720 km na południowy zachód od uroczyska Kozie Góry w Lesie Katyńskim, nad malowniczą rzeką Boh, w obwodzie winnickim na Ukrainie leży inne uroczysko – Batoh. Podobne jest do Kozich Gór nie tylko pod względem urody krajobrazu leśnego. Wydarzenia, które rozegrały się w Batohu w pierwszych dniach czerwca 1652 roku, do polskiej historiografii weszły pod nieoficjalną nazwą „sarmacki Katyń" lub „pierwszy Katyń".
Określenia te wydają się ze wszech miar trafne, zważywszy nie tylko na podobieństwo obu masakr na bezbronnych jeńcach wojennych, ale także ze względu na wtórne konsekwencje polityczne oraz przyszłe losy państwa polskiego. Po wymordowaniu w Katyniu i w innych miejscach „nieludzkiej ziemi" polskiej elity intelektualnej, społecznej i gospodarczej późniejszy podbój Rzeczypospolitej poszedł Związkowi Sowieckiemu łatwiej.
Konsekwencją wydarzeń w Batohu było także to, że w sprawy ukraińskie zdecydowała się wmieszać Moskwa. Do tego czasu trzymała się z boku i z dużym dystansem podchodziła do starań Bohdana Chmielnickiego – przywódcy kozackiego zrywu – o „wzięcie pod opiekę" Ukrainy. Rezerwa Rosji była zrozumiała – niemal wszystkie dotychczasowe wojny z Rzecząpospolitą regularne armie moskiewskie przegrywały.
Tylko odruchy
Po Batohu Moskwa przestała odczuwać respekt przed zachodnim sąsiadem i rozpoczęła skuteczne starania o zawojowanie Ukrainy, co jej się udało i doprowadziło do upadku naszego państwa.
Do czasu bitwy pod Batohem powstanie na Ukrainie trwało już cztery lata. Zaczęło się bezprzykładnymi klęskami oręża polskiego nad Żółtymi Wodami i pod Korsuniem wiosną 1648 roku oraz kompromitacją pod Piławcami kilka miesięcy później, gdzie wojsko uciekło na samą pogłoskę, że zbliżają się Tatarzy, sprzymierzeńcy powstańców Chmielnickiego. Ten były urzędnik przy wojsku zaporoskim, niegdyś związany z Rzecząpospolitą (bił się pod Cecorą w 1620 roku, gdzie poległ jego ojciec, a on sam dostał się do niewoli tureckiej), potrafił wyciągnąć wnioski ze wszystkich poprzednich nieudanych powstań na Ukrainie.
W czerwcu 1651 roku doszło do trzydniowej bitwy pod Beresteczkiem. Polakom udało się wreszcie znaleźć skuteczny sposób na przeciwnika. Głównie dzięki wspaniałemu dowództwu króla Jana Kazimierza, ale także bardzo dobremu wykorzystaniu artylerii dowodzonej przez Zygmunta Przyjemskiego, weterana wojny trzydziestoletniej. Nie bez znaczenia była osobista odwaga takich młodych oficerów jak Jan Sobieski, przyszły król, który odniósł ranę głowy, czy jego starszy o rok brat – Marek, który za męstwo otrzymał od króla szablę po Tuhaj-beju, słynnym wodzu tatarskim.
Jednak berestecka wiktoria nie została wykorzystana przez Rzeczpospolitą. Nie zmuszono Kozaków do ustępstw, nie podpisano trwałego pokoju. Paweł Jasienica w ostatniej części „Rzeczypospolitej Obojga Narodów" zwycięstwo pod Beresteczkiem trafnie określił mianem „odruchu". Faktycznie, słabe państwo polskie stać już było jedynie na odruchy, imponujące jak pod Beresteczkiem, ale tylko odruchy, takie jak u umierającego człowieka, bo bez żadnego znaczenia dla przyszłości.
Już trzy miesiące po bitwie Chmielnicki odbudował armię. Pałał chęcią zemsty. A ta nadarzyła się szybko.
Krwawe swaty
Wywołując powstanie, Chmielnicki nie miał skonkretyzowanych planów co do przyszłości Ukrainy. Marzyło mu się coś na kształt autonomii w ramach Rzeczypospolitej. Sukcesy wojenne wzmocniły jego apetyt. Zaczynała mu świtać wizja wolnej Ukrainy.
Chmielnicki wiedział, że tworzone przez niego państwo miało kruche podstawy. Musiał się z kimś związać, przynajmniej na początku. Do związków z Polską czuł odrazę. Z Turcją, z przyczyn religijnych, mógł zawierać tylko taktyczne sojusze. Jego wzrok skierował się więc na Wschód.
Do podjęcia decyzji o poproszeniu Moskwy o wzięcie Kozaków „pod opiekę" skłoniły go względy ideologiczne. Od początku powstania Chmielnicki nawiązał ścisłą współpracę z prawosławiem. Na Ukrainie – od czasu zawiązania unii brzeskiej w 1596 roku i podziału prawosławnych na tych, którzy uznali władzę papiestwa i dogmaty katolickie (unici), i tych, którzy tego nie uznali (dyzunici) – trwał ostry konflikt.
Moskwa jednak na razie odmówiła zaangażowania w konflikt kozacko-polski i obserwowała rozwój sytuacji.
Chmielnicki postanowił zawrzeć sojusz z mołdawskim hospodarem – Bazylim Lupulem. Chciał dla swojego syna Tymofieja zdobyć rękę jego córki – Roksany.
W 1652 roku sytuacja była dla niego wyborna. W marcu, z poduszczenia Janusza Radziwiłła, poseł Władysław Siciński krzyknął „veto", czyli „nie pozwalam!" – nie zgadzając się na przedłużenie obrad Sejmu. Liberum veto zaczęło skutecznie paraliżować państwo polskie.
Chmielnicki postanowił wiosną przedsięwziąć zbrojną wyprawę do Jass – stolicy Mołdawii – także z innego powodu. Chciał dać „zajęcie" Tatarom, którzy tęsknili za łupami i spoglądali w kierunku ziem moskiewskich. Jednak ewentualny atak sprzymierzeńca tatarskiego w tamtym kierunku byłby dla Chmielnickiego katastrofą polityczną. Wyprawa mołdawska oddalała to niebezpieczeństwo.
Król polski był przeciwny planom hetmana kozackiego. Niemniej nie wierzył, że jest on zdecydowany siłą zdobyć żonę dla swego syna. Nie dowierzał informacjom wywiadowczym zdobytym przez hetmana polnego Marcina Kalinowskiego, któremu król kategorycznie zabronił rozpoczynania walki.
Hetman Kalinowski miał sporą praktykę wojskową. Walczył u boku legendarnego hetmana wielkiego koronnego –Stanisława Koniecpolskiego. Pod Korsuniem dostał się do niewoli tatarskiej, z której wyszedł po dwóch latach. Niemniej nabyte doświadczenia nie przełożyły się na umiejętności militarne ambitnego magnata – brakowało mu talentu. Był kłótliwy i arogancki. Nie potrafił słuchać rad zdolnych podwładnych. Był zaprzeczeniem wielkich dowódców, do grona których aspirował. Ale to właśnie jemu przyszło dowodzić pod Batohem...
Błędy i panika przyczyną klęski
Hetman polny, wbrew królowi, postanowił przeciąć drogę wojskom Chmielnickiego. Namówił go do tego hospodar mołdawski, który przebąkiwał o oddaniu córki właśnie Kalinowskiemu. Była to kusząca propozycja. Poza tym od jesieni poprzedniego roku wakowała buława hetmana wielkiego koronnego po śmierci Mikołaja Potockiego. Kalinowski wyobrażał sobie, że po ewentualnym zwycięstwie wdzięczny król mu ją wręczy.
Na koniec maja zarządził zbiórkę podległych mu wojsk w uroczysku Batoh. Zebrało się około 12 tys. żołnierzy, z czego połowę stanowiła piechota cudzoziemskiego autoramentu. I piechota, i jazda to zaprawieni w bojach weterani, m.in. wspomniany już Zygmunt Przyjemski czy Marek Sobieski. Jan Sobieski nie dotarł do Batohu, gdyż był chory. Nie zdążył też dojechać Stefan Czarniecki. Pod Batohem zginęło dziewięciu jego krewnych.
O przebiegu bitwy w dniach 31 maja–1 czerwca niewiele wiadomo. Cała dostępna wiedza historyków opiera się na przypuszczeniach. Prawdopodobnie pierwszą fazę bitwy Polacy wygrali, odrzucając od obozu Tatarów. Marcin Kalinowski zaniedbał jednak rozpoznania i nie wiedział, że tuż za ordyńcami rzekę Boh przekroczyła 17-tysięczna armia kozacka. Razem z Tatarami jego przeciwnicy liczyli teraz około 24 tys. żołnierzy.
Być może od początku gromadzenia się wojsk w polskim obozie tlił się bunt przeciwko głównodowodzącemu. Nie jest to wszakże pewne. Pewne jest natomiast to, że Skarb Państwa zalegał wojsku żołd za poprzedni rok.
W tej sytuacji Przyjemski miał zaproponować Kalinowskiemu, żeby na czele wiernej mu części jazdy spróbował wyrwać się z oblężenia. On sam z piechotą i artylerią mógłby bronić się dłuższy czas, czekając odsieczy. Jednak Kalinowski nie zaakceptował pomysłu. Być może dlatego, że nie był jego. Poza tym gardził Przyjemskim jako niższym rangą i pochodzeniem.
Przebieg drugiego dnia bitwy jest jeszcze bardziej niejasny. Nie wiadomo, czy polska obrona załamała się w wyniku uderzenia Kozaków, czy też Kozacy uderzyli dopiero, gdy za plecami polskich obrońców, prawdopodobnie od płonących strzał atakujących Tatarów, zapaliły się stogi siana dla koni.
Tak czy inaczej zorganizowana obrona przestała istnieć. W obozie wybuchła panika i buntująca się część jazdy zamiast walczyć, rzuciła się do ucieczki w kierunku rzeki. Hetman Kalinowski popełnił wówczas swój ostatni błąd w życiu – kazał piechocie otworzyć ogień do jeźdźców. Jazda wtedy pognała swoje zapasowe konie na piechurów. Ale to też nie jest pewne, bo konie mógł spłoszyć pożar, a piechota w obawie przed stratowaniem strzelała w ich kierunku.
Zamieszanie zauważyli Tatarzy i Kozacy, którzy całą siłą runęli na obóz.
Walka szybko wygasła. Piechota została wybita doszczętnie, pośród niej poległ Kalinowski.
Około 2 tys. ludzi zdołało uciec. Przypuszczalnie 3,5 tys. konnych żołnierzy i oficerów dostało się do niewoli.
Masakra
Rozkaz wymordowania polskich jeńców osobiście wydał Chmielnicki drugiego dnia po bitwie. Miał przy tym powiedzieć: „Zdechły pies nie kąsa".
Przeciwko takiemu „marnotrawstwu" zaprotestowali Tatarzy krymscy. Dla nich każdy jeniec oficer to łup, za którego uwolnienie rodzina płaciła sowity okup. Hetman kozacki jednak postawił na swoim. Wypłacił Tatarom należność za każdego jeńca i aby już nie utrudniali egzekucji, kazał im oddać więźniów swoim Kozakom oraz Tatarom nogajskim – prymitywniejszym od krymskich. Zaczęła się rzeź.
Niemal na pewno przebiegała ona tak, jak na słynnej grafice z Biblioteki Narodowej w Warszawie, bo potwierdzają to świadkowie, których Tatarzy zdołali ukryć w swoich namiotach. Związanych jeńców wyprowadzano grupami na majdan, na którym kaci podrzynali im gardła lub ścinali głowy. Niektórych zakłuwano pikami. Wszystko odbywało się na oczach ludzi, którzy czekali na swoją kolej.
Zygmunt Przyjemski miał zginąć, rzuciwszy w ostatniej chwili przekleństwo w kierunku stojącego w oddali Chmielnickiego. Zamordowano Marka Sobieskiego, Jana Odrzywolskiego, weterana walk przeciw Kozakom, Moskwie, Szwecji i Turcji, oraz wielu innych wybitnych oficerów średniego i wyższego szczebla. Bardzo ich brakowało podczas kolejnych wojen, m.in. potopu szwedzkiego, który zaczął się trzy lata później. Masakra trwała dwa lub trzy dni. Niektórych jeńców zabito nawet później, gdy Kozacy znaleźli ich w obozowisku tatarskim. Ciał nie grzebano.
Co kierowało Chmielnickim wydającym zbrodniczy rozkaz? Na pewno nienawiść do Polaków. Ale też zimna kalkulacja. Wiedział, że zabijając takich żołnierzy, czynił Polskę słabszą. Dokonując rzezi, odzyskiwał „prestiż" wśród Kozaków, od czasu do czasu pojawiały się bowiem pogłoski, że szuka ugody z Lachami. No i wreszcie pozbawiając Tatarów „łupu", z którym chcieliby natychmiast wracać na Krym, zmuszał ich do pozostania z nim do końca wyprawy na Mołdawię. Ta się udała i w Jassach Tymofiej Chmielnicki poślubił Roksanę. Jej ojciec zmienił sojusze zgodnie z planami kozackiego hetmana.
Ludzkie kości na uroczysku
Bohdan Chmielnicki masakrą żołnierzy polskich zdobył wreszcie zainteresowanie Moskwy. W obozie kozackiego hetmana podczas mołdawskiej wyprawy przebywali posłowie carscy, którzy zrelacjonowali swemu panu, co widzieli. Aleksy Romanow dwa lata po Batohu podpisał z Chmielnickim układ w Perejasławiu i wziął Ukrainę „pod opiekę". Rozpoczął wojnę z Polską.
Z czasem jednak okazało się, że Moskwa ma inne podejście do Ukrainy niż Rzeczpospolita – dla niej opieka równoznaczna była z całkowitym poddaniem się. Sicz zaporoską zlikwidowała Katarzyna II sto lat później.
A przecież Chmielnicki nie tak to sobie kalkulował. Chciał wolnej Ukrainy w bardzo luźnym związku z Rosją. Upraszczając, można więc przyjąć, że Ukraińcy, którym dziś ciąży Rosja, pokutują za decyzję swego hetmana o dokonaniu zbrodni pod Batohem.
Pamięć o Batohu była żywa w Polsce do końca XVII wieku. Stefan Czarniecki swoją słynną krwawą pacyfikację Ukrainy w latach 1663–1664 prowadził pod hasłem zemsty za Batoh. W Subotowie kazał rozkopać grób zmarłego w 1657 roku Chmielnickiego i zniszczyć jego szczątki.
Dziś grób hetmana jest symboliczny. Podobnie jak większości żołnierzy spod Batohu, bo ich ciał bliscy nie mogli znaleźć i pochować. Miejscowi nadal znajdują ludzkie kości na uroczysku.
Skomentuj