Na tym polega właśnie polskie doświadczenie utraty Kresów. Nazwa, wiadomo, myląca. Nie o żaden margines, nie o żadną geograficznie, politycznie oraz duchowo rozumianą krańcowość przecież tu chodzi. Nie, Kresy to właśnie samo centrum polskiego życia, samo centrum myśli, tradycji, ducha. Stamtąd pochodzą polskie mity i marzenia. Tam znajdował się, jak to ujął Jan Błoński, polski raj. „Mieści się on w okolicach Nowogródka, jak mniemał Mickiewicz, nad brzegami Niemna, gdzieś między Lidą a Grodnem, jak wspominała Orzeszkowa, w Laudzie, zdaniem Sienkiewicza". Inni mogliby wskazać nie na Litwę, ale na Ukrainę, która równie dobrze do tego miana mogła pretendować.
Wszystkie te miejsca są dowodem siły kulturotwórczej i wielkości Polski, która potrafiła stworzyć unikatową, oryginalną cywilizację. Polską odmianę cywilizacji europejskiej. Tym boleśniejsza była zatem utrata tych ziem, zerwanie ciągłości z polskością, wieloletnie, świadome niszczenie dziedzictwa przez komunistów. Brak Kresów pozostawił wyrwę, ranę, która z trudem i powoli musi się goić. Tym bardziej że to nie tylko rana metaforyczna, ale jak najbardziej prawdziwa: to setki tysięcy ludzi, którzy z powodu swej polskości zginęli lub musieli się z Kresów wynosić.
W tej historii szczególnie porusza sucha, pozbawiona wszelkich ozdób, przekazana w kilku wersjach, zatem autentyczna, relacja z rozmowy między Stalinem, Anthonym Edenem, ministrem spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii, oraz jego sowieckim odpowiednikiem – Wiaczesławem Mołotowem. Doszło do niej w 1943 roku w Teheranie, gdzie, przypominam, przedstawiciele polskiego rządu, formalnie bliskiego sojusznika Brytyjczyków, byli nieobecni.
„Stalin: Mówi się o tym, że obszary ukraińskie mają przypaść Ukrainie, a białoruskie – Białorusi, tzn. między nami a Polską ma pozostać granica z 1939 roku, którą określa sowiecka konstytucja.
Rząd sowiecki uznaje tę granicę za podstawę i traktuje ją jako słuszną.
Eden: Ta granica to linia Mołotow-Ribbentrop?
Stalin: Może Pan nazywać tę granicę, jak Pan chce, także w ten sposób.
Mołotow: Inne określenie tej granicy to linia Curzona.
Eden: Istnieją różnice między linią Curzona a linią Ribbentrop-Mołotow.
Mołotow: Nie, między nimi nie ma żadnych różnic".
A jednak taką różnicą był choćby Lwów. Rozmowa ta w swej brutalnej szczerości przypomina niektóre i dialogi Tukidydesa, kiedy to Ateńczycy, nie mając innego argumentu, stwierdzali, że rację ma silniejszy, a słabszy musi mu ustępować.
Na szczęście nawet silniejszy nie zawsze potrafi odebrać pamięć.
Skomentuj