Rankiem 24 maja 1941 r., na wzburzonych wodach Cieśniny Duńskiej między Grenlandią a Islandią, krążownik „Hood" oraz okręt liniowy „Prince of Wales" starły się z pancernikiem „Bismarck" i ciężkim krążownikiem „Prinz Eugen". O godz. 6 „Hood" został trafiony salwą „Bismarcka". Ważący 800 kg pocisk kalibru 381 mm po przeleceniu 17 km przebił z prędkością ponad 500 m/s górny pokład pancerny o grubości 5,1 cm, następnie dolny pokład pancerny o grubości 7,6 cm i zdetonował w komorze amunicyjnej, powodując eksplozję 112 ton kordytu. Wybuch przełamał okręt na pół. Po „Hoodzie" została gruba na 10 cm plama mazutu.
Z 1418 osób załogi uratowały się trzy. Ocalony sygnalista Ted Briggs wspominał: „»Bismarck« miał lepszych artylerzystów. Wystrzeliliśmy kilka salw w kierunku niemieckiego okrętu, gdy »Prince of Wales« powiedział nam, że strzelamy do złej jednostki, i zmieniliśmy cel. Z dużej odległości widzieliśmy tylko sylwetki. Wystrzeliliśmy z sześć salw, gdy »Bismarck« odpowiedział. Jego pierwsza salwa była krótka, druga za długa – przelatujące pociski huczały jak tysiąc pociągów ekspresowych. Trzecia salwa trafiła w podstawę masztu, w magazyn czterocalowych (100 mm) pocisków. Na pokładzie czterocalowych armat była rzeźnia. Pocisk z następnej salwy ściął pokład obserwacyjny, ale nie eksplodował. Spadł z niego na mostek dowodzenia oficer – poznaliśmy jego stopień po mundurze. Nie miał twarzy i rąk. Piąta salwa dosięgła nas, gdy zmniejszaliśmy dystans do 12 mil. Nie słyszałem eksplozji, zobaczyłem tylko wielki gejzer ognia. Okręt przechylił się, sternik zameldował, że nie działa ster. »Hood« przechylił się do 30–40 stopni i zdaliśmy sobie sprawę, że nie wróci do pionu. To dziwne, ale nie było paniki. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Byłem w połowie drabiny na mostek kapitański, gdy znalazłem się na poziomie wody. Zostałem wciągnięty w odmęty, nie wiem, jak długo to trwało, ale nie mogłem dłużej wstrzymywać wydechu. Nagle wystrzeliłem na powierzchnię. Gdy się wynurzyłem, byłem 50 m od jednostki. Zobaczyłem najbardziej przerażający widok – okręt stał pionowo. Zacząłem szybko płynąć, aby tonący kadłub znów nie wciągnął mnie pod wodę".
Długi na ponad 262 m „Hood" był największym na świecie okrętem międzywojnia. Wypierał ponad 42 tys. ton, jego parowe turbiny o mocy 144 tys. koni rozpędzały go do 31 węzłów, choć z powodu zużycia turbin w 1941 r. szybkość spadła do 28 węzłów. Okręt zaprojektowany został podczas I wojny światowej i zwodowany w lipcu 1918 r., do służby wszedł dwa lata później. Dodatkowe wyposażenie montowane w dwudziestoleciu sprawiło, że „Hood" zwiększył wyporność do niemal 47 tys. ton i zanurzenie o metr w stosunku do projektowanego. Podczas sztormowej pogody zapadał się dziobem w fale i wychodził z nich z tonami wody. – Zrzucając je, „trząsł się jak galareta" – wspominał marynarz Dennis Finden. – „Hood" nazywany był żartobliwie „największą nawodną submaryną". Podczas sztormu lepiej było nie korzystać z latryn, bo gdy okręt zapadał się w fale „ci, którzy tam siedzieli, mieli swoje (lub obce) g... na tyłku" – wyjaśniał były członek załogi.
Mimo to szeroki na blisko 32 m „Hood" uważany był za bardzo stabilną lawetę, co ułatwiało pracę artylerzystom. Główne działa oznaczone Mk I miały kaliber 15 cali (381 mm). Była to jedna z bardziej udanych i długowiecznych armat brytyjskiej konstrukcji. Inżynierowie Vickersa rozpoczęli projektowanie Mk I w 1912 r., już trzy lata później odbyło się pierwsze strzelanie bojowe, ostatnie zaś miało miejsce w 1954 r. Po modernizacji w latach 30., gdy zwiększony został kąt podniesienia lufy z 20 do 30 stopni, zasięg wzrósł o 3 km – do 26 520 m. Nowe pociski o bardziej aerodynamicznym kształcie dodatkowo zwiększyły zasięg do około 29 260 m.
Modernizacje jednak nie zdały się na wiele, bo niemieckie armaty główne „Bismarcka", chociaż tego samego kalibru, miały lepsze parametry. Konstruktorzy Kruppa stworzyli w latach 30. całkowicie nowe działo oznaczone 38 cm/52 SK C/34. Ponad 212 kg prochu wypychało blisko dwumetrowej długości pocisk z prędkością początkową 820 m/s, o 70 m/s więcej od armat „Hooda". Maksymalny zasięg także był większy i wynosił 35 600 m. Gotowa lufa ważyła wraz z zamkiem 111 ton i miała blisko 20 m długości. Składała się z kilku koncentrycznych rur wciśniętych jedna w drugą, a jej produkcja trwała blisko rok. Masywna budowa była niezbędna, aby wytrzymać ciśnienie 3200 atmosfer. Lufa po 180–210 strzałach trafiała do fabryki na remont. Brytyjskie działa miały takie samo ciśnienie spalania i żywotność, chociaż były inaczej zbudowane – wewnętrzna lufa była owinięta mocno naciągniętym, bardzo wytrzymałym drutem stalowym i wciśnięta w kolejną rurę. Brytyjskie pociski przebiłyby pancerz „Bismarcka", który na linii wodnej miał 32 cm grubości (1,5 cm więcej niż „Hood"), jego pancerne pokłady miały zaś 5 i 12 cm grubości.
Budowany 20 lat później niż „Hood" niemiecki okręt liniowy także wyposażony był w turbinowy napęd. Siłownia miała 150 tys. KM, co wystarczyło, aby rozpędzić okręt do 30 węzłów.
Pokonane w I wojnie światowej Niemcy uparcie odbudowywały Marynarkę Wojenną, łamiąc postanowienie traktatu pokojowego. W 1930 r. Reichstag przegłosował 80 mln marek na pierwszy pancernik „kieszonkowy" nazwany „Deutschland". W marcu 1935 r. Niemcy wprowadzili powszechny pobór do wojska i trzy miesiące później Wielka Brytania i Niemcy porozumiały się w Londynie – Brytyjczycy pozwolili Niemcom na rozbudowę floty pancerników do łącznej wyporności 183 tys. ton. Dzięki temu powstały pancerniki „kieszonkowe", a następnie typu „Bismarcka". Brytyjczycy zgodzili się także na odbudowę floty okrętów podwodnych o łącznej wyporności 24 tys. ton, a docelowo 52 tys. ton. Ten program nie wyczerpywał ambicji głównodowodzącego niemieckiej floty adm. Ericha Readera. W styczniu 1939 r. Hitler przyjął Plan Z rozbudowy Kriegsmarine, który przewidywał stworzenie armady składającej się m.in. z 13 pancerników i krążowników liniowych, czterech lotniskowców, 22 ciężkich i 60 lekkich krążowników, 68 niszczycieli oraz 249 okrętów podwodnych. Plan miał zostać zrealizowany do 1945 r. kosztem około 33 mld marek.
W Niemczech produkcja przemysłowa szybko rosła, natomiast brytyjska spadała. Brytyjczycy obcinali wydatki na zbrojenia i pod koniec lat 30. stwierdzili, że są bankrutami. W latach 1933–1938 brytyjscy podatnicy wyłożyli na zbrojenia 1200 mln funtów szterlingów, gdy niemieccy 2868 mln. Nic dziwnego, że Reader nie musiał liczyć się z ograniczeniami i snuł plany budowy kilkunastu liniowców, których koszt wynosił po 190 mln marek każdy.
Stocznie i cały przemysł domagały się nowych zleceń. Niemcy przez cały okres Republiki Weimarskiej utrzymywali państwowymi subsydiami przemysł stoczniowy w gotowości produkcyjnej. Stalownie przygotowywały nowe materiały, doskonaliły technologie produkcji, utajnione biura konstrukcyjne projektowały nowe rodzaje uzbrojenia i okrętów. W Brytanii nagłe ograniczenie wydatków doprowadziło do kryzysu stoczniowego. Bankrutowały stocznie, biura projektowe i gdy pod koniec lat 30. trzeba było szybko rozbudować flotę, pancerne blachy sprowadzano z Czechosłowacji.
Możliwe, że upór Readera w rozbudowie floty dużych okrętów umożliwił aliantom ostateczne zwycięstwo – Niemcy zbyt późno przystąpili do budowy dużej liczby okrętów podwodnych, które były skuteczniejsze od pancerników i krążowników. A cała strategia admirała zakończyła się definitywnym fiaskiem już 27 maja 1941 r., gdy „Bismarck" został zatopiony przez lotnictwo torpedowe.
Skomentuj