11 lipca 1904 r., na jednej z ulic Jokohamy, Józef Piłsudski natknął się na niezbyt zadowolonego z tego spotkania (choć tego wtedy nie okazał) Romana Dmowskiego. Obaj wielcy adwersarze polityczni chcieli wykorzystać dla sprawy polskiej wojnę japońsko-rosyjską, w której Japończycy zdumieli świat swoimi świetnymi zwycięstwami nad imperium carskim. Pozornie mogło się wydawać, że problemy narodu pozbawionego swego państwa są dla wschodzącego mocarstwa zbyt egzotyczne. A jednak japońskie władze cywilne i wojskowe były dobrze przygotowane na rozmowy z obu politykami i znały problemy Polaków z „pierwszej ręki”. Co więcej, historia Rzeczypospolitej od kilku lat była w japońskim piśmiennictwie przedstawiana, jako przestroga dla Japonii przed potęgą sąsiedniego Cesarstwa Rosyjskiego.
Japoński Moltke
Szczególne wrażenie zrobił na Yasumasie Zamek Królewski w Warszawie. Widział w nim dowód świetności byłej Rzeczypospolitej i jej wysokiej kulturyW latach 1868–1912, nazwanych okresem Meiji, „średniowieczna Japonia” zmieniła się w nowoczesne państwo, które szybko zaczęło się liczyć na arenie międzynarodowej, jako regionalne mocarstwo. Modernizację kraju oparto między innymi na talentach młodych Japończyków, których władze masowo wysyłały na naukę za granicę. Jednym z nich był Fukushima Yasumasa, który w przyszłości miał otrzymać przydomek „japońskiego Moltke” i stać się twórcą japońskiego wywiadu. Miał też przejść do historii jako pierwszy Japończyk, który stanął na ziemiach polskich.
Fukushima Yasumasa (1852–1919) wywodził się ze starego samurajskiego rodu z klanu Matsumoto, lecz od najmłodszych lat przeznaczono go do służby w nowoczesnej, zorganizowanej na europejską modłę armii. Naukę w tym kierunku rozpoczął u holenderskiego specjalisty w Edo, a następnie w Szkole Kaisei (która w 1877 r. stała się podstawą prestiżowego Uniwersytetu Tokijskiego). Fukushima przejawiał niezwykłe zdolności językowe (mówił biegle w dziesięciu językach). Ten fakt i gorliwość w nauce sprawiły, że w 1876 r., po kilku miesiącach pracy w Ministerstwie Sił Lądowych, wysłano go na staż do Stanów Zjednoczonych. Po powrocie awansowano go na porucznika i został kurierem w Sztabie Generalnym Sił Lądowych. W czasie tej służby poznał Chiny i Koreę. Od 1883 r. przez dwa lata pełnił funkcję attaché wojskowego w Chinach, by następnie odbyć podróże po Indiach i Birmie. W 1887 r. w stopniu majora został attaché wojskowym w Berlinie. Była to jedna z najważniejszych japońskich placówek dyplomatycznych na świecie, gdyż nowoczesną armię cesarstwa oparto właśnie na wzorach armii pruskiej. Nie bez znaczenia też była bliskość do granic Rosji, która w opinii strategów japońskich w przyszłym konflikcie zbrojnym była najgroźniejszym przeciwnikiem.
Fukushima Yasumasa, jako attaché wojskowy w Berlinie, odwiedzał i nawiązywał kontakty w prawie wszystkich stolicach państw europejskich. Kilka razy odwiedził też ziemie polskie zaboru pruskiego. Zarówno w Europie Zachodniej, jak i w zaborze pruskim nawiązał kontakty z przedstawicielami polskich organizacji konspiracyjnych działających przeciwko caratowi. Szybko przekonał się, że Polacy są bardzo cennym źródłem w sprawach Rosji carskiej i jego raporty do japońskiego Sztabu Generalnego bardzo na tych kontaktach zyskały.
W pewnym momencie wpadł na pomysł, by osobiście zweryfikować informacje dotyczące imperium carów. Postanowił udać się w podróż konną z Berlina do… portu w Władywostoku. W czasie wyprawy miał korzystać z pomocy niemieckich i rosyjskich władz wojskowych, a przy tym otrzymał obietnicę wsparcia ze strony polskich konspiratorów, zwłaszcza na Syberii, gdzie chciał zobaczyć budowę linii kolei transsyberyjskiej, przy której pracowało wielu polskich specjalistów i zesłańców. Całe przedsięwzięcie odbiło się szerokim echem w prasie światowej (nie wyłączając amerykańskiej). Oficjalnie miała to być wyprawa „geograficzno-etnograficzna”. Prywatnie major Fukushima żartował, że wyprawa jest wynikiem zakładu z niemieckimi oficerami kawalerii po kilku głębszych drinkach, choć wiadomo było powszechnie, że Japończyk nie pije alkoholu.
Wybity ząb
11 lutego 1892 r. (czyli w japońskie święto narodowe Kigensetsu – Dzień Założenia Cesarstwa) major Fukushima wsiadł na swego ulubionego konia Gaisen (Triumfalny Powrót), podarowanego przez niemieckich kawalerzystów i wyruszył w samotną drogę ku Japonii. Jego podróż trwała 16 miesięcy, w czasie których przejechał konno przeszło 14 tys. kilometrów, przesyłając przez cały czas raporty do Sztabu Generalnego. Dziennie pokonywał trasę liczącą 50 kilometrów w ciężkich warunkach zimowych. Warto prześledzić – najistotniejszy dla Polaków – odcinek podróży japońskiego oficera przez ziemie polskie.
13 lutego major Fukushima dotarł do Kostrzynia, gdzie przez dwa dni podziwiał niemieckie urządzenia wojskowe i drogi wybudowane na wypadek wojny z Rosją. 15 lutego stanął w Poznaniu i został uroczyście przyjęty w sztabie korpusu armii niemieckiej. Tutaj odpoczywał przez kilka dni i leczył rany swoje i konia, gdyż od początku podróży towarzyszyła mu mroźna aura. W Poznaniu japoński oficer stwierdził w swym raporcie, że Niemcy są dobrze przygotowani na wypadek wojny z Rosją, a ich forty, bazy i drogi zrobiły na nim duże wrażenie. Zanotował też fakt, że był bardzo serdecznie witany przez miejscową ludność.
18 lutego przekroczył granicę zaboru rosyjskiego. Zdziwiła go „prowizoryczność” tej granicy – jej prostota i „tymczasowość”. Władze rosyjskie również bardzo życzliwie podeszły do japońskiego gościa. Rosjanie od początku zdawali sobie sprawę z wywiadowczego charakteru rajdu, ale nie uważali go za zbyt groźny. Nie postrzegali jeszcze Japonii jako niebezpiecznego przeciwnika, a samą podróż japońskiego oficera traktowali jako duży wyczyn kawaleryjski, ale o niskiej randze politycznej. Jak wspominał Stanisław Kazimierz Kossakowski w swym pamiętniku: „Któż mógł przypuszczać wówczas, że ów niski, o bystrych oczach Japończyk, opatrujący osobiście nogi wierzchowca na popasach, stanie kilka lat później, jako generał na czele japońskiego oddziału pod murami stolicy Bogdyhanów – Pekinu, a jeszcze później da się poznać światu już jako «japoński Moltke», jeden z twórców planu kampanii rosyjskiej”.
Po załatwieniu formalności na granicy, w asyście kozackiego oficera Japończyk wjechał do Konina, gdzie na rynku czekała na niego kozacka kompania honorowa z orkiestrą. Kozacy sformowali uroczysty orszak i przejechali z majorem Fukushimą przez całe miasto, a następnie towarzyszyli mu w drodze do pobliskiego garnizonu pułku rosyjskiego. Po jednodniowym wypoczynku, 20 lutego Fukushima wyjechał w dalszą drogę. W uznaniu jego bohaterstwa, dowódca pułku wysłał pożegnalną eskortę w sile 150 kozaków, z którą raz jeszcze przedefilował przez miasto. Jednak w jej trakcie doszło do przykrego zdarzenia. Koń Japończyka spłoszył się czymś nagle i, stając dęba, uderzył łbem swego pana w twarz, wybijając mu przedni ząb. Fukushima zawstydzony wypadkiem na oczach tłumu mieszkańców ukrył ból i udał, że nic się nie stało. Pożegnał się serdecznie z oficerami rosyjskimi i skierował się do Koła, gdzie miał nadzieję znaleźć dentystę. Na miejscu okazało się jednak, że najbliższy stomatolog urzęduje w Warszawie – cztery dni drogi stąd. Mimo rany, ruszył w dalszą drogę i po przejechaniu ponad 40 kilometrów znalazł się w Kutnie. Tutaj został przyjęty z honorami przez dowódcę 4. Pułku Strzelców i zaproszony na wesele jednego z oficerów pułku. Major Fukushima Yasumasa ze zdziwieniem stwierdził, że mimo głębokich podziałów klasowych, na weselu wyżsi oficerowie zgodnie ucztują ze swymi podwładnymi, nie wyłączając szeregowych żołnierzy. Dwa dni później japoński oficer podróżował przeszło godzinę w asyście dowódcy pułku i jego sztabu oraz gości weselnych na saniach. Na pożegnanie otrzymał rosyjskie odznaczenie, a oficerowie i weselnicy wznieśli szampanem toast na jego cześć. W tym dniu Fukushima dotarł do Łowicza, gdzie zakwaterował w garnizonie artylerii polowej.
Japończyk w Warszawie
24 lutego major Fukushima Yasumasa wjechał do byłej stolicy Polski – Warszawy. Miasto zrobiło na nim wrażenie „uporządkowanego, gwarnego i ożywionego”, a szczególne spodobał mu się Zamek Królewski, który w jego odczuciu był dowodem nie tylko świetności byłej Rzeczypospolitej, ale i wysokiej kultury narodu polskiego. Mimo wielkomiejskiego ożywienia, jego uwadze nie uszły ślady po przegranych powstaniach. W raporcie zanotował: „O zachodzie na przedmieściach dawnej stolicy, Warszawy, myślę o dniach powstań lat minionych, a serce ściska mi się z żalu. Opłakuję dusze niepogrzebanych bohaterów i zupełnie nie mogę opanować przejmującego mnie do głębi uczucia wiecznej nienawiści. A przecież dwieście lat temu Polska była wielką monarchią w Europie Środkowej…”.
W Warszawie Fukushima zatrzymał się na dłużej. Prócz wyleczenia uszkodzonych zębów musiał po przejechaniu 550 kilometrów podkuć konia i zbadać go u weterynarza. Tutaj też spotkał się z polskimi konspiratorami i byłymi zesłańcami na Syberię, by przygotować się do „rosyjskiej części wyprawy” i zdobyć kontakty z Polakami przebywającymi w imperium rosyjskim, którzy mieli mu ułatwić podróż w Rosji i dostarczyć informacji o tamtejszych antycarskich organizacjach. Z wiadomych przyczyn, major Fukushima w swym raporcie nie wymienił żadnych nazwisk polskich działaczy niepodległościowych.
25 lutego japoński oficer był goszczony w sztabie rosyjskiej brygady kawalerii, gdzie uzyskał rady, jak ma poruszać się konno w głębokich śniegach oraz wytyczył wraz z rosyjskimi oficerami trasę w głąb Rosji. Dzięki ich sugestiom postanowił wyruszyć do Kowna wzdłuż granicy rosyjsko-niemieckiej. W mroźny dzień 28 lutego Fukushima opuścił Warszawę w asyście dowódcy brygady, oficerów i dwóch pułków kawalerii, która towarzyszyła mu 6 kilometrów za rogatki miasta. Po pożegnaniu skierował się na północny wschód i następnego dnia dojechał do Ostrołęki. Stąd po odpoczynku w koszarach 6. Pułku Lekkiej Kawalerii dojechał 2 marca do Łomży. W mieście tym miał okazję obserwować manewry rosyjskiej piechoty. Z uznaniem notował w raporcie o wytrzymałości rosyjskich żołnierzy na mrozy i że ich przeciwnicy na zimowym froncie mogą mieć z tym wielki kłopot.
Jadąc na północ wzdłuż granicy, japoński major stwierdził, że Rosjanie są tutaj lepiej przygotowani do wojny z Niemcami niż w rejonie Poznania i mają zgrupowane o wiele potężniejsze siły. Przejeżdżając przez Szczuczyn i Augustów, 5 marca Fukushima stanął w Suwałkach, tradycyjnie serdecznie witany przez dowództwo miejscowego pułku lekkiej kawalerii. Następnego dnia rosyjski dowódca odprowadził swego gościa aż do Mariampola (57 kilometrów od Suwałk). 7 marca major Fukushima dotarł do Kowna, a następnie do Wiłkomierza, gdzie opisał go w swych pamiętnikach Stanisław Kazimierz Kossakowski. Tutaj zatrzymał się na odpoczynek w pobliskim Ucianie (Utenie), u poznanego w Berlinie ziemianina Bolcewicza. 13 marca dotarł do ostatniego przedrozbiorowego miasta polskiego – Lucynia.
Szef wywiadu
Rosyjska trasa majora Fukushimy biegła między innymi przez Dyneburg, Petersburg, Moskwę i Kazań. 17 maja pod osławionym Borodino dostał udaru jego wierny towarzysz drogi – Gaisen. Śmierć rumaka była dla niego tak bolesnym ciosem, że nie omieszkał tego zaznaczyć w swym raporcie do Sztabu Generalnego. Rosjanie podarowali mu wierzchowca, którego nazwał Ural – od gór, które miał nadzieje szczęśliwie przekroczyć. Po dotarciu na Syberię obserwował budowę kolei transsyberyjskiej, która w przyszłej wojnie miała mieć pierwszoplanowe znaczenie strategiczne. To właśnie tutaj najbardziej Japończycy liczyli na polską dywersję. 12 czerwca 1893 r., po roku i czterech miesiącach podróży, major Fukushima dotarł do portu we Władywostoku i wsiadł na okręt, którym przepłynął do Japonii.
W rodzinnym kraju był witany jak bohater narodowy. Uhonorowano go wysokim odznaczeniem wojskowym i awansowano do stopnia podpułkownika oraz nadano tytuł barona. Szybko też otrzymał odpowiedzialne stanowisko szefa oddziału II japońskiego wywiadu wojskowego, które piastował w latach 1899–1906 w randze generała. Nie zapomniał przy tym o swych kontaktach z Polakami i w czasie działań wojennych przeciwko Rosji polecił swemu oficerowi, pułkownikowi Akashiemu Motojirō, podziękować polskim patriotom za okazaną w czasie wyprawy pomoc.
Raporty majora Fukushimy do Sztabu Generalnego zostały zniszczone wraz z innymi dokumentami po klęsce Japonii w II wojnie światowej. Na szczęście ocalał raport, który nosi tytuł „Tanki ensei” („Samotna wyprawa konna”). Ponadto raport Fukushimy zainspirował poetę Ochiaiego Naobumiego (1861–1903) do napisania poematu „Kiba ryokō” („Podróż na koniu”), w którym znalazł się wiersz „Pōrando kaiko” („Wspomnienie Polski”), prezentujacy historię Polski jako przestrogę dla Japonii:
Zwykłe światu są chwała, zmierzch, rozkwit, upadek
Znana to kolej rzeczy i porządek życia
Ale aż takie zgliszcza i taką ruinę
Sam nie wiem, czy kto widział nawet w mroku snów
(Przekład A. Żuławska-Umeda)
Japonia mimo powyższych przestróg nie uniknęła klęski, która przyniosła niewyobrażalne „zgliszcza i ruiny”, co paradoksalnie przybliżyło jeszcze bardziej obydwa narody. Jak wspominał Andrzej Wajda, nigdzie na świecie jego film „Popiół i diament” nie był odbierany z takim zrozumieniem, jak w Japonii.
----------
Korzystałem z: E. Pałasz-Rutkowska, A.T. Romer, Historia stosunków polsko-japońskich 1904–1945, Warszawa 2009; E. Pałasz-Rutkowska, Polityka Japonii wobec Polski 1914–1941, Warszawa 1998; Richard Deacon, A History of the Japanese Secret Service, New York 1983
Komentarze
AP Sunday, June 23, 2019, 9:06 PM
Błagam! Nie do "Kostrzynia" tylko "Kostrzyna"! Miasto to Kostrzyn (Küstrin) nad Odrą, a nie Kostrzyń.