Skutkiem powstania była anihilacja polskiej elity i najważniejszego ośrodka myśli i kultury, jakim była stolica. Życie straciło 16 tys. tysięcy żołnierzy i około 200 tys. cywilów. „Paryż Północy”, jak nazywano Warszawę, przestał istnieć. Militarnymi zwycięzcami powstania byli Niemcy, politycznymi – Sowieci, którzy nie musieli walczyć z polską elitą, gdyż w dużej części została zlikwidowana. „Stolica pomimo bezprzykładnego w historii bohaterstwa z góry skazana jest na zagładę. Wywołanie powstania uważamy za ciężką zbrodnię i pytamy się, kto ponosi za to odpowiedzialność” – mówił do żołnierzy gen. Władysław Anders już październiku 1944 r. Skoro jest zbrodnia, powinna nastąpić również kara. Jest przykrym żartem historii, że odpowiedzialni za wybuch powstania oraz zagładę Warszawy i jej mieszkańców mają dziś w niej swoje ulice, pomniki, place. Wymieńmy tylko najważniejszych: komendant główny Armii Krajowej gen. Tadeusz Bór-Komorowski, oficerowie Komendy Głównej AK – generałowie Leopold Okulicki ps. „Kobra” i Tadeusz Pełczyński ps. „Grzegorz”, płk Antoni Chruściel ps. „Monter”, dowódca Okręgu Warszawskiego AK, szef Biura Informacji i Propagandy płk Jan Rzepecki.
Wbrew posiadanym informacjom, wykształceniu i sztuce wojennej parli oni z całą mocą do wywołania powstania, które musiało się skończyć hekatombą. Co więcej, do chwycenia za broń prowokował nas śmiertelny wróg – Sowieci. Już to powinno dać do myślenia. Zresztą udział sowieckich agentów w wywołaniu powstania jest na razie tematem skrzętnie omijanym przez badaczy historycznych, bo boją się oni oskarżeń o szarganie narodowych świętości.
Cała piątka decydentów przeżyła powstanie i nie poniosła żadnych konsekwencji swojej decyzji ani sama nie wyciągnęła ich wobec siebie. Życie stracił w sowieckim więzieniu tylko Leopold Okulicki, ale był to skutek jego innej „genialnej” decyzji – udania się wraz z 15 przedstawicielami podziemnej Polski na spotkanie z sowiecką bezpieką, z którą chcieli negocjować. Będąc Polakiem, po latach trudno się nie wstydzić, że polska elita polityczno-wojskowa, znając prawdę o prawdziwych sprawcach zbrodni katyńskiej, ochoczo zamierzała negocjować z nimi swój udział w zarządzaniu zajętą przez Armię Czerwoną Polską.
Świętując bohaterstwo żołnierzy i warszawiaków, należy wyraźnie potępić i choćby symbolicznie osądzić twórców największej katastrofy w historii Polski. Gen. Okulicki działał wbrew rozkazom naczelnego wodza gen. Kazimierza Sosnkowskiego, który polecił mu dopilnować, aby w Warszawie nie było powstania. Degradacja byłaby surową, ale sprawiedliwą karą. Sama dyskusja na ten temat miałaby ozdrowieńczy wpływ na polskie umysły.
Nie było bowiem równie krwawego i bezsensownego wydarzenia w całych naszych dziejach. O ile idiotyczna koncepcja akcji „Burza”, czyli wspierania wkraczających do Polski Sowietów w walce z Niemcami, miała jakieś polityczne uzasadnienie w naciskach „sojuszników” czy naiwności, o tyle powstanie warszawskie nie spełnia żadnych kryteriów.
Historia jest nauczycielką życia – mawiali Rzymianie. Ale tylko wtedy, gdy uczciwie wyciąga się z niej wnioski. Bezsens decyzji o powstaniu najlepiej punktował nasz współczesny Stańczyk, Stefan Kisielewski, który zadawał twórcom powstania warszawskiego wciąż to samo pytanie. „Czy dziś, wiedząc, czym zakończyło się powstanie, podjęlibyście tę samą decyzję jeszcze raz?”.
Skomentuj