Wybuch wojny między III Rzeszą a Związkiem Sowieckim przyjęto w Hiszpanii z radością. Wielu Hiszpanom wydawało się, że jest to moment ostatecznej rozprawy z komunizmem. Działacze Falangi hiszpańskiej wystąpili wówczas z projektem utworzenia oddziałów ochotniczych do walki u boku Niemców na froncie wschodnim. Z jednej strony miał to być gest rewanżu za niemiecką pomoc nacjonalistom gen. Franco (Legion Condor) podczas hiszpańskiej wojny domowej (1936–1939), z drugiej zaś był to unik w stosunku do żądań Hitlera, który już od ponad roku naciskał na Franco, aby Hiszpania włączyła się do wojny jako sojusznik osi. Władze w Madrycie zwlekały i unikały jednoznacznej deklaracji: paradoksalnie więc wysłanie dywizji ochotników stało się haraczem, który zapłaciła Hiszpania, aby nie wplątać się w wojnę jako sojusznik Hitlera.
„Rosja jest winna!"
24 czerwca 1941 roku ulicami Madrytu przeszła wielotysięczna demonstracja falangistów, której uczestnicy wyrażali gotowość do walki przeciwko ZSRS. Do zebranych przemówił minister spraw zagranicznych Ramon Serrano Suner, który chwalił ich zapał do rewanżu za komunistyczne zbrodnie w czasie wojny domowej i rzucił hasło „Russia es culpable!" (Rosja jest winna!), które tłum podchwycił jako swój slogan. Ostatecznie Franco wydał zarządzenie o wysłaniu na front wschodni dywizji ochotników w sile 17 tys. ludzi. Rekrutacja rozpoczęła się natychmiast, punkty werbunkowe otworzono w lokalach Falangi i koszarach wojskowych. W krótkim czasie liczba chętnych przekroczyła 70 tys. Zgłaszali się spontanicznie studenci, robotnicy, marynarze, chłopi, urzędnicy, a nawet księża. W Akademii Wojskowej w Saragossie, gdy padło pytanie, czy są ochotnicy, wystąpił cały batalion. Zapał był tak duży, że zawodowi oficerowie, nie mogąc liczyć na funkcje odpowiednie do swojego stopnia, próbowali zaciągać się jako szeregowcy. Wśród ochotników byli też „biali" emigranci rosyjscy, Portugalczycy i Wenezuelczyk. Wszystkich łączyły fanatyczny antykomunizm i żądza rewanżu za zbrodnie czerwonych podczas wojny domowej. Na dowódcę dywizji gen. Franco wyznaczył oficera hiszpańskiej Legii Cudzoziemskiej, a zarazem gorącego falangistę gen. Augustina Munoza-Grandesa.
Pierwszy eszelon ochotników opuścił Hiszpanię 13 lipca 1941 roku. Żegnając wyjeżdżających, Serrano Suner stwierdził: „Będziecie walczyć w obronie przyszłości cywilizacji, aby zniszczyć nieludzki, barbarzyński i przestępczy system rosyjskiego komunizmu, a także żeby pomścić naszych poległych". Hiszpański temperament powodował, że wszystko odbywało się w atmosferze radości i nieustannej fiesty. Dobrego humoru nie zepsuły ochotnikom ani ataki hiszpańskich i francuskich komunistów, którzy obrzucali pociągi kamieniami, ani „niezwykłe" powitanie w Niemczech, gdzie orkiestra Wehrmachtu odegrała nieco skonsternowanym Hiszpanom hymn „czerwonej" republiki. Pierwsze oznaki rozczarowania pojawiły się natomiast po kilku dniach obcowania z niemieckimi instruktorami wojskowymi, którzy postawili sobie za punkt honoru wpojenie Hiszpanom zasad pruskiego drylu. Jedynym, co feldfeble zdołali osiągnąć, były głęboka pogarda Hiszpanów do niemieckich regulaminów i manifestacyjnie okazywanie tego na każdym kroku.
Nietypowi żołnierze Hitlera
W Niemczech, w bawarskiej miejscowości Grafenwöhr, Hiszpanie zostali przeszkoleni w obsłudze niemieckiej broni przeciwpancernej. Wówczas też sformowano z nich dywizję według standardów przyjętych przez Wehrmacht i nadano jej numer 250. Żołnierze otrzymali niemieckie mundury, a jedynym oficjalnym ich wyróżnikiem była naszywka w kolorach narodowych z napisem „Espana", noszona na prawym rękawie. Zwyczajem żołnierzy stało się wówczas wykładanie na niemieckie mundury kołnierzy granatowych koszul Falangi – nosili oni też nieregulaminowo masę odznak i symboli religijnych, co powodowało stałe konflikty z niemiecką żandarmerią. Odtąd dywizja była znana przede wszystkim pod swoją nieoficjalną nazwą: Błękitna Dywizja (Division Azul). Na skutek nieustannych zabiegów oficerów i żołnierzy, którzy domagali się jak najszybszego skierowania do walki, szkolenie skrócono do sześciu tygodni.
Pod koniec sierpnia dywizja została przetransportowana koleją w okolice Augustowa i Grodna. Na polskich terenach Hiszpanie przebywali kilka tygodni, nawiązując dobre kontakty z miejscową ludnością. Kilkakrotnie doszło do konfliktów z Niemcami. O takich wypadkach informował m.in. podziemny dwutygodnik „Szaniec" z 15 października 1941 roku: „Do Grodna przybyła hiszpańska brygada ochotnicza [...]. Przybyło ich 6 batalionów. Stosunek ich do Polaków był zupełnie przyjazny, dużą sympatię okazywali również Żydom, co już świadczyło o niezupełnym przyswojeniu sobie kardynalnych zasad polityki hitlerowskiej. Jaskrawym przykładem nieuzgodnienia światopoglądów było starcie w Grodnie. Oddział hiszpański, maszerując ulicą, napotkał oddział pędzonych przez Niemców jeńców sowieckich, którzy błagali o żywność. Jakaś kobieta rzuciła im spoza parkanu kilka paczek. Gdy w odpowiedzi na to jeden z konwojentów Niemców strzelił do kobiety, a inny rzucił się z kolbą na podnoszących paczki jeńców, bijąc ich z całej siły, Hiszpanie złamali szeregi i wyciągnąwszy sztylety (nie noszą broni palnej), pośpieszyli bolszewikom na pomoc. Wywiązała się formalna bitwa niemiecko-hiszpańska, z czego korzystając bolszewicy w liczbie około 200, rozbiegli się. W rezultacie jeden Niemiec został zasztyletowany, 6 rannych, a Hiszpanie również ponieśli ofiary. Mniej drastyczny wypadek tego rodzaju miał miejsce w tym samym Grodnie na ulicy Kolejowej. Hiszpanie zobaczyli Niemców bijących bolszewika, który podniósł rzuconą mu paczkę papierosów. Tym razem ograniczyli się jednak tylko do groźby sztyletami i do solidnego zwymyślania Niemców po hiszpańsku, po czym obdarzyli bolszewików swymi papierosami. Ten brak elementarnych znajomości metod budowania nowego porządku europejskiego zmusił Niemców do zaproponowania tym panom, aby nie opuszczali na razie koszar". Wśród divisionarios pojawiało się coraz więcej głosów, że nie przyjechali do Rosji jako sojusznicy Niemców, ale jako wrogowie komunizmu.
Mróz nad Wołchowem
Incydenty tego rodzaju i ostentacyjne lekceważenie przez Hiszpanów niemieckich przepisów rasowych spowodowały, że dowództwo Wehrmachtu uznało Błękitną Dywizję za jednostkę niepełnowartościową. Jej żołnierze dalszą drogę w kierunku oddalonego o prawie 1 tys. km frontu musieli przebyć pieszo, gdyż nie przewidziano dla nich transportu kolejowego. Ostatecznie pod koniec września Hiszpanie zostali włączeni w skład Grupy Armii Północ, przygotowującej się do walki o Leningrad. Obsadzili oni 40-kilometrowy odcinek linii frontu w okolicy Nowogrodu nad rzeką Wołchow, w bagiennym i skąpym w roślinność terenie.
Pierwsza akcja bojowa Błękitnej Dywizji miała miejsce 19 października 1941 roku. Porucznik Escobedo z 36 żołnierzami sforsował rzekę, przedostał się przez pole minowe i niespodziewanie zaatakował pozycje sowieckie, zmuszając wroga do ucieczki. Zdobyty przyczółek Hiszpanie utrzymywali przez kilka dni, odpierając silne kontrataki. Pierwsza wzmianka o walkach dywizji pojawiła się w meldunkach niemieckiej Kwatery Głównej z dnia 24 października: „Broniąca się na zachodnim odcinku dywizja hiszpańska odpiera ataki, zadając wrogowi ciężkie straty i biorąc do niewoli setki jeńców". Kilka dni później zanotowano jednak pierwsze niepowodzenie: jeden z batalionów zaatakował silnie bronioną wieś Murawiewskaja – frontalny szturm przez pola minowe został jednak odparty przez Sowietów, gdyż Hiszpanie nie otrzymali obiecanego wsparcia artylerii i lotnictwa. Nieprzyjacielowi zrewanżowano się dość szybko: pod wsią Nilitkino nagłym kontratakiem na bagnety odparto atakujących Sowietów – na przedpolu naliczono później 220 zabitych czerwonoarmistów.
Straty zadane Armii Czerwonej przez Hiszpanów szacuje się na około 50 tys. Żołnierze Błękitnej Dywizji nie byli nigdy oskarżeni o zbrodnie wojenne, nie uczestniczyli też w niemieckich operacjach antypartyzanckich ani terrorze przeciwko ludności cywilnej
W listopadzie 1941 roku opady śniegu i mróz zmusiły Hiszpanów do przejścia do działań obronnych, gdy tymczasem Sowieci nękali ich atakami. Jednym z przykładów bohaterstwa Hiszpanów była trwająca miesiąc obrona wsi Posady po wschodniej stronie Wołchowa. Broniący jej batalion złożony z madryckich falangistów został okrążony, co uniemożliwiło ewakuację rannych. Dowództwo nakazało obronę pozycji za wszelką cenę. Sowieci atakowali Posady siedem dni bez przerwy, wspierani przez czołgi, lotnictwo i artylerię, ale bez sukcesów. Później jeszcze ponawiali ataki, ale straciły one na intensywności. Z 800 obrońców zdolnych do walki pozostało jedynie 180 żołnierzy, ale stanowiska utrzymano. Wieś ewakuowano dopiero 7 grudnia.
Znacznie gorsze od Sowietów okazały się mrozy poniżej –40 st. C – liczba cierpiących z powodu odmrożeń wielokrotnie przekroczyła straty poniesione w walkach. Divisionarios, tak jak cały Wehrmacht, nie mieli odpowiedniej odzieży na rosyjską zimę. Mimo to walczyli dalej. W rozkazie na nowy 1942 rok gen. Munoz-Grandes napisał: „Wróg jest twardy, rosyjska zima jest jeszcze cięższa, ale moi żołnierze są twardsi od wszystkiego i wszystkich". Nawet Hitler, przekonany, że Błękitna Dywizja to „kukułcze jajo Franco" i „banda niezdyscyplinowanych obszarpańców", po walkach nad Wołchowem nie mógł odmówić Hiszpanom waleczności i 12 marca 1942 roku osobiście odznaczył gen. Munoza-Grandesa Krzyżem Rycerskim.
Krasnyj Bor
Wiosną 1942 roku dywizja uczestniczyła w zlikwidowaniu kotła nad rzeką Wołchow, gdzie otoczono oddziały sowieckiej 2. Armii Uderzeniowej dowodzonej przez gen. Andrieja Własowa. Hiszpanie wzięli do niewoli 14 tys. jeńców i zdobyli 44 działa. W sierpniu przerzucono ich na front leningradzki. Kolejnym zadaniem była obrona odcinka frontu na południe od miasta, pomiędzy miejscowościami Puszkino i Krasnyj Bor. Dywizja uwikłana została w mało efektowne walki pozycyjne ograniczające się do lokalnych ataków i potyczek patroli.
W grudniu 1942 roku dotychczasowego dowódcę dywizji zastąpił gen. Emilio Esteban Infantes, bohater bitwy pod Brunete w czasie hiszpańskiej wojny domowej. W tym samym miesiącu pod wsią Kołpino hiszpańska kompania zdobyła sowieckie pozycje, niszcząc 12 bunkrów i trzy stanowiska ckm. Nieprzyjaciel stracił 70 ludzi, po stronie Hiszpanów było sześciu zabitych i 12 rannych. W połowie stycznia 1943 roku batalion kpt. Massipa, mimo że został zdziesiątkowany, przez dwa tygodnie bronił osady Sablino – z 550 obrońców 420 zginęło lub odniosło rany. Sam dowódca – mimo ciężkiego postrzału w głowę oraz utraty oka i nogi – wytrwał na stanowisku do śmierci. Na początku 1943 roku strona niemiecka zaczęła tracić przewagę na froncie. W tym czasie Sowieci rozpoczęli przygotowania do odblokowania Leningradu, koncentrując na odcinku bronionym przez Hiszpanów 44 tys. żołnierzy, 117 czołgów i ponad 800 dział. Błękitną Dywizję czekały najkrwawsze zmagania w jej historii – bitwa o Krasnyj Bor. Atak nastąpił rankiem 10 lutego. Linia obrony dywizji zmieniła się w dziesiątki odciętych od siebie punktów oporu, otoczonych masami sowieckiej piechoty. Dzięki determinacji obrońców Sowieci posunęli się zaledwie o kilka kilometrów i utknęli. Front nie został przerwany. Straty Armii Czerwonej oceniano na około 10 tys. Zwycięstwo kosztowało Hiszpanów 1127 zabitych, 1035 rannych i około 100 zaginionych. W niektórych oddziałach hiszpańskich straty przekroczyły 75 proc. wyjściowego stanu.
Tymczasem sytuacja polityczna Hiszpanii uległa zmianie. Wobec coraz wyraźniejszej przewagi aliantów (zwycięstwo w Afryce i inwazja Włoch) gen. Franco ogłosił pełną neutralność kraju (1 października 1943 roku). Zarządził też wycofanie Błękitnej Dywizji z frontu. Do końca października jej żołnierze zostali stopniowo repatriowani do kraju. Część ochotników, chcąc dalej walczyć, utworzyła jednak Hiszpański Legion Ochotniczy, liczący 1,5 tys. żołnierzy, który miał nadal reprezentować Hiszpanię w walce z komunizmem. Legion walczył w Estonii, lecz w lutym 1944 roku – w związku z polityczną presją na rząd w Madrycie ze strony Londynu i Waszyngtonu – uległ rozwiązaniu, a jego żołnierze w większości zostali repatriowani. W latach 1944 i 1945 w szeregach Wehrmachtu i Waffen - SS walczyło jeszcze kilkuset Hiszpanów – niektórzy nawet odznaczyli się w obronie Berlina w 1945 roku.
Bilans walki
Innym autonomicznym oddziałem hiszpańskim walczącym na froncie wschodnim była tzw. Błękitna Eskadra (Esquarilla Azul), jednostka lotnicza utworzona w 1941 roku przez pilotów i mechaników, weteranów wojny domowej. Eskadra wyposażona w niemieckie samoloty myśliwskie operowała w ramach Grupy Armii Środek i była wykorzystywana do ochrony niemieckich nalotów na Moskwę, walczyła też w bitwach pod Smoleńskiem, Charkowem i Kurskiem. Piloci hiszpańscy zestrzelili łącznie 156 samolotów sowieckich, tracąc 22 ludzi. Eskadrę repatriowano do kraju na początku 1944 roku. W okresie ponad dwóch lat walk przez szeregi Błękitnej Dywizji przewinęło się około 47 tys. ochotników. Z tej liczby poległo 3934, rannych zostało 8466, 326 zaginęło, 7,8 tys. było chorych, a 1,6 tys. miało odmrożenia. W 1954 roku repatriowano 248 jeńców hiszpańskich, ale 97 straciło życie w łagrach. Straty zadane przez Hiszpanów Armii Czerwonej szacuje się na około 50 tys. Żołnierze Błękitnej Dywizji nie byli nigdy oskarżeni o zbrodnie wojenne, nie uczestniczyli też w niemieckich operacjach antypartyzanckich ani terrorze przeciwko ludności cywilnej. Ich pierwszy dowódca, gen. Augustin Munoz-Grandes, po powrocie do Hiszpanii działał politycznie w Falandze, w latach 50. pełnił funkcję ministra obrony, a w latach 1962–1967 był wicepremierem. W 1954 roku za wkład w rozbudowę współpracy wojskowej między Hiszpanią a Stanami Zjednoczonymi Munoz-Grandes został odznaczony przez prezydenta USA Dwighta Eisenhowera amerykańskim orderem Legion of Merit – medal ten nosił obok niemieckiego Krzyża Rycerskiego z 1942 roku.
Autor jest doktorem historii, pracownikiem naukowym IPN w Warszawie, redaktorem naczelnym naukowego kwartalnika historycznego „Glaukopis". Napisał m.in. „Błękitną Dywizję. Ochotnicy hiszpańscy na froncie wschodnim 1941–1945" oraz „Ducha Młodych. Organizacja Polska i Obóz Narodowo-Radykalny w latach 1934–1944".
Skomentuj