Niemiecki historyk Alexander Demandt sporządził alfabetyczną listę 210 zjawisk, w których badacze w ciągu wieków upatrywali przyczyn upadku Rzymu. Skąd ta mnogość teorii?
Pamięć o upadku Rzymu tkwi głęboko w psychice ludzi Zachodu. Do dziś dość rozpowszechnione jest przekonanie, że jeżeli dowiemy się, dlaczego upadł Rzym, to być może uda się nam uniknąć podobnej katastrofy. Był to również wdzięczny temat do przemycania różnego rodzaju tez propagandowych. Niektórzy XVIII- i XIX-wieczni historycy niemieccy pisali na przykład, że pełne witalności plemiona germańskie pokonały zdegenerowanych, pogrążonych w dekadencji Rzymian i tchnęły nowe życie w chylącą się ku moralnemu upadkowi Europę. Tuż po II wojnie światowej, gdy pamięć o krwawych walkach była jeszcze świeża, historycy skupiali się głównie na wojskowych aspektach końca rzymskiej cywilizacji. Dziś, gdy unika się wartościowania poszczególnych kultur, zachodni historycy piszą często nie tyle o „upadku Rzymu", ile o „płynnym przejściu z jednego rodzaju cywilizacji w drugi".
Czy przyczyny upadku Rzymu, takie jak impotencja wywołana przebywaniem w łaźniach albo zatrucie ołowiem, z którego Rzymianie budowali instalacje wodociągowe, rzeczywiście można traktować poważnie?
Nie sądzę. Nie mamy żadnych dowodów na to, że u schyłku imperium Rzymian nękała bezpłodność. Instalacje wodociągowe rzeczywiście były z ołowiu, ale wewnątrz szybko pokrywał je rzadko czyszczony, gruby osad wapnia, który nie przepuszczał tego metalu do wody. Poza tym ołowiu używano również do budowy instalacji wodociągowych w innych epokach, na przykład w XIX-wiecznej Wielkiej Brytanii. Ludzie od tego chorowali i umierali, ale nic nie wskazuje na to, żeby ołowica miała znaczący wpływ na osłabienie imperium brytyjskiego w tym okresie. Zyski społeczne z dostępu do bieżącej wody były większe niż straty wywołane przez ołowicę.
Mamy też cały szereg przyczyn związanych z moralnością. Rzymian oskarża się o rozpustę, utratę hartu ducha, dekadencję...
Unikałbym podobnych tłumaczeń. Trudno orzekać o moralności Rzymian z perspektywy naszych dzisiejszych standardów, bo były one często diametralnie inne. Siła państwa nie musi iść w parze z moralnością jego obywateli. Mamy mnóstwo przykładów społeczeństw, których nie można posądzić o wysokie standardy moralne, a które osiągały sukcesy wojskowe i polityczne.
Można się też natknąć na opinię, że przyczyną upadku było przyjęcie chrześcijaństwa.
Debata nad tym tematem trwa od XVIII wieku. Nowa w rzymskim państwie instytucja Kościoła dość szybko weszła w posiadanie dość dużego majątku i sporych połaci ziemi. Kościół dość sprawnie unikał płacenia podatków, co źle wpływało na rzymskie finanse, a ponieważ Rzym ogromną większość pieniędzy wydawał na wojsko, można ryzykować twierdzenie, że powstanie i umocnienie się instytucji Kościoła negatywnie wpłynęło na stan rzymskiej armii. Po pierwsze jednak Kościół w Rzymie rósł w siłę, ale na pewno nie był jeszcze na tyle potężny, żeby przesądzić o upadku państwa. Po drugie mamy przykład Bizancjum, w którym był on później bardzo potężny, co nie przeszkodziło Cesarstwu Wschodniemu trwać i odnosić sukcesy jeszcze przez wiele stuleci. Umacnianie się Kościoła można traktować jako jeden z trzecioplanowych czynników, ale na pewno nie jako główny albo nawet jeden z głównych powodów upadku Rzymu.
Jakie są pana zdaniem te powody?
Główna przyczyna to pech. Kryzysy polityczne, gospodarcze i wojskowe zbiegły się w czasie i zaczęły wzajemnie napędzać. Trzeba również wziąć pod uwagę, że Rzymianie wprawdzie przewyższali swoich barbarzyńskich przeciwników w dziedzinie techniki, organizacji i wyszkolenia wojska, ale ta przewaga nie była już w ówczesnych warunkach miażdżąca. Ostatecznie trzeba było walczyć z przeciwnikiem w zwarciu i ryzyko strat oraz porażek zawsze było duże.
Nie istniała zatem żadna wielka strukturalna słabość rzymskiego państwa, która przesądziła o klęsce?
Tych słabości było mnóstwo. Problemy ze ściąganiem podatków były ogromne, a poziom korupcji zatrważający. Wszystko to towarzyszyło jednak Rzymowi przez wieki w podobnym natężeniu i nie przeszkodziło mu w odnoszeniu sukcesów oraz osiągnięciu wielkości. Korupcja zawsze była w Rzymie ogromna, wystarczy poczytać Cycerona.
Być może zaważyła zmiana mentalności i podejścia do wojny. W IV wieku Rzymianie nie byli już tak militarystycznym społeczeństwem jak jeszcze kilka wieków wcześniej.
Tak, to prawda, często się o tym mówi. U zarania swojego istnienia Rzym był właściwie machiną wojenną, bardzo skuteczną i brutalną, która na dodatek miała niesłychaną zdolność do szybkiego odradzania się po nawet najdotkliwszych porażkach. Taka organizacja państwa odzwierciedlała mentalność rzymskiego społeczeństwa. Kilka stuleci później ta machina była już tylko jedną z części składowych znacznie bardziej złożonego społeczeństwa. Rzymscy arystokraci nie chcieli już iść na wojnę i masowo wykupywali się od służby wojskowej. Ludzie, którzy szli tam za nich, byli jednak dobrymi, zawodowymi żołnierzami i rzymska armia w IV wieku była niewyobrażalnie potężna, wciąż bardzo brutalna i bardzo skuteczna. Zarówno większość zarzutów o upadek morale, jak i wskazywanie wad strukturalnych, które miały rzekomo doprowadzić do upadku Rzymu, można zbić argumentem, że podobne procesy zachodziły w Cesarstwie Wschodniorzymskim, które przetrwało tę dziejową zawieruchę. Dlatego należy raczej wskazywać na pechową kombinację bardzo wielu czynników, na którą nałożył się niszczycielski najazd plemion germańskich.
Czy na początku V wieku Rzymianie przewidywali, że ich imperium może upaść?
W żadnym razie. W podaniach źródłowych z tego okresu nie mamy wzmianek na temat takich obaw. Wiara w potęgę Rzymu była ogromna. Nikt się nie spodziewał, że kilka dekad później imperium może już nie istnieć.
Kiedy ta świadomość zaczęła do nich docierać?
Docierała do nich bardzo powoli przez cały V wiek. W drugiej połowie IV wieku najazd Hunów na Europę spowodował wielką migrację plemion germańskich na zachód. Była ona tak duża, że Rzymianie nie mogli sobie z nimi poradzić. Zastosowali więc zasadę: „Jeśli nie możesz pokonać przeciwnika, to się z nim sprzymierz". Nadawali im ziemię w zamian za pokój i pomoc wojskową. Były to jednak kłopotliwe sojusze, bo nowi sprzymierzeńcy nie byli przyzwyczajeni do osiadłego trybu życia i często nie radzili sobie z zagospodarowywaniem przyznanych im ziem, a Rzym był w kiepskiej kondycji finansowej i często zalegał z wypłacaniem im żołdu. W efekcie Germanie często się buntowali i Rzymianie musieli walczyć z przeciwnikiem, który wszczynał wojny w granicach imperium. Psychologiczny przełom nastąpił latem 410 roku, kiedy zbuntowany sojusznik Cesarstwa Zachodniego, król Wizygotów Alaryk, zdobył i złupił Rzym. Wielu Rzymian, na przykład święty Hieronim, który przebywał wówczas w Palestynie, było przekonanych, że jest to koniec imperium. Później sytuacja się jednak nieco ustabilizowała i choć świadomość tego, że państwo znajduje się w ogromnym niebezpieczeństwie, była powszechna, dominowało przekonanie, że są to przejściowe kłopoty, z których Rzym wyjdzie obronną ręką.
Co oznaczał upadek Rzymu dla mieszkańców Półwyspu Apenińskiego? Czym różniły się warunki życia przeciętnej rzymskiej rodziny w roku 400 od tych z roku 600?
Wbrew temu, co powszechnie się uważa, te zmiany zachodziły dość powoli. Nowi barbarzyńscy władcy nie mieli wypracowanych sposobów na rządzenie dobrze zagospodarowanymi i zorganizowanymi rzymskimi prowincjami. Przejmowali więc metody, które zastali na miejscu. Rezultat był taki, że przeciętny mieszkaniec Półwyspu Apenińskiego, jeśli nie zginął w walkach i rzeziach, nadal płacił podatki i musiał wywiązywać się z podobnych obowiązków wobec państwa co wcześniej. Upadek Rzymu przetrwał w niemal nienaruszonym stanie Kościół, który był już wówczas silną instytucją. Na pierwszy rzut oka życie toczyło się więc po staremu. Jeśli jednak porównamy standard życia w roku 400 do tego z roku 600, to okaże się, że mamy do czynienia z prawdziwym załamaniem.
W jakim znaczeniu?
Imperium Rzymskie było ogromnym, niezwykle prężnym i złożonym organizmem gospodarczym, czymś na kształt gigantycznej strefy wolnego handlu ze wspólną walutą i ujednoliconym prawem. W jego prowincjach wytwarzano ogromne ilości różnorakich dóbr, którymi następnie intensywnie handlowano. Rzymski żołnierz stacjonujący w garnizonie w Brytanii dostawał chleb wypiekany z egipskiego zboża. Chłop z północnej Italii mógł jeść posiłki z naczyń wytworzonych w okolicach Neapolu i przechowywać wino czy oliwę w amforach importowanych z północnej Afryki. Po upadku imperium cały ten skomplikowany mechanizm się załamał. Dopiero po 800 latach wymiana handlowa Italii z innymi regionami Morza Śródziemnego wróciła do stanu z czasów rzymskich. W innych byłych prowincjach trwało to jeszcze dłużej.
Na jakiej podstawie można wysnuć takie wnioski?
Wykopaliska archeologiczne dostarczają wielu dowodów. W czasach rzymskich istniały duże, zatrudniające często po kilkaset osób wytwórnie amfor, które pełniły wówczas funkcję naszych butelek plastikowych. Produkowano je seryjnie, dla masowego odbiorcy, i znajdujemy ich dzisiaj dziesiątki milionów. Po upadku Rzymu zarówno ich liczba, jak i jakość dramatycznie spadły, znikły duże zakłady, upadło rzemiosło. To znaczy, że musiał załamać się rynek zbytu. Innym przykładem są dachówki. W czasach rzymskich były powszechne, kryto nimi dachy nawet najskromniejszych domów i obór. W stuleciach, które nastąpiły po upadku Rzymu, dachówka była bardzo rzadko spotykanym, luksusowym dobrem. Badania warstw lodu Arktyki wykazały, że w czasach rzymskich w powietrzu było dużo zanieczyszczeń pochodzących z wytapiania ołowiu, miedzi i srebra. Podobny stopień zanieczyszczeń wykazują dopiero próbki z przełomu XVI i XVII wieku. Takich dowodów mamy znacznie więcej. Po upadku Rzymu nastąpiło załamanie demograficzne, liczba bitych monet wielokrotnie spadła. Nawet krowy z czasów rzymskich były większe od średniowiecznych. To nie był zwykły kryzys ekonomiczny. To była zagłada gigantycznego mechanizmu, który został zastąpiony mnóstwem małych, lokalnych, prymitywnych gospodarek.
Mówi pan o gospodarce. Ale co się stało z kulturą? Mimo upadku państwa zachowana została przecież jakaś ciągłość pokoleniowa, ludzie przekazywali sobie stare systemy wartości.
Zmiana w życiu kulturalnym i edukacji trwała dłużej niż jedno pokolenie. Możemy jednak porównać życie przeciętnego arystokraty na Półwyspie Apenińskim w roku 400 do egzystencji w roku 600. Pod koniec istnienia imperium rzymska arystokracja wiodła dość spokojny tryb życia. Nie wyprawiała się na wojny. Arystokraci, właściciele ziemscy mieszkali w swoich willach, prowadzili bogate życie kulturalne, w które wprowadzali swoje dzieci. Zaczytywali się w Homerze i Wergiliuszu, interesowali się filozofią, polityką, historią i poezją. Arystokraci we wczesnośredniowiecznych królestwach byli już zupełnie innymi ludźmi. Ich żywiołem była wojna, bo to na niej najłatwiej im było się wzbogacić. Kultura przestała być ważnym elementem ich życia do tego stopnia, że na ogół nie widzieli potrzeby, by uczyć się czytać i pisać. Nie sposób oczywiście policzyć, ile osób w jakim wieku umiało czytać i pisać, ale w wielkim przybliżeniu można oszacować, że odsetek ludzi piśmiennych w przeciętnym mieście nad Morzem Śródziemnym wynosił w czasach rzymskich około 20 proc., a więc tyle, ile w XVII wieku. We wczesnym średniowieczu ten odsetek zmniejszył się do 1–2 proc., a nauka, kultura i sztuka stały się w przeważającej mierze domeną Kościoła, a nie arystokracji.
W jakim stopniu zachowała się zatem ciągłość kulturowa? Z jednej strony mówimy o wiekach ciemnych, które nastąpiły po upadku Rzymu, z drugiej jednak sporo z jego osiągnięć przetrwało.
Germańskie plemiona, które dokonały inwazji, a potem przejęły spadek po Rzymianach, nie miały na sztandarach żadnej konkretnej ideologii. Ich celem było upodobnienie się do Rzymian, przejęcie ich stylu życia, który kojarzył im się z potęgą i dobrobytem. Dlatego już wcześniej nawracały się na chrześcijaństwo, które w tym okresie było częścią rzymskiej cywilizacji. Ich władcy używali później łacińskiej terminologii i bili monety wzorowane na rzymskich. Języki barbarzyńskie wywarły jakiś wpływ na łacinę, którą posługiwała się miejscowa ludność, ale w ostateczności plemiona germańskie przejęły łacinę, z której wykształciły się następnie języki romańskie. Barbarzyńcy nie chcieli bezpowrotnie zniszczyć rzymskiego świata, pragnęli stać się jego częścią i korzystać z całego jego splendoru oraz dobrobytu. Zmiany stylu życia i mentalności, które nastąpiły w średniowieczu, były zatem niezamierzonym efektem wielkiej zapaści gospodarczej.
Czyli upadek kultury i nauki w stuleciach po upadku Rzymu był wynikiem załamania gospodarczego?
Tak. W czasach rzymskich gospodarka nieustannie rosła i stawała się coraz bardziej skomplikowana, co owocowało wielkim rozkwitem kulturalnym. We wczesnym średniowieczu mamy do czynienia z lustrzanym odbiciem tego procesu. Upadło państwo, które utrzymywało sądy i drogi, chroniło morskie szlaki handlowe i zapewniało bezpieczeństwo kupcom. W czasach rzymskich mieliśmy do czynienia z wielkimi transferami pieniędzy z regionów bogatszych do biedniejszych. Najbardziej rozwinięte prowincje płaciły największe podatki, które następnie w postaci żołdu trafiały do żołnierzy w biednych regionach państwa. Ten mechanizm zapewniał w miarę równomierny wzrost całego imperium. To wszystko zniknęło wraz z upadkiem Rzymu. Gospodarka upadała coraz niżej, a wraz z nią kultura i nauka.
Profesor Bryan Ward-Perkins jest wykładowcą Trinity College Uniwersytetu Oksfordzkiego. Zajmuje się historią Rzymu, w szczególności jego schyłkiem i upadkiem. Jest redaktorem pisma „The Cambridge Ancient History" i autorem m.in. książki „The Fall of Rome and the End of Civilization".
Skomentuj