Książka Leszka Szymowskiego – jak anonsuje to we wstępie wydawca – jako pierwsza na polskim rynku przedstawia okoliczności śmierci gen. policji Marka Papały. Przyjmijmy to za fakt i idźmy razem z autorem tym tropem. Po chwili okazuje się, że tropów jest przynajmniej kilka, a hipotez okoliczności śmierci też. Nie ma jeden spójnej wersji zabójstwa głównego komendanta policji Marka Papały. Ale jest za to osobnik, który nieustannie pojawia się w tle lub na planie głównym tej tragicznej zagadki III RP. Jest nim polonijny biznesmen, tajny współpracownik Departamentu II MSW i prawdopodobnie służb specjalnych USA – Edward Mazur. Wykorzystywany do rozpracowywana amerykańskiej Polonii. Służby w Polsce wiedziały o jego przestępczej działalności: kradzież samochodów, przemyt narkotyków. Fetowany przez „wierchuszkę” służb specjalnych: wiceministra spraw wewnętrznych Henryka Jasika, wiceszefa UOP Zbigniewa Skorżę, wysokich rangą oficerów SB – Kurnika, Bisztygi, Starszaka, SLD-owskich genseków – Krzysztofa Janika i Zbigniewa Sobotkę. Po uroczystej kolacji w restauracji „Belvedere” wsiada do samolotu i wyjeżdża do USA.
Dwie próby jego ekstradycji, dodać trzeba, iż celowo nieudolne, ośmieszone w końcowym 62-stronicowym raporcie sędziego Arlandera Keysa, dają każdemu, kto przeczyta tę książkę, powód do myślenia o III RP jako o państwie postkolonialnym, gdzie dawne spec służby przejęły pełnię władzy gospodarczej, wynajmując sobie do pomocy władze polityczne, na które miały i mają „haki”. Wśród postaci, które przewijają się w tle sprawy Papały, spotykamy nazwiska Władimira Ałganowa, naszego asa wywiadu mjr. Zacharskiego, gen. Józefa Sasina, emerytowanego dyrektora V Departamentu MSW, odpowiedzialnego za gospodarkę, Ireneusza Sekuły – śp. wieloletniego Prezesa Głównego Urzędu Ceł, trójmiejskiego biznesmena Mariusza Olecha, a także „telewizyjnego detektywa” Krzysztofa Rutkowskiego. Gdzieś tam majaczy nazwisko Jana Kulczyka, który spotyka się w Wiedniu z Ałganowem, aby poprzeć starania Rosjan w sprawie sprzedaży polskiego sektora energetycznego. Wszak wszystkich tych panów łączą... pieniądze, jakie można zbić na transakcjach wyprzedaży tego pięknego kraju. Przez wszystkich traktowany jest jak ich prywatny folwark. Nie liczy się służba dla kraju, tylko intratne stanowiska, wysokie pensje. A wszyscy ludzie mafijnego półświatka to tylko podwykonawcy. „Nikodem” „Pershing”, „Baranina”, „Słowik”, to tylko ich cienki śpiew, pod dyktando „niewidzialnych” dyrygentów. Jest ich kilku: gen. SB, oficerowie MSW, UOP-u, kontrwywiad. A może nad nimi jest też „czapa”, której muszą „odpalać”dolę? Kto wie, co się za tym kryje? GLK
Thomas Woods Jr. należy od lat do ścisłego grona współpracowników Instytutu Misesa w Alabamie. Z wykształcenia i zawodu jest historykiem. Wcześniej na polskim rynku wydawniczym ukazały się takie jego pozycje jak: „Kościół a wolny rynek” oraz „Jak Kościół katolicki zbudował zachodnią cywilizację”. Jego oceny są mocno przesiąknięte szkołą austriacką i jej podejściem do analizy dziejów. Widać to w jego książkach, widać też w „Niepoprawnej politycznie historii...”, która jest spojrzeniem na dzieje Stanów Zjednoczonych z punktu widzenia interesów ludzi, którzy je współtworzyli, a także tych, którzy ponosili konsekwencje ich działania. Woods wybrał zagadnienia, co do których – wydawałoby się – nikt nie ma wątpliwości: kolonizacja, rasizm, wojna domowa, FDR, New Deal, zimna wojna i wiele innych obrosłych mitami złej Ameryki i opiekuńczych przywódców. Jednakże bliższe spojrzenie rzuca cień na tych ostatnich, ujawniając prawdziwe przyczyny ich działania, a zwłaszcza bezmiar szkód przez nie wyrządzonych. Woods obalił wiele mitów historii Stanów Zjednoczonych, a zagadnienia, jakie wziął na warsztat, nie są przypadkowe, zwłaszcza w dobie propagowania wszechobecnej lewicowej wersji historii świata. Książkę czyta się jak powieść sensacyjną, dodatkowo jest napisana niezwykle przystępnym i prostym językiem, co sprawia, że niemal każdy może zagłębić się w zapomnianą wersję historii Stanów Zjednoczonych. Pozycja ta jest także lekcją dla hagiografów i ortodoksyjnych patriotów: nie wszystko, co odziano w szaty narodowe i retorykę ojczyźnianą, służyło narodowi dobrze. Przydałaby się też taka bezkompromisowa pozycja dotycząca naszej historii. FM
Jest to dzieło jednego z najwybitniejszych umysłów europejskich, francuskiego politologa i ekonomisty, Bertranda de Jouvenela. Autora wydanej przed dwoma laty „Redystrybucji”. Tom, liczący sobie 460 stron, zawiera dzieje władzy politycznej – od jej powstania poprzez monarchię, feudalizm, do kapitalizmu i faszyzmu sprzed i z czasu II wojny światowej. Autor książki zwraca dużą uwagę na to, że władza państwa systematycznie rosła przy jednoczesnym wzroście okrucieństwa rasy ludzkiej. Jako że napisano ją przed wydarzeniami w Hiroshimie, najbardziej wyraziste dla nas przykłady tego zjawiska pozostawały poza zasięgiem autora. Lecz warto zwrócić uwagę, że – będąc świadomi i obawiając się wielkiego potencjału okrucieństwa, jaki jest udziałem naszych współczesnych – powinniśmy stale mieć w pamięci, iż ta potencjalność przerodziła się w fakt dzięki władzy państwa. Bomby atomowej nie stworzyła działająca niezależnie grupa „naukowców”, lecz pracownicy rządu Stanów Zjednoczonych, spośród których najważniejsi byli naukowcami. Lecz decyzja o tym, żeby opracować bombę atomową, wyszła od prezydenta Roosevelta, a decyzja o jej użyciu – od prezydenta Trumana. Twierdzenie to nie przypisuje złej wiary każdemu urzędnikowi państwowemu; ma jedynie za zadanie zwrócić uwagę, że tylko państwo ma wystarczającą władzę, by dokonać zniszczeń na taką skalę i że państwo to zawsze politycy, bez względu na to, czy będą to politycy w Białym Domu, czy na Kremlu. Marzenie, że państwo może być zarządzane przez filozofów czy naukowców, jest niebezpieczne i złudne. Gdyby bowiem filozofowie stali się królami, a naukowcy komisarzami, przekształciliby się w polityków. FM
Skomentuj