Nieurodzaj w 1811 r. pogorszył położenie Księstwa i to w czasie, gdy musiało dokonywać ogromnych wysiłków, by osiągnąć gotowość wojenną. Po zajęciu Księstwa Warszawskiego przez Rosjan na początku 1813 r. sytuacja się jeszcze pogorszyła, gdyż rekwizycje i ucisk podatkowy, wynikający z bezwzględnego egzekwowania istniejących zaległości, prowadziły do zupełnej ruiny finanse państwa.
Powstanie Królestwa Polskiego nie oznaczało zmniejszenia problemów finansowych. Pierwsze lata były trudne z powodu ruiny gospodarczej i odcięcia eksportu przez Prusy, ale za to wydatki zmniejszyły się, gdyż wojsko było na utrzymaniu skarbu cesarskiego. Z chwilą jednak, gdy w 1817 r. wydatki wojskowe musiał zacząć ponosić budżet Królestwa, sytuacja stała się ponownie groźna, deficyt urósł bowiem do rozmiarów przekraczających możliwości sfinansowania go. Remedium na istniejące problemy widziano w redukcji wojska, zniesieniu płatnych urzędników, oszczędnościach czynionych na utrzymanie szkolnictwa, a przede wszystkim uzyskiwaniu dalszych pożyczek ze skarbu rosyjskiego.
Potężnym środkiem przysporzenia sił Królestwu Polskiemu stał się założony w maju 1828 r. Bank Polski. Jego kapitał własny wynosił 10 mln złp w gotówce i drugie tyle w listach zastawnych Towarzystwa Kredytowego
Likwidacja za długi?
W 1821 r. pismo Ignacego Sobolewskiego, ministra sekretarza stanu w Petersburgu, zawiadamiające o powołaniu ks. Franciszka Ksawerego Druckiego-Lubeckiego na stanowisko ministra skarbu, zawierało groźne ostrzeżenie, że monarsze idzie o stwierdzenie, „czy Królestwo Polskie może w teraźniejszej swej organizacji wydołać z własnych funduszów politycznemu cywilnemu bytowi, którym było obdarzone, lub też czyli ma, niemożność swą oświadczywszy, ulec zaprowadzeniu porządku rzeczy więcej zastosowanemu do swej szczupłości". Trafnie zauważył Marian Kukiel: „Wróżyło to przemianę na gubernię Cesarstwa. Nominacja Lubeckiego miała być ostatnią próbą ratunku".
Kiedy ks. F.K. Drucki-Lubecki wszedł do Rady Administracyjnej, w kasach rządowych była pustka. Ale już na początku 1825 r. zapasy kasowe skarbu Królestwa przekroczyły sumę 20 mln złp, a 29 listopada 1830 r. było to już ponad 34 mln złp. Pod koniec 1822 r. przewaga aktywów nad pasywami wynosiła 7,5 mln złp, aby w końcu 1824 r. wzrosnąć do 40,5 mln złp, a w dniu wybuchu powstania przekroczyć 89 mln złp.
Byt polityczny Królestwa został uratowany przez nowego ministra skarbu, który zresztą o tym zapewniał wkrótce po swojej nominacji. W liście do ministra sekretarza stanu ks. Franciszek Ksawery pisał: „Dowiodę, że dla finansów kraj nie zginie...". Jak do tego doszło?
Podatki awansem, kredyty i rozwój przemysłu
Zaczęło się od tego, że w odezwie do rad wojewódzkich Królestwa, datowanej na 17 października 1821 r., nowy minister skarbu zwrócił się o wpłaty awansem należności podatkowych za przyszły rok, co dało po 3 miesiącach kwotę 2,2 mln złp. Nie wahał się też przed użyciem wojska do egzekucji należnych podatków (co jednak niewiele pomogło), a także zmianą sposobu poboru podatku od konsumpcji trunków.
Jednak prawdziwym źródłem uzdrowienia finansów Królestwa było utworzenie w 1825 r. Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego, o co bezskutecznie starano się jeszcze w okresie Księstwa Warszawskiego. Chociaż autorem tego pomysłu nie był minister skarbu, a August Bielski (poseł koniński z czasów Księstwa), to Drucki-Lubecki go zrealizował, przeprowadzając oddłużenie szlacheckich majątków. Kajetan Koźmian pisał w swoich „Pamiętnikach": „Książę Ksawery Lubecki, zostawszy ministrem skarbu, a istotnie namiestnikiem, wsparty ufnością cesarza, wniósł ten projekt systemu kredytowego, przewagą swoją utrzymał i wieniec dobroczyńcy kraju, o który się dwóch ministrów kusiło, pozyskał".
Kolejnym potężnym środkiem przysporzenia sił Królestwu Polskiemu stał się założony w 1828 r. Bank Polski. Jego kapitał własny wynosił 10 mln złp w gotówce i drugie tyle w listach zastawnych Towarzystwa Kredytowego. 6 maja otwarto podwoje banku. W pierwszym roku obrót wyniósł prawie 185 mln złp, a zysk – 1,3 mln. W drugim roku obrót podniósł się do ponad 630 mln złp, a zysk wyniósł prawie 3,4 mln. W trzecim – mimo wybuchu powstania – obrót był nieco większy, ale za to zysk o 0,8 mln złp mniejszy.
Z entuzjazmem dokonujący się rozwój gospodarczy, stanowiący o awansie cywilizacyjnym Królestwa, wspominał K. Koźmian, aczkolwiek w ogóle pomijał udział w tym procesie ks. F.K. Druckiego-Lubeckiego: „jemu (Mostowskiemu – LM), Namiestnikowi i szczerej pomocy Staszica winien kraj zakwitnięcie swoje szybkie i postępne w to wszystko, co pomyślność jego stanowiło, a czym inne kraje się szczycą; wzrost, powiększenie i uporządkowanie miast, w nich gmachy, porządki, fabryki i różnego rodzaju pożyteczne zakłady, drogi bite, kopalnie, jarmarki, handel, przemysł".
Na początku grudnia 1824 r. ks. Franciszek Ksawery pisał: „Takie niestety jest położenie władzy w kraju nierozwiniętym, jak nasz, że musi we wszystkim i na każdym polu brać inicjatywę, ponieważ stan oświaty, nieufność i zakorzenione przyzwyczajenie powstrzymują obywateli od wszelkich nowości, które gdzie indziej można pozostawić zabiegom osób prywatnych, w własnym ich interesie. Co do nas, źle wyszlibyśmy pod tym względem na stosowaniu najpiękniejszych aksjomatów ekonomii politycznej, jeśliby nas oddały na pastwę tego zastoju, w którym, niestety, pleśniejemy od dawna". Ale aktywność rządu w sferze gospodarczej nie powinna mieć charakteru permanentnego: „Dałby Bóg, żeby ta rola rządu skończyła się jak najrychlej: żeby tkwiąca w nim siła impulsu, wszystko wprawiwszy w ruch, mogła wrócić w granice rozważnego spokoju".
To bardzo rozsądna polemika z dotychczasowymi mocno liberalnymi zasadami polityki gospodarczej Królestwa Polskiego; co więcej, gospodarczy sukces jeszcze wzmocnił racje ministra skarbu. W miejsce opróżnione przez Adama Smitha pojawiłby się niejako avant la lettre Friedrich List z ideą planowej modernizacji gospodarki narodowej. Nie miał być to stan docelowy, a jedynie sposób na uczynienie z gospodarki Królestwa zdolnej do konkurencji z innymi rozwiniętymi gospodarkami. Słowem, chodziłoby o to, żeby ziemie polskie przestały być peryferiami Europy, a zaczęły ponownie zbliżać się do jej centrum.
Najpotężniejszą dźwignię rozwoju gospodarczego Królestwa widział zatem ks. F.K. Drucki-Lubecki nie tylko w utworzeniu instytucji kredytu ziemskiego czy rodzaju banku centralnego, ale także w tworzeniu krajowego przemysłu; tu jego oczkiem w głowie było górnictwo skarbowe, oparte o wielki rynek Cesarstwa Rosyjskiego. W latach 1825–1828 w rozwój górnictwa zainwestowano 26 mln złp, w perspektywie następnych 20 lat nowe inwestycje miały wynieść kolejnych kilkanaście milionów. Minister skarbu wyliczył w 1826 r., że za 4 do 5 lat dochód ze skarbowych zakładów górniczych osiągnie co najmniej 2 mln złp i będzie wzrastał w następnych latach, proporcjonalnie do ponoszonych nakładów.
Aby skorzystać z szansy, jaką stwarzał rozwój rodzimej wytwórczości, należało zawrzeć korzystne traktaty handlowe. Przemysł Królestwa mógł się rozwinąć tylko przez ochronę przed wyrobami przemysłu pruskiego z jednoczesnym otwarciem granicy rosyjskiej. Oba te cele udało się zrealizować ministrowi skarbu; najpierw został wydany rosyjski ukaz celny z 1822 r., a w 3 lata później doszło do zawarcia w Berlinie traktatu handlowego z Prusami, który znacznie obniżył cło na zboże z Królestwa, a utrzymał cło ochronne wobec przywozu towarów włókienniczych z Prus. Słusznie podsumował swoje wywody Stanisław Smolka: „Tak zatem z wiosną 1825, po dokonanej ratyfikacji berlińskiego traktatu, nastała istotnie wiosna w ekonomicznym odrodzeniu Królestwa".
Na koniec wreszcie minister skarbu chciał doprowadzić do stopniowej sprzedaży dóbr narodowych. W 1828 r. Mikołaj I wyraził zgodę na ich sprzedaż razem z gruntami chłopskimi, co wykluczała ustawa z 1818 r. Minister skarbu zapowiadał już w 1825 r., że dzięki temu budżet każdego roku zyska co najmniej 5 mln złp, a prócz tego wystąpią różnorodne korzyści dla przemysłu i handlu z puszczenia w obieg 250 mln złp.
Ale był jeszcze inny powód forsowania przez ks. Franciszka Ksawerego decyzji o sprzedaży dóbr narodowych: „Dobra narodowe – mówił minister skarbu – to ciągły przedmiot pragnienia i pożądliwości jenerałów rosyjskich; domagają się ich bezustannie od cesarza jako wynagrodzenia, twierdząc, że ich walecznością i poświęceniem ten kraj zdobyty został, dodając nadto, że tym sposobem Polska od razu Rosjanami się zasiedli i czasem zmieni się w prowincję rosyjską". Przecież „Nie rozdarują tego, czego nie będzie, a kapitały tymczasem pójdą na pożytek kraju...".
Wierny sługa cesarzy
Działalność ks. F.K. Druckiego-Lubeckiego od początku budziła duże emocje i rodziła skrajne oceny. K. Koźmian pisał, że minister skarbu „mógł od razu jakby trąceniem różdżki czarodziejskiej skarb Królestwa Polskiego ubogi, pusty, roztrwoniony, napełnić, uporządkować i ścisłą administrację jego zaprowadziwszy strzec, pilnować i w zapasy wzmagać. Z tych przyczyn mają go i ogłaszają za nadzwyczajny geniusz finansowy". Jednocześnie zaraz dodawał, że „Książę Lubecki jako minister skarbu niczym innym nie był tylko ślepym naśladowcą rządu państwa rosyjskiego", chociaż tam deficyt budżetowy był stanem permanentnym. Celem jego miało być, aby „przez zarząd w Polsce skarbem usłać sobie drogę do owładnienia skarbem państwa rosyjskiego. (...) Polska za mała była dla niego (...) chciał być tym przy cesarzu Mikołaju, czym był ks. Adam Czartoryski przy cesarzu Aleksandrze". Pamiętajmy jednak, że znakomity pamiętnikarz, poeta i urzędnik Królestwa nie był zbytnio przychylny samej osobie i działaniom ministra skarbu.
Ewidentnie słabym elementem dokonującego się w Królestwie cudu gospodarczego był brak rozwiązania problemu uwłaszczenia chłopów. Nadal obowiązywała taka interpretacja słynnego art. 4 konstytucji Księstwa Warszawskiego, zgodnie z którą określenie „znosi się niewola" rozumiano w duchu nieograniczonego prawa własności pańskiej do gruntów posiadanych przez dotychczasowych poddanych. W taki właśnie sposób rozwiązał tę sprawę dekret z 21 grudnia 1807 r. Było tam zalecenie zawierania umów regulujących powinności i świadczenia, ale bez obowiązku ich zawarcia. Chłop odtąd nie był już do ziemi przykuty, ale tracił prawo, które miał zwyczajowo lub z tytułu dawnych nadań, do dziedzicznego jej posiadania. W dodatku władza wójtowska zostawała w ręku właścicieli, co przywracało ich władzę nad chłopem w innej formie. Konstytucja Królestwa Polskiego w sprawie uwłaszczenia chłopów potwierdziła postanowienia dekretu z 1807 r.
Michał Bobrzyński tak oceniał tę sytuację: „Utrudniało to, jeżeli nie zamykało drogę uregulowania sprawy w kierunku wieczystej dzierżawy i oczynszowania, a pozostawiło ją najtrudniejszemu sposobowi przez wykupno, czyli uwłaszczenie za pełnem wynagrodzeniem, do czego przyszło dopiero za pół wieku przejść najboleśniejszych". Stąd „Królestwo cofało się wstecz, kiedy sąsiednie Prusy (...) przekształcały swoją organizację społeczną i polityczną, budując na niej przyszłą swoją potęgę".
Ks. F.K. Drucki-Lubecki miał wiele zrozumienia dla potrzeb rolnictwa. W tej dziedzinie zdziałał bardzo wiele, twardo negocjując traktat handlowy z Prusami czy tworząc Towarzystwo Kredytowe Ziemskie – ale dotyczyło to głównie sytuacji właścicieli dóbr, nie zaś położenia włościan. W przypadku sprzedaży dóbr narodowych poświęcone zostały prawa chłopów, których sytuacja w dobrach narodowych była o wiele lepsza niż w majątkach prywatnych właścicieli, aczkolwiek trafnie wskazywano na pożytki płynące z tego rozwiązania.
Warto jednak zauważyć, że gdyby przemiany prokapitalistyczne w Królestwie nabrały odpowiedniego tempa, to musiałoby dojść do przeprowadzenia uwłaszczenia chłopów, bo bez tego nie dałoby się stworzyć dostatecznie chłonnego rynku wewnętrznego na wyroby rodzimego przemysłu. Rzecz jasna, dokonane w takiej sytuacji uwłaszczenie nastąpiłoby z zachowaniem dominującej pozycji dotychczasowych właścicieli, co stwarzałoby wręcz modelowy przykład odrębnej drogi do kapitalizmu niż ta, którą podążała Francja, a zbliżony do tej, którą obrały Prusy. W przypadku powodzenia mógłby być to interesujący model modernizacji konserwatywnej w sensie społeczno-gospodarczym bez rezygnacji z liberalnych rozwiązań ustrojowych.
Nie ulega wątpliwości, że dokonujące się w Królestwie przemiany z zainteresowaniem były obserwowane w Petersburgu, jako sposób wychodzenia z zacofania cywilizacyjnego, przy utrzymaniu dotychczasowej struktury społecznej. Wiele wskazuje na to, że Aleksander traktował Królestwo Polskie jako pole wielkiego eksperymentu społeczno-gospodarczo- -politycznego, który w przypadku powodzenia mógł być zastosowany w Rosji. Między innymi temu Kodeks Napoleona zawdzięczał swoje obowiązywanie na ziemiach polskich po 1815 r.
Ale tak hołubieni przez ministra skarbu właściciele ziemscy w trakcie wydarzeń nocy listopadowej nie poparli go, kapitulując przed zrywem podchorążych i warszawskiego pospólstwa. Okazuje się więc, że cud gospodarczy Królestwa miał swoje istotne ograniczenie, nie rozwiązywał wszystkich problemów. Radykałowie zdołali bowiem narzucić ówczesnej klasie politycznej przekonanie, że istnienie nierównej unii realnej Królestwa z Cesarstwem Rosyjskim dowodzi braku patriotyzmu, wręcz zaprzaństwa narodowego, a nie jest geopolityczną konsekwencją zwycięstwa Rosji nad Napoleonem i zrozumienia faktu istnienia różnicy potencjałów między Petersburgiem a Warszawą.
Wyzwanie, przed którym stało Królestwo Polskie, polegało na dokonaniu modernizacji społeczno-gospodarczo-politycznej, pozwalającej w sensie cywilizacyjnym trzonowi ziem polskich dołączyć do liberalnego Zachodu. Proces ten przed 1830 r. skutecznie został rozpoczęty. Temu długofalowemu celowi towarzyszyły problemy związane z finansowaniem budżetu państwa. Także w tym przypadku zabiegi ks. Franciszka Ksawerego szybko dały owoce. Mogłoby się wydawać, że w tej sytuacji dalsze istnienie państwa polskiego wzmocnionego dokonującym się cudem gospodarczym było oczywiste. W noc listopadową wyszło na jaw, że jest inaczej, gdyż zabrakło sił politycznych gotowych bronić powiedeńskiego status quo – przynajmniej do momentu pojawienia się lepszej koniunktury geopolitycznej dla Królestwa.
Skomentuj