Za co?" to tytuł jednego z opowiadań Lwa Tołstoja. To pytanie wybitnego pisarza dotyczy przyczyn tragedii małżeństwa Albiny i Wincentego Migurskich. Ich przeżycia wyróżniają się dramatyzmem i cierpieniem spośród tysięcy innych losów XIX-wiecznych Polaków zesłańców. Były one na tyle tragiczne, że szybko zyskały rozgłos, stanowiąc głośne oskarżenie carskiej tyranii.
Tragiczny bieg zdarzeń rozpoczął się dla Wincentego Migurskiego wiosną 1835 roku, gdy został uwięziony w warszawskiej Cytadeli. Miał wówczas 30 lat, za sobą udział w powstaniu listopadowym, a po jego upadku krótki okres emigracji we Francji. Wśród wychodźców jednej z bardziej radykalnych grup przewodził płk Józef Zaliwski, który obiecywał wywołanie insurekcji w kraju. Migurski jako jeden z jego emisariuszy ruszył do Galicji. Zanim jednak dotarł na miejsce, partyzantka Zaliwskiego załamała się w marcowych dniach 1833 roku. Migurski otrzymał rozkaz zakonspirowania się następnego roku, kiedy zostanie podjęta następna próba powstania. Tropiony przez policję, zagrożony aresztowaniem, kluczył, podróżował od dworu do dworu, ciągle zmieniając miejsce pobytu.
Na Podolu Galicyjskim w 1834 roku poznał swoją przyszłą żonę Albinę Wiśniowską. Ta 16-latka była aż nadto poważna i zdradzała tendencje do samotności. Nie była też zbyt ładna. Jej skromność, powaga i patriotyczny żar oraz czerń sukien ujęły jednak Wincentego. Ona widziała w młodym mężczyźnie romantycznego, oddanego sprawie i gotowego ryzykować życie konspiratora. Zaręczyli się.
W marcu 1835 roku Migurski pod przybranym nazwiskiem brata Albiny – Antoniego Wiśniowskiego – i z jego paszportem ruszył do Królestwa, by otrzymać błogosławieństwo rodziców i pomoc materialną. Fatalny zbieg okoliczności spowodował, że Migurski został aresztowany na podstawie listu gończego za Antonim Wiśniowskim, przypadkowo posiadającym takie samo imię i nazwisko jak brat Albiny.
Wincenty został przetransportowany do warszawskiej Cytadeli. Był jednym z pierwszych więźniów osławionego X Pawilonu.
Początkowo udawało mu się utrzymywać przybraną tożsamość. Po trzech miesiącach zdemaskował go jednak szpieg przebywający niegdyś wśród polskich wychodźców we Francji. Dla więźnia stanowiło to tak wielki wstrząs, że 27 maja 1835 roku targnął się na życie. Kiedy nie zadziałał arszenik, posłużył się niewielkim, przemyconym scyzorykiem. Strażnicy znaleźli Migurskiego w kałuży krwi. Obok niego leżała karteczka z wyjaśnieniem motywów samobójstwa i ostatnią wolą, którą kończył: „Po Ojczyźnie ostatnie moje tchnienie poświęcam Albinie!".
Zrobiono więc wszystko, by przywrócić go do zdrowia. W połowie czerwca Migurski ponownie mógł składać zeznania. Teraz już otwarcie przyznawał, że konspirował przeciwko carowi. Mówił dużo, ale ogólnikowo. W wyniku jego zeznań komisja śledcza donosiła triumfalnie do Petersburga: „Według twierdzenia Migurskiego, obecnie w Królestwie Polskim nie ma jeszcze tajnych komitetów lub związków".
Ślub na zesłaniu
Emisariusz został skazany na wcielenie do wojska. 18 stycznia 1836 roku ruszył kibitką do odległego kraju orenburskiego. Został skierowany do 1. liniowego batalionu w Uralsku. Służyło w nim już wielu Polaków, którzy trafili tam po listopadowym zrywie.
Uralsk był prawdziwym miastem w porównaniu z fortem nowoaleksandrowskim, do którego odkomenderowano kompanię, w jakiej służył Migurski. Wysunięta placówka na półwyspie Mangyszłak nad Morzem Kaspijskim była istnym końcem świata. Kilka domków, koszary, odwach, kamienne wały wysokości człowieka – ot, cała forteca. Śmierć zbierała duże żniwo wśród 400 żołnierzy cierpiących z powodu strasznych upałów, braku pitnej wody, chorób i ciągłych utarczek z wojowniczymi plemionami.
Migurski tęsknił za ojczyzną, wolnością i ukochaną, która listownie oświadczyła, że chce połączyć się z lubym. Pokonując różnorakie przeszkody, opór rodziny, uparta dziewczyna po wielu niebezpiecznych przygodach dotarła do Uralska, gdzie oczekiwał na nią narzeczony. 24 czerwca 1837 roku zesłaniec ojciec Kandyd Michał Zielonka udzielił narzeczonym sakramentu małżeństwa – to był pierwszy katolicki ślub w Orenburgu. Ceremonia odbyła się w domu dowódcy batalionu – kościoła wszak nie było.
Trudne warunki egzystencji doprowadziły do śmierci ośmiomiesięcznej córeczki Michaliny. Zrozpaczeni rodzice, ludzie religijni, otrzymali wtedy nowy cios. Odmówiono im zgody na pochówek na prawosławnym cmentarzu i ciało trzeba było pogrzebać pod cmentarnym ogrodzeniem.
Pozorowana śmierć
Migurscy pisali błagalne listy do cesarzowej z prośbą o wstawiennictwo. Prosili o zwolnienie Wincentego ze służby wojskowej i zgodę na wyjazd do miejsca o bardziej znośnym klimacie. Bez skutku. Na dodatek Albina po raz drugi była brzemienna. Wtedy, w obawie o los nienarodzonego jeszcze dziecka, w ich głowach narodził się szalony plan ucieczki. Migurski upozoruje swoją śmierć i potem wspólnie z żoną uciekną do Galicji.
Wszystko zaplanowano z troską o najdrobniejsze detale. Najpierw Migurski udawał załamanie nerwowe i opowiadał wszystkim, że życie w tak beznadziejnej sytuacji straciło dla niego sens. Następnie, wtajemniczając tylko służącą Magdalenę Zakrzewską i Rosjanki – panie Syczugow, wyczekiwano sposobnego momentu do rozpoczęcia akcji. 15 listopada 1839 roku Wincenty zaniósł do kancelarii list, wiedząc, że będzie on doręczony dopiero nazajutrz. Tłumaczył w nim motywy swego postępowania i wyjaśniał, że tylko w wypadku jego śmierci brzemienna żona zdecyduje się wrócić do Galicji. Nieobserwowany udał się nad rzekę Ural i przy jednym z przerębli rozrzucił część swoich ubrań, co miało uwiarygodnić wersję o utonięciu. Wróciwszy do domu, ukrył się w szafie, a wtajemniczona w spisek służąca z samego rana dla zatarcia śladów ruszyła na „poszukiwania" swego pana.
Zaczęły się wizyty znajomych i żołnierzy, którzy widzieli zalaną łzami Migurską. Prawdziwy dowód swych aktorskich umiejętności dała ona jednak podczas wizyty dowódcy batalionu Aniczkowa i innych oficerów. Wówczas to został znaleziony, uprzednio specjalnie przygotowany, list do Albiny, w którym Wincenty informował o samobójstwie. Migurska upadła na podłogę, udając atak histerii. Wtedy do domu wbiegł pies Bekas. Zaczął drapać drzwi szafy, w której ukrywał się Wincenty. W tym momencie Albina zemdlała naprawdę, wprawiając w prawdziwą konsternację urzędowe persony, ale i uwiarygodniając wersję o samobójstwie.
Nieudana ucieczka
Migurscy zawiedli się w swych nadziejach na szybkie uznanie Wincentego za zmarłego. Z powodu nieznalezienia zwłok postanowiono kontynuować poszukiwania wiosną. Tymczasem w lutym na świat przyszła córka Migurskich – Michalina. Jej ojciec ze swego ukrycia asystował przy porodzie. Dziewczynka zmarła jednak po trzech tygodniach. Rodzice postanowili, że tym razem nie pochowają dziecka w obcej ziemi – zabalsamowali ciało. Do trumienki złożonej obok tej z ciałem pierwszego dziecka włożono kamienie.
Skoro zwłok Wincentego Migurskiego nie odnaleziono, przyszła oczekiwana zgoda na wyjazd jego żony – podpisana przez samego Mikołaja I. 13 czerwca 1840 roku w tarantasie zasiadała Migurska, służąca Magdusia, a na koźle siedzieli woźnica oraz eskortujący ich urzędnik Daniła Jeriomin. Oprócz nich w schowku pod siedzeniem leżeli Migurski oraz zabalsamowane zwłoki dwóch córeczek – ciało pierwszej uprzednio wyjęto z grobu.
Czwartego dnia podróży doszło do tragedii. Koło powozu gwałtownie uderzyło o wystający z drogi kamień. Migurski krzyknął z bólu przygnieciony przez łamiące się deski i dwóch siedzących na koźle mężczyzn. Kozak szybko się zorientował, kogo wiózł przez kilka dni. Zeskoczył z kozła, by zchwytać zbiega. Ten jednak nie stawiał oporu, tylko próbował zatamować cieknącą krew. Migurska padła zemdlona, Magdusia lamentowała.
Migurski wraz z żoną i służącą zostali odwiezieni do Pokrowska, a stamtąd do Saratowa. Tam w kościele odbyła się msza żałobna za dusze zmarłych dziewczynek. Widok był wstrząsający. Katafalk z jedną trumienką, a przed nią klęczący rodzice. Ona cała w żałobnej czerni, on w kajdanach. Olbrzymi tłum zebrał się, by wziąć udział w pogrzebie. Już nie wołano „trupojady", jak to miało miejsce po odnalezieniu makabrycznej zawartości bagażu. Teraz groźny tłum o mało nie ukamienował uriadnika, który próbował rozpędzić gromadzących się ludzi. Rosjanie współczuli uciekinierom. Odwiedzali ich w ich kwaterze, obdarowywali żywnością i owocami. Niektórzy namawiali do ucieczki, inni padając na kolana przed Albiną, prosili o błogosławieństwo. „Kto wie – mawiano – może potomność oceniając tyle cierpień, przez słabą kobietę przeniesionych, uzna cię kiedyś za świętą".
Car jednak nie miał litości dla uciekinierów. Żądał kary dla człowieka, dla którego ziemia rosyjska nie była zbyt dobra, by pochować w niej swoje dzieci.
Wczesnym rankiem 6 sierpnia tłum saratowian żegnał Migurskich, których wywożono do Uralska. Odbyło się tam śledztwo, po którym rozdzielono małżeństwo na pewien czas. Albina pozostała na miejscu. Żyjąc z resztek majątku, podupadała coraz bardziej na zdrowiu, ale nie rezygnowała z walki o uwolnienie. Pisała błagalne listy i petycje do cara oraz carskich biurokratów. Bezskutecznie.
Migurski tymczasem został odesłany do Orenburga, gdzie odbył się nad nim sąd wojenny – był wszak dezerterem. Podczas długiego śledztwa zesłaniec nie miał kontaktu ze światem, a także możliwości korespondowania z żoną. Według rosyjskich śledczych to właśnie Albina miała wywierać na aresztanta zły wpływ. „Podsądny Migurski – pisał o nim ataman Kożenikow – na początku śledztwa, jakie wdrożone zostało w jego sprawie, zachowywał się wielce nagannie, przejawiając ducha buntu, zuchwalstwo i brak skruchy; później zaś Migurski nieco się poskromił, prawdopodobnie dlatego, iż żona jego – kobieta niespokojnego charakteru, przepełniona właściwą Polkom nieprzejednaną wrogością do Rosji i wszystkiego, co rosyjskie – nie mogła już wywierać nań wpływu".
Na początku lutego 1841 roku sąd wydał wyrok pozbawiający Polaka szlachectwa i skazujący go na pół roku więzienia. Na mocy amnestii ogłoszonej 16 kwietnia 1841 roku złagodzono mu wyrok. Bez praw szlacheckich miał powrócić do wojska – nie do swojej jednak jednostki, ale do 13. batalionu syberyjskiego, stacjonującego w odległym Nerczyńsku.
Amnestia objęła także obydwie Polki. Zaraz po uwolnieniu od śledztwa obie ruszyły śladem Wincentego. Po wielu tygodniach drogi, na początku marca 1842 roku, dopędziły go wreszcie w Omsku. Migurski zobaczył swoją żonę zmaltretowaną przeżyciami, schorowaną i wynędzniałą, niepewną oraz zalęknioną. Widok ten wrył mu się głęboko w pamięć i po latach wspominał: „O Boże – patrząc na nią, pomyślałem – czyż nie powinienem do całej ludzkości pałać nienawiścią i zemstą! Co oni z nią zrobili? I za co? Słyszycie?! Za co?...".
Migurscy jechali do celu swego przeznaczenia przez Irkuck. Tam zachorowała wierna służąca Magdusia, którą zaopiekowała się księżna Katarzyna Trubiecka.
Dopiero 2 października 1842 roku Albina i Wincenty przybyli do Nerczyńska. Ledwie kupił dom, żona powiła syna Konrada. Przeżycia, trudy ciąży i gruźlica osłabiły jednak siły matki do tego stopnia, że zmarła cztery miesiące po porodzie, w wieku zaledwie 25 lat. Przed śmiercią zaleciła mężowi, by wybaczył swym nieprzyjaciołom, i zezwoliła na powtórny ożenek z osobą „godną".
Albina Migurska została pochowana na cmentarzu w Nerczyńsku. Dwa lata później obok matki został pochowany zmarły na gruźlicę mały Konradek.
Po śmierci bliskich Migurski ułożył sobie jakoś życie. Stołował się w Domu Polskim, pośredniczył w korespondencji Polaków zesłańców z krajem, którym odebrano to prawo. Starał się o uwolnienie z zesłania, ale zamiast tego w 1857 roku awansowano go na podoficera. Wreszcie, wskutek starań siostry Rafaliny, Wincenty otrzymał zgodę na powrót do kraju. Do Warszawy przybył w 1859 roku. Następnie przeniósł się do Lublina, a później do Wilna. Zmarł 9 sierpnia 1862 roku i został pochowany na cmentarzu Na Rossie.
Autor jest redaktorem „Mówią Wieki", zajmuje się dziejami Polski XVIII i XIX stulecia. Wkrótce ukaże się jego książka „Kampania Langiewicza 1863" (Bellona).
Skomentuj