Skala wystąpień mniejszości narodowych po 17 września 1939 roku skłania nawet do stwierdzenia, że na Kresach wybuchło powstanie wymierzone przeciw państwu polskiemu. Czy taki sąd jest uprawniony?
Poniekąd tak – jeśli widzielibyśmy tamte wydarzenia w kontekście politycznym czy wojskowym. Przyjrzyjmy się na przykład entuzjastycznym powitaniom obcych wojsk. Kiedyś sam sądziłem, że to zjawisko wprawdzie nieetyczne, ale że nie odegrało większej roli w wojnie. Obecnie uważam, że jednak odegrało, bo łamało zarówno morale całego społeczeństwa kresowego, jak i wojska polskiego, które tam było i przemieszczało się ku Rumunii oraz Węgrom.
I oto dotykamy bardzo delikatnego problemu, który do dziś jest traktowany jako temat tabu: udziału Żydów w antypolskiej kolaboracji z najeźdźcą, a następnie okupantem sowieckim. Dzieje się tak za sprawą środowiska żydowskiego, które usiłuje zablokować każdą rzetelną i uczciwą dyskusję na ten temat. Kiedy brakuje argumentów, określa się wysuwanie niewygodnych dla siebie faktów antysemityzmem. Polskie relacje z tamtego okresu, których zebrano bardzo dużo, nazywa się antysemickimi kliszami, powielającymi antyżydowskie stereotypy – i już.
Aczkolwiek trzeba zaznaczyć, że problem nie dotyczy tylko Żydów. Nielojalnie wobec nas zachowywali się także Ukraińcy i Białorusini, Litwini, a nawet niewielkie mniejszości starowierców i Czechów.
Antypolskie wystąpienia mniejszości narodowych nazywamy czarną niewdzięcznością. Ale za co Żydzi, Ukraińcy i Białorusini mieli być wdzięczni Polakom, skoro czuli się często w naszym państwie obywatelami drugiej kategorii?
Byłbym bardzo ostrożny w ocenach II Rzeczypospolitej. Z jednej strony mamy wprawdzie powody do przypuszczeń, że czasem bywała ona nie matką, ale macochą, ale – z drugiej strony – trzeba pamiętać o polskim syndromie niepodległościowym. Przez ponad sto lat nie mieliśmy przecież własnego państwa, a start w niepodległość też był fatalny. Wszędzie musieliśmy walczyć o granice. Z Litwą na Suwalszczyźnie, z Czechami na Śląsku Cieszyńskim, z Ukraińcami w Małopolsce Wschodniej, z bolszewikami na całych Kresach, co skończyło się wojną na śmierć i życie. Budowane z takim trudem państwo miało oczywiście wiele mankamentów. Ale istnieje nieprzychylny Polsce nurt historiograficzny, który nie widzi żadnych osiągnięć okresu międzywojennego i diabolizuje II Rzeczpospolitą jako katolicki ciemnogród, państwo represji oraz powszechnego ograniczania wolności.
Myślę, że trzeba widzieć plusy i minusy tego państwa, a bilans wychodzi zdecydowanie na plus. Polsce i Polakom udało się naprawdę wiele w ciągu tamtych 20 lat. Może gdyby zamiast wojny dano nam więcej czasu, przynajmniej kolejnych 20 lat, inaczej by się wszystko ułożyło... Jeśli chodzi o mniejszości, to od początku powodowały liczne kłopoty. Żydzi chcieli zyskać daleko posuniętą autonomię, która czyniła władze polskie jedynie atrapą. Roszczenia terytorialne Litwinów sięgały Wilna i Augustowa, a Ukraińców – aż pod Kraków. Białorusini nie tworzyli własnego państwa, ale za swoje ziemie uważali znaczną część Podlasia.
W jakim stopniu dyskryminacja Żydów – choćby getto ławkowe czy blokowanie awansów w administracji państwowej – miała wpływ na entuzjastyczne witanie Armii Czerwonej przez wielu Żydów oraz pomoc, jaką okazywali niektórzy z nich sowieckiej władzy przy eksterminacji elit polskich?
Formułowanie ocen komplikuje dziś fakt wojny ideologicznej, z której na ogół nie zdajemy sobie nawet sprawy, a która ma udowodnić, że Polacy nie dorośli do niepodległości, wyrządzając przed 1939 rokiem ogromną krzywdę Żydom i innym mniejszościom etnicznym. To jest absolutna bzdura. Wywód historyków żydowskich na temat tego, że Żydzi w 1939 roku tylko dlatego witali Sowietów, że Polska była im macochą, że istniało getto ławkowe oraz blokady awansów w administracji, obala wcześniejsze wydarzenia. A 1920 rok, który przyniósł jakby zapowiedź tego, co działo się w 1939 roku? Mieliśmy wtedy żydowskie rewkomy, milicje, denuncjacje. Dochodziło do masowych dezercji i ucieczek młodych Żydów przed poborem do wojska polskiego.
„Dyskryminacja", o której pan wspomina, nie wynikała więc z jakiegoś szczególnego nielubienia Żydów, czyli z antysemityzmu. Musimy sobie zresztą odpowiedzieć na pytanie, czy ów „antysemityzm polski", tak często nam zarzucany, nie jest przypadkiem odpowiedzią na żydowski antypolonizm. Co było pierwsze? Nawet jeśli przyjmiemy, że w 1920 roku dochodziło do pogromów, to przecież znane są fakty entuzjastycznego witania podczas I wojny światowej Niemców w Kongresówce czy Rosjan w Galicji. Jeśli cofniemy się w czasie, to zobaczymy, że odbywały się takie powitania po klęsce Napoleona i Księstwa Warszawskiego, podczas wkraczania wojsk zaborczych po upadku Polski, a nawet w trakcie potopu szwedzkiego...
Ale przecież znajdzie pan profesor i całkiem odmienne przykłady: pułkownika starozakonnego Berka Joselewicza, który zginął w 1809 roku za Polskę, gimnazjalisty żydowskiego Michała Landego, który niósł krzyż podczas manifestacji patriotycznej przed powstaniem styczniowym i padł śmiertelnie ugodzony rosyjską kulą, dość licznych żydowskich legionistów Piłsudskiego...
To wszystko prawda, ale musimy właściwie mierzyć proporcje. Przywołuje się często Berka Joselewicza, ale takie przykłady nic nie mówią o masowości zjawiska. A kolaboracja Żydów z Sowietami podczas ich agresji we wrześniu 1939 roku miała charakter masowy. Armię Czerwoną witały tłumy, całe miasteczka żydowskie. Nie jest prawdą, że entuzjazm, z jakim przyjmowano bolszewików, okazywała jedynie biedota – wychodzili też żydowscy adwokaci, lekarze, ludzie zamożni...
Rewkomy – i w 1939, i w 1920 roku – zakładała przede wszystkim komunizująca młodzież wyzuta z tradycji żydowskiej. O postawach starszyzny świadczy na przykład rabin, który przechował zdeponowaną u niego polską kasę pułkową i oddał ją nie Sowietom, ale nadciągającym z Kleebergiem oddziałom KOP.
Ograniczanie prosowieckich postaw jedynie do młodzieży komunistycznej, która jakoby nie miała już nic wspólnego z żydostwem, jest również uporczywie rozpowszechnianym stereotypem, nieodpowiadającym niestety rzeczywistości. Dla tych ludzi nadal liczyły się głównie więzy krwi, a nie to, czy stosowali się bądź nie stosowali się do nakazów tradycji judaistycznej. Było to i jest charakterystyczne dla społeczności żydowskiej. Świadczą o tym także reakcje po wydaniu mojej książki „Rzeczywistość sowiecka w świadectwach polskich Żydów". Dyskusja ze środowiskiem żydowskim okazała się niemożliwa, gdyż oczekuje ono od rozmówcy nie wymiany zdań, lecz jedynie przyznania się do błędu.
Dlatego przy ocenianiu naszej historii potrzebny nam jest dialog nie polsko-żydowski, ale polsko-polski. W naszej świadomości historycznej zakorzenił się – głównie z powodu publicystyki „Gazety Wyborczej" oraz książki Jana Tomasza Grossa – nieprawdziwy przekaz, ukazujący historię stosunków polsko-żydowskich w krzywym zwierciadle i uogólniający zjawiska na podstawie pojedynczych przypadków. Powinniśmy otrząsnąć się z wpajanego nam poczucia winy, winy obarczającej rzekomo cały naród.
Jeśli chodzi o historię Kresów podczas II wojny światowej, to przebadałem wszystko, co było dostępne‚ tysiące świadectw znajdujących się zarówno w kraju – tu również ciekawe relacje żydowskie – jak i za granicą, głównie w zbiorach rosyjskich oraz londyńskich. Żydzi występują w nich niemal wyłącznie jako sowieccy kolaboranci wyrządzający krzywdy Polakom. Znalazłem natomiast jedną opowieść – i chętnie się nią podzielę – mówiącą o pięknej postawie starego Żyda. Ostrzega on przekradającego się przez granicę polskiego oficera przed czyhającym na uciekinierów posterunkiem i zaprasza do domu. Akurat jest szabas. Sadza gościa przy stole, częstuje go, przygotowuje mu nocleg. Następnego dnia zięć gospodarza odwozi Polaka do pobliskiego miasteczka, gdzie ten ma kontakty, i znajduje mu bezpieczne ukrycie. Szkoda, że nie znamy nazwiska żydowskiego wybawiciela, bo powinien on mieć w Polsce swoją ulicę.
W czym upatruje pan przyczyny, że to właśnie Polaków – nie zaś inne narody czy inne państwa, w przeciwieństwie do nas rzeczywiście współdziałające z Niemcami w Zagładzie – Żydzi tak bardzo chcą obarczyć winą za tę tragedię?
Myślę, że liczba ponad 3 mln Żydów mieszkających w II Rzeczypospolitej – wielka w stosunku do pozostałej ludności i terytorium państwa – ma tu istotny wpływ. Naszych Żydów zginęło najwięcej, a Niemcy urządzili kaźń głównie na naszych terenach. Trzeba jednak te proporcje liczbowe odnieść też do czasów przedwojennych. Nawet w rodzinie, gdy w mieszkaniu panuje nazbyt duży ścisk, wybuchają kłótnie i niesnaski. Poza tym zauważyłem, że w środowisku żydowskim nabywa się jakiejś specyficznej świadomości. Polakom – wśród których żyją od tysiąca lat, znajdując w miarę bezpieczną przystań dla ogromnej części diaspory – jakoś szczególnie wszystko mają za złe.
Przyczyną skrzywienia obrazu Holokaustu w świadomości całego właściwie świata jest natomiast fakt, że poza ośrodkami naukowymi zdominowanymi przez Żydów nie prowadzi się poważnych badań Zagłady. Dlatego też dostępna historiografia składa się z książek i artykułów pisanych niemal wyłącznie przez Żydów, obojętnie, czy występujących jako Izraelczycy, czy też Amerykanie, Francuzi lub Polacy. Zrozumiałe skądinąd poczucie wielkiej krzywdy i tragedii powoduje, że nic poza nią – także ofiary innych nacji – się nie liczy.
Sądzę również, że znalezienie współwinnych niemieckiej zbrodni zwalnia niejako samych Żydów z odpowiedzialności, jaką niektórzy z nich ponosili podczas wojny. Przy ogromie masowego, przemysłowego ludobójstwa dokonanego na narodzie żydowskim przez obcych, nieważne stają się pytania na przykład o tragiczną rolę Judenratów i policji żydowskiej w gettach, czy Sonderkommando w obozach śmierci. Z kolei Żydzi amerykańscy okazywali się nieczuli wobec losu współbraci w Europie, choć ich silne lobby mogło wymóc na rządzie USA bardziej zdecydowane działania wobec III Rzeszy, jak bombardowania linii kolejowych wiodących do obozów czy zapowiedź srogiego odwetu za zbrodnie. A przecież wiedzieli – m.in. dzięki Janowi Karskiemu – co się dzieje. Dziś nie chcą do swojej postawy podczas wojny wracać. Korzystniej mówić o „polskich obozach śmierci".
Żydowscy historycy są również impregnowani na fakty licznego uczestnictwa Żydów w eksterminacji elit narodowych i sił niepodległościowych, jakiej dokonywali po 1939 i 1940 roku Sowieci. Dotknęła ona nie tylko Polaków, ale także Litwinów, Łotyszy, Estończyków, Ukraińców i Białorusinów. Na przykład 15 czerwca 1941 roku mieszkańcy Kowna widzieli na ciężarówkach jadących po przedstawicieli litewskiej elity młodych Żydów pokazujących drogę NKWD. Z kolei podczas przedwojennego głodu na sowieckiej Ukrainie gnębiące chłopów ekipy NKWD składały się w 67 proc. (dane z archiwów sowieckich) z osób pochodzenia żydowskiego.
Żydowscy historycy są impregnowani na fakty licznego uczestnictwa Żydów w eksterminacji elit narodowych i sił niepodległościowych, jakiej dokonywali po 1939 i 1940 roku Sowieci. Dotknęła ona nie tylko Polaków, ale także Litwinów, Łotyszy, Estończyków, Ukraińców i Białorusinów
To wszystko zostało zapamiętane i stanowiło pierwsze ogniwo tragicznego łańcucha przyczynowo-skutkowego, który doprowadził do tragicznych pogromów, do jakich doszło po wkroczeniu Niemców w 1941 roku. Na przykład właśnie w Kownie. Absolutnie nie rozgrzeszam mordów, potępiam je, staram się po prostu zrozumieć, jak do nich doszło. Nazywanie wszystkich przyczyn antysemityzmem niewiele wyjaśni.
Wróćmy do 17 września 1939 roku. Jak wielkie ofiary ponieśli wtedy Polacy z powodu współdziałania mniejszości z Sowietami?
Trzeba zaznaczyć, że choć udział Żydów był najbardziej widoczny, antypolskie działania innych mniejszości – przede wszystkim Ukraińców, ale także Białorusinów – również się zaznaczyły.
Żydzi, którzy tworzyli milicje pomagające Sowietom aż do 1941 roku, brali przede wszystkim udział we wszystkich deportacjach. Wskazywali miejsca pobytu osób wyznaczonych do wywózki, konwojowali złapanych na ulicach, pilnowali w wagonach. Tropili też wszystkich, którzy nie podobali się władzy sowieckiej, a zwłaszcza urzędników i funkcjonariuszy państwowych RP. Podejrzewam, że ponad połowa policjantów z obozu w Ostaszkowie i z innych więzień (na przykład ze znanej tzw. listy ukraińskiej), zamordowanych wiosną 1940 roku, została przez nich wskazana i z ich winy ujęta. Dowiedzione jest, że konwojowali oni również marsz śmierci z Berezwecza w czerwcu 1941 roku, kiedy po ataku Niemiec Sowieci pędzili więźniów na Wschód.
Niemożliwe są ścisłe obliczenia liczby ofiar. Na pewno – poza osobami aresztowanymi na skutek denuncjacji i rozstrzelanymi podczas zbrodni katyńskich – z powodu żydowskiej kolaboracji z Sowietami życie stracili ci wszyscy, których ujęto, wysłano do więzień na Wschodzie i tam zamordowano. Do nich należy doliczyć tych, którzy nie przeżyli nieludzkich warunków transportu i zesłania na Syberię lub na stepy Kazachstanu.
Te liczby idą w tysiące. Można rzec kilkadziesiąt tysięcy i będzie to ostrożnie powiedziane.
Ofiary w ludziach są najważniejsze.
Nie od rzeczy będzie jednak dodać, że – jak stwierdziłem na podstawie badań źródłowych – w okresie okupacji sowieckiej Żydzi są wymieniani też we wszelkich innych kategoriach patologii społecznych: rabunkach, przywłaszczaniu sobie mienia ofiar (w bardzo dużej ilości), spekulacjach czarnorynkowych wyzuwających z majątku ludzi przyciśniętych przez los. To są te kategorie patologii społecznych, które historycy żydowscy zarzucają Polakom pod okupacją niemiecką.
Tyle lat po wojnie, a te tragiczne sprawy nie tylko się ciągną, ale także ogromnieją i nadal zatruwają stosunki Żydów i Polaków... Dlaczego?
Można zauważyć, że jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi oczywiście o pieniądze. Roszczenia wobec naszego państwa wysuwają dziś nie tylko i nawet nie przede wszystkim Żydzi. Ale zaspokojenie ich roszczeń, nawet w wysokości symbolicznej złotówki, stworzyłoby niebezpieczny precedens. Z żydowskiego punktu widzenia oznaczałoby, że przyznajemy im rację: skoro płacimy, to znaczy, że uczestniczyliśmy w wyrządzeniu im krzywdy. Zresztą płacenie komukolwiek przez państwo polskie za straty, jakie poniósł w wyniku II wojny światowej, prowadziłoby do tego samego: do wzięcia przez Polskę odpowiedzialności za rozpętanie tej wojny, co jest monstrualnym absurdem.
Profesor Krzysztof Jasiewicz jest historykiem i politologiem w Instytucie Studiów Politycznych PAN. Kieruje Zakładem Analiz Problemów Wschodnich. Specjalizuje się w dziejach Kresów Wschodnich II RP oraz stosunków polsko-sowieckich w latach 1939–1945. Autor książek: „Lista strat ziemiaństwa polskiego 1939–1956", „Zagłada polskich Kresów. Ziemiaństwo polskie na Kresach Północno-Wschodnich Rzeczypospolitej pod okupacją sowiecką 1939–1941".
Skomentuj