Najbardziej znanym Amerykaninem w międzywojennych Niemczech – jak wynika z pańskiej książki „Hitlerland" – był Ernest Hanfstaengl...
Ten absolwent Harvardu, playboy i – jak byśmy dziś rzekli – celebryta, syn Niemca i Amerykanki, głównie rezydował w Monachium. Podejrzewam, że entuzjazm „Putziego" – jak go pieszczotliwie nazywano – dla nazizmu wynikał nie tylko z przekonań, lecz i z próżności. Chciał brylować w najwyższych sferach i przez pewien czas mu się to udawało. W końcu jednak – jak wielu innych – popadł w niełaskę i musiał salwować się ucieczką z III Rzeszy.
Małżonka Hanfstaengla, Helen, udaremniła Hitlerowi próbę samobójczą...
Miało to miejsce w listopadzie 1923 roku, po nieudanym puczu w Monachium. Hitler, który cudem uniknął śmierci na monachijskiej ulicy od kul pacyfikującej puczystów policji, znalazł schronienie w podmiejskiej rezydencji Hanfstaenglów. W swoich niewydanych – a szkoda – wspomnieniach Helen pisze, że był załamany. „Lamentując, że wszystko stracone, sięgnął po pistolet, lecz wtedy ja złapałam go za rękę, odbierając broń i krzycząc: »Co ty sobie wyobrażasz! Chcesz zostawić tych wszystkich ludzi, których zainteresowałeś swoim planem ocalenia kraju i odebrać sobie życie! [...] Oni liczą na ciebie, chcą, byś ich poprowadził«, Hitler padł na krzesło i nakrył twarz dłońmi". Niebawem został aresztowany i skazany. W więzieniu spędził niespełna rok. Napisał biblię nazistów „Mein Kampf" i porzucił myśl o zdobyciu władzy siłą na rzecz wyborczej wygranej.
Istotną rolę w dziejach III Rzeszy odegrała też inna Amerykanka – Martha Todd...
Ta urodziwa córka ambasadora Stanów Zjednoczonych w Berlinie – przez łóżko której przewinęło się sporo znaczących mężczyzn tamtej epoki – bez wątpienia miała upodobanie do flirtów. Także politycznych. Została agentką NKWD w efekcie romansu z Borysem Winogradowem, sowieckiem szpiegiem udającym dyplomatę. Po odwołaniu z berlińskiej placówki padł on w Moskwie ofiarą wielkiej czystki, ale ambasadorówna pozostała wierna komunizmowi aż do swojej śmierci. Opuściwszy Berlin rok przed wybuchem II wojny światowej, powróciła do ojczyzny, gdzie wyszła za mąż za zamożnego przedsiębiorcę. Na początku lat 50. na trop jej działalności wywiadowczej natrafili podwładni senatora Josepha McCarthy'ego, wciąż demonizowanego, chociaż po latach okazało się, że w wielu przypadkach miał rację. Na twarde dowody zdrady Marthy Todd jednak wówczas nie natrafiono, a ona najwyraźniej obawiając się ich odnalezienia, uciekła wraz z mężem do Meksyku. Po kilku latach wyemigrowała do Czechosłowacji, gdzie kremlowscy mocodawcy zapewnili jej dostatnie życie emerytki. Umarła w Pradze kilka miesięcy po aksamitnej rewolucji. Niechętnie wracała do przeszłości. Niemniej szef CIA Richard Helmes – notabene korespondent amerykański w Niemczech w latach 30. – odkrył już po jej zgonie dokumenty niezbicie dowodzące jej działalności agenturalnej.
Korespondenci – bojąc się wydalenia z III Rzeszy – pisali o hipnotyzującym masy magnetycznym spojrzeniu Hitlera, jego niesamowitej umiejętności panowania nad tłumem, orędziach wprowadzających kobiety w stan ekstazy...
Od chwili objęcia władzy przez nazistów Stany Zjednoczone reprezentowali tam dwaj ambasadorzy...
Pierwszym był William Todd, szanowany akademicki historyk, specjalista od stanów południowych sprzed wojny secesyjnej, doktorant uniwersytetu w Lipsku, liberał i stronnik partii demokratycznej. Stanowisko go przerosło z uwagi na brak zmysłu politycznego i doświadczeń dyplomatycznych. Z kolei jego sukcesor Hugh Wilson pracował w amerykańskiej placówce dyplomatycznej w Berlinie trzykrotnie. U schyłku cesarstwa, w okresie Republiki Weimarskiej, wreszcie u schyłku lat 30., kiedy piastował przez kilkanaście miesięcy funkcję ambasadora. W grudniu 1938 roku został odwołany do USA w proteście przeciwko „nocy kryształowej". Po antyżydowskich ekscesach inspirowanych przez nazistów Waszyngton postanowił obniżyć rangę kontaktów z Berlinem.
Cytowane przez pana liczne wspomnienia korespondentów amerykańskich mediów akredytowanych w Berlinie potwierdzają, że przyczyną popularności ideologii spod znaku swastyki były drakońskie sankcje traktatu wersalskiego wobec Niemiec, częstokroć mające charakter zemsty, bynajmniej niekształtujące demokracji (jakże inaczej postąpiły wobec RFN mocarstwa zachodnie po II wojnie światowej), zaś dojście do władzy nazistów umożliwił światowy kryzys, zbierający w Niemczech szczególnie katastrofalne żniwo...
Ale z ich relacji wynika również, iż Berlin w latach 20. był kulturalną i obyczajową stolicą świata. Widać w tych zapiskach, jak ustalenia traktatu wersalskiego potęgowały w Niemcach poczucie krzywdy, niesprawiedliwości i upokorzenia. I jak bardzo zubożyły – i tak na ogół biedne społeczeństwo – reperkusje krachu na Wall Street. Czarny czwartek na giełdzie nowojorskiej zapoczątkował kryzys, który wpłynął na spadek produkcji w Niemczech, napędził inflację, a przede wszystkim uruchomił lawinowy wzrost bezrobocia. Republika Weimarska zupełnie nie radziła sobie z tymi problemami, kolejnymi koalicjami rządowymi nieustannie targały spory wewnętrzne, toteż naród szukał nadziei na uzdrowienie sytuacji w partiach skrajnych: komunistycznej i narodowo-socjalistycznej. Naziści okazali się znacznie skuteczniejsi, gdyż przy całej otoczce socjalnej wypełniającej ich program ekonomiczny gwarantowali zachowanie własności prywatnej.
No i mieli charyzmatycznego lidera.
Co skłoniło Niemców do poparcia Adolfa Hitlera, celnie ukazał Theodore Abel, socjolog z Uniwersytetu Columbia, który za zgodą władz niemieckich ogłosił w 1934 roku konkurs na najlepszą osobistą historię zwolennika NSDAP. Prawo do zaprezentowania wspomnień mieli wyłącznie ci, którzy wstąpili do partii przed objęciem przez nią rządów. Inicjatywa przyciągnęła 693 chętnych. Analiza ich tekstów zaoowocowała dysertacją pt. „Czemu Hitler doszedł do władzy?", wydaną w USA jesienią 1938 roku. Nawiasem mówiąc, gros Amerykanów mało interesował „Hitlerland", jak zdefiniował III Rzeszę ich dziennikarski krajan Pierre Huss. Bywały jednak wyjątki: Henry Ford czy William Randolph Hearst.
Wielu korespondentów amerykańskich szybko dostrzegło niebezpieczeństwo nazizmu, ale pisało o tym oględnie...
Ponieważ nie chcieli zostać wydaleni, tak jak Edgar Mowrer, którego po krytycznych wobec nazistów artykułach Ministerstwo Spraw Zagranicznych III Rzeszy zmusiło do natychmiastowego opuszczenia terytorium Niemiec. Pisali więc o hipnotyzującym masy magnetycznym spojrzeniu Hitlera, jego niesamowitej umiejętności panowania nad tłumem, nader ekspresyjnych orędziach wprowadzających kobiety w stan euforycznej ekstazy... Dostrzegali religijne podejście Niemców do nazizmu, podkreślane przez mistyczny ceremoniał. Nocne manifestacje przy blaskach pochodni i głośnej marszowej muzyce (z „Horst Wessel Lied" na czele), ornamentowane narodowosocjalistyczną symboliką, zwieńczone populistycznymi przemówieniami rozemocjonowanych przywódców. Także na amerykańskich korespondentach wywierało to niemałe wrażenie, chociaż zauważali zaborczość, despotyzm i bezwzględnośc reżimu. Gardzącego innymi – rasowo i ideologicznie – oraz przeciwnikami z własnych szeregów, których kilkanaście miesięcy po dojściu do władzy zgładzono podczas „nocy długich noży".
Obala pan mit o dyshonorze, jakiego rzekomo doświadczył podczas igrzysk olimpijskich w Berlinie Jessie Owens, ich czterokrotny złoty medalista...
Najwybitniejszy lekkoatleta międzywojnia nie miał pretensji, że Hitler nie pogratulował mu spektakularnych sukcesów osobiście. Sportowiec wielokrotnie podkreślał, że polityka i sport nie powinny iść w parze, a zachowanie niemieckich kibiców bardzo go mobilizowało. Wbrew – nomen omen – czarnej legendzie dopingowali oni bowiem uczestników igrzysk, powstrzymując się od szowinizmu.
Relacje niemiecko-amerykańskie długo były przyjazne, czego dowodem stały się wakacyjne wizyty amerykańskich studentów i szkolenie oficerów US Army w ośrodkach Wehrmachtu...
Jednym z owych studentów był John Fitzgerald Kennedy. Po pierwszym roku na Harvardzie spędził wakacje w Europie, zwiedzając między innymi Niemcy. Przyszły prezydent prowadził wtedy dziennik, z którego wynika, że niespełna tygodniowy pobyt w III Rzeszy miał bardzo rozrywkowy charakter, zaś koronował go romans z młodą autochtonką. Z kolei Albert C. Wedemeyer dwa lata studiował w niemieckiej akademii wojskowej, gdzie jednym z jego kolegów był Claus von Stauffenberg. Po powrocie do ojczyzny przekazał informacje o tym, jak wielką wagę Wehrmacht przykłada do rozwoju broni pancernej, jak istotne role w planach Kriegsmarine odgrywają U-Booty, wreszcie jak kluczową rolę w przyszłej wojnie – co do której wybuchu za sprawą imperialnej polityki III Rzeszy nie miał wątpliwości – odegra blitzkrieg. Wedemeyer wspominał, że na hajlowanie sprzątaczek w koszarach po pewnym czasie zaczął odpowiadać powitaniem „Heil Roosevelt", czym zaskarbił sobie powszechną sympatię...
Andrew Nagorski
"Hitlerland"
REBIS
Andrew Nagorski jest amerykańskim historykiem i dziennikarzem polskiego pochodzenia. Napisał między innymi głośną książkę „Największa bitwa: Moskwa 1941–1942". Właśnie nakładem wydawnictwa Rebis wydana została jego nowa praca „Hitlerland".
Skomentuj