Odgłosy strzałów armat stawały się coraz gęściejsze, ostatecznie zlały się w jeden grzmot wstrząsający całą Ziemią. Ze wszystkich stron wybuchy pocisków i eksplozje wyrzucały rozbłyski i rozświetlały ciemne niebo nad nami. Bombardowanie przeszło w ciągłą kanonadę, aż pojedyncze błyski zlały się w jedną jasność. Wśród huku widzieliśmy siebie, nasze hełmy połyskiwały jak ciała ryb, błyszczały stalowe łopaty, a krople nieustannie padającego deszczu wydawały się być białe. To wszystko przypominało światło księżyca, stworzone przez nieustający, huraganowy ogień dział".
Tak Henri Barbusse opisał nocne bombardowanie Artois w 1915 roku.
I wojna światowa była wielką bitwą dział. W 1914 roku we francuskich formacjach artylerii służyło 20 proc. żołnierzy, pod koniec wojny blisko dwukrotnie więcej. W tym samym czasie odsetek służących w piechocie zmalał z 70 do 40 proc. Liczba ciężkich francuskich dział wzrosła z 300 na początku wojny do 5,2 tys. na koniec. Liczba armat kal. 75 mm, słynnych „75", powiększyła się z 3,9 tys. do 5,6 tys. Na tysiąc żołnierzy piechoty w 1914 roku przypadało 4,4 działa, zaś cztery lata później 13. Straty z powodu ognia artylerii to 67 proc. zabitych, gdy w poprzednich konfliktach nie przekraczały 15 proc.
Zbawicielka ojczyzny
Nowe działa, które odmieniły dotychczasowe pole walki, wprowadził generał Percin, uważany za „ojca" armaty „75". Francuzi nazwali ją „zbawicielką ojczyzny". Generał Percin urodził się w 1846 roku. Dziewiętnaście lat później dostał się do École Polytechnique. Wziął udział w wojnie francusko-pruskiej i w wieku 25 lat został kawalerem Legii Honorowej. Po tej wojnie zajął się problemem artylerii szybkostrzelnej. Percin tak opisuje ówczesne rozważania taktyczne: „Podczas ataku piechota wspierana jest przede wszystkim ogniem karabinów. Jednak podczas szturmu nie da się strzelać. Rola wsparcia piechoty przypada artylerii, umieszczonej poza zasięgiem karabinów".
Dodawał, że armaty oddawały jeden strzał na minutę. „Tak powolny ogień nie czynił żadnego wrażenia na obrońcach. Na strzelanie z karabinu mieli całą minutę! Artylerzyści zaczęli prace nad dziesięciokrotnym powiększeniem szybkostrzelności dział. Nie chodziło o wystrzelenie dziesięciu pocisków każdej minuty, ale o strzelanie np. seriami po 5 wystrzałów. Aby uzyskać taki rezultat, niezbędne było poprawienie szybkości ładowania oraz pozbycie się odrzutu, po którym artylerzyści musieli przetaczać działo z powrotem na miejsce i od nowa celować".
Francja wyprzedziła inne potęgi w zastosowaniu ognia pośredniego. „Artylerzysta nie celuje działa poprzez peryskop, namierzając lufą na cel, który widzi, lecz ustawia armatę według podanych przez dowódcę koordynat, czyli kilku liczb. Dowódca nie jest przy dziale, lecz w punkcie, skąd może najłatwiej wybierać cele lub oceniać skuteczność ognia. Koordynaty podaje działowemu za pomocą sygnałów lub telefonu. Same armaty nie muszą być ustawiane na linii ognia, lecz za osłoną, niewidoczne dla przeciwnika. Zanim on zorientuje się, skąd wystrzeliwane są pociski, bateria zmienia miejsce postoju" – opisywał taktykę generał.
Na początku wielkiej wojny „75" zadała duże straty niemieckiej artylerii, która strzelała ogniem bezpośrednim. „Żadnej armaty tak nie obawiali się wrogowie jak »75«. Czasem była wręcz przeceniana, np. twierdzono, że zdetronizowała piechotę jako królową pola bitwy" – chwalił się Percin. Zgodnie z założeniem pociski „75" okazały się wyjątkowo skuteczne właśnie w działaniach skierowanych przeciw piechocie. Wzięty do niewoli niemiecki oficer stwierdził, że „to nie jest działo, to narzędzie rzeźnika".
Proch i olej
Budowę armat nowej generacji umożliwiły: bezdymny proch, który po wystrzale nie zasłaniał pola bitwy i nie zdradzał ustawienia dział, oraz postępy w mechanice. Eksperymenty z oporopowrotnikami, czyli urządzeniami do pochłaniania odrzutu i ustawiania lufy w pozycji wyjściowej, duże firmy zbrojeniowe prowadziły od lat 80. XIX wieku. Krupp eksperymentował z gumowymi blokami, potem próbował hydrauliki. Francuzi wykorzystali skuteczniejszy od niemieckiego oporopowrotnik olejowo-pneumatyczny, podobny do dzisiejszego amortyzatora samochodowego.
W 1892 roku szef artylerii generał Mathieu rozkazał komendantowi Albertowi Deport, szefowi arsenału w Puteaux, skonstruowanie nowej szybkostrzelnej armaty. Po dwóch latach prac została ona przetestowana. Wyniki balistyczne były doskonałe – prędkość siedmiokilogramowego pocisku sięgała ponad 500 m/s, szybkostrzelność do 25 na minutę. Nie udawało się jednak wyeliminować nadmiernych wycieków oleju z oporopowrotnika oraz mieszania się azotu z olejem. Pół roku po testach Deport zmarł, ale jego prace kontynuowali kapitan Sainte-Claire Deville oraz kapitan Émile Rimailho, którzy wcześniej opracowali oporopowrotnik dla armaty kal. 52 mm. Dopiero po trzech latach prób Deville odniósł sukces.
Wraz z pojawieniem się szybkostrzelnych armat powstał problem zaopatrzenia w amunicję. Wojsko musiało zmienić regulamin, który dla armat o kalibrze 90 mm De Bange przewidywał ustawienie jaszczy amunicyjnych 16 m od działa. Przy szybkostrzelnej „75" podający pociski żołnierze szybko męczyli się i mieszczące 72 pociski jaszcze musiały stać tuż obok dział. W grudniu 1896 roku 75-milimetrowa armata przeszła test 10 tys. strzałów przy częstotliwości 20 strzałów na minutę, bez uszkodzenia oporopowrotnika lub innego elementu.
Ściśle tajna broń
Paryż w 1897 roku po cichu, aby nie zwracać uwagi Niemców, wyasygnował 300 mln franków na pierwszą serię armat. Części do armaty produkowało sześć fabryk. Także dla zmylenia Niemców kapitan Ducros opracował wersję 75B (do produkcji weszła wersja 75C) z lufą montowaną na sztywno. Na dodatek francuski kontrwywiad wojskowy postanowił wprowadzić Niemców w błąd, podrzucając nieaktualne informacje na temat uzbrojenia i organizacji artylerii. Ofiarą intrygi padł kpt. Alfred Dreyfus. Afera Dreyfusa, która przeorała życie polityczne Francji, zaczęła się zaledwie trzy miesiące po tajnych testach prototypu „75". Gdy „75" po raz pierwszy została pokazana publicznie w 1900 roku, podczas powstania bokserów w Pekinie, gdzie Francuzi wysłali trzy baterie liczące po cztery „75", cała afera ucichła, a Dreyfus został sprowadzony z wygnania.
Działania Francuzów okazały się skuteczne, bo Niemcy wprowadzili do uzbrojenia w 1896 roku sztywną armatę kal. 77 mm, której dostawy kosztowały 140 mln marek. Modernizacja tych armat w 1906 roku kosztowała 200 mln marek, Niemcy stracili też cenny czas. Francja utrzymała przewagę nie tylko w konstrukcji oporopowrotnika, ale także w budowie zamka oraz sposobach celowania.
Na początku wojny Niemcy mieli 5 086 dział Kruppa 1896/1906 kal. 77 mm, Francuzi dysponowali blisko 4 tys. dział 75C. Niemiecka armata była lżejsza, ale mniej celna od francuskiej. Pociski z Niemiec, chociaż cięższe od francuskich, uważane były za mniej skuteczne. Francuskie szrapnele z ostrymi odłamkami unicestwiały wszystko w promieniu 20 m od epicentrum wybuchu.
Szybkostrzelne armaty „konsumowały" amunicję w zastraszającym tempie. W sierpniu 1917 roku, podczas obrony Verdun, w ciągu trzech dni Francuzi wystrzelili 3 mln pocisków. To nie był rekord: 26 września 1918 roku, podczas przełamywania niemieckich linii w Szampanii, zostało wystrzelonych 1,37 mln pocisków kal. 75 mm, czyli jedna trzecia krajowych zapasów z 1914 roku. Łączna produkcja pocisków do „75" sięgnęła 200 mln sztuk, do 150 tys. dziennie w 1915 roku, gdy we wrześniu 1914 roku nie przekraczała 11 tys. dziennie. Pospieszne ich wytwarzanie obniżyło jakość pocisków, które przedwcześnie wybuchały. Na produkcji pocisków do „75" dorobił się także André Citroen, późniejszy magnat samochodowy. Gorszej jakości były także działa wojennej produkcji: podczas pierwszej ofensywy w Szampanii, w styczniu 1915 roku w 176 działach rozerwały się lufy.
Skomentuj