Niczym dziecko znudzone zabawką chciał powrócić do swojego ulubionego zadania – wywoływania rewolucji w krajach Trzeciego Świata. Najpierw w 1965 roku udał się do Konga, by wspierać partyzantów Kabili. Został jednak pokonany przez wojska rządowe, wspierane przez CIA i białych najemników Szalonego Mike'a. Wrócił zatem na Kubę i zaczął przygotowywać plan wywołania rewolucji w Ameryce Południowej.
W góry Boliwii!
Pierwotny plan Che zakładał podróż z kilkoma kubańskimi ochotnikami do Boliwii i przeniknięcie stamtąd do Argentyny – ojczyzny Guevary. Przerzut mieli wspomagać boliwijscy komuniści, operujący głównie w miastach. Ich szefem był Mario Monje, który dawał jednak Kubańczykom wyraźne sygnały, że Boliwia nie dojrzała do rewolucji. Miał rację. Niedawno przeprowadzono tu reformę rolną, której efektem było powstanie warstwy uwłaszczonych kmieci średniaków. Nie byli to ludzie zamożni, nie przepadali za swoimi bogatszymi sąsiadami, jednak zadowoleni ze świeżych zdobyczy podejrzliwie traktowali wszelkich agitatorów. W Boliwii istniał pluralizm polityczny, panowały przy tym silne nastroje nacjonalistyczne, co źle wróżyło wszelkim politycznym akcjom wywoływanym z zewnątrz. Istniał wręcz niepisany pakt „wojskowo-chłopski". Prezydent Rene Barrientos współpracował z USA.
Monje zgodził się zatem wspomagać materiałowo Che, pod warunkiem iż zostanie on w Boliwii na krótko. Wyjazd Guevary był również na rękę Castro. Ideologiczny dogmatyzm Che zaczynał ciążyć na stosunkach z Sowietami. Jego tyrady, w których domagał się zniszczenia USA, powodowały presję Waszyngtonu, którą Castro chciał nieco złagodzić.
Guevara zmienił jednak plany. Stwierdził, iż zaszyje się właśnie w boliwijskiej dziczy na dłużej. Chciał stworzyć obóz partyzancki odizolowany od świata, gdzie przeprowadzałby szkolenia wojskowe i agitację. Po jakimś czasie chciał przejść do walki zbrojnej, która miałaby się rozlać na Argentynę, Chile i Peru. Chciał udowodnić, iż partyzantkę można stworzyć od podstaw, nawet w niesprzyjającej sytuacji społecznej.
Monje wyznaczył Guevarze niezbyt korzystne miejsce na obóz, w południowej części kraju. Nie było tam gęstej dżungli, wody ani zwierzyny. Che przybył do Boliwii potajemnie na początku listopada 1966 roku. Był znakomicie ucharakteryzowany – nie przypominał romantycznego bojownika z długimi włosami. Wyglądał teraz jak łysiejący urzędnik w grubych okularach. Założył obóz w wąwozie Ąancahuazú. Grupa Che liczyła kilkadziesiąt osób. Zorganizowano umocnienia, magazyny broni, leków i żywności, sprzęt łączności. Do grupy zaczęli powoli spływać ochotnicy z Boliwii, w tym zakochana w Che enerdowska komunistka Tama „Tania" Bunke oraz Moises Guevara (zbieżność nazwisk przypadkowa), rozłamowiec z boliwijskiej partii komunistycznej.
Czarna komedia
W lutym i marcu 1967 roku, zanim doszło do starcia z pierwszym boliwijskim żołnierzem, zepsuły się wszystkie nadajniki. Człowiek wysłany po lampy wiózł je na podłodze jeepa, po wertepach, z dużą prędkością. Od tej pory łączność z Hawaną odbywała się tylko za pomocą kurierów.
Che mimo to wyruszył z większością grupy na sześciotygodniowy rekonesans w góry. Wyprawa przerodziła się w czarną komedię. Dwóch partyzantów utonęło w rzece, inni potracili buty, skończyły się racje żywnościowe. Che kazał więc zabić konia, za którego słono zapłacił parę dni wcześniej. Kilka dni potem zatonęła tratwa z bronią i zapasami. Ciągle wybuchały awantury.
Ludzie Che, zwłaszcza ci zwerbowani przez Moisesa, chwalili się okolicznym wieśniakom i przedsiębiorcom, kim są i jakie mają zadania. Paru zdezerterowało z bronią, po czym po kilku dniach zostali złapani przez patrol wojska. Inni zorganizowali przedwcześnie zasadzkę na żołnierzy. Zabili jednego, ale taktyczny sukces doprowadził do dekonspiracji całego oddziału. Kurierzy, bojąc się konsekwencji, zapadli się pod ziemię. Do tego „Tania" zamiast pełnić konspiracyjną służbę w mieście, popędziła w góry do obiektu swojej miłości. Od wiosny 1967 roku jakikolwiek kontakt z Kubą był niemożliwy.
Che łudził się jednak, iż może tę rozgrywkę wygrać. W dwóch zasadzkach (marzec, kwiecień) pokonał boliwijskie oddziały, tracąc tylko jednego partyzanta przy stratach przeciwnika sięgających kilkudziesięciu żołnierzy. Jednak w Santa Cruz i La Paz doszło do licznych aresztowań wśród komunistów. W czasie śledztw – gdzie policja nie przebierała w środkach – złapani szybko podawali szczegóły dotyczące oddziału Che.
Che Guevara zdecydował się zatem opuścić zdekonspirowany obóz w kwietniu. Rozpoczął się trwający pół roku marsz po bezdrożach środkowej Boliwii. Che podzielił swoje siły na dwie kolumny, wyznaczając jednak tylko jedno miejsce i jeden termin spotkania. Grupy się więc zgubiły . Che brał zakładników, mordował chłopów, którzy nie chcieli oddać plonów czy zapasów. Nic dziwnego, że wieśniacy ochoczo donosili armii o pozycji oddziału Che.
31 sierpnia mniejsza tylna straż oddziału została zmasakrowana w czasie przekraczania Rio Grande. W Hawanie, gdzie o losach Che dowiadywano się tylko z prasy, zapanowały ponure nastroje. Akcja ratunkowa nie wchodziła w grę. Postawiłaby Castro w roli interwenta. Sowieci nie życzyli sobie kubańskiej samowolki, rozgrywkę z USA chcieli prowadzić na swoich warunkach.
Che od urodzenia był astmatykiem. Do czasu wyprawy boliwijskiej zawsze radził sobie z problemem, nosząc przy sobie leki, strzykawki i inhalatory. Używał ich, kryjąc się z Fidelem w kubańskich górach w czasie rewolucji. Teraz jednak wszystkie medykamenty potonęły w rzekach albo zostały w ewakuowanym obozie. Na nic zdały się napady na skąpo zaopatrzone wiejskie apteki. Do astmy doszła czerwonka. Che musiał jechać przywiązany do muła. Był tak osłabiony, że wypróżniał się bezpośrednio w mundur.
Egzekucja
We wrześniu nadeszły ostatnie chwile, w których mógł rozwiązać oddział i czmychnąć. Twardo obstawał jednak przy swoim. Uderzenie na miasteczko Vallegrande miało stać się momentem zwrotnym jego marszu. Nie wiedział jednak, że okoliczne wąwozy oraz samo miasto są już obsadzone przez świeżo wyszkolonych rangersów. W jednym z jarów w pobliżu przysiółka La Higuera pewien wieśniak z synem dostrzegli grupę Che. Natychmiast zawiadomili wojsko. Najbliżej był pluton kapitana Gary'ego Salmona, który zorganizował zasadzkę w parowie. W nocy z 8 na 9 października Che zdecydował się zalec na jego dnie z nadzieją, iż wojsko jakoś ich przeoczy. Rangersi jednak dostrzegli straże partyzantów u wylotu jaru i zaczęli je ostrzeliwać. Grupa Che zaczęła się wycofywać. Che został ranny w łydkę, a jego karabin nie działał. Mała grupka partyzantów, ciągnąc swojego dowódcę w górę ściany parowu, wyszła wprost pod lufy trzech rangersów. „Rzućcie broń i podnieście ręce" – rozkazali żołnierze. Che i towarzysze posłuchali. Guevara zakrzyknął również: „Nie strzelajcie! Jestem Che Guevara i jestem dla was więcej warty żywy niż martwy". Che nie wiedział jeszcze, że srodze się pomylił – na razie jednak trafił do La Higuera, gdzie rannego, zrezygnowanego, obszarpanego i niemal nieprzytomnego położono na klepisku szkoły.
Boliwijczycy mieli problem, co zrobić z Che. Każde wyjście wydawało im się złe. Proces ciągnąłby się bardzo długo. W Boliwii nie było kary śmierci, a słabość aparatu więziennictwa z pewnością spowodowałaby akcje odwetowe czy ratunkowe ze strony Kuby. Oddanie Che Amerykanom (o co ci zabiegali) godziłoby w prestiż kraju. Pozostała trzecia droga – szybka egzekucja. 9 października o godz. 6.30 rano do La Higuera przyleciało kilku wyższych rangą wojskowych w asyście agenta CIA kubańskiego pochodzenia. Chwilę potem porucznik Mario Terana oddał w pierś Guevary kilka strzałów. Według relacji miejscowych wieśniaków i samego kapitana Prado Che przez całą noc był przekonany, iż stanie przed sądem.
Boliwijczycy przewieźli ciało do szpitala w Vallegrande, wystawiając je na widok publiczny. Dłonie Che zostały chirurgicznie odcięte w celu identyfikacji. Potem w niewyjaśnionych okolicznościach znalazły się na Kubie. Przez wiele lat Boliwijczycy utrzymywali, że spalili ciało Guevary. Potajemnie pochowali je jednak pod pasem startowym w Vallegrande, co wyszło na jaw dopiero w 1997 roku.
Na krwawym szlaku
Śmierć Che Guevary tylko wzmocniła oddziaływanie mitu, jaki narósł wokół jego osoby. W wielu krajach latynoskich stawiano mu pomniki. Gdzieniegdzie zaczęto go traktować jak świętego czy też samego Chrystusa. Łatwo jest wyjaśnić kult Che wśród Latynoamerykanów tradycyjną niechęcią do jankesów i endemiczną biedą. Trudno jednak odpowiedzieć na pytanie, skąd w społeczeństwach europejskim i amerykańskim, promujących prawa człowieka, wezbrała fala sympatii dla kogoś, kto te prawa przez całą swoją karierę łamał w sposób brutalny?
W swojej książce „Mój kuzyn Che" bliski krewny Che Guevary, Alberto Benegas Lynch, twierdzi, iż „Che jako chłopiec czerpał sadystyczną przyjemność z zadawania bólu zwierzętom". Jak dorosły przerzucił się na ludzi...
Krwawy szlak Che Guevary rozpoczął się już na Kubie w okresie górskiej partyzantki. Oddziały Che i Fidela Castro dokonywały mordów na chłopach, którzy współpracowali z policją reżimu Batisty. Sam Che wykonał w tym okresie 22 egzekucje . O egzekucji jednego ze stronników Batisty napisał: „Sytuacja była niezręczna, więc skończyłem ją, oddając strzał z pistoletu w prawą skroń. Kula przeszła przez mózg i wyszła przez lewą kość skroniową". Innym razem: „Obawiam się, że ta śmierć była bezprawna, choć użyłem jej jako przykładu".
Chłopi początkowo niechętnie wspierali Fidela, bo jego akcje ściągały na nich zemstę rządu. Do partyzantów przyłączało się jednak wielu drobnych plantatorów marihuany, złodziei i bandytów szukających łatwych okazji do wzbogacenia się i do gwałtów. Grabieże stosowali również bezpośredni podwładni Che. Oddział udawał często agentów Batisty, chcąc sprowokować chłopów do politycznego określenia się. Sprowokowanych potem zastraszano. Po zdobyciu miejscowości Santa Clara Che Guevara rozkazał egzekucję 17 jeńców.
To jest rewolucja!
Po zwycięstwie rewolucji w styczniu 1959 roku Castro mianował go komendantem twierdzy La Cabana w Hawanie. Che dostał zadanie „oczyszczenia politycznego i ideologicznego armii". Do kazamatów spędzono wszystkich wojskowych, policjantów i współpracowników obalonego reżimu. Byli to szeregowi funkcjonariusze, najwięksi oprawcy uciekli bowiem z Batistą lub schronili się w ambasadach (na co zresztą mieli dużo czasu). Che Guevara rozpoczął parodię procesów sądowych. Miguel Duque de Estrada, jego zastępca, wspominał z rozbrajającą szczerością: „Wielu z nich (złapanych) nie miało dokumentów, nie znaliśmy nawet ich wszystkich nazwisk". O samym przebiegu procesu zaś: „On [Che] tu rządził i jego słowo jako dowódcy wojskowego było ostateczne".
Procesy rozpoczynały się wieczorem. Taka pora wybrana została specjalnie. Chodziło o to, by o świcie lub w nocy skazany na śmierć stawiał najmniejszy opór. Świadkowie nie potrafili często wskazać sprawców domniemanych zbrodni, innych pouczano w pobliskich pokojach, jak mają zeznawać. W czasie czystki Che osobiście lub wydając rozkazy, doprowadził do egzekucji od 70 do 500 osób. „To jest rewolucja! Nie stosujcie burżuazyjnych metod. Dowody mają znaczenie drugorzędne" – pouczał podwładnych.
Che Guevara był prawą ręką Fidela Castro. Wiedział zatem wszystko i wspierał decyzje dotyczące budowy systemu represji. Tylko w pierwszych dwóch latach nowego reżimu zabito 1,1 tys. osób. Liczba ta w latach 60., czyli gdy Che był u władzy, cały czas rosła. W obozach pracy i więzieniach z przyczyn politycznych zamknięto dziesiątki tysięcy ludzi. „Ja mierzę głębokość przemian liczbą ludzi, których one dotykają i którzy czują, że nie ma dla nich miejsca w nowym społeczeństwie" – tłumaczył zdumionemu prezydentowi Egiptu Naserowi swoje rewolucyjne metody. O obozach pracy mówił zaś tak: „Wysyłamy do Guanahacabibes ludzi, którzy w większym lub mniejszym stopniu popełnili przestępstwa przeciw rewolucyjnej moralności". Che tępił wolność prasy: „Musimy wyeliminować gazety. Nie możemy czynić rewolucji z wolną prasą. Gazety są instrumentem oligarchii". Wrogami byli dla niego także homoseksualiści, zwolennicy muzyki rockowej i jazzu (jako produktów imperialistycznych USA), co czyni jego dzisiejszych wyznawców ze świata show-biznesu jeszcze bardziej żałosnymi.
Sympatyzujący z komunistami filozof Jean Paul Sartre określił Che tak: „Jest nie tylko intelektualistą, lecz również najpełniejszą istotą ludzką naszych czasów". Znalazł bratnią duszę. Che Guevara, lekarz, przedstawiciel klasy średniej, wpadł na ten sam pomysł, co jego ideowi poprzednicy z rewolucji francuskiej czy bolszewickiej. Wiarę w to, iż za pomocą rewolucji można zbudować lepszy świat, gdzie zapanuje absolutna równość. Ten świat miał być tak wspaniały, iż każda egzekucja, represje czy wywłaszczenia – dokonywane na drodze do jego budowy – były według Che usprawiedliwione.
Skomentuj