Niewiele zostało dziś z mitu pierwszej „Solidarności”. Po 1989 r. związek rozmienił się na drobne, niektórzy jego przywódcy zostali zepchnięci na margines historii, inni wspólnie z byłymi przeciwnikami zbudowali III RP, z której tak naprawdę możemy być dumni w bardzo ograniczonym zakresie. Po upływie ćwierć wieku od odzyskania niepodległości Polski naród jest głęboko podzielony i politycznie skłócony. W efekcie wydarzenia, jakie miały miejsce w naszym kraju na początku lat 80. XX w., postrzegamy negatywnie przez pryzmat dzisiejszych czasów. Tracimy zainteresowanie tą historią, nie umiemy o niej opowiadać, a skutek tego jest taki, że symbolem upadku komunizmu stało się zburzenie muru berlińskiego, a nie polska „Solidarność”; także opracowań dotyczących tego okresu jest wciąż zbyt mało. Lukę tę stara się zapełnić Andrzej Friszke swoją najnowszą książką „Rewolucja Solidarność”. Znany historyk niezwykle drobiazgowo odtwarza okres od wybuchu strajku w Stoczni Gdańskiej do chwili wprowadzenia stanu wojennego i jednocześnie stara się udowodnić, że miała wtedy miejsce pierwsza (i zarazem ostatnia), polska rewolucja. Dopiero masowy ruch, którego początkiem był sierpniowy strajk w stoczni gdańskiej, przypomniał Polakom, kim tak naprawdę są, nadał im nową tożsamość, zjednoczył i rozbudził nadzieję, że może być inaczej, że może być lepiej, i że warto zawalczyć o wolność osobistą i niepodległość kraju, w którym się mieszka. Tytuł książki Andrzeja Friszke jest więc jak najbardziej adekwatny, pierwsza Solidarność była rewolucją. Autor ani razu nie używa popularnego słowa „karnawał”, którym często opisuje się okres pierwszej „Solidarności”, a które według niego bagatelizuje sens tych wydarzeń i ich dramatyzm.
Przebudzone społeczeństwo, jednocześnie udręczone coraz dotkliwszym kryzysem gospodarczym, dążyło i wprowadzało zmiany zasadnicze, czego kulminacją była zjazdowa uchwała o samorządach pracowniczych i „Posłanie do ludzi pracy Europy Wschodniej”. Był to prawdziwy przełom w dziejach PRL, mało kto dzisiaj bowiem pamięta, że lata rządów Gomułki, a potem Gierka, doprowadziły do niemal całkowitego zatomizowania polskiego społeczeństwa, utraty przez niego własnej tożsamości i stopniowego popadania kraju w stagnację. Szybko okazało się, że była to ślepa uliczka.
Najnowsza publikacja Andrzeja Friszke to kontynuacja dwóch poprzednich książek tego historyka: „Anatomii buntu” i „Czasu KOR-u”. Jak podkreśla sam autor, jest to: historia „Solidarności”, historia polskiego kryzysu 1980–1981, ale też zarazem biografia polityczna Jacka Kuronia. To jego słowami Friszke najczęściej opowiada o celach politycznych i społecznych, jakie stawiał przed sobą związek. Muszę przyznać, że początkowo miałem obawy czy taka konwencja nie wpłynie na obiektywizm przekazu. I choć w wielu miejscach postać Kuronia staje się zbyt dominująca, a autor ma pewną skłonność do przeceniania jego roli w tamtych wydarzeniach, to muszę przyznać, że w ujęciu całościowym ten sposób narracji się broni.
Kwerenda źródłowa przeprowadzona przez Andrzeja Friszke była niezwykle bogata. Objęła również archiwa IPN, gdzie przechowywane są akta dawnej Służby Bezpieczeństwa. Autor podkreśla, że ich analiza nie zmieniła jego wcześniejszych poglądów o ludziach i sprawach i nie doprowadziła do konieczności ich rewidowania. Jednocześnie lektura jego książki pokazuje jak istotny dla współczesnego historyka jest ten zasób. Friszke, krytykując młodych prawicowych historyków za zbytnie afirmowanie esbeckich materiałów, sam korzysta z nich równie często, choć jego analiza jest z pewnością bardziej wyważona. To dzięki tym dokumentom w dużym stopniu poznajemy kulisy zarówno podejmowania decyzji w gronie przywódców opozycji, jak również przygotowań do wprowadzenia stanu wojennego.
Autor podkreśla, że zbierając materiały do książki rozmawiał z kilkoma działaczami dawnej solidarnościowej opozycji, ale akurat w tej kwestii widzę pewną słabość tej publikacji. Rozmów tych było niewiele i były dość jednostronne. A przecież wciąż większość uczestników tamtych wydarzeń żyje i cieszy się dobrym zdrowiem i warto byłoby przepytać ich w nieco szerszym zakresie. Z drugiej strony rozumiem, że nawet najbardziej cierpliwego historyka może zniechęcić do takiego działania powszechna tendencja do patrzenia na ówczesne wydarzenia przez pryzmat dzisiejszych sporów i podziałów politycznych.
Jest to jedna z najbardziej szczegółowych monografii tego ważnego okresu naszej historii, a jej autor nie pomija prawie żadnego istotnego faktu, który miał wtedy miejsce. O tym, jak wiele zdarzyło się podczas trwającej szesnaście miesięcy rewolucji, pośrednio świadczy objętość książki. Niemal tysiąc stron tekstu i tak nie wyczerpuje tematu i pozostawia duże pole do dalszych badań.
Skomentuj