W sierpniu i wrześniu 1944 r. grupa operatorów Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej Armii Krajowej dokumentowała dzień po dniu powstańcze walki i życie codzienne ludności w oblężonym mieście. Filmowcy pracujący pod kierunkiem Antoniego Bohdziewicza „Wiktora” nakręcili ponad 30 tys. metrów taśmy filmowej. Z zebranego materiału powstały trzy kroniki powstańcze pod wspólnym tytułem „Warszawa walczy”, które wyświetlano żołnierzom i ludności cywilnej w kinie Palladium przy ul. Złotej 7/9. Do naszych czasów przetrwało około sześciu godzin nagrań. Właśnie ten materiał posłużył do stworzenia filmu, jakiego jeszcze nie było – pierwszego w historii dramatu wojennego non-fiction. Na pomysł spojrzenia na powstańcze kroniki świeżym okiem wpadli Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego, i Piotr Śliwowski, kierownik Sekcji Historycznej tej placówki, do realizacji zadania wciągnęli reżysera Jana Komasę (dobrze zorientowanego w temacie, bo przecież pracującego jednocześnie nad filmem „Miasto ’44”) i Studio Produkcyjne Orka, które wzięło na swoje barki kwestie techniczne produkcji. Powstał 85-minutowy montaż fragmentów powstańczych kronik, do którego Komasa dopisał fabułę. Naszymi cicerone po walczącym mieście uczynił dwóch braci: Karola i Witka, młodych operatorów, którzy na zlecenie BiP rejestrują na taśmie filmowej powstańczą codzienność. Komentują to, co widzą, wdają się w dyskusje z osobami, które aktualnie filmują, piszą listy do swoich najbliższych. Pomysł fabularny, choć oryginalny, jest w sumie najsłabszym elementem tego filmu. Rozmowy i braterskie spory młodych filmowców są doklejone do obrazu nieco na siłę, trudno mówić też o jakimś wyraźnym wątku fabularnym, który przykułby uwagę widza na dłużej.
Skomentuj