17 sierpnia 1939 r. Joseph Goebbels napisał w swoim pamiętniku: „Wojna oczekiwana jest z niejakim fatalizmem. Uniknięcie jej graniczyłoby z cudem”. Minister propagandy III Rzeszy, podobnie jak większość kierownictwa państwa, wcale nie chciał wojny. Dopiero co wrócił z żoną z Wenecji, gdzie pływali gondolami, zwiedzali muzea, śmigali torpedowcemw po Adriatyku i opalali się na plażach, czerpiąc pełnymi garściami z życia za pieniądze swoich rodaków. Po co była im potrzebna wojna z Polską i całym światem? Mieli wszystko, czego pragnęli. Podobnie jak żyjący w bizantyńskim przepychu marszałek polny Hermann Göring, który ze względu na styl życia był nazywany przez Niemców „królem Słońcem III Rzeszy”. Dla tych dwóch nielubiących się i rywalizujących ze sobą ludzi życie w pokojowej III Rzeszy było spełnieniem wszystkich marzeń i aspiracji. Wojna była całkowicie niepotrzebnym wstrząsem, który wprowadzał do ich patetycznego i kołtuńskiego życia chaos i poczucie zagrożenia.
W Wenecji Goebbels nie zaprzątał sobie jednak głowy pogłębiającym się kryzysem w Europie. Z wakacyjnego letargu wyrwało go dopiero przemówienie prezydenta Polski Ignacego Mościckiego w sprawie Gdańska, w którym padły słowa: „niebawem przyjdzie więc na nich pora”. 8 sierpnia niemiecki minister propagandy wydał zarządzenie, by wszystkie doniesienia o polskich groźbach skierowanych pod adresem Niemców drukować na drugich stronach gazet. Z jednej strony pragnął żyć w swoim idyllicznym i spokojnym świecie, z drugiej nieustannie poprzez swoje działania propagandowe podgrzewał wojenne nastroje. 15 sierpnia przeprowadził się do wybudowanej za 3,2 mln marek rezydencji w Lanke. Podziwiał luksusowy wystrój i wyposażenie sali bankietowej, w której w przyszłości chciał przyjmować zagranicznych gości. Marzył, że ten pałacyk będzie jego podberlińskim przytuliskiem, do którego będzie też ściągał kochanki wybierane wśród gwiazd filmowych.
Nie chciał wojny, ale 18 sierpnia znowu dolał oliwy do ognia, atakując w jednej z gazet polskiego wojewodę śląskiego za rozpętanie rzekomej fali „barbarzyńskiego terroru” przeciwko Niemcom. Nie był przecież ślepym głupcem niezdającym sobie sprawy z ogromu ryzyka, jakie podejmował Hitler. Tego samego dnia zanotował: „W powietrzu wisi wielkie napięcie. Wystarczy iskra i baryłka z prochem w okamgnieniu wylatuje w powietrze”.
Jednak wszystkie jego dotychczasowe obawy zgasły w dniu, kiedy dowiedział się, że Stalin i Hitler ubijają interes podziału Polski i kilku innych państw. „To jest coś! – zanotował z zachwytem. – Tworzy to całkiem nową sytuację. Zawinęliśmy do bezpiecznego portu. Teraz będziemy mogli znowu spać nieco spokojniej”. Porozumienie z Sowietami otwierało drogę do bezkarnej napaści na słabszych sąsiadów. Goebbels miał jednak niemały dylemat. Jak ukazać społeczeństwu niemieckiemu przymierze z komunistami, z którymi przecież brutalnie walczył o władzę i rząd dusz od 20 lat? „Wszelkie komentarze muszą być utrzymane w duchu rozsądku i obiektywizmu, bez nuty triumfalizmu i Schadenfreude” – nakazał swoim podwładnym. W Lanke, dokąd ponownie wyjechał z żoną, odebrał telefon od euforycznie szczęśliwego Hitlera. Entuzjazm Führera zepsuła dopiero rozmowa z sir Nevile’em Hendersonem, który przekazał mu list od premiera Chamberlaina. Znalazło się w nim bardzo poważne ostrzeżenie: „Jeżeli Polska zostanie zaatakowana, Wielka Brytania przystąpi do wojny”. Odpowiedź Hitlera była dosadna. Henderson opuszczał Berlin kompletnie zdruzgotany.
23 sierpnia Hitler przedstawił Goebbelsowi treść korespondencji ze Stalinem i powiedział wprost, że Niemcy podzielą się z Sowietami państwami bałtyckimi oraz Polską. Dzień później Goebbels był tak uradowany podpisanym w Moskwie paktem Ribbentrop-Mołotow, że pozwolił redaktorom naczelnym wszystkich gazet na wyrażanie pewnej dozy Schadenfreude. Dziennikarzom nie pozwolono co prawda wnikać w szczegóły, ale mogli dość swobodnie wyrażać uznanie dla mądrej polityki swojego wodza i „wielkiego sowieckiego przywódcy”. „Możecie, panowie, dać do zrozumienia, że celem tego układu jest umożliwienie Niemcom i Rosji rozwiązania wyłącznie w drodze dwustronnych rokowań wszystkich doniosłych problemów związanych z kwestią Lebensraum w Europie Wschodniej” – zaznaczył Goebbels.
W ten oto sposób sojusz ze Stalinem otworzył w dosłownym znaczeniu bramy piekieł. Tydzień później zaczęła się największa wojna w dziejach świata, a ponad pięć lat później Joseph Goebbels i jego żona popełnili samobójstwo w Berlinie. Ich patetyczna rezydencja w Lanke została zamieniona w podrzędny hotel.
Skomentuj