Zimowa noc z 22 na 23 stycznia 1863 roku na wschodnich terenach Królestwa Kongresowego. Nieopodal Kodnia, w lesie o nazwie Borek, pojawiają się grupki mężczyzn. Wszyscy podążają do tego samego miejsca, w którym ma się spotkać cała organizacja spiskowa. Dziś symbolicznie upamiętnione jest ono drewnianym krzyżem. Idą wprost z kościoła, gdzie uczestniczyli we mszy świętej, a następnie otrzymali błogosławieństwo przed czekającym ich zadaniem. Około północy gromadzą się wszyscy spiskowcy, około 250 osób.
Na czele utworzonego oddziału stają : 31-letni Władysław Miketta oraz jego rówieśnik Paweł Nencki. Pierwszy jest rządcą w dobrach kodeńskich należących do Elizy i Ludwika Krasińskich, natomiast drugi pełni w nich funkcję kasjera. Ich zadaniem jest zaatakowanie oraz rozbicie stacjonującego w Kodniu oddziału wojsk rosyjskich, co ma ułatwić zajęcie traktu brzeskiego przez pozostałe oddziały powstańcze województwa podlaskiego. Wszyscy są bojowo nastawieni i przekonani o możliwym sukcesie.
Zręby w zaściankach
Początki działalności spiskowej w Kodniu oraz najbliższej okolicy związane były z przybyciem do powiatu bialskiego jesienią 1862 roku wysłannika Komitetu Centralnego Narodowego – Romana Rogińskiego. Jak się okazało, grunt był niezwykle podatny i dlatego też miejscowa ludność, przejmując głoszone idee, chętnie przyłączała się do spisku. Dość szybko zręby organizacji powstały w zaściankach szlacheckich Tuczna, Wiski i Huszcza, a stamtąd przeniosły się na obszar Kodeńszczyzny obejmującej miasto oraz kilkanaście folwarków stanowiących w przeszłości majątek Sapiehów. Swoistym centrum działań spiskowych stał się folwark Dobromyśl zamieszkiwany przez Mikettę, Neckiego oraz pochodzącego z Litwy rachmistrza Bolesława Grubeckiego, który jako pierwszy nawiązał konspiracyjne kontakty z Romanem Rogińskim. W krótkim czasie wiodącą rolę przejął jednak najbardziej energiczny Władysław Miketta. Do organizacji przystępowali systematycznie nowi członkowie wywodzący się z mieszczan kodeńskich oraz oficjalistów i służby z okolicznych folwarków, a wszystko to za aprobatą miejscowego proboszcza ks. Tytusa Zegarta.
W 1863 roku Kodeń liczył około 2,5 tys. mieszkańców i miał za sobą czasy dawnej świetności. Funkcjonowała jeszcze ostatnia fabryka sukiennicza założona przez Elżbietę z Branickich Sapieżynę, zawód swój wykonywało kilkudziesięciu szewców kontynuujących dawną tradycję, którą charakteryzowało powiedzenie, iż Kodeń na stu szewcach stoi. Sukiennicy włączyli się do działalności spiskowej całymi rodzinami, jak na przykład pięciu braci Lańskich, trzech braci Płandowskich czy też rodzina Jałtuszewskich.
Kosy i piki
Można szacować, że do organizacji przystąpiło około 80 mieszkańców miasteczka. Stosowano specjalne hasła identyfikujące członków organizacji. Dzięki temu działalność ta, mimo że prowadzona pod bokiem wojsk rosyjskich, do końca nie została ujawniona. Równie prężnie rozwijała się ona w okolicznych miasteczkach, takich jak Piszczac oraz Sławatycze, a także we wsi Tuczna, w której praktycznie cała miejscowa ludność została zaprzysiężona.
W styczniu 1863 roku w mieście stacjonował liczący 365 żołnierzy rosyjski park artyleryjski nr 2, dowodzony przez ppłk. Kazańskiego, prawdopodobnie Polaka z pochodzenia. Składał się z dobrze wyszkolonych i uzbrojonych w broń palną żołnierzy. Rozmieszczony był w centrum miasteczka, w budynkach okalających kościół św. Anny z obrazem Matki Boskiej Kodeńskiej oraz w zabudowaniach probostwa. Dowództwo mieściło się w stojącej przy rynku, wybudowanej jeszcze za czasów sapieżyńskich, austerii o nazwie Kafenhauz, natomiast koszary żołnierskie oraz magazyny – w drewnianych budynkach nad rzeczką Kałamanką (dopływem Bugu) oraz w popadającym w ruinę starym zamku Sapiehów.
Kwaterujący w mieście żołnierze nie spodziewali się ataku. Tymczasem po północy sformowany w lesie oddział skierował się do centrum miasteczka. Spiskowcy z Kodnia przekazali ostatnie informacje o sytuacji w mieście. Nastąpił rozdział zgromadzonych kos oraz pik, które były wcześniej przekuwane w kodeńskich oraz folwarcznych kuźniach. Broń palna była rzadkością. Jedynie Paweł Necki posiadał doświadczenie wojskowe, albowiem – jeśli wierzyć Rogińskiemu – służył w przeszłości w batalionach orenburskich. Jemu też przypadło główne zadanie zaatakowania siedziby dowództwa rosyjskiego.
Dzwon triumfu
Około godz. 1 po północy strzałem z pistoletu zabił wartownika, dając tym samym sygnał do ataku. Podzieleni na grupy powstańcy atakowali oddalone od siebie o kilkaset metrów poszczególne miejsca stacjonowania żołnierzy rosyjskich. Bój rozpościerał się na rynku, dawnym wzgórzu zamkowym oraz wokół budynków probostwa. Szala zwycięstwa szybko przechyliła się na stronę powstańców. Zaskoczeni atakiem żołnierze często nie podejmowali walki i w panice uciekali do najbliższego garnizonu mieszczącego się w nieodległym Brześciu. W trakcie przechodzenia przez zamarzniętą rzeczkę załamał się lód i wielu z nich uległo podtopieniu. Niektórzy próbowali ukryć się w domach mieszczańskich, gdzie jednak systematycznie odnajdywani byli przez powstańców. Jedyny większy punkt oporu identyfikowany był w miejscu przechowywania kasy parku bronionego przez 12 żołnierzy. Jednak i oni zmuszeni byli ustąpić przed zdecydowanym naporem atakujących. Ciężko ranny został dowódca parku ppłk Kazański. Przy pomocy żołnierzy udało mu się jednak uciec.
W ferworze walki doszło do szeregu ciekawych zdarzeń. Seweryn Liniewski, który w lutym w swoim majątku Lejno gościł kodeńskich powstańców, wspominał, że jeden z nich usiłował podpalić drewniane budynki zajmowane przez Rosjan i dopiero interwencja proboszcza obawiającego się rozprzestrzenienia pożaru powstrzymała go przed realizacją tego zamierzenia. Nad ranem bitwa ucichła. W kościele św. Anny bił największy dzwon zwany Mikołajem uruchomiony przez kościelnego, a zarazem uczestnika bitwy Bazylego Głowackiego, obwieszczając odniesione zwycięstwo. Wynik bitwy był zaskakujący. Wśród powstańców nie było zabitych (brak danych o rannych), natomiast straty rosyjskie wyniosły pięciu zabitych, 15 rannych oraz 50 żołnierzy wziętych do niewoli wraz z jednym oficerem por. Antonienką. W ręce powstańców wpadła, jakże potrzebna, broń palna wraz z ładunkami prochowymi. Według różnych źródeł było to od 50 do 300 karabinów. Dodatkowo zdobyto także pieniądze w ilości około 4 tys. rubli. Radość ze zwycięstwa nie trwała jednak długo, albowiem odgłosy bitwy docierały do twierdzy brzeskiej, skąd niezwłocznie wysłano z pomocą dwie roty piechoty. Pomoc ta jednak przyszła za późno, powstańcy kodeńscy zdołali już bowiem opuścić miasto i udać się do Zalesia, które było miejscem koncentracji wojsk powiatu bialskiego.
Walka do końca
Porażka w bitwie kodeńskiej nie została przez władze zapomniana. Działania represyjne nasiliły się w drugiej połowie 1863 roku, kiedy sytuacja w teatrze działań wojennych stawała się powoli opanowana. Prowadzono specjalne śledztwo, którego celem było ujawnienie uczestników bitwy. Systematycznie następowały w Kodniu aresztowania, w konsekwencji których kilkadziesiąt osób z miasta i okolic zesłanych zostało na Syberię lub skazanych na służbę w rotach aresztanckich. Przez osiem miesięcy w twierdzy brzeskiej przebywał też ks. Tytus Zegart.
Przywódcy kodeńskiej organizacji kontynuowali walkę zbrojną. Władysław Miketta oraz Paweł Necki wraz z kilkudziesięcioma osobami po bitwie pod Białką odłączyli się od Romana Rogińskiego i udali się na Lubelszczyznę. Tam, już 22 lutego 1863 roku w okolicach Żalina, aresztowany został Paweł Necki. Prawdopodobnie przebywał on przez pół roku w więzieniu lubelskim, dalsze jego losy nie są jednak znane. Z kolei Władysław Miketta walczył jeszcze przez kilka miesięcy w szeregach oddziału Józefa Ruckiego, aż do dnia 26 sierpnia 1863 roku, kiedy to poległ w bitwie pod Fajsławicami. Z kolei Bolesław Grubecki do końca pozostał przy Romanie Rogińskim. Uczestniczył w jego marszu na Polesie, gdzie wraz z ostatnimi towarzyszami naczelnika w marcu 1863 roku został ujęty w Żytkowicach. Przez blisko rok przebywał w twierdzy brzeskiej i dopiero w 1864 roku zesłano go na Syberię, gdzie zmarł.
Bitwa kodeńska niewątpliwie stanowiła największy sukces pierwszej nocy powstania styczniowego. Była swoistym ewenementem w całej sekwencji nieudanych lub niedoszłych do skutku ataków. Możliwa była dzięki zaangażowaniu wszystkich środowisk podejmujących działalność spiskową, dobrej organizacji oraz właściwie zaplanowanej i wykonanej akcji powiązanej z odwagą oraz brawurą jej uczestników.
Skomentuj