Służby wywiadowcze III Rzeszy weszły w latach 30. w posiadanie wielu wartościowych informacji na temat Polski i polskiego wojska. W czasie okupacji wiedziały również wiele na temat polskiego ruchu oporu, rządu na uchodźstwie i polskich instytucji działających na Zachodzie. Wiedza ta jednak nie posłużyła do nawiązania kontaktów. Stało się tak, mimo że wielu funkcjonariuszy niemieckiego aparatu represji ostrzegało przed następstwami pychy i ignorancji. Przywódcy hitlerowscy mieli obsesję na punkcie osiągania celów ideologicznych wyłącznie przy użyciu przemocy, co doprowadziło do klęski na wszystkich polach.
Zemsta i odwet
Dla Hitlera i jego kliki zmiana zbrodniczej oraz opartej na bezprawiu polityki okupacyjnej w Polsce była nie do pomyślenia. Oceniano ją bowiem przez pryzmat dwóch kryteriów: zemsty i odwetu. Głoszona przez hitlerowską propagandę teza o rasowej „niższości" Polaków nie odgrywała jeszcze wówczas tak dużej roli, jaką przypisywano jej po wojnie. Wszak od 1933 roku dyplomacja niemiecka usiłowała poprawić stosunki z Polską i czyniła jej różne awanse. Hitler podziwiał świadomość narodową Polaków i był taki okres, w którym „Völkischer Beobachter" twierdził, że towarzysze partyjni z NSDAP powinni ją sobie brać za przykład, w tym również zawarte w niej elementy nacjonalistyczne. Sam Hitler zasilił w latach 30. Towarzystwo Polsko-Niemieckie w Berlinie 2 tys. marek z własnej kieszeni, a Józefowi Piłsudskiemu podarował willę w Magdeburgu, w której marszałek był internowany w czasie I wojny światowej.
Dlaczego w takim razie stosunek przywódców hitlerowskich do Polski tak diametralnie zmienił się w czasie wojny? Dlaczego prowadzili politykę eksterminacji, która nie miała precedensu w dotychczasowej historii Europy i była czymś wyjątkowym w porównaniu z tym, co działo się na innych okupowanych przez Niemców terenach? Głównym powodem była prawdopodobnie właśnie chęć zemsty i odwetu. Nie sposób inaczej tego wytłumaczyć, jeśli zważyć na to, że przy całym swoim ideologicznym zaślepieniu Berlin swego czasu zawarł ugodę ze swoim tak zdeklarowanym wrogiem jak Józef Stalin, natomiast porozumienie z Polakami po 1939 roku nigdy w Berlinie nie było poważnie brane pod uwagę.
Próby zjednania Polski, które Hitler podejmował w latach 30., podyktowane były chęcią wywołania wspólnymi siłami wojny ze Związkiem Sowieckim. W Berlinie wychodzono z założenia, że w Polsce jest wystarczająco dużo antyrosyjskich i antysowieckich uprzedzeń, by osiągnąć ten cel. Wierzono również, że dzięki temu spełni się polskie marzenie o wielkim państwie rozciągającym się od Bałtyku do Morza Czarnego. Zbliżenie z Polską było potrzebne również dlatego, że Niemcy nie graniczyły ze Związkiem Sowieckim. Polskie przywództwo odmówiło jednak udziału w tej wyprawie, wiążąc się nagle układem sojuszy i gwarancjami z Francją i Wielką Brytanią. Polska wciągnęła tym samym te kraje w wojnę, co było niekorzystne dla Niemiec i – jak się później okazało – doprowadziło do ich klęski. Hitler był zatem przekonany, że ma aż nadto powodów, by ukarać Polskę. W wyniku polskich działań nie mógł bowiem prowadzić wojny na swoich warunkach. Dlatego nie szedł na żadne ustępstwa i zabraniał nawiązywania kontaktów z polskimi przedstawicielami niższego i średniego szczebla nawet wówczas, gdy stał już na krawędzi przepaści.
Współpraca policji
Liczne wizyty, które do 1938 roku składali w Warszawie przywódcy III Rzeszy, nie odniosły oczekiwanego w Berlinie rezultatu. Polacy nie odwzajemniali niemieckich awansów. Nawiązywano jednak czasem współpracę na niższym szczeblu. Dotyczyło to na przykład współpracy policji czy instytucji antybolszewickich, takich jak polski Instytut Naukowego Badania Komunizmu i Ogólnoniemiecki Związek Organizacji Antykomunistycznych (Antikomintern).
Szczególny charakter miała trwająca do 1938 roku współpraca polskiej Policji Państwowej z niemiecką Policją Bezpieczeństwa. Spoiwem były w tym wypadku wspólne cele polityczne, które prowadziły do wspólnych działań. Współpracowano w ramach założonej w 1923 roku Międzynarodowej Komisji Policji Kryminalnych. Polska była jednym z jej członków założycieli, a polskim przedstawicielem w tej organizacji był komendant główny Policji Państwowej dr Marian Borzęcki.
Celem tej współpracy było nie tylko zwalczanie europejskiej przestępczości, ale również walka z bolszewizmem. Polska i niemiecka policja chciały wspólnie przerwać szlaki zaopatrzeniowe i kurierskie oraz wstrzymać dostawy broni z Moskwy do pogrążonej od 1936 roku w wojnie domowej Hiszpanii. Szybko odkryto rozsiane po całej Europie punkty przerzutowe, takie jak port Wolnego Miasta Gdańska i sowieckie misje handlowe w europejskich stolicach. Latem 1938 roku przeszukano sowiecką misję handlową w Warszawie, co wywołało wściekłe protesty Moskwy. Jeden z uczestników tej akcji widywany był potem w radomskiej placówce gestapo...
W ramach współpracy polska Policja Państwowa dostarczała również niemieckiej Policji Bezpieczeństwa dane na temat wspólnych przeciwników politycznych, czyli polskich komunistów, wśród których wielu było pochodzenia żydowskiego. Ich nazwiska pojawiły się później na listach proskrypcyjnych niemieckich grup operacyjnych (Einsatzgruppen) w 1939 roku. Dodatkowych informacji dostarczały niemieckie konsulaty w Polsce i ambasada w Warszawie, która ze szczególną uwagą śledziła procesy sądowe przeciwko Niemcom, Ukraińcom i komunistom.
Konfidenci i podsłuchy
Nazwiska Polaków posądzanych o antyniemieckie nastawienie, czyli tzw. podżegaczy i szowinistów, były wciągane do rejestrów, a później również na listy proskrypcyjne grup operacyjnych. Dotyczyło to na przykład wojewody śląskiego Michała Grażyńskiego i dowódcy obozu dla więźniów politycznych w Berezie Kartuskiej, płk. Wacława Kostka-Biernackiego. Listy wrogów Niemiec szybko zapełniły się tysiącami nazwisk przywódców organizacji patriotycznych, polityków, dziennikarzy, prezesów zrzeszeń zawodowych, urzędników, arystokratów i ludzi Kościoła. O nikim nie zapomniano, bo nikt nie mógł uniknąć krwawej zemsty.
Bardzo intensywnie rozpracowywane było Wojsko Polskie i wygląda na to, że Abwehrze udało się uzyskać dostęp do jego planów operacyjnych. Sukcesy te odnotował na swoim koncie mjr Karl Wieser, później – w czasie okupacji niemieckiej – szef wywiadu i kontrwywiadu wojskowego przy Naczelnym Dowództwie Wojskowym Wschód z siedzibą w Spale i do 1942 roku szef Abwehry w Generalnym Gubernatorstwie.
Konkurująca z Abwehrą niemiecka Służba Bezpieczeństwa SD starała się natomiast pod koniec lat 30. odtworzyć całościowy obraz polskiej mentalności, historii, gospodarki itp., umieszczając go jednocześnie w odpowiednim kontekście ideologicznym. Konfidentami byli przywódcy organizacji niemieckiej mniejszości w Polsce, a także członkowie Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, zwalczającej polski rząd i jego surową politykę wobec mniejszości narodowych. Do pracy zaprzęgnięto również naukowców zajmujących się badaniami nad Wschodem (Ostforschung), a Służba Bezpieczeństwa SD prowadziła w Wannsee pod Berlinem własny Instytut Badań nad Europą Wschodnią.
Działająca w strukturach Luftwaffe i podległa Göringowi placówka podsłuchów i deszyfracji Forschungsamt kontrolowała z pomocą poczty rozmowy telefoniczne polskich dyplomatów. Placówka nasłuchów i analiz Sonderdienst Seehaus w podberlińskim Wannsee opracowywała raporty na podstawie polskich audycji radiowych i artykułów prasowych. Służba Bezpieczeństwa SD sięgała również po pomoc prywatnych banków i firm niemieckich, które prowadziły interesy z Polską, i korzystała z usług biur detektywistycznych.
Niemieckie służby korzystały również, podobnie jak sowieckie NKWD, z wydanej w 1938 roku książki pod tytułem „Kto jest kim w Polsce", w której opisano niemal wszystkich przedstawicieli najwyższych polskich warstw społecznych. To właśnie tym ludziom – inteligentom, arystokratom i duchownym – Niemcy przypisywali chęć organizowania ruchu oporu.
Jednym z głównych założeń, które leżało u podstaw tych badań, było przekonanie, że w okupowanej Polsce dojdzie do powstania. Jeden z szefów Służby Bezpieczeństwa SD profesor Franz Six opracował kilka broszur, takich jak „Prasa w Polsce" albo „Polska jako historyczne obciążenie", które w sierpniu 1939 roku rozdawano członkom niemieckich grup operacyjnych (Einsatzgruppen).
Po zajęciu Polski po kraju rozjechały się również grupy operacyjne Abwehry w poszukiwaniu akt i informacji o oddziale II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, który zajmował się wywiadem. Duży zbiór tych akt został przypadkowo odnaleziony w Forcie Legionów w Warszawie, skąd wywieziono go sześcioma ciężarówkami. Po przejrzeniu tych dokumentów ujęto na terenie Rzeszy od 400 do 430 polskich agentów i informatorów. Tego rodzaju akta odnaleziono również w Bydgoszczy. Wszystkie one zostały opracowane przez Biuro Analiz Wschód (Auswertungsstelle Ost) w Berlinie, a następnie oznaczone zielonymi numerami ewidencyjnymi i przekazane do centrali gestapo.
Niemcy znajdowali także kolejne dokumenty w stolicach zajmowanych przez Wehrmacht krajów europejskich. W budynku polskiej ambasady w Paryżu odnaleziono akta II oddziału dotyczące rozpoznania Armii Czerwonej, które później zostały dołączone do materiałów służących przygotowaniu operacji „Barbarossa". Niemniej przekonanie, że dzięki wszystkim tym znaleziskom udało się całkowicie sparaliżować działalność szpiegowską Polaków, okazało się mylne.
Po zajęciu Polski i ustanowieniu niemieckiej administracji okupacyjnej z główną siedzibą w Krakowie Abwehra oraz Służba Bezpieczeństwa SD kontynuowały rozpracowywanie polskiego przedwojennego wywiadu i pozyskiwanie jego archiwaliów. Źródła informacji były zróżnicowane. Początkowo gestapo korzystało przede wszystkim z usług donosicieli. Aresztowanych torturowano, większość z nich składała zeznania. Niemcy mieli ułatwione zadanie, bo polityczna rywalizacja między różnymi polskimi organizacjami podziemnymi prowadziła do wzajemnych denuncjacji. Coraz większe znaczenie miały nasłuch radiotelegraficzny, a także likwidowanie tajnych radiostacji.
Likwidacja własnych szpicli
Do tego dochodziło systematyczne werbowanie konfidentów, którzy przenikali w struktury różnych organizacji podziemnych i sporządzali raporty. Najważniejszymi informatorami, których dotychczas udało się ujawnić, byli konfidenci o kryptonimach 51 i 168, którzy przeniknęli do kierowniczych struktur polskiego podziemia. Bardzo przydatni okazali się również konfidenci werbowani wśród białoruskich emigrantów w Warszawie, a także wśród sowieckich jeńców wojennych, dzięki którym zlikwidowano między innymi warszawskie kierownictwo PPR.
W niemieckie działania szybko jednak wkradł się chaos, bo w okupowanej Polsce działało 36 jednostek wywiadowczych i policyjnych, które nie umiały oraz nie chciały koordynować swoich prac.
Wiele źródeł informacji tracono przez nieprzemyślane działania. Zdarzało się, że aresztowani przypadkowo podczas ulicznych łapanek konfidenci odnajdowali się na robotach przymusowych w Niemczech. Niekorzystny wpływ na pracę gestapo miały również reorganizacje. Jedną z nich było rozparcelowanie Centralnego Referatu Wywiadowczego (N-Referat) między dowództwa Służby Bezpieczeństwa SD w poszczególnych dystryktach Generalnego Gubernatorstwa. Drugą było w 1944 roku włączenie Abwehry do struktur Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA). Polscy konfidenci Abwehry często bowiem nie chcieli pracować dla SD.
Mimo że niesporządzanie pisemnej dokumentacji jest jedną z podstawowych reguł konspiracji, Niemcy często natrafiali na archiwa podziemnych organizacji. Tragiczne następstwa miało na przykład odnalezienie archiwum organizacji Muszkieterzy, a także wykrycie w styczniu 1943 roku planów antyniemieckiego powstania.
Rozpracowywano również polskie placówki działające na terenie państw neutralnych bądź państw, z którymi Polska nie znajdowała się w stanie wojny, takich jak na przykład Włochy czy Węgry. Wartościowych informacji dostarczały również zaprzyjaźnione służby w rodzaju włoskiej Servizio Informazioni Militare, dla której rzekomo pracowała między innymi Luciana Frassati-Gawrońska. Powstała w ten sposób gęsta siatka informatorów, a niemieccy oficerowie wywiadu chlubili się tym, że wiedzą nawet, co Churchill jadł na śniadanie. Tyle że niewiele z tego wynikało.
Służbom niemieckim udało się przeniknąć do polskiego podziemia w połowie 1940 roku, ale wiele źródeł informacji wysychało na skutek masowych aresztowań i eksterminacji. Policja Bezpieczeństwa miała od 1942 roku dobre rozeznanie na temat organizacji i przedsięwzięć podziemia, z tym że wciąż na nowo trzeba było odbudowywać siatki informatorów, bo z powodu działań policyjnych polscy konspiratorzy nieustannie zmieniali mieszkania, dowody tożsamości i pseudonimy.
Powstała na przykład specjalna komórka w dowództwie Policji Bezpieczeństwa na terenie Generalnego Gubernatorstwa, która zajmowała się wyłącznie rozpracowywaniem Delegatury Rządu na Kraj. Generalnie jednak musiała istnieć możliwość szybkiego wykorzystywania uzyskanych informacji. Musiał zatem powstać wydajny system archiwalny. System taki działał na przykład wzorowo w dystrykcie radomskim. Niemal wszystkie te dokumenty zostały pod koniec wojny zniszczone choćby 8 mln fiszek i 2,5 mln akt personalnych Referatu Polskiego w Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy, które wywieziono do obozu koncentracyjnego Theresienstadt.
Bryk dla Wehrwolfu
Stopniowo urzędnicy i oficerowie władz okupacyjnych utwierdzali się w przekonaniu, że samo zwalczanie podziemia nie jest celowe. Aby uspokoić sytuację w Generalnym Gubernatorstwie, gdzie na wielu obszarach Niemcy nie mogli się swobodnie poruszać, należało zmienić postępowanie. Do takiego poglądu przychylał się również generalny gubernator Hans Frank, który podczas objazdu Niemiec z serią odczytów ostro krytykował władze wykonawcze. Mimo to ideologowie w mundurach SS i ich przedstawiciele w Polsce sprzeciwiali się wszelkim zmianom. Uniemożliwiało to jakiekolwiek polsko-niemieckie zbliżenie. Dopiero bardzo późno ludzie ci zrozumieli, że po wymordowaniu tylu Polaków nie ma mowy o współpracy z Polską przeci nadciągającym Sowietom.
W styczniu 1943 roku na Dworcu Głównym w Poznaniu zatrzymano polskiego oficera Jerzego Kurpisza. Kurpisz pracował przed wojną w oddziale II Sztabu Generalnego, dostał się w 1939 roku do niemieckiej niewoli, z której wyreklamowała go matka dzięki pokrewieństwu z generałem SS von dem Bachem-Zelewskim. Kurpisz wstąpił do ZWZ-AK i został szefem jej wywiadu w Poznaniu. Znaleziono przy nim plany wywołania antyniemieckiego powstania. Kurpisz zgodził się pracować dla Niemców i został wysłany do Warszawy. Tam jednak zdekonspirowano go i zastrzelono jako konfidenta 19 marca 1944 roku.
Znalezione przy Kurpiszu dokumenty trafiły na biurko Reinhrarda Gehlena, szefa Wydziału Obce Armie Wschód (Fremde Heere Ost) w Sztabie Generalnym Wehrmachtu. Gehlen zlecił jednemu ze swoich oficerów nazwiskiem Horaczek przeanalizowanie tych materiałów. Horaczek wyciągnął z nich dosyć dziwny wniosek, a mianowicie – że niemożliwe jest stworzenie państwa podziemnego. Był jeszcze jeden powód, żeby tak starannie analizować te dokumenty. Niemcy chcieli wykorzystać polskie doświadczenia przy tworzeniu własnego partyzanckiego ruchu oporu pod kryptonimem Wehrwolf. Poza tym na terenach opuszczanych przez wojska niemieckie i w europejskich krajach neutralnych miały powstać tajne bazy operacyjne nacjonalistycznych i patriotycznych ruchów oporu wyposażone w broń, amunicję, pieniądze, złoto, lekarstwa, maszyny drukarskie itd., co miało umożliwić walkę z przyszłym okupantem sowieckim.
Abwehra, a raczej to, co z niej zostało, w 1944 roku próbowała w niektórych regionach wschodniej Polski dojść do porozumienia z polskim podziemiem. Takie starania podjął na przykład w Wilnie szef miejscowej Abwehry mjr Julius Christiansen, który usiłował wejść w układ z komendantem Okręgu Wileńskiego AK płk. Aleksandrem Krzyżanowskim „Wilkiem". Podobne starania nielicznych funkcjonariuszy Policji Bezpieczeństwa w Generalnym Gubernatorstwie i w Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy skończyły się niepowodzeniem. Dochodzili bowiem do wniosku, że Polacy są tak niebezpiecznymi i przebiegłymi partnerami, że współpraca grozi utratą przewagi nad nimi i poważnymi komplikacjami.
Pycha zamiast porozumienia
Choć niektóre z planowanych przez niemieckie służby operacji mogły poważnie zaszkodzić polskiemu podziemiu i wstrząsnąć koalicją antyhitlerowską przywódcy polityczni w Berlinie i twardogłowi z RSHA je blokowali. Ogrom, często bardzo szczegółowej, wiedzy na temat polskiego podziemia w ostatecznym rozrachunku na niewiele się Niemcom przydał. W Polsce nie doszło do zmiany nastawienia na proniemieckie. Nadal prowadzono politykę „karania" Polaków za pomocą terroru, a nie politykę panowania nad sytuacją poprzez kontrolę i współpracę. Pycha zastąpiła rozsądne porozumienie. Na klęskę złożyły się brutalna głupota, mentalność panów, oportunizm, brak profesjonalizmu, zaślepienie ideologiczne i nadgorliwe posłuszeństwo, które często prowadziło na manowce.
Inaczej potoczył się los tych, którzy mieli dostęp do tajnych informacji. Ich wiedza gwarantowała im nie tylko przetrwanie klęski wojennej, ale również kontynuację kariery zawodowej. Proponowali oni swoje usługi wywiadom państw zachodnich, które chętnie z nich korzystały. W razie wybuchu III wojny światowej dobrze byłoby mieć w zanadrzu konia trojańskiego za żelazną kurtyną, który mógł być wykorzystany w razie ewentualnego konfliktu ze Związkiem Sowieckim. Dlatego państwa zachodnie chętnie korzystały z wiedzy hitlerowskich informatorów, przymykając oczy na ich przeszłość, nawet gdy byli to zbrodniarze wojenni.
Autor jest znanym niemieckim historykiem badającym dzieje tajnych służb III Rzeszy.
Skomentuj