Wreszcie w słuchawkach hełmofonu brzęczy ostry rozkaz: »Rysie, tu Żbik. Otworzyć ogień, celować w klapy kierowców!«. Natychmiast biorę na cel drugiego z rzędu, podprowadzam na ciemną plamę i czekam, aż dostanie pierwszy. Na jego ciemnym kadłubie widzę niebieskawy błysk, wóz nagłym skrętem wali się do rowu i tam pozostaje nieruchomy. Naciskam pedał spustowy – wstrząs, huk... i taki sam błysk na pancerzu »mojego«. Wpada na słup telegraficzny, przewraca go, staje. [...]
Znów odezwało się radio: »Rysie, tu Żbik«. Trzeci pluton do natarcia kierunek Jeżów. Po drodze likwidować pozostałe wozy nieprzyjaciela, potem pościg na prawym skrzydle kompanii! – krzyknął kpt. Próchniewicz. Momentalnie ruszamy na pełnym gazie przez szosę, uderzamy z boku na kolumnę wycofujących się i stłoczonych przed mostkiem samochodów pancernych. Wściekła wymiana strzałów. [...] Wracamy obok porozwalanych szwabskich czołgów. Jeszcze raz rzucam spojrzenie w tył na płonące graty. [...] Refleksja: to samo mogło przecież być z nami, bo gdy potem obejrzałem pancerz, włosy stanęły mi dęba: cała wieża dziwnie ospowata, po bokach jakieś wgłębienia, rysy, obydwa peryskopy rozbite, antena w połowie ucięta, lamp ani śladu..." – opisywał swojego 7TP podchor. Mieczysław Białkiewicz, który brał udział w walkach 2. Batalionu Czołgów Lekkich stoczonych 4 i 5 września pod Piotrkowem Trybunalskim.
Armaty, pancerze i silniki
Czołgi 7TP okazały się trudnym przeciwnikiem dla niemieckich Panzer II, nie wspominając o uzbrojonym wyłącznie w karabiny maszynowe Panzer I, które przez Heinza Guderiana uważane były za wozy ćwiczebne.
Pancerz przedni kadłuba 7TP miał 17 mm grubości, gdy w Panzer II był o 2 mm cieńszy. Niemiecki czołg został wyposażony w 20-milimetrowe działko, polski w armatę blisko dwa razy większego kalibru (37 mm), z której mógł prowadzić pojedynki ogniowe na bezpiecznym dla siebie dystansie pół kilometra.
7TP miał doskonały odwracalny peryskop Gundlacha, ułatwiający obserwację we wszystkich kierunkach. Niemieccy czołgiści obserwowali pole walki jedynie przez ciemne szczeliny. Oba czołgi miały trzyosobową załogę i były lekkimi wozami – ważyły 9,5–10 ton.
Podobna była też koncepcja budowy: silnik z tyłu, napędzający przednie koła. Niemiecki czołg miał 140-konny silnik benzynowy i rozpędzał się do 40 km/godz. – był o 3 km/godz. szybszy od polskiej maszyny ze 110-konnym dieslem. Zaletą tego rodzaju silnika była mniejsza podatność na zapalenie się w wyniku trafienia. Armia odwodowa miała 98 sztuk 7TP, a wszystkich zmobilizowanych było 114.
Niemcy rzucili do boju ponad 3 tys. maszyn, w tym 1,2 tys. Panzer II. Jednak tam, gdzie doszło do pancernych pojedynków, 7TP nie ustępował pola niemieckiemu przeciwnikowi.
Palcami czy pięścią?
Niemcy mieli opracowaną koncepcję wojny pancernej. Jak podsumował ją Guderian: nie walczyć palcami, tylko pancerną pięścią. Natomiast polskie czołgi były rozproszone wzdłuż linii frontu, a ich głównym celem było wspomaganie piechoty. Polska doktryna nie zmieniła się nawet pod wpływem doniesień wywiadu o organizacji wojsk pancernych Rosji Sowieckiej i Niemiec.
Gdy w 1938 r. Stanisław Maczek objął dowództwo 10. Brygady Kawalerii – pierwszej i na dobrą sprawę jedynej jednostki zmotoryzowanej WP – zaskoczony był jej niewielką siłą bojową. „Gdy jadąc do Warszawy, snułem w myślach miraże jednostki rasowej, zaczepnej, choćby miniatury dywizji pancernej, to rzeczywistość oblała mnie raczej zimną wodą. Oto jednostka defensywna o szybkości straży pożarnej, tyle, by na czas zlokalizować pożar to tu, to tam. Brygada w tej koncepcji była raczej próbą defensywnej odpowiedzi na grozę jednostek szybkich – dywizji pancernych nieprzyjaciela. Próbą, gdyż stosunek góry wojskowej był wciąż jak do eksperymentu".
Jednak nawet ten eksperyment wykazał swoją wartość na wojnie. 10. Brygada Kawalerii Pancernej w ciągu pierwszych pięciu dni walk na odcinku Jordanów – Skomielna – Biała opóźniała tempo marszu niemieckich 2. Dywizji Pancernej oraz 4. Dywizji Lekkiej wspartych przez 1. Dywizję Strzelców Górskich do 5 km dziennie, mając do dyspozycji jedynie tankietki. Dla porównania – Niemcy pokonywali podczas wojny polsko-niemieckiej średnio 30 km, a we Francji – do 50 km dziennie.
Niemiecka doktryna zakładała uderzenia pancernej pięści. Zgodnie z polską koncepcją czołgi wspomagały piechotę
Marian Żebrowski w „Historii polskiej broni pancernej" przyznaje, że te nieliczne, posiadane czołgi 7TP, choć technicznie na wysokim poziomie, były przeważnie niewłaściwie użyte, „niedomagało zaopatrzenie w amunicję i dowóz paliwa; w związku z tym czołgi tego typu nie odegrały poważniejszej roli na polu walki".
Konieczny zakup licencji
Stworzenie i produkcja czołgu 7TP były sporym osiągnięciem. Odrodzona Polska, w przeciwieństwie do Niemiec, nie dysponowała przemysłem maszynowym i ludźmi zdolnymi zaprojektować i produkować skomplikowane maszyny. Józef Jeszka, który od 1921 do 1939 r. pełnił służbę w jednostkach zaopatrzenia broni pancernej, pisał: „W 1925 roku MSWojsk. próbowało samodzielnie stworzyć sprzęt pancerny. Powołało przy Departamencie Inżynierii wydział czołgów i samochodów pancernych, który opracował własne typy wozów bojowych. Na ich podstawie zlecono budowę samochodu pancernego Polonia włoskiej firmie Ansaldo, zaś warszawski Parowóz wykonał dwa czołgi WB10 projektu prof. Ludwika Ebermana z Politechniki Lwowskiej: po jednym w wersji gąsienicowej i kołowo-gąsienicowej. Żaden pojazd nie dał się uruchomić z powodu błędów konstrukcyjnych".
W 1931 r. PZInż. kupiły u Vickersa licencję na siedmiotonowy czołg. Produkcja zmodyfikowanych Vickersów z wysokoprężnym silnikiem budowanym w Ursusie na licencji Saurera ruszyła w 1933 r. Brakowało 7TP blach pancernych, więc pierwszy prototyp, nazwany Smok, zbudowany został z żelaznych. Produkcja ruszyła w marcu 1935 r., był to jednak model dwuwieżowy, bo zaprojektowana w Szwecji wieża z 37-milimetrową armatą Boforsa nie była gotowa. Krakowska fabryka Zieleniewskiego rozpoczęła ich budowę dopiero wiosną 1938 r. Pod koniec 1938 r. 7TP otrzymały radiostację 2N/C. Kadłub wykonano z pancernych płyt przykręconych do szkieletu z kątowników. Dopiero od 1940 r. miała ruszyć produkcja spawanych kadłubów wzmocnionej wersji 9TP.
Czołg za ćwierć miliona złotych
Pod koniec 1935 r. produkcja sięgnęła 35 czołgów miesięcznie. PZInż. zatrudniały 5 tys. ludzi i tuż przed wojną mogły produkować do 12 tys. samochodów rocznie, gdy w Niemczech tylko jeden Mercedes-Benz już dekadę wcześniej mógł wypuszczać 60 tys. pojazdów i zatrudniał 17 tys. osób. W Niemczech takich przedsiębiorstw było jeszcze kilka, a czołgi produkowały m.in. Famo, Henschel, Kraus-Maffei, Krupp, MAN, Miag, Rheinmetall-Borsig i Wegmann. Natomiast w Polsce jedynym producentem sprzętu pancernego były PZInż. Fabryka w Ursusie w ciągu trzech lat zbudowała około 150 czołgów 7TP, gdy w okresie 1934–1939 trzech niemieckich producentów wypuściło 2 tys. czołgów Panzer I.
Niemiecka gospodarka, rozbudowywana za brytyjskie i amerykańskie pieniądze, łatwiej od Polski wytrzymywała intensywne zbrojenia. Jeden kompletny czołg 7TP kosztował ćwierć miliona złotych. Na takie wysokie wydatki mogli pozwolić sobie przede wszystkim Niemcy, choć i oni ograniczali produkcję kosztujących ponad 100 tys. marek Panzer III, na korzyść dwa razy tańszych Panzer II.
Skomentuj