Jak na pana teorię reagują zawodowi historycy?
Moi najbardziej nieprzejednani krytycy nawet nie próbowali zapoznać się z argumentami zaprezentowanymi w książce. Sądzę, że udało mi się pokazać absurdalność i naiwność powszechnie obowiązującej legendy o włoskim pochodzeniu Krzysztofa Kolumba. Jak to możliwe, że wielki admirał, poliglota, przyjmowany na królewskich dworach, ożeniony z portugalską arystokratką mógł pochodzić z biednej rodziny genueńskich tkaczy? Z jakiego w takim razie powodu nigdy, przynajmniej w swoich listach, nie posługiwał się włoskim, a nowo odkrytym ziemiom nadawał miana ponad 80 miejscowości znanych z Portugalii kontynentalnej, Azorów i Madery? Kiedy mieszkał w Kastylii, utrzymywał prawie wyłącznie kontakty z ludźmi związanymi z Portugalią, a w czasie swojej czwartej, ostatniej wyprawy, po kryjomu, zamiast podążać w kierunku Ameryki, popłynął najpierw do Maroka, by uwolnić uwięzionych przez Maurów Portugalczyków. Czy zbaczałby z kursu, ryzykując gniew swoich chlebodawców, gdyby nie chodziło o jego rodaków?
Nastawienie historyków chyba zaczyna się zmieniać. Jeszcze kilka lat temu mógł pan tylko liczyć na życzliwość nestora portugalskich historyków – Joaquima Veríssimo Serrao, który napisał wstęp do pierwszego wydania pana książki, a już w tym roku, w maju, wygłosił pan wykład w Portugalskiej Akademii Historycznej!
Przyjęto mnie tam bardzo ciepło. Kiedy zna się realia epoki, w której żył Kolumb, trudno nie wątpić w jego plebejskie pochodzenie. Mężczyzna, który poślubił Filipę Moniz, portugalską arystokratkę należącą do zakonu rycerskiego Ordem Santiago de Espada, z pewnością pochodził z klasy wyższej. Na takie małżeństwo musiał zezwolić zresztą sam król. W tamtych czasach kobieta należąca do elity nie mogłaby poślubić niewykształconego biedaka, potomka tkaczy. Niestety, od momentu kiedy w 1504 roku portugalski kronikarz Rui de Pina nazwał Kolumba Włochem, dla Portugalczyków przestał istnieć. Dopiero dziś, kiedy historycy dowiadują się z mojej książki, że Filipa Moniz była osobą zamożną i ustosunkowaną, zmieniają na temat pochodzenia Kolumba zdanie.
Rzeczywiście, pana teoria o pokrewieństwie żeglarza z Jagiellonami budzi olbrzymi opór. „Tania sensacja" to jedno z najłagodniejszych określeń, które można znaleźć na forach historyków.
A taka hipoteza najlepiej tłumaczy zaplątany, pełen sprzeczności i niedomówień życiorys Kolumba. Wiele wskazuje na to, że Kolumb nazywał się Segismundo Henriques de Sá Colonna, po matce, i był synem polskiego króla Władysława Warneńczyka, który nie zginął pod Warną i po latach wędrówki osiedlił się incognito na Maderze. Warneńczyk był tam znany jako Henrique Alemčo, czyli Henryk Niemiec, i do końca życia ukrywał prawdziwą tożsamość. Kolumb przybrał zaś swoje nowe nazwisko dopiero po wyjeździe z Portugalii do Kastylii. Zrobił to m.in. po to, by chronić tajemnicę swego ojca. Kiedy żenił się z Portugalką Filipą Moniz, musiał jeszcze nosić nazwisko portugalskie, ale na razie nie udało mi się znaleźć na ten temat żadnych dokumentów. W każdym razie moi krytycy mówią, że utożsamianie Henrique Alemčo z Warneńczykiem to czysta fantazja, nie próbują jednak odnieść się do dokumentów, na które się powołuję. Polscy historycy w ogóle nie biorą pod uwagę możliwości, że Warneńczyk nie zginął w bitwie, choć brakuje na to jakichkolwiek dowodów. Śmierć króla pod Warną traktują jak dogmat.
Turcy mieli przecież zwyczaj ograbiania zwłok z kosztowności, ucinania głowy, niełatwo było je wtedy rozpoznać. Być może dlatego ani ciała, ani zbroi króla nigdy nie odnaleziono?
Nie jest to jednak żaden dowód na to, że król zginął. Brakowało przecież naocznych świadków jego śmierci. Przez pewien czas krążyły nawet plotki o tym, że król przeżył bitwę i odprawia gdzieś na Zachodzie pokutę.
Według relacji samego sułtana Władysław III został wzięty do niewoli i później stracony, a jego zabalsamowana w miodzie głowa miała zostać wystawiona jako wojenne trofeum w Brussie, tureckiej stolicy.
Nikt nie rozpoznał tej głowy. Turcy mieli ją pokazać wysłannikowi weneckiej floty w Gallipoli, a ten przekazał, że miała długie jasne włosy, tymczasem włosy Warneńczyka były ciemne. Głowy Władysława nie rozpoznał również węgierski wódz Hunyady. Dlatego dla mnie o wiele większe znaczenie od rzekomego świadectwa sułtana ma list potomków Henrique Alemčo, którzy w 1584 roku powiadomili króla hiszpańskiego Filipa II (wówczas także króla Portugalii) o tym, że w ich żyłach płynie krew polskiego króla. Ten dokument miał w rękach portugalski kronikarz Henrique Henriques de Noronha, który w swoim herbarzu Madery z 1700 roku (Nobiliário de Ilha de Madeira) wspomina również, że Henrique Alemčo przybył na wyspę około 1450 roku i że mówiono o nim, iż jest polskim królem, który nie zginął pod Warną. Noronha podkreślał także, że ten tajemniczy cudzoziemiec zawsze zaprzeczał, iż jest królem.
Istnieje list z 1472 roku brata Nicolao Florisa, napisany z Lizbony do wielkiego mistrza zakonu krzyżackiego Ludwiga von Erlichshausena, ujawniony przez polskiego badacza Leopolda Kielanowskiego. Floris przedstawiał się w nim jako towarzysz podróży króla Władysława. Brat Floris powiadamiał mistrza, że Warneńczyk przeżył bitwę z Turkami i mieszka na Maderze. Pismo przetrwało wojnę, jako że archiwum z Królewca zdążono przewieźć do Getyngi. Polscy historycy twierdzą, że ten list jest fałszerstwem. Niech więc przedstawią na to dowody. Istnieje jeszcze relacja zakonników, którzy już w 1427 roku założyli swój klasztor na Maderze.
Według Leopolda Kielanowskiego jakieś franciszkańskie dokumenty dotyczące pobytu Warneńczyka na Maderze przechowywano raczej w Ponta Delgada na Azorach.
W każdym razie cesarz Fryderyk III Habsburg, żonaty z Eleonorą Portugalską, zaniepokojony plotkami na temat pobytu Władysława na Maderze miał tam dla zbadania sprawy wysłać zakonników. Jak wynika z portugalskich kronik, mnisi rzeczywiście przybyli na wyspę i rozpoznali w Henrique Alemčo polskiego króla oraz namawiali go do powrotu. Ten jednak wszystkiemu zaprzeczył. Kiedy byłem w maju w Polsce, dowiedziałem się, że w polskich archiwach franciszkanów może istnieć dokument potwierdzający te informacje!
Czy o zwykłego cudzoziemca dbaliby portugalski król i jego brat Henryk Żeglarz? Tymczasem dysponujemy dokumentami potwierdzającymi nadania ziemskie dla Alemčo. Król Alfons V nakazał też Jočo Gonćalvesowi Zarco, zarządcy Madery, specjalne traktowanie tajemniczego przybysza. Alemčo miał np. w pałacu Zarco do dyspozycji jadalnię ze srebrną zastawą. Król wysyłał mu kilka razy w roku statki pełne jedzenia. Zarco w imieniu króla był także drużbą na ślubie Alemčo z Annes de Sá Colonna. Takich rzeczy nie robi się dla przypadkowej osoby. Jestem też pewien, że król znał pochodzenie cudzoziemca, wysyłał po niego regularnie statki i spotykali się na królewskim dworze. Kroniki Madery mówią też, że Alemčo nie był jedynym przybyszem z północnej Europy. Trafiłem na zapisy, z których wynika, że w tym samym czasie na wyspie mieszkał rycerz pochodzący z Królestwa Polskiego, który przyjął nazwisko Gonćalves. Czy to również tylko zbieg okoliczności?
Dlaczego Warneńczyk miałby osiąść właśnie na atlantyckiej wyspie?
Warneńczyk był nie tylko królem, ale także człowiekiem z krwi i kości, w czasie bitwy pod Warną niezwykle młodym i porywczym. Stał na czele 20-tysięcznej armii przeciw 60 tys. Turków. Jeśli przeżył, tracąc równocześnie wielu żołnierzy, to z pewnością nie dawało mu to spokoju. Otarł się o śmierć i to go zmieniło. Być może w podzięce za ocalenie złożył Bogu przysięgę i dlatego nie chciał wrócić na tron.
Zachowały się zapisy, z których wynika, że Henrique Alemčo posługiwał się w Ziemi Świętej tytułem rycerza św. Katarzyny. To znaczący szczegół, św. Katarzynę poganie chcieli bowiem poddać torturom łamania kołem z ostrzami. Miał ją od tego wybawić anioł. Władysław Warneńczyk mógł uniknąć podobnej śmierci z rąk niewiernych. Rycerz św. Katarzyny nie mógł oczywiście nie odwiedzić klasztoru św. Katarzyny na górze Synaj. Jestem pewien, że znajdują się tam dowody jego pobytu. Po kilku latach pojawił się w towarzystwie wysłannika z Bliskiego Wschodu, księdza Jana, na dworze księcia Henryka Żeglarza, a później także jego brata Alfonsa V. Król wyswatał go ze szlachcianką z Algarve – Senhoriną Annes. I tak zaczął się portugalski etap jego życia. Według dokumentów Henrique Alemčo miał z Annes syna i córkę – Segismundo Henriquesa i Barbarę Henriques. To jej potomkowie udowodnią ponad sto lat później swoje królewskie pochodzenie królowi Filipowi II. Fakt, że udokumentowano pojawienie się tylko dwojga dzieci, a przecież w tamtych czasach rodziny były liczne, ułatwił według mnie rodzinie ukrywanie prawdy o pochodzeniu Kolumba.
Dlaczego w czasie naszej rozmowy uparcie mówi pan o odkrywcy Ameryki „Colón", a nie Kolumb?
Ponieważ admirał nigdy nie używał nazwiska Kolumb. Kiedy pojechał do Kastylii, przyjął nazwisko Colón, o czym pisze jego syn Fernando. To nazwisko znajdujemy też w korespondencji z tego okresu – po raz pierwszy w liście żeglarza do króla Jana II z 1488 roku. Słowo „colon" po łacinie oznacza m.in. dwukropek, a „semi-colon" średnik. Graficzna wersja podpisu Kolumba zawierała kropkę i ukośnik, czyli to, co dziś nazywamy średnikiem. W latach 1493–1494 zdarzyło się jednak coś, co przypomina dzisiejsze tzw. fakty medialne, czyli rzekomo wypowiedziane przez kogoś słowa, cytowane przez wszystkie gazety i telewizje, które w rzeczywistości nigdy nie padły. Wszystko zaczęło się od listu Kolumba z 4 marca 1493 roku, w którym admirał ogłasza odkrycie Ameryki. List został wydrukowany w Barcelonie. Sęk w tym, że drukarz Pedro Posa był Katalończykiem i nazwisko „Colón" zamienił na „Colom", które w jego języku oznacza gołębia, czyli po włosku „colombo", a po łacinie „columbus". To był początek lawiny, na którą żeglarz nie miał już żadnego wpływu. Inny drukarz, tym razem w Rzymie, wydał wersję łacińską słynnego listu, do której dołączono słowo pasterskie biskupa Monte Peloso, który użył już nazwiska „Colombo". I tak zostało w innych publikacjach w całej Europie. Ktoś ogłosił więc nieprawdę, ktoś inny ją powtórzył i prawda na 500 lat zniknęła ze zbiorowej pamięci. Myślę, że już czas, żeby wrócić do nazwiska, którego w rzeczywistości używał admirał: Colón.
Ależ sam Kolumb, w swoim testamencie, napisał o sobie, że pochodzi z Genui, z rodziny tkaczy.
Dokument noszący datę 22 lutego 1498 roku, znany jako testament admirała, jest fałszywy. Przedstawił go obywatel Genui Baltasar Colombo, który utrzymywał, że jest krewnym admirała. Chodziło oczywiście o prawo do niemałego majątku po żeglarzu. Prawdziwy testament, z 1502 roku, zaginął.
Skąd wiadomo, że dokument z 1498 roku to fałszywka?
Kolumb prosił w nim księcia Juana, następcę tronu Hiszpanii, o realizację swojej ostatniej woli. Sęk w tym, że książę zmarł kilka miesięcy przed rzekomą datą spisania testamentu. Czy Kolumb mógł o tej śmierci nie wiedzieć? Mamy dowód na to, że jednak wiedział. Synowie Kolumba, Diego i Fernando, byli paziami księcia. Zachowało się świadectwo jednego z nich, według którego miesiąc po śmierci księcia zostali przez ojca wysłani na dwór, żeby służyli jako paziowie królowej Izabeli.
W Ameryce została ostatnio nagłośniona teoria, wedle której Kolumb miał być tzw. Marrano, czyli Żydem zmuszonym do przejścia na katolicyzm, szukającym nowej ziemi dla wyrzuconych z Hiszpanii Żydów.
Nie ma żadnych podstaw, aby podejrzewać, że Kolumb był z pochodzenia Żydem. Wszystkie te spekulacje zaczęły się od tego, że Szymon Wiesenthal zauważył w listach Kolumba inskrypcję składającą się z dwóch hebrajskich liter i oznaczającą błogosławieństwo. I na tej podstawie zbudował całą teorię. Tymczasem Kolumb znał po prostu trochę hebrajskich słów, mówił przecież kilkoma językami. Jestem pewien, że zawsze zachowywał się zgodnie z zasadami religii chrześcijańskiej. Odmawiał na przykład żeglowania w niedzielę, uczestniczył w codziennych nabożeństwach, swoje listy zaczynał często od wezwania do Jezusa i Matki Boskiej.
Oczywiście małżeństwo z portugalską szlachcianką mogło się wtedy zdarzyć po przejściu przyszłego męża na katolicyzm. Takie rzadkie przypadki są jednak dobrze udokumentowane w historii Portugalii. Poza tym pamiętajmy, że w Portugalii nie musiałby ukrywać swojego pochodzenia. Z kolei Hiszpanie zaczęli prześladowania Żydów dopiero w 1492 roku, a wtedy Kolumb płynął już do Ameryki. Nawet Juda Abravanel z Portugalii, syn słynnego królewskiego bankiera, który oskarżony o zdradę portugalskiego króla uciekł do Kastylii, nie przeszedł w Hiszpanii na katolicyzm i pracował dla hiszpańskich królów. Tym bardziej nie musiałby się ukrywać Kolumb.
Co dały próby badania DNA, które prowadzi prof. José Lorente, szef Pracowni Identyfikacji Genetycznej na Uniwersytecie w Granadzie?
Przebadano m.in. 477 próbek pobranych od rodzin Colombo z Włoch i z Hiszpanii. Wyniki były negatywne. Kolumb nie był więc genueńczykiem. Profesor Lorente porównywał także DNA rodziny Kolumba z cechami genetycznymi książąt Braganća, czyli portugalskiej rodziny królewskiej. Istnieje bowiem hipoteza, że Kolumb mógł być synem infanta Dom Fernando. Badanie wykazało pewne zbieżności, ale na tyle niewielkie, że wynik niczego nie przesądza.
Czyli brakuje teraz tylko badań DNA potomków Władysława Jagiełły lub jego żony Sonki?
To najprostszy sposób, żeby zweryfikować moją teorię. Liczę na to, że moi polscy czytelnicy zainteresują się tą sprawą i pod naciskiem opinii publicznej uda się zorganizować, a przede wszystkim sfinansować, takie badanie.
Czy przetrwały jakieś portrety Henrique Alemčo, które pozwalają porównać go z Kolumbem?
Małżonkowie Henrique Alemčo i Annes zostali sportretowani na obrazie „Święty Joachim i święta Anna" namalowanym w drugiej połowie XV wieku przez flamandzkiego malarza Herrimenta de Bles, który przez kilka lat mieszkał na Maderze. Wiemy, że na obrazie są Henrique i Annes, ponieważ zgodnie z ówczesnym obyczajem portretowano w ten sposób fundatorów kościołów, w tym wypadku świątyni w Madalena do Mar. Obraz jest wystawiony w muzeum w Funchal. Mężczyzna z obrazu ma siwe, długie włosy i orli nos oraz mocny zarys czarnych brwi. Jeśli chodzi o portrety Kolumba, to kłopot polega na tym, że większość z nich malowano sto lat po jego śmierci. Istnieją tylko dwa obrazy powstałe za życia Kolumba. Jeden z nich, autorstwa Aleja Fernandeza, publikuję w książce. Z zachowanych opisów Kolumba wiemy, że był wyższy niż przeciętni mieszkańcy Półwyspu Iberyjskiego, miał rudoblond włosy, niebieskie oczy i bladą cerę. Na obrazach Fernandeza i de Bles widać pewne podobieństwo żeglarza i mężczyzny zwanego Henrique Alemčo.
Po zamachu na króla Jana II Kolumb, mimo że nie maczał w nim palców, wyjechał z Portugalii i zamieszkał w Kastylii. Dlaczego uciekał jak zdrajca?
Królowa Izabela udzieliła mu schronienia w przekonaniu, że tak jak wielu innych szlachciców i uczonych, którzy zbiegli z Portugalii, jest wrogiem Jana II. Zachował się więc jak rasowy agent specjalny. Udało mu się stworzyć wrażenie, że pracuje dla królów hiszpańskich, podczas gdy pełnił misję zleconą mu przez króla Portugalii. Mówi o niej list Jana II do żeglarza z 1488 roku, który zachował się w rodzinnych archiwach. Król nazywa w nim Kolumba „naszym specjalnym przyjacielem w Sewilli" i obiecuje zapłatę za to, co zostało zrobione i co będzie konieczne w przyszłości. Hiszpanie podejrzewali Kolumba, wietrzyli oszustwo i pewnie dlatego zajęło mu aż siedem lat uzyskanie ich zgody na wyprawę na Zachód. O istnieniu Ameryki już na dworze w Lizbonie wiedziano, a Kolumb uczył się żeglowania właśnie w Portugalii. Dlatego jestem pewien, że miał za wszelką cenę odwrócić uwagę Hiszpanii od krótszej drogi do Indii, tej wzdłuż wybrzeży Afryki. Król Portugalii słusznie uznał, że to Indie są dla jego kraju ważniejsze niż nieznany, pozbawiony, jak się wówczas wydawało, bogactw ląd.
Jeśli rzeczywiście był podwójnym agentem, to swoje zadanie wykonał. Dlaczego więc, nawet po śmierci Kolumba, świat nie dowiedział się o jego prawdziwym pochodzeniu?
Jedynym sensownym wytłumaczeniem jest potrzeba ukrycia rodzinnej tajemnicy. Sekret pochodzenia pomagali Kolumbowi utrzymać także królowie Hiszpanii, nie tylko Jan II. Kiedy w 1486 roku królowa Izabela wypłacała mu wynagrodzenie, zapisano, że trafiło w ręce Portugalczyka, ale jego imię nie zostało zarejestrowane. A królowa musiała wiedzieć coś o rodzinie Kolumba. Przez dwa lata mieszkał w tym czasie u księcia de Medinaceli. Po śmierci Izabeli i Ferdynanda także król Carlos V zabronił synowi Kolumba wyjawić prawdę o pochodzeniu ojca. W grę wchodziła oczywiście także bieżąca polityka. Brat króla, Fernando, był wówczas królem Węgier, Carlos nie mógł więc pozwolić na to, by pojawili się nagle inni spadkobiercy węgierskiego tronu.
Manuel Rosa to historyk pochodzący z Azorów, z wyspy Pico. W dzieciństwie wyemigrował z rodzicami do USA. Pracuje na Uniwersytecie Duke's w Karolinie Północnej, od ponad 20 lat bada tajemnicę pochodzenia odkrywcy Ameryki, wydał na ten temat trzy książki, jest jedynym portugalskojęzycznym historykiem uczestniczącym w projekcie badań DNA na Uniwersytecie w Granadzie, który ma doprowadzić do ustalenia prawdziwej narodowości Kolumba. Jego książka „Kolumb. Historia nieznana" (wyd. Rebis) jest już dostępna w Polsce.
Skomentuj