Nosił wiele pseudonimów i przezwisk. W okresie działalności konspiracyjnej towarzysze z PPS nazywali go Wiktorem lub Mieczysławem. W niepodległej Polsce, pisząc o Józefie Piłsudskim, używano jedynie słowa „Marszałek”, zawsze pisanego wielką literą. Jednak do jego nieco przaśnej osobowości syna zubożałego litewskiego ziemianina najbardziej pasowały przezwiska nadane mu przez towarzyszy broni z Pierwszej Kompanii Kadrowej, dla których był „Dziadkiem”, „Komendantem” lub „Ziukiem”. |
Wydawałoby się więc, że Dziadek Ziuk to najtrafniejsze zdefiniowanie ojcowskiej osobowości tego człowieka, romantyka wychowanego w kulcie bonapartyzmu, zaczytującego się w dzieciństwie o bitwie pod Austerlitz i pełnego pasji konspiratora, który w życiu codziennym charakteryzował się niemal rustykalną prostotą i minimalizmem potrzeb.
Przez lata wizerunek Józefa Klemensa Piłsudskiego kształtowała legenda wielkiego wodza, który przywrócił Polsce niepodległość i w obronie tejże niepodległości uratował Europę przed bolszewickim potopem. Jak w każdej legendzie jest w tym dużo przesady, ale i ziarno prawdy. Wizerunek Józefa Piłsudskiego stworzony przez sanacyjną propagandę był mocno napompowany. Ten niemal apokryficzny obraz wodza był nawet podsycany w PRL. Także obecny program historii w szkołach jest bezkrytyczny wobec Józefa Piłsudskiego. Nauczyciele historii mają obowiązek uczyć, że marszałek był postacią bez wad, która swoimi czynami przywróciła Polsce niepodległość po ponad 120 latach zaborów.
Jego zasługi są niepodważalne, chociaż bez jego udziału Polska też odzyskałaby suwerenność. Historia potoczyłaby się zapewne innym torem, polską politykę ogarnęłyby innego rodzaju spory, pojawiłyby się odmienne problemy polityczne i gospodarcze. Ale pamiętajmy, że los milionów ludzi żyjących w państwie o tysiącletniej, wielkiej historii nie zależał od jednego, choćby nawet najbardziej charyzmatycznego człowieka.
W tym numerze „Uważam Rze Historia” przedstawiamy dwa spojrzenia na Józefa Piłsudskiego. Dwie opinie dość silnie się różniące, choć obie przepełnione szacunkiem dla jego wielkiego patriotyzmu. Dariusz Baliszewski, arcymistrz polskiego dziennikarstwa historycznego, nie ukrywa swojego uwielbienia dla marszałka. Nie kryje się przy tym za fasadą panegiryzmu, któremu hołdują wszyscy bezrefleksyjni pochlebcy Piłsudskiego. Baliszewski darzy marszałka głębokim szacunkiem, ale czyni to w sposób mądry i przemyślany, ukazując jednocześnie ułomności i ekstrawagancje Naczelnika Państwa.
Mnie przypadła niewdzięczna rola adwokata diabła, punktującego przywary państwa, które w mojej opinii Józef Piłsudski zbudował pod własne ambicje polityczne. Wiem, że ta krytyka pierwszego polskiego przywódcy, który stanął u steru odrodzonej ojczyzny po ciemnej nocy zaborów, jest niełatwa do przetrawienia. Uważam jednak, że zadaniem publicysty historycznego jest nieustanne drążenie tematów trudnych i pobudzanie do dyskusji, do której Państwa zapraszam. Kieruję się przy tym zasadami, które sformułował amerykański astrofizyk profesor Neil deGrasse Tyson: „Podważaj autorytety! Nawet mój autorytet. Myśl samodzielnie, nie przyjmuj żadnego twierdzenia na wiarę. Konfrontuj swoje pomysły z doświadczeniem i obserwacją. Jeśli twoja ulubiona idea nie przejdzie próby empirii, odrzuć ją jako błędną. Idź za głosem dowodów i wyciągaj logiczne wnioski. A jeśli brak ci dowodów, zawieś swój osąd. I najważniejsza zasada: pamiętaj, że możesz się mylić, bowiem nawet największym badaczom zdarzały się błędy. Najwięksi geniusze, jak Newton czy Einstein, błądzili. Byli przecież tylko ludźmi. Ale na szczęście nauka chroni nas przed zakłamaniem”.
Te zasady obowiązują badaczy wszystkich dziedzin, zarówno przedstawicieli nauk ścisłych, przyrodniczych, jak i humanistycznych. Jeżeli ktoś głosi, że istnieje jedyna obowiązująca interpretacja dziejów, to znaczy, że jest głupcem. Należy nieustannie doszukiwać się prawdy o ludziach, którzy kształtowali nasz świat. Szczególnie nie wolno przy tym pomijać tych, których pomniki górują nad innymi.
Skomentuj