Wrześniowy świt (September Down)
reż. Christopher Cain
To opowieść o krwawym epizodzie podboju amerykańskiego Zachodu – rzezi osadników dokonanej 11 września 1857 r. Podczas przeprawy przez terytorium mormonów (Mountain Meadows, stan Utah) ich karawana zostaje najpierw zaproszona do dwutygodniowego odpoczynku, a potem bezlitośnie wyrżnięta. Ginie 140 osób – w tym kobiety i dzieci. Głównymi inspiratorami masakry są dwaj wpływowi mormoni, których demonicznie grają Terence Stamp i Jon Voight (jak widać, nie chodzi tu o produkcję garażową, jest budżet i są gwiazdy). Powód zaś jest prosty – osadnicy zostają wymordowani za to, że nie są mormonami. A jak prawią na ekranie pasterze mormonów, krew niewiernych można przelewać do woli, czyniąc przy tym świat lepszym miejscem.
Po amerykańskiej premierze (2006) zarzucano, że film przedstawia mormonów w zbyt czarnych barwach. Trzeba wyważyć racje – pisali recenzenci.
Sądzę, że przyczyny szoku są oczywiste – otóż to nie chrześcijanie zostali przedstawieni jako fanatycy religijni, mordercy na usługach Watykanu, krwiożerczy antysemici czy piewcy nietolerancji. Tym razem to mormoni zachowują się tak jak „papieska dzicz" z antykatolickich paszkwili. W dodatku mormoni z pogardą nazywają ofiary „gojami" i odmawiają im wszelkich praw. To się nie mogło w USA podobać.
Trudno nie zgadzać się z apelami o to, by nie fałszować na ekranie historii. Sęk w tym, że właśnie we „Wrześniowym świcie" niczego nie fałszowano. Polityczna poprawność dyktuje jednak: jeśli film jest niesłuszny, to trzeba go napiętnować. A jeśli jest zgodny z historią? To tym gorzej dla historii.
Komentarze
Julian Saturday, December 29, 2018, 7:11 PM
"Sądzę, że przyczyny szoku są oczywiste – otóż to nie chrześcijanie zostali przedstawieni jako fanatycy religijni, mordercy na usługach Watykanu, krwiożerczy antysemici czy piewcy nietolerancji" Nie jest moim zamiarem psucie humoru recenzentowi filmu, ale mormoni jak najbardziej uważani są za chrześcijan i podlegają obrządkowi chrztu.