Gdy w 1507 r. Zygmunt I obejmował tron polski, zastał kraj w ciężkim położeniu. Zarówno gospodarka, jak i stan skarbca były w opłakanym stanie, ale najpoważniejszym z problemów były konflikty z otaczającymi Polskę państwami. Największe zagrożenie stanowiło Wielkie Księstwo Moskiewskie, które coraz mocniej napierało na Wielkie Księstwo Litewskie. Gdy Zygmunt został królem, toczyła się już trzecia wojna litewsko-moskiewska, zakończona podpisaniem pokoju wieczystego w Moskwie 8 października 1508 r.
Wrogi sojusz
Zygmunt I zdawał sobie sprawę, że kolejny konflikt jest tylko kwestią czasu. Zawarł więc sojusz z chanem krymskim Mengli I Girejem, który zobowiązał się dokonywać napadów na tereny Wielkiego Księstwa Moskiewskiego. Za wiedzą króla polskiego oddziały tatarskie przeprowadziły szereg wypraw na Moskwę. Polska jednocześnie umiejętnie lawirowała w kontaktach z zaborczym Imperium Osmańskim, zapewniając sobie pokój. Jednak władca Wielkiego Księstwa Moskiewskiego, Wasyl III Rurykowicz, także nie próżnował. Pomimo blokady na Inflantach, udało mu się przełamać izolację gospodarczą i nawiązać sojusz z królem duńskim Chrystianem II, porozumiał się również z Maksymilianem I Habsburgiem, władcą Niemiec. Interesy Habsburgów, roszczących sobie prawo do władzy nad całą Europą, starły się z dążeniami do utrzymania przez Polskę roli hegemona w Europie Środkowej. Dzięki uzyskanym w ten sposób środkom Wasyl III mógł skoncentrować się na rozbudowie armii.
W listopadzie 1512 r. rozpoczęła się kolejna wojna litewsko-moskiewska, a zagony Wasyla ruszyły na Litwę i przystąpiły do oblegania „wrót Moskwy i Wilna” – potężnej twierdzy w Smoleńsku. Pierwsze oblężenie trwało sześć tygodni i zakończyło się odstąpieniem wojsk moskiewskich. Kolejne rozpoczęło się w czerwcu 1513 r. i również zakończyło się niepowodzeniem we wrześniu tego samego roku. W tym czasie Maksymilian I wysłał swojego ambasadora, Georga Schnitzenbaumera do Moskwy z propozycją sojuszu.
Wiosną 1514 r. wojska Wasyla ponownie przystąpiły do oblężenia Smoleńska. Tym razem oblężeniem dowodził kniaź Michał Gliński. Obroną twierdzy kierował wojewoda Jurij Sołłohub, który przysiągł bronić Smoleńska do samego końca. Mimo olbrzymiej przewagi wojsk moskiewskich twierdza długo się nie poddawała. Nie pomagał ostrzał z dział, nie pomagały najróżniejsze fortele wojenne, jak wypuszczanie zwierząt z płonącymi podpałkami, nie pomogło także przybycie drugiej armii kniazia Szczeni. Jednak pętla zacieśniała się coraz mocniej – pod Smoleńsk dotarła w końcu trzecia z moskiewskich armii, dowodzona przez samego wielkiego księcia Wasyla III. „Podobno do tego oblężenia Wasyl użył trzystu dział oblężniczych, zwanych potocznie bombardami”, – pisał sekretarz królewski Ludwik Decjusz (w rzeczywistości dział było ok. 140). Jednak nawet huraganowy ogień artylerii nie mógł pokonać potężnych szańców i wałów, wzniesionych z ziemi, kamieni i drewna, a zaciężni z Niemiec i Włoch nie mogli dokonać wyłomu w polskiej obronie. Król był więc przekonany, że do czasu przybycia odsieczy twierdza się utrzyma. Jednak zniszczenia miasta i presja ze strony bojarów zmusiły Sołłohuba do złożenia broni i nieoczekiwanie, 30 lipca 1514 r., poddał on twierdzę Rosjanom. Mieszkańcy Smoleńska złożyli Wasylowi wiernopoddańczą przysięgę, bojąc się rzezi ze strony jego wojsk. Wielki książę następnego dnia triumfalnie wjechał do twierdzy, witany przez biskupa prawosławnego Warsonofija, po czym, po odprawieniu nabożeństwa dziękczynnego, „ograbił zamek ze wszystkiego, jakie było, złota, srebra, pereł, drogich kamieni i innych kosztowności” – pisał Decjusz. Niefortunny dowódca Sołłohub pojawił się w okolicach Orszy, skąd doprowadzono go przed oblicze polskiego króla. Uznano go za zdrajcę i ścięto. Do tej pory pozostaje zagadką, czy Sołłohub faktycznie nim był, czy też po prostu szukano kozła ofiarnego, winnego upadku Smoleńska.
W sierpniu doszło do zawarcia sojuszu skierowanego przeciw Zygmuntowi Staremu, pomiędzy Maksymilianem I, Wasylem III i wielkim mistrzem Zakonu Krzyżackiego Albrechtem Hohenzollernem. W koalicji mieli znaleźć się także król duński Chrystian II, książęta domu brandenburskiego i saskiego oraz hospodar mołdawski. Moskwa rościła sobie prawa do sporej części Wielkiego Księstwa Litewskiego, Habsburgowie z kolei do ziem Zakonu. Sojusznicy zobowiązali się do wzajemnej pomocy i podziału ziem oraz łupów. Porozumienie miało zostać ugruntowane przez wspólny atak na ziemie polsko-litewskie w dniu 23 kwietnia 1515 r. Na wieść o tym sojuszu król Zygmunt I pisał do papieża Leona X: „Już przepisali podział, co komu przypaść powinno z państw naszych”. Prosił też swojego brata, Władysława II, władcę Węgier, „by zechciał wezwać Jego Cesarski Majestat, by wyzbył się wrogiego stosunku do nas”.
Fortel hetmana
Wojska moskiewskie posuwały się na zachód, zajmując Mścisław, Krzyczew i Dubrownę. Tymczasem strona polsko-litewska wreszcie zorganizowała wyprawę, która miała na celu odzyskanie utraconych ziem, w tym Smoleńska, zagarniętych przez Moskwę. 16 sierpnia 1514 r. król zaczął przesuwać się ze swoją armią spod Mińska w kierunku Borysowa, mając pod komendą ponad 35 tys. zbrojnych. W skład sił polsko-litewskich wchodziło 16 tys. lekkiej jazdy litewskiej, 14 tys. jazdy polskiej (lekkiej oraz ciężkiej), 3 tys. najemnej piechoty (głównie ze Śląska), 2,5 tys. ochotników (przede wszystkim z Czech, ale byli też Węgrzy) oraz artyleria.
Dowództwo nad armią sprawował hetman wielki litewski książę Konstanty Ostrogski. Był to jeden z najinteligentniejszych wodzów armii polskiej, a zarazem postać niezwykła. Zaczynał swoją wojskową karierę od walk z Tatarami, w nagrodę za rozbicie czambułu tatarskiego jako pierwszy uzyskał tytuł wielkiego hetmana litewskiego. W trakcie II wojny litewsko-moskiewskiej, po przegranej bitwie nad Wiedroszą w 1500 r., dostał się do niewoli, w której przebywał trzy lata. W tym czasie poszedł na udawaną współpracę z wielkim księciem Iwanem Srogim, uzyskując swobodę poruszania się, z czego skorzystał i zbiegł z niewoli. Powróciwszy do Polski, król Zygmunt I przywrócił go na stanowisko hetmana. W 1512 r. pokonał wojska tatarskie w bitwie pod Łopusznem, gdzie wraz z hetmanem wielkim koronnym Mikołajem Kamienieckim 5-tysięczna jazda polska pokonała 30-tysięczną armię tatarską, wybijając 24 tys. jej żołnierzy i uwalniając kilkunastotysięczny jasyr.
Pod Borysowem pozostawiono króla wraz z 4 tys. żołnierzy, by – na wypadek klęski – władca mógł wycofać się do Wilna pod osłoną tych oddziałów. Hetman powoli posuwał się w stronę Orszy, spychając pomniejsze oddziały moskiewskie. Naprzeciw siebie Ostrogski miał trzy potężne armie, liczące – według większości źródeł – 80 tys. żołnierzy, wspartych 300 działami, które stanęły naprzeciw przeprawy przez Dniepr, dowodzone przez Iwana Czeladnina. Siły rosyjskie rozbiły obóz między Orszą a Dubrowną, licząc, że polskie wojska będą chciały przeprawić się w tamtym miejscu przez Dniepr.
7 września 1514 r. Ostrogski dotarł pod Orszę. Polskie siły liczyły wówczas 25 tysięcy żołnierzy: 15 tys. lekkiej jazdy litewskiej, dowodzonej przez wojewodę kijowskiego, Jerzego Radziwiłła (zwanego przez swoje sławne czyny „Herkulesem”), 5 tys. zaciężnej jazdy polskiej, dowodzonej przez starostę trembowelskiego Janusza Świerczowskiego, 3 tys. żołnierzy nadwornych, 3 tys. piechoty najemnej, do tego trzeba jeszcze doliczyć artylerię, dowodzoną przez Hansa Wejsa i Jana Bohema z Norymbergi oraz rotę sapersko-inżynieryjną, dowodzoną przez Jana Basztę z Żywca. Aby uniknąć dużych strat podczas przeprawy, Ostrogski zdecydował się przechytrzyć wojska Czeladnina i przeprawić się pięć kilometrów w górę nurtu rzeki. Jazda skorzystała ze znanego Ostrogskiemu brodu (ponieważ hetman sześć lat wcześniej pokonał wojska moskiewskie w tym samym miejscu), zaś dla artylerii i piechoty saperzy zbudowali dwa mosty z łodzi oraz pustych beczek po winie i piwie oraz drewnianych bali. W ten sposób już o świcie 8 września siły polsko-litewskie znalazły się na równinie, przeciętej wąwozem, z rzeką za plecami, zaś Moskwiczanie za plecami mieli pasmo łagodnych wzgórz. Zarówno liczebność wojsk polsko-litewskich, jak i ich położenie zachęcały Czeladnina do rozpoczęcia bitwy. Moskiewski wódz jednak zlekceważył polską przeprawę, uważając, że poczeka na całość sił polskich, żeby je rozbić do cna.
Siły moskiewskie liczyły pięć pułków jazdy: w środku pułk wielki pod dowództwem Czeladnina, przed nim rozciągnięty pułk przedni Iwana Temki Rostowskiego, na prawej flance pułk prawej ręki pod dowództwem wojewody Michaiła Bułhakowa-Golicy, na lewej flance pułk lewej ręki kniazia Andrieja Oboleńskiego, zaś w odwodzie pozostawiono pułk straży tylnej wojewody Grigorija Fiodorowicza Dawydowa. Z kolei siły polsko-litewskie ustawiono zgodnie ze starym urządzeniem polskim, gdzie centrum stanowiły dwa hufce jazdy ciężkiej – czelny (przedni) i walny (tylny), zaś skrzydeł chroniły hufce lekkiej jazdy. Z przodu stanęły dwa hufce czelne – po lewej polski, pod dowództwem hetmana nadwornego Wojciecha Sampolińskiego, i po prawej litewski, dowodzony przez Ostrogskiego, dalej piechota zaciężna, wsparta artylerią, a za nią dwa hufce walne: polski, dowodzony przez Świerczowskiego, i litewski, dowodzony przez Radziwiłła. Skrzydeł chroniły hufce lekkiej jazdy litewskiej. Ostrogski dodatkowo umieścił kilka rot piechoty w wąwozie, wspartej artylerią, na wypadek gdyby udało się wciągnąć tam siły nieprzyjaciela.
Piekło w wąwozie
O 9 rano siły polskie znajdowały się już na pozycjach, jednak hetman ociągał się z wydaniem rozkazu do ataku. Podobnie postępował Czeladnin, który pod osłoną wzgórz przemieszczał swoje wojska w kierunku Dniepru, by otoczyć siły polsko-litewskie i zepchnąć je do rzeki.
Dopiero około południa do ataku na lewe skrzydło wojsk litewskich ruszył pułk prawej ręki Bułhakowa-Golicy z zadaniem oskrzydlenia sił koronnych. Jednak wówczas z boku uderzyły na niego oddziały Sampolińskiego, który nie czekał na decyzję hetmańską. Polski hufiec wykonał zaskakujący manewr przed frontem litewskiego hufca czelnego i wbił się w oddziały moskiewskie, jednak napór wroga zmusił go do wycofania się pod osłonę własnej piechoty i armat, które zasypały oddziały Bułhakowa gradem kul i powstrzymały je. Sampoliński wykorzystał to i ruszył do kontrataku na czele ciężkozbrojnej jazdy koronnej i lekkiej litewskiej. Uderzenie rozproszyło część oddziałów nieprzyjaciela, zaś sam pułk prawej ręki musiał się wycofać.
W tym samym czasie na prawe skrzydło wojsk polsko-litewskiech uderzył pułk lewej ręki kniazia Oboleńskiego. Został jednak zatrzymany przez jazdę litewską, wysłaną przez Ostrogskiego i powoli spychano go na pozycje wyjściowe. Czeladnin postanowił wesprzeć oddziały Oboleńskiego i wysłał do walki część swojego pułku i pułk przedni Iwana Temki Rostowskiego. Widząc przewagę Moskwicinów, Ostrogski zarządził pozorowany odwrót. Rosyjski wódz dał się nabrać na stary tatarski fortel i zarządził pościg za siłami polskimi. Siły wroga ruszyły za Litwinami wzdłuż wąwozu, prowadzącego do Dniepru. W pewnym momencie na stłoczone ciasno siły Moskwicinów spadł grad kul z rusznic, falkonetów i armat, demolując doszczętnie ich oddziały. Od polskiego ognia zginął Iwan Temko Rostowski, zabity kulą armatnią, poległ też kniaź Oboleński. Resztki obu pułków wycofały się z wąwozu i wpadły na szarżujący pułk wielki.
Zniszczenie oddziałów Oboleńskiego i Rostowskiego przechyliło szalę zwycięstwa na stronę polsko-litewską. Do walki włączył się sam hetman Ostrogski, uderzając na oddziały pułku wielkiego. Czeladnin musiał się wycofać do straży tylnej i ledwo się mu to udało. Moskiewski wódz próbował ratować sytuację, wysyłając do walki pułk straży tylnej, jednak został on odparty, a następnie rozbity przez oddziały Świerczowskiego i „Herkulesa” Radziwiłła. Następnie siły polsko-litewskie ruszyły w pościg za niedobitkami wojsk moskiewskich, ścigając je do rzeki Kropiwna. O godzinie 18 bitwa była zakończona, zaś pogoń za resztkami wojsk Moskwicinów trwała aż do północy.
Papieska msza
W polskie ręce wpadł sam Czeladnin wraz z bogato uposażonym obozem, 10 wojewodami, 17 dowódcami i około 5 tys. żołnierzy. Wielu niedobitków, którzy zdołali ujść Polakom i Litwinom, utonęło w wodach Dniepru i Kropiwnej, inni zatrzymali się dopiero w Smoleńsku. Zdobyto rozliczne dobra, kosztowności w złocie i srebrze, futra, zaś samych koni rozdano żołnierzom ponad 20 tys. W bitwie zginęło zaledwie 1–2 tys. polskich i litewskich żołnierzy, zaś straty moskiewskie szacowane są nawet na kilkanaście tysięcy poległych. Już następnego dnia król Zygmunt I Stary wysłał listy do papieża, króla Węgier, wielkich mistrzów zakonów krzyżackiego i inflanckiego, doży weneckiego i wojewody siedmiogrodzkiego, opisujące zwycięstwo, zdobyte łupy i licznych jeńców. Część z nich wysłano w formie podarków do władców, jak 14 bojarów wysłanych do Rzymu z listem do papieża, zaś najznamienitszych osadzono na zamkach litewskich, licząc na ich wykup przez Moskwę. Niektórych z nich, jak Michaiła Bułhakowa-Golicę, uwolnił król Zygmunt II August dopiero w 1551 r. Z kolei Wasyl III, dowiedziawszy się o poniesionej klęsce, pośpiesznie zaczął wycofywać się do Moskwy. Spalił za sobą Dorohobuż, a inne zamki, jak Krzyczew, Mścisław i Dubrowna, poddały się Polakom bez walki. Nie udało się jednak odzyskać głównego celu wyprawy, czyli twierdzy smoleńskiej. Dopiero po czterech tygodniach Ostrogski nadciągnął z 30 tys. żołnierzy i 16 tys. wozów pod wały twierdzy, gdzie ujrzał ciała mieszkańców, którzy chcieli powrotu miasta do Rzeczypospolitej. Siły polskie zaniechały oblężenia z braku artylerii, a Ostrogski „z wielką korzyścią i sławą nazad się do Wilna wrócił”. Król Zygmunt I Stary przybył do Wilna 27 września i przygotował wielki wjazd triumfalny hetmanowi i jego żołnierzom, na cześć których urządzono huczne powitanie. Hetman Ostrogski został okrzyknięty „Scypionem Ruskim”, zaś od króla – jako wyznawca prawosławia – otrzymał przywilej wybudowania dwóch nowych cerkwi w Wilnie. W całym kraju zarządzono modły dziękczynne, zaś w Rzymie papież Leon X odprawił mszę „z racji zwycięstwa odniesionego przez Zygmunta”.
Mimo tak wspaniałego zwycięstwa, bitwa pod Orszą nie doczekała się złotej legendy ani sławy na miarę innych polskich sukcesów. Być może dlatego, że nie była zwycięstwem w pełni wykorzystanym, niemniej jednak sukces wojsk polskich doprowadził do zatrzymania ofensywy moskiewskiej, zaś rok 1515 zamiast spodziewanego ataku antyjagiellońskiej koalicji przyniósł zjazd wiedeński i rozbicie sojuszu między Maksymilianem I i Wasylem III.
Bitwa udowodniła wyższość wojsk polsko-litewskich nad moskiewskimi. Siły koronne, umiejętnie posługując się ukształtowaniem terenu oraz rozpoznaniem, a także świetnie skoordynowane, odniosły druzgocące zwycięstwo nad znacznie liczniejszym przeciwnikiem. Nie bez znaczenia było również spore nasycenie artylerią i bronią palną po stronie polskiej. Skuteczność ich ostrzału pokazała, że ciężkie zbroje powoli stawały się elementem przestarzałym na polu bitwy.
Andrzej Matowski
Skomentuj