Tak jak pisze Karol Zbyszewski, nie pisze absolutnie nikt inny - twierdził nie kto inny, a sam Józef Mackiewicz. „Może się to wielu nie podobać i nawet słusznie nie podobać. Nie można jednak zaprzeczyć, że w tym obranym przez siebie sposobie jest zupełnie oryginalny. Mówi się naturalnie dużo o tym, że się ceni oryginalność. Mnie się jednak zdaje, że się ceni oryginalność, ale tylko w zakreślonych ramach panującej mody. Bo naturalnie w literaturze, jak w każdej innej dziedzinie, panuje moda. Otóż mój kandydat jest pisarzem jak najbardziej niemodnym, jeżeli chodzi o przyjęty dziś sposób pisania. Modna jest niejasność, u Zbyszewskiego wszystko jest jasne. Modny jest stylistyczny zawijas, u Zbyszewskiego jest lapidarność. Modna jest niezrozumiałość, która ma ukrywać treść, a bardzo często brak treści. U Zbyszewskiego treść jest zawsze obecna, od początku do końca nieukryta ani jednym sztucznym przecinkiem. [...] Jeśli chodzi o aspekt ściśle polski, Karol Zbyszewski jeszcze z jednego względu zasługiwałby na specjalne wyróżnienie. Mianowicie ze względu na jego tendencję, którą kiedyś nazywano »odbrązowieniem«, a dziś pozwoliłbym sobie nazwać już oddziecinnianiem kultury polskiej. Bo mnie się zdaje, że jednostronność zamówienia patriotycznego przelicytowała dziś daleko poprzednie epoki. Takie mam wrażenie, że odkąd Odra z Nysą stały się rzekami bardziej świętymi niż Ganges z Bramaputrą, ilość świętości narodowych narasta w tempie przyśpieszonym, rozbudowując w tej dziedzinie uproszczony infantylizm". Tymi słowy rekomendował Mackiewicz „Wczoraj na wyrywki", zbiór felietonów Karola Zbyszewskiego, do nagrody londyńskich „Wiadomości".
Za tom ten Karol Zbyszewski został nagrodzony w 1965 r., w Londynie wydał jeszcze sześć książek, w tym tomy felietonowe „Z Marszałkowskiej na Piccadilly", „Anglicy w dzień i w nocy", „Polacy w Anglii". Napisał też sztukę teatralną „Człowiek, który był kimś innym".
„Jeśli zdechnie osioł – może istotnie to tylko pech, ale gdy ginie całe państwo, ktoś jednak jest temu winien. Polska upadła nie z powodu Katarzyny i Prus, lecz z winy Poniatowskiego, magnatów, biskupów i szlachty" – wyliczał Karol Zbyszewski
Ale nie dzięki tym tytułom trafił do historii literatury polskiej, lecz za sprawą swej niedoszłej pracy doktorskiej o Julianie Ursynie Niemcewiczu, do której przynaglał go promotor prof. Marceli Handelsman, a której w rezultacie Uniwersytet Warszawski nie przyjął. Za to „Rój" na pniu sprzedał dwa wydania książki, która zrobić miała furorę – „Niemcewicz od przodu i tyłu".
Tak źle z Ciołkiem nie było
Jest to w gruncie rzeczy znakomity pamflet polityczno-historyczny sporządzony językiem potocznym, nieunikającym obscenów, jeśli ktoś się uprze – nieco wulgarnym. Wściekłego ataku na autora „Niemcewicza..." nie przeprowadzili jednak nagle rozmnożeni miłośnicy „Powrotu posła", ale liczni zwolennicy ostatniego króla Polski – Stanisława Augusta Poniatowskiego, przez Zbyszewskiego nazywanego Kluchosławem, oskarżanego o renegactwo, zdradę, przekupstwo i tysiąc pomniejszych przewinień, za które winien wisieć. Tymczasem II Rzeczpospolita dopiero co dyskutowała nad tym, gdzie król ma zostać pochowany i doprawdy niewiele brakowało, by Ciołek spoczął na Wawelu. Było nie było, poważny człowiek, za którego mam Stanisława Cata-Mackiewicza, wywodził wtedy „prawnie, że ten pogrzeb na Wawelu stanowi konstytucyjny obowiązek naszego rządu, wynikający ze stanowiska przez Polskę odrodzoną zasady restitutio in integrum do sukcesji po dawnej Rzeczypospolitej".
A że ocena ostatniego króla Polski wciąż daleka jest jeszcze od ustalonej raz na zawsze, Karol Zbyszewski co rusz zostaje postponowany, także po swej śmierci w roku 1990. Trzynaście lat później, w posłowiu autorskim do książki „Mój przyjaciel król", Józef Hen o „paszkwilanckiej książce Karola Zbyszewskiego" powiada jedynie, że życzy sobie, by została zapomniana. Nie wymienia nawet jej tytułu! Skądinąd nie wydaje mi się, by i tytuł powieści Hena był szczęśliwy. No tak źle z Ciołkiem jednak nie było...
Karol Zbyszewski w przedmowie do drugiego wydania „Niemcewicza od przodu i tyłu" poużywał sobie na swych polemistach, ile wlezie. Zwłaszcza na polemistach pochodzenia żydowskiego.
I oto czytamy: „Biadolenia pani Apenszlakowej w »Naszym Przeglądzie«, że pominąłem zbawienną rolę Żydów w powstaniu kościuszkowskim, są śmieszne. Znam materiały i kiedyś wykażę, że udział Berka Joselewicza w insurekcji był zwykłą hucpą. Oburzały się, coś piętnowały różne Mitznery, Feierglasy, et co, nie ma się co nimi zajmować. Słonimski dawał mi jakieś pouczenia – jeszcze do tego nie doszło, by taki Słonimski uczył mnie historii Polski. Gdy będę pisał życiorys reb Altera z Góry Kalwarii albo sporządzał wykaz Żydów osadzonych w Jabłonnie podczas wojny 1920 r. – wtedy poproszę go o pomoc i informacje".
Jeśli zdechnie osioł, może to tylko pech
„Niektórzy mało rozgarnięci czytelnicy mogą się dopatrywać w mojej książce braku poszanowania dla religii, wojskowości, monarchii, arystokracji, Sejmu, moralności – no dla wszystkiego. Protestuję jak najenergiczniej. Ani mi w głowie żadne »szarganie świętości«. Lecz nie mogę ludzi, co doprowadzili Polskę do upadku, przedstawiać w korzystnym świetle. Bardzo wygodnie zwalać wszelkie nieszczęścia na zły los, fatum, sytuację międzynarodową – ale to nieprzekonywujące. Jeśli zdechnie osioł – może istotnie to tylko pech, ale gdy ginie całe państwo, ktoś jednak jest temu winien. Polska upadła nie z powodu Katarzyny i Prus, lecz z winy Poniatowskiego, magnatów, biskupów i szlachty" – wyliczał Karol Zbyszewski.
No dobrze, a Łazienki, a Bacciarelli, a Krasicki z Trembeckim pospołu i obiady czwartkowe – powie ktoś. „Ja wołam – powiada Zbyszewski – Stanisław August nie stanął po stronie barzan, ale podpisał I rozbiór; nie walczył w 1792 r., ale przystąpił do targowicy: był na żołdzie Katarzyny; za pieniądze gotów był abdykować, podpisywać, cokolwiek mu kazano; Kościuszkę uważał za wariata, a insurekcję za przestępstwo... Na to mi odpowiadają: tak, ale założył Szkołę Rycerską, popierał malarzy, zapraszał literatów na obiad, zbudował Łazienki...
To jakby zabójcę rodziców bronił adwokat argumentem, że na ich trupy rzucił po niezapominajce!".
Gościnność i głupota bez granic
Karol Zbyszewski wszedł do literatury „Niemcewiczem od przodu i tyłu", dla czytelników był już jednak rozpoznawalny dzięki zamieszczanym w „Prosto z Mostu" felietonom opatrzonym winietą „Ryżowa szczotka".
Agnieszka Stawiarska w oczywiście nieprzychylnym Zbyszewskiemu artykule w „Gazecie Wyborczej" (z 16 stycznia 1999 r.) wymownie zatytułowanym „Pałka, drwina bździna" przyznaje jednak, że felietony Zbyszewskiego z „Prosto z Mostu" wyróżniały się zwięzłością, dosadnością i specyficznym dowcipem. „Zbyszewski nie krył radykalizmu poglądów – pisała Stawiarska. – Wyrażał, zgodnie z tytułem pisma, w którym publikował, wprost to, co inni publicyści »Prosto z Mostu« skrytykowali pod pozorami zawiłych a pompatycznych teorii historiozoficznych.
Ciekawe, że antysemityzm szedł u Zbyszewskiego w parze z niechęcią do polskich władz. Zżymał się w roku 1938: »OZON trąbi o swoim antysemityzmie. OZON jest u władzy. I co zrobiono u nas dla zmniejszenia żydowskiego robactwa? Czy wysłano do diabła choć jeden transport? Jeśli wyjechał z Polski ostatnio jakiś Żyd, to tylko w charakterze korespondenta ozonowej «Gazety Polskiej»«".
Ale przecież nie oburza Zbyszewski skądinąd oryginalnym żądaniem, by prasa chałatowa nie zamieszczała żadnych informacji „poza rozkładem jazdy na Madagaskar". Takie były klimaty w Polsce przedwrześniowej, a kto tego nie rozumie, ten kiep. Wysuwał się jednak Karol Zbyszewski przed szereg, z aplauzem relacjonując wysyłkę austriackich Żydów do Dachau. Obrzucał też obelgami tych spośród ludzi kultury, którzy zbierali pieniądze dla Żydów – obywateli polskich wysiedlonych przez Niemców poza granice Rzeszy. Tysiące tych Żydów koczowało w przygranicznym Zbąszynie, a Karol Zbyszewski grzmiał: „Przyjmujemy nowe chmary Żydów, bo gościnność i głupota są w Polsce bez granic".
I o tę postawę Karola Zbyszewskiego, później zarzuconą, można się spierać i warto kruszyć kopie. Ale nie o to, że w „Niemcewiczu..." Żydów nazywa „żydziętami", „żydowinami" czy wręcz „parchami".
W tych wszystkich sporach gubimy istotę „Niemcewicza od przodu i tyłu". Zbyszewski nie zadowalał się byle czym, od polityków domagał się tego, co idealiści wszelkiej maści – wielkości. „... gdyby Polska upadła za premierostwa Jędrzejewicza, przeszedłby do potomności jako zasłużony mąż stanu, bo – założył Akademię Literatury. Za Benesza i Hachy literatura kwitła w Czechach, przemysł się rozwijał, dobrobyt rósł, kultura jaśniała – a jednak nie przychodzi nikomu do głowy ich usprawiedliwiać. To kanalie, co bez boju oddały niepodległość; wobec takiej zbrodni żadne pseudozasługi nie mają znaczenia. Dziś chyba każdy widzi, że są chwile w życiu państwa, gdy paktować z wrogiem nie wolno, gdy trzeba się bić. Katarzyna to Hitler XVIII w. Jak on była zachłanna, brutalna, nienasycona. A Stanisław August i jego otoczenie, jak czescy prowodyrzy, wierzyli, że układnością, posłuszeństwem, ustępstwami załagodzą łapczywego sąsiada. Kto jest dziś za »dogadaniem się« z Hitlerem, za cenę odstąpienia mu Gdańska, Pomorza, Śląska, Poznania i może jeszcze Polesia? Zdrajca, łotr tylko. Lecz Poniatowski i jego sfora, co właśnie tak postępowali: z Katarzyną mają obrońców. Wierzą, w ślad za małodusznym Kalinką, że Rosję można było ustępstwami ugłaskać. Za sto lat i Hacha znajdzie apologetów.
– Konfiskować Zbyszewskiego! – rży Zawodziński czy jego koń, już nie pamiętam który.
Jeśli mamy zamiar prowadzić politykę Poniatowskich i Hacków – to istotnie. Ale jeśli chcemy się bić do upadłego – to właśnie moja książka jest dziś pożyteczna i na czasie. [...]
»Nienawiść zła jest równą cnotą jak miłość dobra« – napisał słusznie Piasecki. To, co się działo w Polsce za panowania Kluchosława było uosobieniem zła".
Nie zrozumiał tych słów Andrzej Zahorski, utrzymując w swoim „Sporze o Stanisława Augusta", że „autor »Niemcewicza...« tworzy obraz jakiegoś makabrycznego świata błaznów, którymi główny błazen – król dyryguje. Polacy sięgali do przeszłości z powagą, aby czerpać stamtąd natchnienie, pocieszenie lub naukę. Zbyszewski przeciwstawiał się takiemu nastawieniu, spojrzał na historię Polski dla zabawy, dziennikarskiej satyry i powierzchownej karykatury".
Wielkość pióra
Z kolei Aleksander Bocheński w recenzji w giedroyciowej „Polityce" uznał książkę Zbyszewskiego za dowód na konieczność stworzenia dla Polski rządów autorytarnych, które by takie „odbrązownicze wyczyny" konfiskowały.
No to już było pomieszanie z poplątaniem, nic też dziwnego, że bliższy jest mi Stanisław Cat-Mackiewicz (jeszcze sprzed „Stanisława Augusta"), który w przedmowie do „Niemcewicza..." Karola Zbyszewskiego pisał: „Zalety, talent, nie cofnę się przed wyrazem: wielkość pióra Karola polega na jego niesłychanej jędrności i wyrazistości. Są to, powiadam, zalety pióra, techniczne wartości tego pisarza. Daleki jestem od obrony wszystkiego, co Karol napisze.
Wiem tylko, że w czasach niesłychanie pompatycznej, mdławej wzniosłości, w powodzi tych nieudolnie skrojonych frazesów, hyperfrazesów, ultrafrazesów, którymi przeładowana jest Polska, od góry do dołu, od toastów pp. wójtów do exposé pp. ministrów, lapidarność Karola, chociażby brutalna, chociażby obelżywa, staje się tym, czym zimna woda dla spoconego w duchocie ciała".
Urodził się 1 lipca 1904 r. we Frantówce na Ukrainie na Humańszczyźnie. Uczył się w Humaniu, Kijowie i Warszawie. Studia historyczne ukończył na Uniwersytecie Warszawskim. Od 1928 r. współpracował z wileńskim „Słowem"; a od 1936 r. ze stołecznym tygodnikiem „Prosto z Mostu". Był też częstym autorem „Czasu", „ABC", i „Buntu Młodych". Pracował jako nauczyciel historii w gimnazjum w Otwocku i w archiwum MSZ. Uprawiał sport: pływanie, tenis, piłkę nożną. Po latach ze znawstwem pisał o sporcie na łamach londyńskiego „Dziennika", a sukcesowi polskich piłkarzy na mistrzostwach świata w RFN w 1974 r. poświęcił książkę „Nogami do głowy".
Po wybuchu wojny przedostał się do Francji i wraz z Brygadą Podhalańską przeszedł kampanię norweską. Walczył w Narwiku, po czym już od roku 1940 nie był na froncie. Ewakuowany z Norwegii dostał się wraz z polskimi żołnierzami do Anglii, gdzie przyszło mu spędzić resztę życia (zmarł 11 listopada 1990 r.). Na emigracji od pierwszego numeru związany był z „Dziennikiem Polskim", którego przez dziesięć lat (1973–1984) był redaktorem naczelnym.
Komentarze
Dominik Sunday, December 14, 2014, 11:39 PM
Dla zainteresowanych próbka publicystyki Karola Zbyszewskiego w Prosto z Mostu, Wiadomościach i Wiadomościach Polskich: http://retropress.pl/?taxonomy=tax_autor_publikacji&term=karol-zbyszewski