W związkach Józefa Piłsudskiego z kobietami można zauważyć trzy fazy: zauroczenie, które przeradzało się w głęboką fascynację, potem następowało pogłębienie więzi uczuciowej oraz intelektualnej, a następnie była postępująca obojętność. Kobiety swego życia traktował instrumentalnie, ale one nigdy nie przestały kochać tego nietuzinkowego, fascynującego człowieka. Żadna z porzuconych przez niego dam nigdy już nie związała się z innym mężczyzną, a dwie z nich – właśnie te, które zdobyły jego pierwsze i ostatnie uczucie – wolały umrzeć, niż żyć ze świadomością odtrącenia przez niego.
Syberyjska miłość – Leosia
Pierwszą kobietę, dla której przyszły marszałek stracił głowę, poznał w czasie syberyjskiego zesłania. Piłsudski trafił na Syberię, gdy rozbito spisek (1887) mający na celu zamach na cara Aleksandra III, pomimo że jego udział w tym przedsięwzięciu był bardzo niewielki.
Ziuk, jak nazywali go najbliżsi, pędził na Syberii dość leniwy żywot, wypełniony poszukiwaniem zarobku, by nie przymierać głodem, ale też lekturą, spacerami, polowaniami czy wyprawami wędkarskimi. Czasem nawet się nudził, o czym wiemy z jego zachowanych listów. To właśnie na zesłaniu w Kireńsku młody i przystojny Piłsudski przeżył pierwszą miłość swego życia. W domu zaprzyjaźnionego z nim socjalisty Stanisława Landego, w którym jego żona stworzyła namiastkę domu rodzinnego, do którego Ziuk rozpaczliwie tęsknił, poznał w 1889 r. szwagierkę gospodarza – Leonardę Lewandowską. Starsza o kilka lat Leonarda obudziła w młodziutkim, zaledwie 22-letnim Józefie pierwsze gorące uczucie. To ona wprowadziła też Ziuka w arkana sztuki miłosnej i pokochała tego niezwykłego, ale też obdarzonego trudnym charakterem i narcystyczną osobowością mężczyznę.
Młoda, piękna i niebywale inteligentna Eugenia Lewicka zrobiła na starzejącym się marszałku oszałamiające wrażenie. Ku zdumieniu swoich przyjaciół i współpracowników Piłsudski znacznie przy niej odmłodniał
Para przez pewien czas – do wyjazdu Leonardy z zesłania w Kireńsku w 1890 r. – mieszkała nawet razem. Taki niesakramentalny związek, który raczej nie byłby do pomyślenia w kraju, na Syberii wśród zesłańców nie był niczym niezwykłym ani nikogo nie gorszył. Większość par żyła właśnie w ten sposób, zupełnie nie dbając o zalegalizowanie łączącego ich związku.
Ziuk był szczęśliwy. Nie tylko zniknęły kłopoty związane z prozaicznymi czynnościami dnia codziennego, w których ukochana całkowicie go wyręczała, ale także miał nareszcie swój własny dom. Zakochani nie wyobrażali sobie życia bez siebie, marzyli o wspólnej przyszłości, już po odzyskaniu wolności. W Lewandowskiej Piłsudski odnalazł nie tylko oddaną towarzyszkę życia i organizatorkę dnia codziennego, ale także podporę duchową i bratnią duszę.
Sielanka skończyła się jednak wraz z wyjazdem Leonardy, która zakończyła odbywanie kary. Młodzi przyrzekli sobie, że będą do siebie pisać, a gdy tylko Józef będzie mógł wrócić z zesłania, przyjedzie do Leosi lub Olesi, jak ją pieszczotliwie nazywał, i zostaną razem. I rzeczywiście, para pisywała do siebie regularnie przez prawie półtora roku. Od 13 sierpnia 1890 do 11 grudnia 1891 r. zachowały się 23 listy Piłsudskiego. Związek na odległość nie wytrzymał próby czasu. A konkretnie – nie wytrzymał jej Ziuk, bowiem stosunkowo szybko znalazł pocieszenie w ramionach innych kobiet, przebywających na zesłaniu, o czym nie omieszkał donieść w listach Leosi. Latem prosił ją, by o nim zapomniała i – jeśli może – przebaczyła mu. W kolejnym liście tłumaczył zdradę: „Ja, kochając ciebie, oddałem się drugiej osobie... Stosunek ten był bardzo krótkim, gdyż z powodu istnienia we mnie innego uczucia stosunek ten i dla niej był zbyt męczącym. Skończyło się na tym, żeśmy się rozeszli, ona z goryczą do mnie, ja z jedną jeszcze plamą na mym życiu. Oto więc co było".
Leonarda ufna, że są to tylko przejściowe romanse, przebaczyła swemu niewiernemu kochankowi związki z innymi „facetkami", jak nazywał owe kobiety sam Piłsudski, i nadal pisała...
Jednak Ziuka, cierpiącego na lekkie załamanie psychiczne, wkrótce zaczęła irytować pisanina Leosi. Od swoich kobiet oczekiwał wsparcia, a tymczasem listy Lewandowskiej pełne były troski i niepokoju o przyszłość ich związku. Wkrótce dziewczyna zaczęła utwierdzać się w przekonaniu, że uczucia jej ukochanego w stosunku do niej stają się coraz chłodniejsze, listy były bowiem coraz rzadsze i krótsze. Nie traciła jednak nadziei i trudno tego nie zrozumieć, w ostatnim piśmie od ukochanego mogła bowiem przeczytać: „Co do mnie, postanowiłem sądzić o naszych stosunkach tylko po powrocie do kraju, gdy się z Tobą zobaczę i osobiście o wszystkim pogadam". Czy można się dziwić naiwnej dziewczynie, że czekała na powrót swego syberyjskiego ukochanego?
Wkrótce okazało się, że jej nadzieje były płonne, a kiedy Ziuk wrócił z zesłania, nie miał najmniejszego zamiaru utrzymywać swej syberyjskiej znajomości. Wbrew wcześniejszym obietnicom Piłsudski nie odwiedził Lewandowskiej na Ukrainie i napisał tylko jeden, lakoniczny i bardzo oficjalny list. Po przeczytaniu nagłówka, w którym już nie nazywał jej Leosią, Mileńką czy też Ukochaną, lecz tylko Szanowną Panią Leonardą, dziewczyna musiała zdać sobie sprawę z tego, że Piłsudski ostatecznie kończy znajomość.
Ów list, na który Leosia czekała aż pół roku, został wysłany z Ciechocinka. Nadal jednak łudziła się, że odnowi znajomość z Ziukiem i będzie miała szansę na wspólne życie. Nie związała się z nikim, nie potrafiła znaleźć sobie nikogo, kto mógłby u jej boku zastąpić ukochanego mężczyznę. W końcu umarła także i nadzieja, a wraz z nią zakochana Leosia, która na wieść o ślubie Józefa popełniła samobójstwo.
Piłsudski ożenił się w 1899 roku z Marią de domo Koplewską, primo voto Juszkiewiczową. Małżeństwo trwało formalnie do śmierci Marii w 1921 roku, ale faktycznie już od 1907 roku partnerką życiową Józefa był Aleksandra.
Piękna pani doktor Eugenia
W maju 1926 r., po trzech latach odosobnienia politycznego w Sulejówku, Józef Piłsudski powrócił do czynnej działalności politycznej, dokonując zbrojnego zamachu stanu i przejmując władzę w państwie. Przewrót majowy był też cezurą kończącą szczęśliwy okres w pożyciu państwa Piłsudskich – Józefa oraz Aleksandry z domu Szczerbińskiej, jego drugiej żony.
Marszałek, który wówczas sprawował praktycznie dyktatorską władzę w państwie, spędzał z nią coraz mniej czasu. Cała Warszawa wrzała od plotek, jakoby miał romans ze swoją sekretarką i wybitną poetką Kazimierą Iłłakowiczówną. Faktem jest, że Iłła, bo tak ją nazywali przyjaciele, była po uszy zakochana w swoim ówczesnym szefie, czego nigdy nie kryła. Aby się o tym przekonać, wystarczy przeczytać jakikolwiek wywiad poświęcony jej współpracy z marszałkiem czy chociażby zapoznać się z jej książką „Ścieżka obok drogi".
Piłsudski nie był jednak nią zainteresowany, wdał się bowiem w romans ze znacznie młodszą i o wiele atrakcyjniejszą młodą lekarką – Eugenią Lewicką. Co ciekawe, nową kochankę mimowolnie wepchnęła w jego ramiona sama Aleksandra Piłsudska. Kiedy ten w trakcie ich pobytu w Druskiennikach na Wileńszczyźnie latem 1924 r. poczuł się źle, wezwała do niego lekarza. Tym lekarzem okazała się właśnie Lewicka...
Finansista i współwłaściciel Druskiennik Antoni Jaroszewicz tak ją opisał: „Była blondynką o ładnych, błękitnych oczach. Była niedużego wzrostu i miała zgrabną figurę. Odznaczała się przy tym wyjątkowym urokiem i wdziękiem. Miała bardzo przyjemny timbre głosu i szczególną naturalną i subtelną delikatność w obcowaniu z ludźmi. Znaliśmy ją jako człowieka o wielkiej szlachetności, prawości i uczciwości".
Młoda, piękna i niebywale inteligentna kobieta zrobiła na starzejącym się marszałku oszałamiające wrażenie. Chciał ją mieć przy sobie, dlatego ściągnął Eugenię do Warszawy, gdzie powierzył jej kierownictwo sekretariatu w specjalnie dla niej utworzonym Urzędzie Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego.
Ku zdumieniu swoich przyjaciół i współpracowników marszałek znacznie odmłodniał przy Lewickiej. Częściej i chętniej żartował, bywał na przyjęciach. Co więcej, w UWFiPW objął funkcję przewodniczącego Państwowej Rady Naukowej, a jego uczestnictwo w obradach nie ograniczało się wyłącznie do tytularnego przewodniczenia radzie, ponieważ Piłsudski brał czynny udział w dyskusji i zgłaszał swoje projekty.
Piłsudski często nie wracał po pracy do Belwederu, gdzie mieszkała Aleksandra wraz z córkami, ale pozostawał w siedzibie Głównego Inspektoratu Sił Zbrojnych w Alejach Ujazdowskich. Pojawiał się też w Urzędzie Wychowania Fizycznego, gdzie pracowała Eugenia. Piękna pani doktor zajmowała czteropokojowe mieszkanie w kamienicy Jaroszewicza, mieszczącej się przy ulicy Belwederskiej 44 u podnóża Belwederu. Marszałek często bywał u Eugenii na herbatce.
Trwający w atmosferze skandalu romans pierwszego obywatela ówczesnej Polski zakończył się dość gwałtownie i zupełnie niespodziewanie. W 1931 r., aby podreperować swe mocno nadwątlone zdrowie, Piłsudski wyjechał na wypoczynek na Maderę. Wraz z nim pojechała także panna Lewicka, oczywiście w charakterze osobistego lekarza marszałka. Zaledwie po miesiącu pobytu na wyspie Warszawa zatrzęsła się od plotek, bowiem Eugenia, z zupełnie nieznanych przyczyn, powróciła z wyjazdu, co jednoznacznie interpretowano jako koniec jej związku z Piłsudskim. Wkrótce po przyjeździe odwiedziła ją osobiście żona jej kochanka. O czym obie panie rozmawiały – nie wiadomo, gdyż kobiety zabrały tę tajemnicę do grobu.
Niezależnie od przebiegu owego tajemniczego spotkania romans miał tragiczny finał, gdyż zaledwie kilka miesięcy po owej rozmowie i niespełna cztery miesiące po powrocie Piłsudskiego z Madery znaleziono nieprzytomną Lewicką leżącą na podłodze w jednym z pomieszczeń Urzędu Wychowania Fizycznego. Bezzwłocznie przewieziono ją do szpitala, gdzie pomimo wysiłków lekarzy zmarła po dwóch dniach, nie odzyskawszy przytomności. Jako przyczynę zgonu podano zatrucie substancjami chemicznymi nieznanego pochodzenia. Jak łatwo się domyślić – choć jako oficjalną przyczynę zgonu młodej kobiety podano samobójstwo – powszechnie podejrzewano, że ją otruto. Pikanterii całej sprawie dodawał fakt, że panna Lewicka była zaręczona z pewnym polskim oficerem, który – jak się okazało prowadził działalność szpiegowską na rzecz ZSRS.
Wydawało się, że po zakończeniu tego burzliwego romansu Piłsudski doszedł do porozumienia ze swoją żoną. W ostatnich latach swego życia marszałek prawie wszystkie niedziele spędzał z rodziną w Belwederze, a gdy chorował, żona opiekowała się nim w jego służbowym mieszkaniu w GISZ. Razem też wyjeżdżali na wypoczynek letni do Pikieliszek...
Największą bezwarunkową miłością Piłsudski obdarzył, obok swojej matki, także dwie córki – Wandę i Jadwigę. Żadne z pozostałych kobiet nie zawładnęły jego sercem tak bardzo jak matka i te dwie dziewczynki. Pozostałe przegrywały z kretesem z największą miłością jego życia – Polską.
Autorka popularnych książek o życiu osobistym polskich monarchów. Ostatnio wydała „Mąż wszystkich żon. Stanisław August" oraz „Wierny mąż niewiernych żon. Władysław Jagiełło". Przygotowuje pracę o życiu osobistym Józefa Piłsudskiego (wyd. Bellona).
Skomentuj