17 września 1938 roku 37-letni Bruno Jasieński, były poeta polski, obywatel sowiecki, po usunięciu z WKP(b) ekstowarzysz, skazany został na karę śmierci przez Kolegium Wojskowe Sądu Najwyższego ZSRS i tego samego dnia rozstrzelany. Pogrzebano go, najprawdopodobniej, w Butowie pod Moskwą wraz z tysiącami ofiar wielkiej sowieckiej czystki. Dokładnie rok później jego ojczyzna wybrana napadła na ojczyznę prawdziwą.
Przeciętny polski maturzysta, a zaryzykowałbym twierdzenie, że i polonista, o Jasieńskim wie tyle, że stał się on ofiarą rozprawy Stalina z Polakami przeprowadzonej w ramach wielkiej czystki. Wynika z tego, że polskie ofiary sowieckiego przywódcy były pochodną jakichś monstrualnych rozliczeń dokonanych przez Józefa Wissarionowicza z komunistami, między innymi – jak się okazuje – polskimi. Z całym szacunkiem dla wszystkich, którzy te głupstwa powtarzali po tysiąckroć – gówno prawda.
Bruno Jasieński nie dlatego został zabity, nie dlatego po potwornych torturach prosił o rozstrzelanie, że był przedstawicielem jakiejś wrogiej Stalinowi frakcji komunistycznej. Nic podobnego. Zginął jako polski szpieg na postawie sprawy o numerze ewidencyjnym 11/139 równającej się likwidacji wszystkich Polaków mieszkających w Związku Sowieckim. Pretekst do aresztowania był zawsze ten sam: przynależność do POW – Polskiej Organizacji Wojskowej.
Na trzecim piętrze światełko
W Polsce oceniano go sprawiedliwie: podług zasług. Dlatego też wyzywano go od pornografów i „apostołów zboczeń", a to, co pisał, Stefan Żeromski nazwał „kacapizmem". Tuwim też się wściekał na dystychy Jasieńskiego, głównie, choć nie wyłącznie, ze względu na ich oryginalną ortografię. Niewątpliwie do większej części młodzieńczych utworów futurystycznego poety pasowało określenie „hucpa"; ciężar właściwy takich na przykład słów: „Oni jeszcze nie wiedzą, że gdy nastał Jasieński,/Bezpowrotnie umarli i Tetmajer i Staff" był przecież oczywisty. A już w 1921 roku 20-letni Jasieński zapowiadał: „Będźemy zwoźić taczkami z placuw, skweruw i ulic ńeświeże mumie mieckiewiczuw i słowackih". A popisał się jeszcze wcześniej, bo w 1920 roku, w szkole podchorążych w Chełmnie na Pomorzu, gdzie na wieczorze literackim odczytał nie tylko antymilitarystyczny „Marsz" i „Żygające posągi", ale także, w obecności „okazałej – jak pisze biograf poety Krzysztof Jaworski – żony komendanta szkoły, uroczej damy o bujnej, nieco barokowej urodzie", najbardziej chyba drastyczny ustęp „Miasta":
„Na trzecim piętrze światełko
Starszy pan zwabił do siebie
7-letniÄ… dziewczynkÄ™
I gwałci ją na fotelu.
Dziecko ma oczy szeroko otwarte...".
Jasieński wylądował po tym wieczorze w karcerze, przesiedział dwa miesiące, a wałówkę do ciupy – jak głosiła legenda – przynosił mu... przyszły Prymas Tysiąclecia, kolega z podchorążówki Stefan Wyszyński. To jednak miało się okazać, rzeczywiście, wyłącznie legendą.
Laska ze srebrną gałką
Imię Bruno przybrał dopiero w 1920 roku. Co do nazwiska to nie jest pewne do końca, dlaczego zmienili mu je rodzice (ojciec był cenionym lekarzem w Klimontowie Sandomierskim). Zapatrzony w rosyjskich futurystów na swoich wieczorach poetyckich prowokował publiczność już samym wyglądem. Nosił monokl, na przegubie ręki złoty łańcuszek i – jak pisał redaktor „Świata Kobiecego" – „wyfiokowany na ostatni guzik, woniejący jak drogerzysta [...] rozsiadał się wygodnie, zapalał papierosa, brał bajecznie oszlifowanymi palcami nieskończenie długie wstążki zapisanego lub nadrukowanego papieru i – chrapliwym, donośnym, rytmicznie skandowanym głosem – czytał...".
Jego spotkania autorskie coraz częściej jednak były przerywane przez policję. Z Polski wyjechał z ulgą – jak podkreślał – wydobywając się „z tej zapadłej dziury", w której zdążył przykuć uwagę czytelników, nie tyle jednak tak świetnymi wierszami jak „Marsz", ile właśnie monoklem i fantazyjnym loczkiem, laską ze srebrną gałką i papierosami palonymi w długiej cygarniczce czy też nieprzeciętnym grasejowaniem w recytacjach wierszy. Wreszcie we wrześniu 1925 roku wyjechał do Paryża, gdzie jednak sukcesu poetyckiego nie odniósł, za to wstąpił do Francuskiej Partii Komunistycznej, z której polecenia prowadził agitację wśród polskich robotników w regionie Nord i Pas-de-Calais. Do czasu. Po opublikowaniu w 1928 roku powieści „Palę Paryż" wyrzucono go z Francji. W maju 1929 roku przybył do Leningradu, a już następnego dnia entuzjastycznie witano go na moskiewskim Dworcu Oktiabrskim jak bohatera.
Dobić wroga klasowego
Otrzymał, oczywiście, azyl, a w 1932 roku członkostwo WKP(b). Redagował polskojęzyczny miesięcznik „Kultura Mas", napisał też powieść o symbolicznym tytule „Człowiek zmienia skórę". Symbolicznym, gdyż – jak pisze Krzysztof Jaworski – „z niedawnego skandalizującego futurysty przeistaczał się sprawnie w fanatycznego ideologa stalinowskiego reżimu". Apogeum jego komunistycznej kariery stanowiło współtwórstwo dzieła „Białomorsko-Bałtycki Kanał im. Stalina. Historia budowy". Autor „Buta w butonierce" zaistniał w nim jako jeden z autorów rozdziału noszącego tytuł „Dobić wroga klasowego". O pozycji poety z Polski rodem niech świadczy fakt, że gdy po powstaniu w 1934 roku Związku Pisarzy Sowieckich politbiuro do dyspozycji Litfondu przekazało milion rubli, a literaci postawili za te pieniądze 24 jednopiętrowe, drewniane domy w sławnym Pieriediełkinie pod Moskwą (m.in. Pasternakowi, Pilniakowi, Bablowi), jeden, jedyny z nich przypadł pisarzowi cudzoziemskiemu – właśnie Jasieńskiemu.
„Idylla Pieriediełkina – pisał holenderski autor Frank Westerman – została w latach 1937–1939 zakłócona siedem razy przez przybycie zespołu aresztanckiego NKWD. Również dla niegdyś z entuzjazmem przyjmowanego Brunona Jasieńskiego, który musiał opuścić Francję z powodu prowadzonej przez niego agitacji komunistycznej, nie było miejsca pod sowiecką gwiazdą. To, że jako jedyny obcokrajowiec nagrodzony został daczą w kolonii pisarskiej, nie zrobiło na tajnej służbie żadnego wrażenia. Jego powieść »Człowiek zmienia skórę« (o budowie kanałów irygacyjnych wzdłuż Amu-darii) została po jego straceniu wyrugowana jako książka wywrotowa – niecałe cztery lata po tym, jak się ukazała".
Pod stienku
Wiele trudu włożył Krzysztof Jaworski – autor „Dandysa" – w wyjaśnienie zawiłych związków rodzinnych Wiktora Zysmana (pod tym nazwiskiem przyszedł na świat Bruno Jasieński). Ciągle nie wiemy jednak wszystkiego także o pierwszej żonie poety Klarze Arem-Jasieńskiej, rozstrzelanej osiem miesięcy przed nim, o ich synu Andrzeju, który trafił do domu dziecka, skąd uciekł, stając się „bezprizornym", oraz o następnej żonie Jasieńskiego, wcześniej związanej m.in. z Sergiuszem Jesieninem – Annie Berziń, kobiecie kontrowersyjnej, „jeśli chodzi – jak pisze Krzysztof Jaworski – o rolę, którą odgrywała wśród »koryfeuszy radzieckiego życia literackiego«. Z sowieckiego okresu Jasieńskiego czekają na wypełnienie białe plamy, którymi naznaczona jest jego kariera polityczna. Był przecież członkiem Centralnego Komitetu Wykonawczego Rad Tadżyckiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Na ten temat krążą zgoła fantastyczne opowieści, tyczące się i stylu życia tego polskiego poety, który zerwawszy z Polską, koniecznie „chciał nauczyć się i nauczył pisać w języku, którym mówił Lenin", i faktycznych zadań, jakie miał do spełnienia w Tadżykistanie, pozostając w zażyłych stosunkach z Gienrichem Jagodą, szefem sowieckiej policji politycznej, zresztą rozstrzelanym następnie w tym samym co Jasieński 1938 roku.
Przed śmiercią Bruno Jasieński powiedział: „Jeżeli sąd uważa, że dowody mojej winy są wystarczające, proszę, by mnie rozstrzelać, lecz nie jako polskiego szpiega, którym nigdy nie byłem, ale jako człowieka niezasługującego na zaufanie władzy sowieckiej". Niemniej nad jego życiorysem rozbrzmiewa chichot historii. Bo jak skomentować fakt, że poeta od 1929 roku twierdzący, że nie jest już Polakiem, wyzywający Piłsudskiego i Żeromskiego od faszystów, rozsiewający antypolskie akcenty w powieści „Palę Paryż" czy piszący jawnie antypolskie opowiadanie „Główny winowajca" trafił „pod stienku" za szpiegostwo? Na rzecz tych przeklętych Białopolaków.
Da się jednak ten fakt wytłumaczyć, i to stosunkowo łatwo. Zanim wyartykułujemy odpowiedź, oddajmy jednak głos amerykańskiemu historykowi Timothy'emu Snyderowi.
„Podczas wielkiego terroru Polacy wycierpieli więcej niż jakakolwiek inna narodowość w Związku Sowieckim. Liczba zamordowanych to jedna ósma ogólnej liczby śmiertelnych ofiar wielkiego terroru. Obraz stalinowskich czystek i na Zachodzie, i w Polsce ukształtowany został przez referat Chruszczowa w 1956 roku, z którego dowiedzieliśmy się o represjach skierowanych przeciw partii, przeciw komunistom. A nie przeciw temu, który naprawdę padł ofiarą czystek, czyli ludowi, chłopstwu, ale też pewnym narodowościom. I dziś musimy odbudowywać tę narrację, przepisując historię na nowo".
Otóż to. Rzekomo tajny referat Nikity Siergiejewicza Chruszczowa na XX Zjeździe KPZR rehabilitował, po części przynajmniej, wymordowanych przez Stalina bolszewików. Bezpartyjnych sowiecki gensek pominął, cóż dopiero Polaków. Jasieński zrehabilitowany został jako komuch. Jako Polak oczywiście nie, zresztą od polskości odżegnywał się nie tylko pod koniec życia, gdy nie tyle zmieniał, ile ratował swoją skórę. W sposób nie zawsze godny.
Na szczytach gór
Cofnijmy się jednak nieco w czasie. W czerwcu 1929 roku w „Kulturze Mas" Jasieński zamieścił artykuł „O rewolucję językową", w którym niebacznie wytknął Polakom zamieszkującym Związek Sowiecki zachwaszczanie języka... rusycyzmami. Rzecz jasna, co u tego autora stawało się regułą, powody tego nieoczekiwanego zwrotu w poglądach – w końcu nie tylko na język – były z lekka obłędne. Jasieński wymyślił sobie mianowicie, że stworzy nowy język polski – porewolucyjny, który zlikwiduje zarówno przyzwyczajenia z Polski „faszystowskiej", jak i naleciałości rosyjskie. Po kilku latach przesłuchiwany przez NKWD powie skruszony: „Zacząłem propagować na łamach tej gazety [„Kultury Mas"] polskie idee nacjonalistyczne, a szczególnie szkodliwą i kontrrewolucyjną ideę o niemożliwości zbudowania w ZSRS polskiej kultury socjalistycznej bez powiązania z masami Polski etnograficznej. Idee te były rozwijane przeze mnie również na łamach kijowskiej »Proletariackiej Prawdy« w artykułach poświęconych polskiemu teatrowi proletariackiemu, w których wychwalałem teatr polskiego prowokatora Wandurskiego. Działalność tę prowadziłem w latach 1929–1930".
Jasieński, do czego przyczyniło się z pewnością małżeństwo z Anną Berziń, stopniowo zerwał wszelkie nici wiążące go z mieszkającymi w Sowietach Polakami.
Niekończące się spory rodaków drażniły go i nudziły, szczególnie że w Tadżykistanie zaczęto mu oddawać nieomal boską cześć. Jeszcze w 1971 roku w warszawskich „Perspektywach" bratowa Czesława Miłosza, Grażyna Strumiłło-Miłosz, pisała o szczycie Brunona Jasieńskiego, mającej ponad 5,5 tys. metrów górze w Pamirze, na iglicy której umieszczono metalowy pojemnik z książką „Człowiek zmienia skórę" i wierszem „Toast" poświęconym stolicy tadżyckiej SRR – Duszanbe. Ponoć do tamtego czasu – oczywiście od 1956 roku – książka była tam szkolną lekturą, a w 1982 roku Tadżykfilm na podstawie powieści zrealizował serial telewizyjny.
Poeta jednocześnie, można by powiedzieć, zabezpieczał sobie tyły. Jeszcze w 1930 roku brutalnie zaatakował Izaaka Babla, któremu – jak słusznie zauważyły warszawskie „Wiadomości Literackie" – „nie dorastał do pięt". Jasieński – pisały „Wiadomości..." – „w czasie, kiedy Babel walczył w szeregach armii rewolucyjnej, pisał swoje »Buty w butonierce«, plagiatował Siewierianina i wygłupiał się futurystycznie na estradach, niesmak budzi nade wszystko zajadłość, z jaką tropi Babla, wyszukując i podkreślając w owej »spowiedzi« każde słówko, w jego neofickim przekonaniu kolidujące z teoretycznym wizerunkiem nieskazitelnego pisarza sowieckiego". Skrytykował również Jasieński Henriego Barbusse'a i jego pismo „Monde", a w permanentnym konflikcie żył ze współautorami „Trzech salw" Witoldem Wandurskim, przez Marci Shore nazywanym wprost grafomanem, i Stanisławem Ryszardem Standem, tylko nieco trochę bardziej utalentowanym zięciem przywódcy Komunistycznej Partii Polski Adolfa Warskiego (Warszawskiego). W „Izwiestiach" gromił ofiary stalinowskiej czystki – Radka i Piatakowa, wcześniej Zinowiewa i Kamieniewa. Wszystko na nic.
W książce „Dandys" Krzysztof Jaworski pisał: „Jasieński nie mógł wiedzieć, że w aktach śledczych NKWD znajdowały się zeznania Wandurskiego, który przesłuchiwany 22 września 1933 roku połączył jego nazwisko z POW, stwierdzając: »Dąbal wysłał Jasieńskiego z brygadą Trybuny Radzieckiej do polskiego rejonu USRS. Ale brygada tak wyraźnie pracowała w duchu POW, że wezwano ją z powrotem do Moskwy«".
Nie mam już sił
23 kwietnia 1937 roku z łamów „Prawdy" już bezpośredni atak na Jasieńskiego – o związki z trockistami i odchylenia od linii partii – rozpoczął Paweł Judin. Autor „Słowa o Jakubie Szeli" usiłował się bronić w listach do najwyższej instancji – Stalina. Nie wypadł przekonująco. I tak ten pisarz, który niedawno zalecał rozstrzelanie takich „wrogów" i „psów faszystowskich" jak Radek czy Piatakow, sam znalazł się w więzieniu. Aresztowany został 31 lipca 1937 roku, 11 sierpnia tegoż roku sam Nikołaj Jeżow wydał ściśle tajny rozkaz nr 00485 o aresztowaniu wszystkich członków POW – co w praktyce oznaczało: wszystkich Polaków.
21 września 1937 roku w liście do Jeżowa polski, niegdyś, pisarz prosił: „Czuję, że nie wytrzymam kolejnej nieprzerwanej »stójki«. Nie mam już sił. Jeśli jesteście przekonani o mojej winie (nie jestem w stanie udowodnić swojej niewinności) – rozstrzelajcie mnie". Życzeniu jego stało się zadość
17 września 1938 roku. Wcześniej kulę w potylicę dostali m.in. Marian Pakulski, Henryk Politur i Witold Wandurski, wielki admirator Jasieńskiego Tomasz Dąbal i Jan Hempel (ten od „Pieców Magnitogorska" Władysława Broniewskiego), Emilia i Jakub Szymkiewiczowie, Leopold Awerbach i pierwsza żona Jasieńskiego – Klara Arem-Jasieńska, Adolf Warski (Warszawski) i Tomasz Dąbal, Klemens Ludkiewicz, Jakub Hanecki, Jan Neyman, Stanisław Pestkowski, Borys Kowalenko. I tak można w nieskończoność. Wszyscy oni padli ofiarą zagłady. Włącznie z poetą z Klimontowa rodem, który tak bardzo nie chciał być Polakiem.
Komentarze
Mirosław Wednesday, November 7, 2018, 7:27 AM
Bzdóra na resorach ! Bróno wielkim poetom polskim był i nic tego nie zmieni !!! Wyziera z niego postawa romantyczna a zaangażowanie polityczne po Wielkiej Wojnie było zrozumiałe. Chciał Ojczyzny wymażonej i pięknej !