Komunizm był i jest najstraszniejszą, najbardziej ludobójczą ideologią świata. Przez 75 lat ciemiężył Rosję, przez 40 lat Polskę, do dziś miliony ludzi cierpią pod władzą komunistyczną na Dalekim Wschodzie. Czy była szansa, żeby zniszczyć tę zarazę w zarodku?
Taka szansa była. Brytyjskie tajne służby podjęły próbę obalenia Lenina i Trockiego jesienią 1918 roku. Była to jedyna poważna akcja zmierzająca do dokonania przewrotu w bolszewickiej Rosji, podjęta przez kraj zachodni w okresie zaraz po rewolucji. Potem alianci starali się osiągnąć ten cel przez popieranie białych Rosjan. Operacja, o której mówimy, przeszła do historii jako spisek Lockharta.
Kim był Lockhart?
Robert Hamilton Bruce Lockhart był nieoficjalnym emisariuszem brytyjskiego premiera Lloyda George'a, przebywającym w Moskwie po rewolucji. Niezwykle malownicza postać rodem z awanturniczych powieści. Agent tajnych służb, miłośnik kobiet i alkoholu, bywalec cygańskich obozów. Podczas pobytu w bolszewickiej stolicy dostarczał pieniądze siłom antykomunistycznym.
Na czym polegał jego spisek?
Nawiązał kontakty z Łotyszami, którzy w tamtym okresie byli pretorianami bolszewików. To na Łotyszach oparli się Lenin i Trocki, to Łotysze wykonywali dla czerwonych brudną robotę i dbali o bezpieczeństwo komisarzy. Stanowili obsadę Kremla. Lockhart opracował plan, według którego strzelcy łotewscy się buntują, aresztują czołowych bolszewików i dokonują zamachu stanu.
Jak próbowano to zrealizować?
Lockhart spiskował z pułkownikiem Eduardem Bierzinem z 1. Łotewskiej Dywizji Artylerii Ciężkiej. Obaj panowie opracowywali plany puczu. Cała sprawa miała spore szanse na realizację. Strzelcy łotewscy znaleźli się bowiem w bardzo trudnej sytuacji. Mieli coraz mniejszą ochotę wysługiwać się bolszewikom, ale z drugiej strony do swojej ojczyzny – znajdującej się pod okupacją niemiecką – wrócić nie mogli. Byli sfrustrowani i niezadowoleni. Wcześniej co prawda uratowali bolszewików, gdy stłumili powstanie eserowców, ale ich lojalność nie była niczym pewnym.
Co więc poszło nie tak?
Nastąpiło to, co na ogół rozbija tajne spiski. Wsypa. Lockhart nie wiedział, że Bierzin jest prowokatorem sowieckiej tajnej policji, który o wszystkich spotkaniach z Brytyjczykiem informował na bieżąco zastępcę Dzierżyńskiego – znanego z krwiożerczości łotewskiego czekistę Jakowa Petersa. Dodatkowo donos na Lockharta złożył korespondent „Le Figaro" René Marchand, który dowiedział się o spisku i natychmiast popędził z tą informacją do Czeka.
Co zrobili czekiści?
Przez pewien czas inwigilowali spiskowców i pozwolili, aby ich plany przybrały konkretny wymiar. A na początku września 1918 roku nastąpiły aresztowania. Zatrzymano Lockharta i wielu innych przedstawicieli państw alianckich w Moskwie. Zaskoczony w swoim mieszkaniu przedstawiciel francuskiego wywiadu pułkownik Henri de Verthamont uciekał przed czekistami po dachach. Natychmiast po aresztowaniach sowiecka prasa rozpoczęła propagandową kampanię wymierzoną w państwa ententy. Ujawniono wszystkie szczegóły spisku, niesamowicie je przy tym wyolbrzymiając.
Jak traktowano Lockharta w więzieniu?
O dziwo dobrze. Był to przecież okres, gdy komuniści w bezwzględny sposób eksterminowali swoich przeciwników politycznych. Rosja spływała krwią, a metody przesłuchań Czeka były diabelskie. Brytyjski agent nie był jednak bity. Przesłuchiwał go Peters, który próbował go nawet zwerbować. Być może bolszewików hamował fakt, że Brytyjczycy natychmiast po aresztowaniu zatrzymali prewencyjnie Maksyma Litwinowa, który był wówczas przedstawicielem sowieckim w Londynie, i jego współpracowników.
Branie zakładników to chyba dość nietypowe metody jak na dyplomację.
(śmiech) To prawda. Ale proszę pamiętać, że takie reguły gry narzucili czerwoni, którzy zachowywali się w sposób barbarzyński. W porewolucyjnym okresie ich ofiarą padło wielu obcokrajowców. Istniała więc poważna obawa, że Lockhart i inni przedstawiciele państw alianckich zostaną straceni. Gdy już mówimy o Litwinowie, potem zrobił on w Sowietach zawrotną karierę. Był ministrem spraw zagranicznych Związku Sowieckiego. Dopiero w 1939 roku zwolnił go ze stanowiska Stalin, żeby zrobić miejsce dla Mołotowa. Mało osób wie o tym, że Litwinow był żonaty z brytyjską pisarką Ivy Lowe, która potem zdecydowała się wyjechać z mężem do Rosji bolszewickiej.
Co za błąd!
Zdecydowanie, to był największy błąd jej życia. Przeszła tam przez koszmar.
Postać Litwinowa jest w Polsce dość dobrze znana. Urodził się bowiem w Białymstoku. Był polskim Żydem.
Domyślam się jednak, że mniej znana jest postać jego syna Pawła Litwinowa, który nie poszedł w ślady ojca. W latach 60. i 70. był czołowym sowieckim dysydentem. Był ostro represjonowany przez władze.
Wróćmy do roku 1918.
Lockhart w końcu nie stanął przed sądem. Został wymieniony na Litwinowa i jego ludzi, co było pierwszą tego typu wymianą zakładników. Potem, podczas zimnej wojny między Związkiem Sowieckim a Zachodem, do takich wymian dochodziło już często. Litwinow i Lockhart byli jednak pionierami.
A co Lockhart, na wypadek powodzenia spisku, planował zrobić z aresztowanymi przywódcami bolszewickimi?
Były rozmaite pomysły. Mówiono o aresztowaniu, procesie, a nawet o przepędzeniu Lenina, Trockiego i innych czołowych komisarzy ulicami Moskwy z obnażonymi pośladkami. Były to jednak idee niepoważne. Należy założyć, że w wypadku powodzenia spisku Lenin i Trocki zawiśliby na latarniach.
Jaka miła wizja.
(śmiech) Prawda?
Gdyby plan pańskiego rodaka się powiódł, zaoszczędziłoby to życie 100 mln ofiar komunizmu na całym świecie. 22 lata później nikt nie strzelałby polskim oficerom w potylicę w Katyniu.
Tak, całego tego koszmaru by nie było. Niestety plan Lockharta się nie powiódł.
30 sierpnia 1918 roku podjęto jednak próbę zabicia Lenina. Czy miała ona coś wspólnego z brytyjskim spiskiem?
Nie, to były dwie różne sprawy. Ten zamach na Lenina do dzisiaj jest owiany tajemnicą. Według bolszewików strzelała eserówka – Fanny Kapłan. Wiadomo jednak, że ta kobieta miała bardzo słaby wzrok, nie nadawała się na zamachowca. Podejrzenia wzbudza również to, że bolszewicy niemal natychmiast ją rozstrzelali. Cała ta sprawa czeka na wyjaśnienie. Te miesiące w Rosji to czas totalnego chaosu. Rozmaite zwalczające się organizacje, tajne spiski, intrygi i służby specjalne. Bardzo przypominało to akcję filmów o Jamesie Bondzie.
Dlaczego Brytyjczycy i Francuzi chcieli obalić bolszewików?
Dlatego, że w marcu 1918 roku w Brześciu bolszewicy zawarli traktat pokojowy z państwami centralnymi, na mocy którego bolszewicka Rosja wyszła z I wojny światowej. Dla Brytyjczyków i Francuzów to była katastrofa. Niemcy mogli przerzucić teraz swoje dywizje na front zachodni. Celem spisku Lockharta było więc stworzenie w miejscu reżimu bolszewickiego takiego rządu, który byłby skłonny do dalszej walki z państwami centralnymi.
Co by się stało z bolszewikami, gdyby Niemcy jednak zwyciężyły na froncie zachodnim?
Niemcy natychmiast odwróciliby się na wschód i dokończyli dzieła. Przejechaliby jak walec po Rosji sowieckiej, rozbiliby słabą wówczas Armię Czerwoną i zrobiliby to, co wcześniej planował Lockhart – powiesili Trockiego i Lenina na najbliższych latarniach miejskich. Zwycięskie Niemcy zniszczyłyby bolszewizm w 1918 czy 1919 roku.
Czyli wygląda na to, że zwycięstwo państw centralnych w I wojnie leżało w interesie ludzkości.
Wiedząc o wszystkich zbrodniach, jakich dopuścili się później komuniści, rzeczywiście można postawić taką tezę. Ale z drugiej strony proszę pamiętać, że wówczas cała Europa Wschodnia – na czele z Polską – stałaby się częścią niemieckiego imperium. To także nie jest zbyt zachęcająca wizja.
Oprócz spisku Lockharta alianci podejmowali również inne działania. Brytyjczycy, Francuzi, Amerykanie i Japończycy podjęli interwencję zbrojną w Sowietach. Rzucili do tej akcji jednak niewielkie siły, których działania były rachityczne. Dlaczego zabrakło im zdecydowania?
Alianci gonili resztkami sił. Byli bardzo blisko przegrania wojny na froncie zachodnim. Trudno się więc dziwić, że nie byli w stanie otworzyć drugiego frontu przeciwko bolszewikom w dalekiej Rosji. A po listopadzie 1918 roku, gdy Niemcy skapitulowały, wśród społeczeństw Zachodu zapanował nastrój triumfu i ulgi. Domagano się, aby nasi „chłopcy wrócili do domu". Nie widziano sensu dalszej walki z jakimiś bolszewikami. Na przykład w Wielkiej Brytanii sprawę poważnie utrudniały lewicowe, prosowieckie związki zawodowe.
I zamiast obalić diabelski system, premier Lloyd George w 1921 roku podpisał z bolszewikami umowę handlową.
To był koszmarny błąd. On naiwnie wierzył, że najlepszym sposobem na zniszczenie komunizmu będzie handlowanie z nim. Uważał, że jeżeli ludzie w Rosji sowieckiej się wzbogacą, to przestaną wspomagać komunizm i system się załamie. Że kapitalizm pokona socjalizm siłą handlu i pieniądza. Skutki były oczywiście odwrotne. Lenin dzięki tej umowie i wprowadzeniu NEP uratował bolszewicką gospodarkę przed bankructwem. Stalin nigdy nie byłby w stanie zbudować militarnej i przemysłowej potęgi Związku Sowieckiego w latach 30., gdyby nie technologie, maszyny i części zamienne, które kupił od Zachodu. Anglosasi sami stworzyli więc imperium, z którym potem przez pół wieku toczyli zimną wojnę.
W pańskiej najnowszej książce „Szpiedzy i komisarze" sporo miejsca poświęca pan Polakom.
Polacy, w przeciwieństwie do Brytyjczyków, znakomicie rozumieli, czym jest bolszewizm i jakie zagrożenie ze sobą niesie. Józef Piłsudski – wasz wielki mąż stanu – nie miał co do tego żadnych złudzeń. To w Polsce rozegrała się najważniejsza wojenna kampania ówczesnego świata.
Rok 1920.
Oczywiście. Przecież Tuchaczewski po pokonaniu Polaków nie zatrzymałby się w Warszawie, tylko przeniósł „płomień rewolucji" do Niemiec i innych krajów Europy Środkowej. Skutkiem polskiej klęski w Bitwie Warszawskiej byłaby II wojna światowa.
II wojna światowa, do której doszłoby nie w roku 1939, ale już w roku 1920. Historia mogła potoczyć się w całkowicie innym kierunku.
Jak by przebiegała taka II wojna światowa?
Po upadku Polski Armia Czerwona wdarłaby się do Niemiec. Natychmiast wybuchłaby tam wojna domowa, która byłaby krwawą rzeźnią. Tak jak krwawą rzeźnią była wojna domowa w Rosji. Te same sceny, które rozgrywały się na ulicach Piotrogrodu czy Moskwy, powtórzyłyby się teraz na ulicach Berlina i Hamburga. Nastroje komunistów w Niemczech były wówczas bardzo radykalne. Trocki i Lenin staraliby się za pomocą bagnetów utworzyć niemiecki rząd bolszewicki. Z drugiej strony siły antykomunistyczne w Niemczech były także bardzo zdeterminowane i znacznie silniejsze niż w Rosji.
Co wówczas zrobiłyby Francja i Wielka Brytania?
Nie miałyby wyboru i musiałyby przystąpić do takiej wojny. Gdyby bolszewicy masakrowali Niemcy, obu rządom byłoby znacznie łatwiej przekonać swoje społeczeństwa do kolejnej wojny. Barbarzyńcy staliby bowiem u bram. Wielka Brytania i Francja wówczas przystąpiłyby do krucjaty przeciwko komunizmowi. Myślę, że Amerykanie również musieliby wrócić na kontynent. Powtarzam: Piłsudski pokonując Tuchaczewskiego w 1920 roku, uratował więc naszą planetę przed II wojną światową już w roku 1920.
Kto by wygrał taką wojnę?
Przede wszystkim należy stwierdzić, że taka wojna byłaby katastrofą dla narodów Starego Kontynentu. Byłaby bowiem znacznie bardziej zacięta i krwawa niż I wojna światowa. Byłaby to w wykonaniu bolszewików wojna rewolucyjna. Niemcy zostałyby rozerwane na kawałki. Zginęłaby olbrzymia liczba cywilów. Ostatecznie jednak wydaje się, że bolszewicy musieliby przegrać. Armia Czerwona używała przestarzałego sprzętu z arsenałów Mikołaja II, sowiecka gospodarka była w stanie opłakanym. W roku 1921 produkowała jedną siódmą tego, co produkowała w roku 1913. Na dłuższą metę z aliantami bolszewicy nie mieli szans.
Oczywiście środkami wyłącznie militarnymi Sowiety by Europy nie podbiły. Ale co by się stało, gdyby udało im się wywołać w krajach alianckich rewolucje?
Wtedy oczywiście ich szanse by wzrosły. Na przykładzie Wielkiej Brytanii mogę jednak powiedzieć, że szansa na taki scenariusz była niewielka. Brytyjska partia komunistyczna była bardzo słaba i nieliczna. We Francji była nieco silniejsza, ale oba rządy dałyby sobie z nimi radę.
Większość ludzi na Zachodzie nie ma pojęcia, że w 1920 roku Polacy uratowali ich przed takimi kłopotami.
Niestety to prawda. Wiedza na temat historii wschodniej części Europy jest na Zachodzie niewielka. I dotyczy to nie tylko Bitwy Warszawskiej. Weźmy upadek komunizmu pod koniec lat 80. To Polska jako pierwsza obaliła u siebie ten system, to Polska wcześniej sprawiała Sowietom największe problemy w całym bloku. W Londynie, Waszyngtonie czy Paryżu, gdy mówi się o końcu komunizmu, wskazuje się na wielką politykę i dyplomację – rozgrywkę między Ronaldem Reaganem a Michaiłem Gorbaczowem. To, co działo się za żelazną kurtyną – czyli realne antykomunistyczne działania uciemiężonych narodów – schodzi niestety na dalszy plan.
Gdy mówimy o upadku komunizmu – dziś dla Zachodu jego symbolem jest upadek muru berlińskiego, a nie „Solidarność".
Domyślam się, że to musi być dla Polaków bardzo frustrujące. Niestety wielu zachodnich dziennikarzy, komentatorów czy nawet intelektualistów patrzy na wielkie wydarzenia historyczne w sposób niezwykle uproszczony. Historia w ich wykonaniu przypomina bardziej kreskówkę niż prawdziwe życie. Niestety Polska i jej wielkie zasługi dla świata często padają ofiarą tego infantylnego podejścia.
Robert Service jest brytyjskim historykiem i sowietologiem. Wykłada na Uniwersytecie w Oksfordzie. Jest autorem wielu światowych bestsellerów. Między innymi biografii Stalina, Trockiego i Lenina oraz głośnej książki „Towarzysze". Właśnie – nakładem wydawnictwa Znak – ukazała się po polsku jego najnowsza praca: „Szpiedzy i komisarze. Jak bolszewicy udaremnili światowy spisek".
Skomentuj