kraju przed sowieckim najeźdźcą. Ilu ich było w Afganistanie, w ciągu całej wojny, tego nikt dokładnie nie wie. Znane są jedynie losy czterech z nich: Lecha Zondka, Andy Skrzypkowiaka, Jacka Winklera i Radosława Sikorskiego.
Najbardziej barwną postacią był z pewnością Lech Zondek. Urodził się w 1952 r. Swoje dzieciństwo i młodość spędził w Grodzisku Mazowieckim. Zmieniał szkoły, kierunki studiów i pracę. Był typem romantyka, kobieciarza, człowieka lubiącego przygodę. Ale przy tym był twardym antykomunistą. W 1981 r. trafił do obozu azylantów w Wiedniu, by stamtąd przedostać się do Australii. W Perth nawiązał kontakty z afgańskimi emigrantami, co okazało się punktem przełomowym w jego życiu. W lipcu 1984 r., już jako obywatel Australii, przez Pakistan przedostał się do Afganistanu, gdzie rozpoczęła się jego wojenna przygoda. Trafił do jednego z obozów mudżahedinów. Pod koniec 1984 r. został ranny, a następnie wysłany na rehabilitację do Pakistanu. Po kilku tygodniach powrócił, aby dalej walczyć. Robił też zdjęcia, współpracował z zachodnimi rozgłośniami: Wolną Europą i Głosem Ameryki. Chciał, aby świat dowiedział się jak w rzeczywistości wygląda wojna w Afganistanie. Szczęście opuściło go 4 lipca 1985 r. Zginął w okolicach wsi Nimkuk w prowincji Nuristan, w wyniku nieszczęśliwego wypadku – spadł ze skały. W komunistycznej Polsce jego osobie uwagę poświęciły biuletyny podziemnych wydawnictw. Był w końcu polskim bohaterem afgańskiej wojny z Sowietami.
Równie ciekawą postacią był Andy Skrzypkowiak. Urodził się w 1951 r. w obozie dla polskich uchodźców w Wielkiej Brytanii. Jego matka doznała wojennego dramatu, jaki dotknął tysięcy polskich rodzin na Kresach. Została wywieziona na Sybir, a jej mąż został zamordowany w lesie katyńskim. Ojciec Andy'ego był żołnierzem PSZ na Zachodzie. Skrzypkowiak w wieku 16 lat zaciągnął się do brytyjskiej armii, skąd dzięki dobrym warunkom fizycznym trafił do SAS – elitarnej brytyjskiej jednostki specjalnej. Potem został fotoreporterem brytyjskiej BBC i w tej właśnie roli pojawił się w Afganistanie. Ale Andy Skrzypkowiak, dźwigając bagaż wojennych doświadczeń swojej rodziny, chciał przede wszystkim walczyć z Sowietami. Chciał zrobić to dla swojej matki – prawdziwej ofiary Sowietów. Został jednym z afgańskich mudżahedinów. Zginął w nie do końca jasnych okolicznościach. Według wersji swojej żony miał zostać zabity w trakcie sprzeczki z radykalną grupą partyzantów z partii Hezb-e-Islami, jaka działała we wschodnim Afganistanie.
Z Oksfordu do Heratu
Innym polskim bohaterem wojny afgańskiej był Jacek Winkler. To również postać nietuzinkowa, bardzo przypominająca XIX-wiecznych polskich bojowników o wolność „naszą i waszą". Urodzony w 1937 r. Winkler pokoleniowo był najstarszym z polskich bojowników w Afganistanie. Po ukończeniu Uniwersytetu Warszawskiego w 1964 r. wyjechał do Paryża. Tam zaciągnął się na statek wielorybniczy. Jednak szybko porzucił to zajęcie. Nawiązał kontakty ze środowiskiem paryskiej „Kultury" kierowanej przez Jerzego Giedroycia i zajął się organizowaniem przerzutu z Francji do Polski nielegalnych wydawnictw. W trakcie jednej z akcji przerzutowych w 1969 r. czechosłowacka bezpieka zatrzymała w słowackim Smokowcu jego żonę – Marię Tworkowską (została później skazana w Polsce w słynnym „procesie taterników" na karę trzech i pół roku więzienia). Już wtedy o działalności Winklera wiedziała polska SB. Gdy wybuchła wojna w Afganistanie, i gdy w Polsce wprowadzono stan wojenny, Jacek Winkler zasłynął w zachodnich mediach akcją zatknięcia na najwyższym szczycie Alp Mont Blanc dwóch flag: większej z napisem „Solidarność" i mniejszej z napisem „Solidarność z walką ludu afgańskiego".
Na początku lat 80. Winkler nawiązał w Paryżu kontakty ze środowiskiem afgańskich uchodźców. Pod ich wpływem stopniowo dojrzewał do wyprawy do Afganistanu. Na początku 1985 r., dysponując fałszywym paszportem, wyjechał w góry Panczsziru, gdzie jako Ahdam Khan walczył w jednym z pododdziałów komendanta Ahmada Szacha Massuda. Robił także zdjęcia, aby pokazać światu heroizm Afganów zmagających się w nierównej walce z sowieckim najeźdźcą. Na początku 1986 r. opuścił Afganistan, ale tylko po to, by odbyć tournée po Ameryce Północnej, w trakcie którego informował opinię publiczną o faktycznej sytuacji w Afganistanie. Zbierał również fundusze dla mudżahedinów, które zawiózł później Massudowi. W 1987 r. ponownie udał się do Afganistanu, gdzie przebywał kolejne kilka miesięcy. Po swoim drugim pobycie powrócił do Paryża, wydał tam sześć numerów „Biuletynu Afgańskiego", który stanowi kompendium wiedzy na temat przyczyn wybuchu, trwania oraz zakończenia wojny. Winkler był prawdziwym rzecznikiem sprawy afgańskiej. Zginął tragicznie podczas wspinaczki w Alpach w 2002 r. W październiku 2008 r. jego imieniem upamiętniono Bazę Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Ghazni, który wszedł w skład Międzynarodowych Sił Wspierania Bezpieczeństwa, jakie pełnią misję w Islamskiej Republice Afganistanu.
Najbardziej jednak obrosła legendą historia czwartego ze znanych „polskich Afgańców". Nic zresztą dziwnego! Radosław Sikorski, bo o nim mowa, jest od kilku lat jednym z czołowych polskich polityków. Od 2006 r. pozostaje nieprzerwanie ministrem polskiego rządu: najpierw obrony narodowej, a potem spraw zagranicznych.
W czerwcu 1981 r. zaledwie 18-letni Radosław Sikorski wyjechał do Wielkiej Brytanii w celu doskonalenia języka angielskiego. Gdy władze PRL wprowadziły stan wojenny, Sikorski poprosił o azyl polityczny, który Brytyjczycy przyznali mu na początku 1982 r. Sikorski studiował następnie w Pembroke College Uniwersytetu w Oksfordzie. Jego kariera w przeciwieństwie do innych polskich emigrantów nabrała jednak nagłego przyspieszenia. Jeszcze na studiach został członkiem Klubu Bullingdona, ekskluzywnego stowarzyszenia zrzeszającego studentów wywodzących się z rodzin angielskiej prawicy. Potem jeszcze bardziej gładko wszedł w kręgi brytyjskich mediów. Jako korespondent renomowanego brytyjskiego „The Sunday Telegraph" w 1986 r. wyjechał do Afganistanu. Znalazł się w Heracie afgańskiej prowincji graniczącej z Iranem od Zachodu i Turkmenistanem od północy. Herat był wówczas prawdziwym piekłem afgańskiej wojny. Czy Sikorski był tam tylko dziennikarzem, czy również jednym z mudżahedinów, tego do końca nie wiadomo. Być może był po trosze i jednym, i drugim. Sikorski w przeciwieństwie do innych polskich bohaterów biorących udział w tym konflikcie zbił prawdziwy kapitał na przyszłość. Jego zdjęcia zabitej afgańskiej rodziny przyniosły mu prestiżową nagrodę World Press Photo i wprowadziły do elity zachodniego dziennikarstwa.
Na początku lat 90. XX w. Sikorski wrócił do Polski. W 1992 r. nieoczekiwanie został wiceministrem obrony narodowej w rządzie premiera Jana Olszewskiego. Do jego osoby i jego przeszłości poważne zastrzeżenia miały wówczas Wojskowe Służby Informacyjne (WSI). Podejrzewając, że Sikorski jest człowiekiem brytyjskiego wywiadu, uruchomino procedurę operacyjną o kryptonimie „Szpak", w ramach której WSI inwigilowały Sikorskiego. To jednak nie przeszkodziło mu w dalszej politycznej karierze, którą kontynuuje do dnia dzisiejszego.
Czy byli inni?
Temat udziału Polaków w afgańskiej wojnie nie został do tej pory gruntownie zbadany. Oczywiście jest w tym zadaniu niemało trudności. Pierwsza z nich pojawia się już wtedy, gdy zerkniemy na paszporty polskich „Afgańców". Żaden z nich nie mógłby znaleźć się w Afganistanie, gdzie toczyła się krwawa wojna ze Związkiem Sowieckim, mając dokument wydany w PRL. Z reguły byli to więc polscy emigranci w pierwszym bądź drugim pokoleniu, którzy dysponowali obywatelstwem któregoś z krajów Zachodu. Właśnie z tego powodu trudno jest ich odnaleźć. Ale jeszcze większe problemy można napotkać szukając wiarygodnych źródeł na ich temat. W zasadzie pozostają wspomnienia ich współtowarzyszy, jeśli takowe istnieją, albo pozostawione przez nich samych świadectwa medialne. Wiele jednak wskazuje na to, że oprócz wymienionej czwórki z Sowietami w Afganistanie walczyli także inni nasi rodacy. Wielu Polaków z amerykańskimi, francuskimi, brytyjskimi i australijskimi paszportami pomagało na różne sposoby walczącym Afgańczykom. Wśród nich Stanisława Zedziełko, Polka z amerykańskim obywatelstwem, która jako lekarka pracowała w obozach mudżahedinów Ahmada Szacha Massuda oraz socjolog Marek Śliwiński, który sporządził dla mudżahedinów raport o stratach ludności cywilnej podczas interwencji sowieckiej w Afganistanie, przyjęty następnie przez ONZ. Ale Polacy byli także po przeciwnej stronie w szeregach sowieckiego najeźdźcy. Ci nie mieli wyboru, zostali zmobilizowani i wysłani w afgańskie piekło. Z reguły mieszkali na sowieckiej Litwie, Białorusi i Ukrainie. Gdy wyruszali do Afganistanu tłumaczono im, że jadą wypełnić „internacjonalistyczny obowiązek". Jednym z nich był Janek Dunowski, Polak z Wilna wcielony do Witebskiej Dywizji Powietrzno-Desantowej, która walczyła w Heracie. Dunowski był snajperem i zapewne po strzałach z jego Dragunowa padło wielu mudżahedinów. Jego historię opisał Radosław Sikorski w swoje książce „Prochy świętych podróż do Heratu w czasie wojny". Ilu było Polaków w sowieckich jednostkach w Afganistanie, tego dzisiaj nikt nie jest w stanie oszacować, nawet sami Rosjanie. Zresztą w ewidencji sowieckiej armii wielu z nich nie figurowało jako Polacy. Czy byli wśród nich dezerterzy, którzy przeszli na drugą stronę? Tego również nie wiemy. Ale skoro dezerterowali wcieleni do sowieckiej armii Uzbecy i Kazachowie, to równie dobrze mogli robić to także Polacy. Historia polskich „Afgańców" wciąż nie doczekała się porządnej monografii. To wyzwanie dla polskich historyków. Czas pokaże, czy znajdzie się chętny, aby je podjąć!
W nocy z 24 na 25 grudnia 1979 r. Związek Sowiecki wprowadził swoje wojska do Afganistanu, aby ratować wpływy afgańskich komunistów. Sowiecka interwencja przerodziła się w dziewięcioletnią wojnę, jedną z najkrwawszych na świecie od czasów amerykańskiej wojny w Wietnamie. O jej okrucieństwie świadczy choćby liczba ofiar: po stronie afgańskiej około 1,5 mln zabitych i od 2 do 4 mln rannych, 700 tys. kalek i prawie 5 mln afgańskich uchodźców; ofiary po stronie sowieckiej to od 15 do 30 tys. zabitych żołnierzy, około 54 tys. rannych i prawie 10 tys. inwalidów. Walczących z wojskami sowieckimi afgańskich mudżahedinów wspierały Stany Zjednoczone. Na początku 1989 r. Związek Sowiecki rozpoczął wycofywanie swoich wojsk. Wojna w Afganistanie była jednym z czynników, który przyspieszył upadek Związku Sowieckiego.
Program „Polscy mudżahedini" będzie nadawany na kanale Discovery Historia w maju, w soboty o godz. 23.
Skomentuj