Stanisław Sławomir Nicieja
Kresowa Atlantyda. Historia i mitologia miast kresowych
MS, Opole 2012
Niemal pół wieku temu ukazała się książka „Miasta polskie w tysiącleciu". Rzecz jasna, nie opisano tam ani jednego miasta, które znalazło się poza granicami PRL. Choć wiele z nich wniosło ogromny wkład do polskiej kultury, nauki, tożsamości, by wymienić tylko Lwów i Wilno. Takie to były czasy.
Na ironię historii zakrawa fakt, że książkę opublikowało Ossolineum, przeniesione – niestety tylko z częścią zbiorów – ze Lwowa do Wrocławia. Wydawnictwo mające w swym znaku firmowym kontur lwowskiej siedziby.
Profesor Nicieja jeździł na dawne polskie ziemie kresowe, od kiedy to było możliwe. To on właśnie wydał pod koniec lat 80. minionego wieku książkę o Cmentarzu Łyczakowskim i o Cmentarzu Obrońców Lwowa, przywracając naszej pamięci te dwie słynne nekropolie. Zjeździł, także z filmowcami, dawne województwa: lwowskie, stanisławowskie, tarnopolskie, wołyńskie. Rozmawiał z Polakami tam żyjącymi i tymi, których dramatyczny los rzucił w nowe granice Polski podyktowane przez Stalina i jego sojuszników: Wielką Brytanię i USA. Te państwa nie wynegocjowały nawet tego, by Lwów pozostał w Polsce.
„Kresowa Atlantyda. Historia i mitologia miast kresowych", której pierwszy tom właśnie się ukazał, jest próbą przywrócenia pamięci o dziedzictwie, kulturze tych miast i Polakach w nich żyjących.
„Książka ta jest w zamierzeniu pierwszym tomem cyklu opowieści o kresowej Atlantydzie. O krainie zatopionej w odmętach niepamięci poprzez długotrwałe działanie cenzury i milczenie, by rzekomo nie wzbudzać resentymentów" – pisze prof. Nicieja.
Po niemal pół wieku otrzymujemy niezbędne dopełnienie kalekich „Miast polskich w tysiącleciu". Tamta książka była suchym, encyklopedycznym wykładem. Profesor Nicieja proponuje nam zaś w pierwszym tomie barwną, znakomicie napisaną opowieść o Lwowie, Stanisławowie, Tarnopolu, Brzeżanach oraz Borysławiu. I zapowiada dalsze tomy, w których opisze między innymi Drohobycz, Krzemieniec, Kosów, Łuck, Pińsk czy Zaleszczyki.
W pierwszym tomie i następnych autor, jak deklaruje, nie będzie przedstawiał tylko wybitnych postaci związanych z opisywanymi miastami oraz wielkich wydarzeń. Uważa bowiem, że wielkiej historii towarzyszy mała. „Historię tworzymy wszyscy". Dlatego zamieszcza „historie zwykłych ludzi, zatrzymane w anegdocie, w starym zdjęciu, w opowieści późnego wnuka, a także w mitologii rodzinnej, która nadaje dziejom specyficzny wdzięk i aromat". „Kresowa Atlantyda..." nie pretenduje do roli przewodnika. Właśnie dzięki opowieściom o ludziach historia staje się jeszcze bardziej bliska nie tylko – co zrozumiałe – potomkom urodzonych na Kresach, lecz także czytelnikom, którzy nie są rodzinnie powiązani z ziemiami wschodnimi.
Znakomitej narracji towarzyszą ilustracje, o których mówi prof. Nicieja, że są równie ważne, a nawet ważniejsze niż tekst. Są w książce oczywiście fotografie ulic, budynków, lecz dominują zdjęcia ludzi. To oni tworzyli wielką i małą historię kresowych miast. Jedni tam pomarli, innych wyrzuciły stamtąd decyzje mocarstw.
Profesor Nicieja pisze we wstępie: „Mimo że Kresami zajmuję się już ponad trzydzieści lat, pracowałem nad książką z poczuciem, że jestem spóźniony, że muszę się spieszyć. Odeszły już bowiem bezpowrotnie dwa pokolenia świadków epoki, a w kolejnym, które weszło już dawno w smugę cienia, każdy miesiąc czynił spustoszenia". Tym większa jest zasługa autora, że dotarł do osób urodzonych na Kresach i mógł przytoczyć ich opowieści.
Ukazanie się pierwszego tomu „Kresowej Atlantydy..." i zapowiedź kolejnych tomów jest ważnym wydarzeniem, którego roli w przywracaniu pamięci o dawnych ziemiach wschodnich Rzeczypospolitej nie można przecenić.
Skomentuj