Na tak zadane pytanie większość z nas odpowiedziałaby, że są to ziemie II Rzeczypospolitej między dzisiejszą granicą wschodnią Polski a granicą ustaloną w traktacie ryskim. Województwa wileńskie, nowogródzkie, poleskie, wołyńskie, stanisławowskie, tarnopolskie, lwowskie. Zapomnieliśmy już o granicach Rzeczypospolitej z 1772 r. i jeszcze wcześniejszych. Kresy Wschodnie to zatem także Kijów i Mińsk, Czarnobyl i Katyń, Kamieniec Podolski, Bar, Słuck.
O tych dzisiaj niemal zapomnianych Kresach Wschodnich pamiętano w II Rzeczypospolitej, bo wówczas były to ziemie właśnie utracone. Wielu Polaków pochodzących z tamtych stron nie tylko bolało nad tym, ale zachowało urazę do państwa polskiego, że mając w Rydze możliwości wynegocjowania korzystniejszej, przesuniętej dalej na wschód granicy, zrezygnowało z tego. Wtedy o losie tamtych ziem było wiadomo za sprawą głośnych książek „Pożoga" Kossak-Szczuckiej i „Burza od Wschodu" Marii Dunin-Kozickiej, które opisywały dramat Polaków i pogrom polskich dworów w latach 1917–1918, dokonany przez zdemoralizowane wojną i rewolucją, rozzuchwalone bezkarnością chłopstwo oraz zbolszewiczałych żołnierzy.
Jeśli kresy wschodnie oznaczają także mozaikę wielu Narodów, kultur i wiar, to przecież ich część znajduje się w Polsce
To właśnie wtedy został zamordowany przez żołdaków przed swoim pałacem w Sławucie stary książę Roman Sanguszko. Pałac został spalony i splądrowany, a w końcu go rozebrano. Zabito także Tadeusza Micińskiego, wybitnego poetę i pisarza Młodej Polski.
O zagładzie ziemiańskich siedzib, pozostałych po traktacie ryskim poza Rzecząpospolitą, pisał także Antoni Urbański w książkach ziemian o wymownych tytułach „Podzwonne na zgliszczach Litwy i Rusi" oraz „Memento kresowe".
Po II wojnie światowej ocalił dla nas pamięć o pozostałych za ryską i teraz także za jałtańską granicą kresowych dworach i pałacach ze wspaniałymi bibliotekami i dziełami sztuki, spalonymi, rozgrabionymi, wywiezionymi w głąb Rosji samotny, niestrudzony badacz Roman Aftanazy. W czasach PRL wydał on prywatną wojnę amnezji, jaka miała pochłonąć tamten świat, tworząc dzieło „Dzieje rezydencji na dawnych kresach Rzeczypospolitej".
Kresy za granicą traktatu ryskiego to także dramat pozostałej tam ludności polskiej. Zrazu w Związku Sowieckim utworzono dwa polskie okręgi narodowościowe – tzw. Dzierżyńszczyznę na Białorusi i Marchlewszczyznę na Ukrainie. Owszem, obowiązywał tam język polski, ale treści przekazywane za jego pomocą były, rzecz jasna, komunistyczne.
A potem Polacy z dawnych Kresów zostali wypędzeni i wymordowani podczas tzw. operacji polskiej NKWD w 1937 r. Rozstrzelano wtedy ponad 100 tys. Polaków. Przypomniał niedawno o tym nie tylko nam, ale także – co bardzo ważne – światu profesor Timothy Snyder w „Skrwawionych ziemiach". A wcześniej pisał o tej zbrodni Mikołaj Iwanow w książce o znamiennym tytule „Pierwszy naród ukarany".
Czy Kresy kończą się na obecnej polskiej granicy wschodniej? Czy mamy myśleć o nich tylko jako o obszarze utraconym? Jeśli Kresy oznaczają także ziemie wielonarodowe, mozaikę wielu kultur i wiar – to część ich obszaru leży także w Polsce. W naszych granicach są na Suwalszczyźnie, Białostocczyźnie, na Podlasiu, nad Bugiem skrawki województw Wielkiego Księstwa Litewskiego – trockiego, nowogródzkiego i brzesko-litewskiego. Są dawne posiadłości kresowych rodów: jak Biała Podlaska – dawniej zwana Radziwiłłowską lub Książęca – Radziwiłłów, Kodeń Sapiehów, Supraśl, w którym Chodkiewiczowie ufundowali prawosławną cerkiew i klasztor.
Granica jałtańska, przedstawiana w PRL jako wyznaczona rzekomo według kryteriów etnograficznych, nie mogła oddzielić Polaków od Litwinów, Białorusinów i Ukraińców. Kresy Wschodnie to więc także Puńsk, Białowieża, Bohoniki i Kruszyniany, Jabłeczna, Chełm, Przemyśl i Bieszczady. Po przylegającym do granicy terenie tych kresów oprowadza Grzegorz Rąkowski w przewodniku „Polska egzotyczna". Tytuł oddaje prawdę, że dla większości Polaków krajobraz z cerkwiami prawosławnymi i greckokatolickimi, synagogami i meczetami to już, niestety, świat egzotyczny.
Skomentuj