Mieczysław Jałowiecki, absolwent politechniki, wspominał miło Rygę, „miasto, prowincjonalne, żyjące spokojnym życiem, pełne swoistego uroku, pełne tradycji płynącej z pokrytych pleśnią hanzeatyckich murów, z jej gotyckich tumów o strzelistych wieżycach, z szerokich kwiecistych parków i bulwarów, wreszcie z majestatycznej Dźwiny płynącej szerokim korytem ku morzu".
Było to miasto niemieckie z ducha, z zaledwie 20 proc. Rosjan i z polską kartą w dziejach. Na przełomie XVI i XVII wieku, w wyniku wojen inflanckich, Ryga stała się miastem Rzeczypospolitej. Na ryskim rynku mieszczanie złożyli w 1582 roku hołd Stefanowi Batoremu. Na jednym z budynków widniała złota podkowa, na pamiątkę zgubienia takiejże przez konia jednego z dworzan polskiego króla. Wkrótce potem wybuchły tak zwane rozruchy kalendarzowe, przeciw wprowadzeniu kalendarza gregoriańskiego, w istocie był to jednak konflikt religijny pomiędzy protestantami i katolikami oraz polityczny. Polska utraciła Rygę w 1621 roku podczas wojny ze Szwecją. Ta z kolei straciła ją w 1710 roku na rzecz Rosji.
Złote medale dla Polaków
Politechnika w Rydze powstała w 1862 roku, tuż przed wybuchem powstania styczniowego. Represje po jego stłumieniu objęły także szkolnictwo w Królestwie Polskim. Zostało ono zrusyfikowane. Ponadto aż do końca XIX wieku w Nadwiślańskim Kraju nie było politechniki. Polacy z zaboru rosyjskiego, także z zachodnich guberni Rosji, którzy zamierzali zostać inżynierami czy skończyć wyższe studia rolnicze lub handlowe, wybierali Politechnikę Ryską. Była to bowiem uczelnia prywatna, finansowana przez mieszczaństwo Rygi, na której obowiązywał niemal aż do końca XIX wieku język niemiecki. Na Politechnice Ryskiej studiowali między innymi Ignacy Mościcki, wybitny chemik i prezydent RP, generał Władysław Anders, Rudolf Gundlach, wynalazca peryskopu czołgowego, fizykochemik Jan Zawidzki, rektor Politechniki Warszawskiej, Józef Mikułowski, rektor Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, architekt Wacław Szpakowski, jeden z twórców polskiej awangardy artystycznej.
Do czasów I wojny światowej studiowało w Rydze ponad 2000 Polaków. Tworzyli bardzo liczną grupę, stanowiącą w różnych latach od 25 proc. do blisko połowy słuchaczy uczelni. Jej dyrektor w latach 1875–1885 Gustav von Kiesieritzky powiedział: „Politechnika bałtycka powinna właściwie nazywać się Polentechnikum, bowiem Polacy dominują na niej nie tylko pod względem liczebności, lecz również i pod względem postępów w nauce". Jak stwierdza Michał Laszczkowski z Towarzystwa Tradycji Akademickiej, zajmujący się historią polskich korporacji w Rydze, odsetek Polaków, którzy ukończyli studia z dyplomem, był o kilkanaście punktów procentowych wyższy niż wśród studentów innych narodowości. Polacy też zdobywali większość złotych medali za wyniki w nauce.
Wszystkie przyzwoite elementa
Niemiecka organizacja uczelni przewidywała tworzenie związków studentów – korporacji. Były to organizacje o charakterze samopomocowym i samokształceniowym, miały umacniać braterskie więzi między swymi członkami, cementujące się także podczas towarzyskich spotkań, połączonych z piciem alkoholu, i uroczystych spotkań – komersz.
„Korporacje grupowały młodzież o kulturze zachodniej, z tradycjami, przynależną do wspólnej sfery towarzyskiej, którą łączył pewien instynkt samozachowawczy przed wschodnim nihilizmem i skrajnym moskiewskim nacjonalizmem" – wspominał w książce „Na skraju imperium" Mieczysław Jałowiecki.
Dwie polskie korporacje – Arkonia i Welecja – były do pierwszych lat XX wieku jedynymi legalnymi związkami polskich studentów w Rosji. Należeć mogli do nich wszyscy ci, którzy bez względu na swoje pochodzenie zadeklarowali, że są Polakami. Członkiem Arkonii był na przykład Ludwik Bergson ze znanej rodziny żydowskiej, późniejszy przedsiębiorca i filantrop, a członkiem Welecji Juliusz von Maydel, który wstępując do korporacji, podobno nie mówił po polsku. W czasie II wojny światowej nie przyjął w swoim domu kuzyna – oficera Wehrmachtu, tłumacząc, już po polsku, że krewnych w takich mundurach nie posiada. Jak się wyraził Mieczysław Jałowiecki: „Wszystkie przyzwoite elementa należały do korporacji". Do Arkonii i Welecji należała większość polskich studentów – około 80 proc. Arkonia powstała w 1879 roku. Jej dewiza brzmiała: „Veritate ac labore", czyli „Prawdą a pracą", a jej barwy to granat (wierność), biel (prawda) i zieleń (nadzieja).
Zadania tej korporacji przedstawiało tak zwane podanie Stefana Kozłowskiego z 1881 roku:
„Cel i moralne obowiązki członków Arkonii formułują się w ten sposób:
Koło Arkonii ma za zadanie wykształcenie i dostarczenie Krajowi ludzi dobrze myślących, połączonych ze sobą solidarnie, dążących do polepszenia położenia Kraju pracą i postępowaniem opartym na pewnych przyjętych zasadach, a mianowicie: przez rozwijanie i popieranie czynnie samodzielnej pracy narodowej nad podniesieniem bytu moralnego i materialnego Kraju, wolnej od niechęci i uprzedzeń do jakichkolwiek warstw w społeczeństwie naszym i ze szczególnym uwzględnieniem potrzeb mniej oświeconych warstw narodu".
Członek Arkonii Mieczysław Jałowiecki pisał: „Dla geniuszów, dla nieokiełznanych egocentryków lub doktrynerów w Arkonii nie było miejsca. Natomiast wpojono w nas, że dane słowo jest słowem, a nie wiatrem, że przyjęty na siebie względem Kraju obowiązek należy spełnić uczciwie i lojalnie, choćby kosztem swej popularności, choćby trzeba było chwycić za wiosło i płynąć przeciw prądowi, pouczano nas, że interes Kraju jest wyższy ponad doktryny i partie".
Po kilku latach nastąpił rozłam. Pretekstem było ukaranie jednego z jej członków za krytykę władz korporacji. W istocie jednak rozłam miał głębsze przyczyny. „Wewnątrz Arkonii wkrótce dzielić ludzi zaczęły upodobania, sympatye, poglądy wreszcie, dość że mieliśmy pod koniec dwa stoły obiadowe i biesiadne, dwa zdania w kole, i co najgorsze, dwa stronnictwa, które chociaż nie jawną, ale stałą wiodły rozterkę. Jednym za podstawę służyły istniejące prawa i zasady Arkonii, innym ideje nowatorskie, w urzeczywistnieniu których chcieli widzieć rękojmię dalszego rozwoju stowarzyszenia" – pisał Aleksander Rosset we „Wspomnieniu o 10-cio letniej działalności korporacyi Arkonia 1879–1889".
W Arkonii przeważali studenci o poglądach konserwatywnych, pochodzenia ziemiańskiego, wywodzący się głównie z Kresów, czyli zachodnich guberni Rosji. Wśród członków Arkonii byli studenci ze spolszczonych rodów szlachty nadbałtyckiej pochodzenia niemieckiego: Platerów, Romerów, Manteufflów, Weyssenhoffów.
Rozłamowcy, którzy utworzyli w 1883 roku korporację Welecja, mieli bardziej postępowe, demokratyczne poglądy, skłonni byli do większego zaangażowania politycznego. Dewiza Welecji brzmiała: „Viribus Unitis, Suum Cuique", czyli „Wspólnymi siłami, każdemu swoje". Drugi człon dewizy rozumiany był jako tolerancja i szacunek dla różnych poglądów. Barwy Welecji to zieleń (nadzieja), srebro (prawda) i kolor niebieski (przyjaźń).
Większość członków Welecji wywodziła się z Królestwa Polskiego, a wśród nich byli często przedstawiciele spolszczonych rodzin, np. Lilpopów, Machlejdów, Pfeiffrów, Rothertów, Temlerów. Było też trochę arystokratów, np. książęta Puzynowie czy baronowie Kelles-Krauz lub Pilar von Pilchau, ale tytułów rodowych nie używali. Było to bowiem w Welecji, podobnie jak noszenie rodowych sygnetów, źle widziane.
Piwne obyczaje
W 1896 roku do Welecji został przyjęty Ignacy Mościcki i wkrótce został oldermanem – opiekunem studentów fuksów, czyli kandydatów na członków korporacji. „Na pierwszym miejscu swej wychowawczej roli postawiłem sprawę odciągania młodzieży od niewłaściwego, w moich oczach obyczaju burszowskiego siadania wokół beczki z piwem i picia z krążącej z rąk do rąk szklanki. Takie posiedzenia trwały czasami przez szereg godzin w nocy. Odbywały się one uroczyście i polegały na ciągłym nieomal śpiewaniu pieśni korporacyjnych. Śpiewy te, gdyż sobie już dobrze podchmielono, brzmiały dla ucha okropnie" – pisał w „Autobiografii".
Napojem obrzędowym korporacji było – i do dziś zostało – piwo. Jedna z piosenek śpiewanych w Rydze zaczynała się od słów:
„W piwnicznej izbie siedzę sam nad kuflem
pełnym piwa,
Oczyma wodzę tu i tam, a głowa mi się kiwa.
Ja nie dbam o czerwony nos, ni o to, że wciąż tyję,
Lecz biorę kufel w ręce swe i piję, i piję, i piję...".
Bawiono się podczas „knajp", czyli biesiadnych spotkań przy piwie na „kwaterze" – w siedzibie korporacji. Wśród barwiarzy, czyli członków korporacji, krążył kufel. Barwiarz wychylał go do połowy, po czym fuks – kandydat, dolewał do pełna i kufel trafiał w ręce następnego barwiarza. Pito także z kufli na komendę (tak zwany „eks", będący również jakże miłą karą za popełnienie wykroczenia przeciw statutowi korporacji). Odbywały się także „knajpy pomenzurowe", po pojedynku zwanym „menzurą". A pojedynkowano się często – wynikało to z mocno pielęgnowanego poczucia honoru.
Być może Mościcki nie był wrogiem alkoholu ani abstynentem, ale po zajęciach sportowych, by odciągnąć studentów od piwa, prowadził ich do mleczarni na mleko. Stworzył też kółka oświaty ludowej. Za uzbierane pieniądze kupowano literaturę popularną, którą podczas wakacji studenci kolportowali na wsi. Mościcki z zadowoleniem stwierdzał, że do kółek samokształceniowych należało aż 70 proc. korporantów, co uznał za sukces, gdyż „niezdrowe obyczaje [...] panowały wówczas nagminne wśród polskiej młodzieży męskiej".
Winchestery i podniosłe obchody
Korporacjom nie wolno było zajmować się polityką, lecz członkowie Arkonii i Welecji byli przeniknięci duchem patriotyzmu. Właściwie w konspiracji pod przykrywką jednego z komerszów majowych Welecji odbyły się obchody Święta 3 Maja. „Przyciszony śpiew »jeszcze Polska nie zginęła« zakończył podniosły obchód" – wspominał Józef Tuliszkowski, który wraz z kolegami założył „kółko przyszłych powstańców". Zakupili stare karabiny Winchester. „Co niedziela i święto na pustem wybrzeżu morza, wśród diun i wzgórzu piaszczystych, wśród lasów organizowaliśmy podchody, wzajemne tropienia, uczyliśmy się strzelać do celu". W pewnym momencie rzucone zostało hasło przygotowywania kadr dla przyszłej floty polskiej. Korporanci kupili najpierw starą łódź rybacką z żaglem, a potem jacht morski „Trio", by uczyć się żeglarstwa oraz „hartować ducha i ciało". Nie tracili jednak z oczu innych celów. „W zależności od natężenia i kierunku wiatru oraz stanu pogody »Trio« niosąc na sobie paru amatorów tańca i flirtu, opuszcza przystań przed lub po południu i dąży Dźwiną do morza". Podpływano do brzegu i na plaży bawiono się nieraz całą noc. Zaangażowanie się w politykę spowodowało, że Ignacy Mościcki, zakładający w Rydze komórkę II Proletariatu, opuścił Welecję. Jak wspominał, razem z nim odeszło 30 studentów. Polityka była przyczyną napięć między korporacjami. Gdy delegacja Welecji pojechała w 1898 roku do Krakowa na odsłonięcie pomnika Mickiewicza, władze Arkonii odniosły się do tego krytycznie. Ale kiedy w 1904 roku władze nakazały udział studentów w manifestacji popierającej wojnę z Japonią, zarówno Arkonia i Welecja były temu przeciwne. Obawiały się jawnie zaprotestować ze względu na możliwe represje. Wykorzystano wówczas punkt statutu dotyczącego korporacji, mówiący o tym, że jej działalność ulega zawieszeniu, jeśli liczba członków spadnie poniżej 15. Wielu studentów wystąpiło wówczas czasowo z korporacji, by tak się stało.
Do spięcia między Arkonią i Welecją doszło w 1908 roku. Po tym, jak kilku członków Arkonii poszło na bal do rosyjskiego gubernatora, władze korporacji zawiesiły ich na miesiąc. Welecja uznała to za zbyt łagodną karę, co z kolei Arkonia uznała za wtrącanie się w nie swoje sprawy. Stosunki między korporacjami zostały zamrożone do wybuchu I wojny światowej.
Kara za brewerie
Podczas I wojny światowej Politechnikę Ryską przeniesiono do Moskwy i tam zakończyła w 1918 roku swoją historię. Czterdzieści lat później powstał Ryski Uniwersytet Techniczny, który odziedziczył tradycje politechniki – organizował uroczystości 150-lecia jej powstania. Dawny Budynek Politechniki Ryskiej jest dziś siedzibą Uniwersytetu Łotewskiego. Znajduje się w nim szczególny zabytek – karcer. Jest to mały, liczący około 20 mkw. pokoik, którego ściany pokryte są napisami i rysunkami wykonanymi w większości przez polskich studentów. Studenci trafiali do karceru na 24–72 godziny za naruszenie przepisów uczelnianych, zwłaszcza za różne brewerie, także alkoholowe. Po zalaniu pomieszczenia karceru w latach 80. XX wieku część inskrypcji uległa uszkodzeniu. Zabytkowi groziło zniszczenie. Na wniosek Towarzystwa Tradycji Akademickiej Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego sfinansowało w latach 2008–2001 konserwację tego unikatowego dla historii polskich studentów zabytku. Ministerstwo jest też wydawcą książki „Polentechnikum" o ryskiej uczelni, polskim życiu akademickim i Polakach w Rydze do 1918 roku, która ukazała się na 150-lecie Politechniki Ryskiej.
Dziękuję dr. Michałowi Laszczkowskiemu, filistrowi korporacji Welecja, współtwórcy Towarzystwa Tradycji Akademickiej, za pomoc w pisaniu tekstu.
Skomentuj