Z wielkim żalem stwierdzam, że po jego przeczytaniu uznałam artykuł za szkodliwy dla ich pamięci, pełen błędów i nieuzasadnionych insynuacji pod ich adresem, pozbawiony krzty respektu, który zarówno mojemu Ojcu, jak i mojej Mamie jest należny – i powinien był być przyznany.
Urodziłam się 22 listopada 1950 roku, a nie – jak autor twierdzi – w roku 1948. Moi Rodzice rzeczywiście pobrali się w maju 1948 roku w Londynie, ale wygląda na to,
że pan Siemaszko wybrał rok 1948 jako datę mojego urodzenia, aby zasugerować, iż moja Mama była w zaawansowanej ciąży, gdy poślubiła mojego Ojca, generała Władysława Andersa, a tym samym spowodowała, by wstąpił z Nią w związek małżeński.
Taki przynajmniej wniosek wyciągnie postronny czytelnik, wprowadzony przez autora w błąd.
Było to jedno z kilku usiłowań przedstawienia związku moich Rodziców w złym świetle, że nie wspomnę o skandalicznym określeniu mojej Mamy jako „wojennej żony" mojego Ojca.
W rzeczywistości – znanej wielu londyńczykom, w tym również autorowi artykułu, gdyż mieszkał on w Londynie – małżeństwo moich Rodziców było sukcesem, trwało szczęśliwie przez 20 lat, moja Mama była kochającą żoną i najbliższym przyjacielem Ojca
do dnia Jego śmierci w 1970 roku. Dziwne jest dla mnie, że autor artykułu nie podziela poglądów większości Polaków z kraju i na całym świecie, którzy honorując pamięć o moim Ojcu – jako jednym z największych polskich patriotów najnowszej historii – nadają Jego imię szkołom, ulicom, placom i produktom wojskowym. Że nie wspomnę o dziesiątkach historycznych opracowań literatury faktu i beletrystyki. Przez ostatnie 18 miesięcy – od śmierci mojej Mamy w listopadzie 2010 roku – podróżowałam po Europie i Azji z polskimi delegacjami kombatanckimi, odwiedzając miejsca pamięci, cmentarze. Wszędzie tam spotykałam ludzi, którzy często ze łzami w oczach brali mnie za rękę i opowiadali o swojej wdzięczności dla Ojca, który uratował albo ich, albo ich krewnych czy przyjaciół przed niechybną śmiercią.
W ostatnim akapicie autor jakoby insynuuje, iż jest dziwne, że dwoje ludzi pochodzenia cudzoziemskiego zostało pochowanych w świątyni patriotyzmu i pamięci, jaką jest dla Polaków cmentarz na Monte Cassino. Przypominając dalekie niemieckie pochodzenie mojego Ojca, pan Siemaszko jakby zapomniał, że nigdy przedtem niekwestionowany polski patriotyzm generała utożsamia Go wręcz z tym pojęciem. Jakby też zapomniał albo nie chciał pamiętać o tym, że generał
– bohaterski dowódca w bitwie pod Monte Cassino – zasłużył na to, by spocząć pomiędzy swoimi żołnierzami, a Jego ukochana żona i moja Matka na to, by zostać pochowaną razem z Nim.
Reszta artykułu nie zasługuje na dalszy komentarz.
—Anna Maria Anders
Odpowiedź Zbigniewa S. Siemaszki
W związku z listem pani Anny Marii Anders stwierdzam, że we wspomnieniu o pani Irenie Anders („Uważam Rze Historia", nr 6) napisanym „bez koturnów", ale z szacunkiem, rzeczywiście błędnie podałem rok urodzenia jej córki Anny jako 1948. Już poprawiłem tę pomyłkę w przygotowanej przeze mnie biografii generała Andersa, która ma się wkrótce ukazać.
Jednocześnie pragnę stwierdzić, że w swoim artykule napisałem jedynie, iż na cmentarzu na Monte Cassino zostały pochowane trzy osoby, które nie poległy w czasie tej bitwy – biskup Gawlina, generał Anders i jego żona Irena. Natomiast nie wyrażałem żadnej opinii na temat słuszności lub niepochowania tych osób na Monte Cassino.
—Zbigniew S. Siemaszko
Skomentuj