W świecie zachodnim nie mija moda na hołubienie Dalajlamy, który, zanim został pozbawiony władzy przez komunistyczne Chiny, przewodził buddyjskiej teokracji położonej na sięgającym niebios płaskowyżu tybetańskim w sercu Azji. Słuch tymczasem zaginął po innej azjatyckiej teokracji, także położonej wysoko w górach. Tyle że chrześcijańskiej, zbudowanej przez nestorian.
Upadła podczas pierwszej wojny światowej, gdy Turcy i Kurdowie wyrzynali Ormian. Tragedia ta nie przebiła się jednak do powszechnej świadomości, nie ma komu lobbować w zachodnich parlamentach za uznaniem jej za ludobójstwo. Nestorianie, w przeciwieństwie do Ormian, zniknęli ze zbiorowej świadomości; wielka to strata, bo stworzyli nie tylko wspaniałą kulturę, zbudowali też oryginalny system polityczny łączący w spójną całość więzy plemienne z kościelnymi.
Strażnik nicości
Oglądany od wschodu masyw Hakkari, położony na styku dzisiejszej Turcji, Iranu i Iraku, to pnąca się w niebo skalno-śnieżna ściana wyrastająca z kamiennego płaskowyżu. Widok ten jeszcze dziś odstręcza od myśli o podboju tej krainy, a co dopiero w czasach bez samolotów, helikopterów, wojsk spadochronowych. W Hakkari od ponad dwóch dekad działa partyzantka Partii Pracujących Kurdystanu (PKK), a regularna armia turecka wciąż nie jest w stanie jej rozbić. Za sułtanów nawet nie myślała, by wchodzić w te góry.
Na niegościnnej ziemi gorące lato trwa krótko, już w październiku przychodzi zima. Temperatury spadają nawet do minus 30 stopni, ścieżki pokrywa śnieg, a porywiste wiatry zniechęcają do podróży, nawet do sąsiedniej doliny. Przez stulecia w Hakkari nie było żadnych dróg, nawet dzisiaj nieliczne trakty wiodące w góry są przez większą część roku nieprzejezdne. Właśnie w tym surowym kraju osiedlali się od XIII do XV wieku uciekający przed prześladowaniami nestorianie. Tu była ich ostatnia enklawa, w której rządzili się własnymi prawami.
Pozostały po nich niskie, przysadziste kościoły zbudowane z nieociosanego kamienia. Wysokie na 20–30 metrów, z trójkątnym dachem, wyglądają bardziej na bunkry niż świątynie. Podczas ataków muzułmanów miały chronić chrześcijan, którzy poza wiarą i staroświeckimi karabinami skałkowymi nie mieli innej obrony. W Hakkari świecą dziś pustkami, ale w sąsiednim irańskim regionie Urmia ciągle odbywają się w nich nestoriańskie modły. Msza nestorian jest jedną z najstarszych w świecie chrześcijańskim, wywodzi się wprost z liturgii świętego Jakuba odprawianej przez pierwszą gminę chrześcijańską w Jerozolimie, a jej język to wschodnioaramejski, zwany także neoasyryjskim. W prostej linii kontynuuje on mowę Nabuchodonozora i imperium nowoasyryjskiego. Kiedy brytyjski archeolog Austen Layard w latach 40. XIX wieku odkrywał ruiny jego stolicy, wokół wciąż mieszkał lud mówiący językiem mieszkańców Niniwy.
Garstka wolnych niegdyś chrześcijańskich górali dożywa swoich dni jako szczątkowa wspólnota więcej niż daleka od waleczności przodków. Jeśli chcielibyśmy ją poznać, trzeba odnaleźć nestoriańskiego proboszcza w mieście Urmia, który dzierży klucze do wszystkich kamiennych świątyń regionu. Kiedy je odwiedzałem, klucznikiem zapomnianego dziedzictwa był ksiądz Daraya, zbyt młody, by rozumieć, że jest strażnikiem nicości.
Teokracja górali
Kiedy jeszcze nestorianie rządzili górami Hakkari, podstawą ich systemu politycznego był Kościół, który jednoczył wszystkich i stał się ostatecznym czynnikiem rozstrzygającym spory oraz osią jednoczącą cały lud. Nie miał jednak terytorium ani władzy wykonawczej – jedynie autorytet, któremu podporządkowywała się cała wspólnota. Ale jaki autorytet!
Pochodził z nieprzerwanej ciągłości wspólnoty nestoriańskiej wywodzącej się jeszcze z czasów sporu o naturę Chrystusa z V wieku naszej ery. Wówczas to Nestoriusz, patriarcha Konstantynopola, wystąpił z tezą, jakoby Jezus został poczęty człowiekiem, dopiero potem wstąpił w niego Logos, druga osoba Trójcy Świętej. Natura boska i ludzka Jezusa są więc rozdzielone, a w takiej sytuacji Maryja nie może być czczona jako Matka Boża (Teotokos). Pogląd ten został odrzucony przez Sobór Efeski w 431 r., przyjął się jednak na Wschodzie. Z czasem nestorianie zostali wyparci z imperium rzymskiego, zadomowili się natomiast w Persji. Z jej ziem ruszali na ekspedycje misyjne. Ich skala robi wrażenie do dziś, w ciągu setek lat gminy nestoriańskie rozkwitły w Azji Środkowej, Chinach, Indiach, Arabii, na Kaukazie.
Główna siedziba patriarchy Kościoła Wschodniego wędrowała wraz ze spadkiem autorytetu i zasięgu wiary nestoriańskiej. Najpierw były nią stolice – imperium perskiego w Ktezyfonie i arabskiego kalifatu w Bagdadzie, potem już tylko prowincjonalny Tebriz i Mosul, by w końcu od 1602 r. ostać się w niewielkim Koczanis w górach Hakkari.
Drugą podporą nestoriańskiego systemu społecznego było osiem autonomicznych plemion, zasiedlających górskie doliny, w których można było uprawiać zboże i hodować owce. Każdym z plemion zarządzał malek – odpowiednik muzułmańskiego szejka. Słowo „malek" jest wariantem aramejskiego „melke", czyli oznacza króla. W pierwszej Rzeczypospolitej, jak mawia przysłowie, „szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie", w Hakkari przywódcy plemienni nie mieli sobie równych, byli... monarchami. Malekowie tworzyli radę, która kierowała górskim państwem, na jej czele stał patriarcha niezwiązany rodzinnie z żadnym z nich. Najsilniejsze plemię to Tiari podzielone na dwa odłamy – Górni Tiari i Dolni Tiari. Ich malekowie zdobyli największe wpływy wśród hakkaryjskich plemion. Tiari przetrwali, mieszkają obecnie w Syrii nad rzeką Chabur, ale nie mają już swojego maleka, zdemokratyzowali się. Wraz z syryjskimi Kurdami tworzą tam autonomiczną administrację niezależną tak od władzy prezydenta Syrii Baszara al-Assada, jak i od zwalczającyh go rebeliantów.
Hakkari podlegało kolejnym władcom muzułmańskim, ale tylko teoretycznie – w rzeczywistości żaden z nich przez wieki nie narzucił tam swoich rządów. Góry pozostawały niezależne.
Autonomia ta znalazła najpełniejszy wyraz w czasach Turcji otomańskiej. W XIX wieku nestorianie byli już osobnym miletem, czyli samorządnym związkiem etniczno-religijnym i cieszyli się pełnią samorządnych praw.
Turecki władca nie miał w Hakkari żadnych urzędników ani żołnierzy, z nestorianami kontaktował się wyłącznie za pośrednictwem patriarchy. Sądownictwo, zbieranie podatku od niewiernych leżało wyłącznie w rękach jego i maleków.
Skąd się oni wzięli
Nestorianie w Hakkari to nie tylko wspólnota religijna, ale także osobna grupa etniczna, odrębna od ludów sąsiednich – Arabów, Turków, Persów i Kurdów. Ziemię dzisiejszego Iraku, Syrii i południowo-wschodniej Turcji w czasach przedarabskich zamieszkiwały w większości szczepy semickie mówiące po aramejsku. Żyły na tych terenach już od XII w. przed naszą erą. Wówczas to zaczęły napływać na nizinę Mezopotamii i osiedlać się na ziemiach kontrolowanych przez starożytne imperia Babilonu oraz Asyrii. Szybko stali się dominującą liczebnie grupą etniczną. Kiedy oba mocarstwa zniknęły z mapy świata, Aramejczycy wymieszani z panującą do niedawna na tych terenach ludnością asyryjską przetrwali. W pierwszych wiekach naszej ery przyjęli chrzest i stali się gorliwymi krzewicielami nowej wiary w odmianie nestoriańskiej. Zapomnieli wprawdzie o Asyrii, ale używali starych asyryjskich imion.
Najazd arabski zmienił Bliski Wschód nie do poznania. Ludność semicka Mezopotamii masowo porzucała wiarę chrześcijańską i stopniowo przechodziła na islam, zwarte skupiska wyznawców Chrystusa zachowały się tylko na północy. Cała kraina ucierpiała od nazajdu Mongołów, ale prawdziwa orgia zniszczenia dokonała się podczas napadu Tamerlana. Ten kulawy geniusz wojny i masowy morderca dał się we znaki zarówno ludności muzułmańskiej, jak i chrześcijańskiej, ale nieliczni mezopotamscy nestorianie stanęli przed groźbą fizycznej eliminacji. Właśnie po ataku hord Tamerlana napłynęli szeroką falą do naturalnego bastionu – Hakkari.
W przededniu pierwszej wojny światowej góry otaczały ziemie zamieszkałe przez Kurdów, półkoczowniczy naród, który dokonywał nieustannych najazdów na sąsiadów. Chrześcijanie hakkaryjscy potrafili się jednak bronić. Musieli przetrwać w skrajnie trudnych warunkach, byli zahartowani i równie wojowniczy – o ile nie bardziej – co Kurdowie. Muzułmańskie plemiona chętnie napadały ich wioski, porywając inwentarz i kobiety, ale same musiały się liczyć z akcjami odwetowymi.
Siedziby nestorian w Hakkari, tak jak ich kościoły, przypominały fortece. Wioski były położone na stokach gór, domy budowano z kamienia, kryto je solidnym, płaskim dachem, małe okienka służyły w razie ataku za otwory strzelnicze. Konstrukcje te mogły wytrzymać nawet ostrzał z XIX-wiecznych armat mniejszego kalibru.
Gęstość zaludnienia górskiego masywu była niewielka, z czasem na jego obrzeża napływali Kurdowie, osiedlając się w pustych dolinach, nigdy jednak nie stanowili większości i nie zdołali rozbić związku plemion chrześcijańskich i władzy maleków oraz patriarchy. Co ciekawe, półniezależne księstwa kurdyjskie wokół Hakkari zostały w XIX w. zlikwidowane przez władze tureckie, które na miejsce szejków wyznaczyły Kurdom swoich urzędników. Autonomia Hakkari jednak przetrwała.
Wielka Wojna – wielki problem
Ten surowy, ale stabilny świat zawalił się wraz z wybuchem Wielkiej Wojny. Od października 1914 r., kiedy rozpoczęły się działania na froncie turecko-rosyjskim, Kurdowie zaczęli atakować asyryjskie wsie, zarówno na terytoriach podległych sułtanowi, jak i w Persji. Napady nasiliły się szczególnie po ogłoszeniu przez tureckiego sułtana-kalifa świętej wojny przeciwko państwom Ententy. Kurdowie zrozumieli to wezwanie jako zachętę do zabijania chrześcijan. Sytuacja pogorszyła się jeszcze w styczniu 1915 r., kiedy pod naporem sił tureckich z perskiej Urmii wycofała się rosyjska armia, która stacjonowała tam od 1907 r.
Rosja od lat próbowała z pozytywnym skutkiem zjednać sobie irańskich i tureckich chrześcijan, w tym nestorian. Po wybuchu wojny zaczęła upatrywać w nich cennych sojuszników w walce z Turcją. Wiosną 1915 r. rosyjscy wysłannicy przemierzali wioski w Urmii oraz Hakkari, wzywając nestorian do powstania przeciw sułtanowi. Rosyjski sztab generalny chciał, by odcięli Turkom drogi odwrotu w czasie przygotowywanej ofensywy.
W maju 1915 r. carskie wojska, gromiąc Turków, wróciły do Urmii. „Rosyjska armia przybyła, by uwolnić naród asyryjski" – głosili Rosjanie w depeszy przesłanej patriarsze. Petersburg nazywał Asyryjczykami nestorian, stawiając bardziej na ideę narodową niż religijną.
W górach Hakkari wrzało, pełna niepodległość wydawała się na wyciągnięcie ręki. – Chodźcie z nami na Turka, wroga chrześcijan – wzywali Rosjanie. – Zachowajcie spokój i wierność wielowiekowej tradycji – apelowali Turcy. Po raz pierwszy od stuleci patriarcha musiał podejmować decyzje o strategicznym znaczeniu dla swojego ludu. Górskie plemiona wahały się. Emocje okazały się jednak silniejsze niż rozsądek.
Kiedy Kurdowie wymordowali Ormian i nestorian w Albak na północ od Hakkari i innych miejscowościach, machina nienawiści poszła w ruch. Był to zresztą wybryk lokalnej władzy, bo rząd centralny w Istambule planował wprawdzie i przeprowadził masową eksterminację Ormian, ale nie chciał unicestwiać nestorian z gór.
Po rzezi Hakkaryjczycy chcieli zemsty, rodzina patriarchy nawoływała do opamiętania i zachowania neutralności, ale wojenny szał przeważył. Członkowie stronnictwa pokojowego zostali zamordowani w bratobójczej masakrze. 10 czerwca 1915 r. rada maleków ogłosiła – wbrew wszelkiemu rozsądkowi – wojnę z Turcją. Nie pomogło nawet to, że brat patriarchy Hormuz został uwięziony w Mosulu. Turcy oświadczyli, że zginie, jeśli wybuchnie rebelia. Patriarcha odmówił powstrzymania powstania i Hormuz został powieszony.
Turcy uznali bunt za zdradę. Nie bez podstaw – nestorianie z Hakkari byli wszak otomańskimi poddanymi, a jeszcze w sierpniu 1914 r. ich patriarcha obiecywał sułtanowi, że górale nie wystąpią po stronie Rosji. Turcja rzuciła więc na chrześcijańskie wsie lojalne plemiona kurdyjskie oraz regularne oddziały wojska dowodzone przez Haidara Bega, gubernatora Mosulu. Pierwsze uderzenie przyjęły na siebie plemiona Tiari, Dżelu i Dolne Tchuma.
„Obie strony poniosły wielkie straty, mamy mało amunicji, prosimy o przysłanie trzech tysięcy rosyjskich żołnierzy i dwóch armat, aby przeciwdziałać połączeniu się Kurdów z Persji z Kurdami z Turcji" – relacjonowali malikowie w depeszy przesłanej do rosyjskiego konsula w Urmii. Walki stawały się coraz bardziej zażarte, płonęły wsie, górale wycofywali się stopniowo w wyższe partie gór, zadając Kurdom i Turkom ciężkie straty. Oddział kurdyjski Saida Agi z Oramaru został nawet wybity do nogi.
Już po paru dniach wojny patriarcha mógł w pełni ocenić, jak ciężki błąd popełnił, wypowiadając wojnę Turcji bez gwarancji alianckiego wsparcia. „Moi ludzie głodują i znajdują się w tragicznej sytuacji. W imię Jezusa, błagam was o pomoc" – pisał 14 czerwca w liście do rosyjskiego dowództwa w Persji. Obiecano mu 400 Kozaków. Oddział rzeczywiście wyruszył z odsieczą, ale został zmasakrowany przez Kurdów z Oramaru, którzy pomścili w ten sposób niedawną klęskę. Nestorianie zostali sami na placu boju.
Kiedy sytuacja stała się dramatyczna, tysiące porzuciły domostwa i ruszyły do kościoła Mar Odeszo położonego wysoko w paśmie Tal. Uciekinierzy rozbili wokół niego wielki obóz i czekali. Rosyjscy generałowie chcieli wykorzystać nestoriańskich wojowników na froncie perskim przeciw szykującej się do ofensywy armii tureckiej, namawiali więc patriarchę, by wyprowadził swoich ludzi do Persji. Beniamin Mar Szimun posłuchał ich i pod koniec lipca zaczął się exodus całego narodu. Tysiące mężczyzn, kobiet i dzieci ruszyło w drogę, która przypominała marsze śmierci. Uciekających opadły niczym stada wilków kurdyjskie plemiona. Nestoriańscy księża nieśli przed sobą spisaną po aramejsku Biblię, wierząc, że święta księga uchroni ich wiernych od kul. Ci jednak woleli bardziej przyziemne argumenty, wystrzeliwując resztki amunicji, a gdy jej zabrakło, walcząc wręcz. Ilu zostało na zawsze na trasie pochodu – nie wiadomo. Współcześni autorzy asyryjscy (choćby Sargon Dadeszo) mówią o 50 tysiącach na około 160 tysięcy, którzy mieszkali w Hakkari przed exodusem.
„Czy kiedykolwiek będę jeszcze pił wodę Koczanis" – pytał retorycznie patriarcha, ruszając w drogę. Już nigdy ani on, ani jego następcy nie mieli wrócić w góry Hakkari. Koczanis i dziesiątki innych kościołów popadły w ruinę, a asyryjskie wioski zasiedlili Kurdowie, dziś patriarcha nestorian rezyduje aż w dalekim Chicago.
Nowa ziemia obiecana
Uchodźcy falami docierali przez bezdroża do perskiej Urmii. Nie przyjęto ich tam jednak z otwartymi ramionami. W mieście wybuchła panika, osiadła ludność bała się jak ognia dzikich, chrześcijańskich górali. Niezupełnie bez podstaw, jak się wkrótce okazało. Niektórzy nestoriańcy wojownicy oddali się rabunkom. Były to jednak incydenty. Rosjanie nie bardzo wiedzieli, co z nimi zrobić, część uchodźców trzymano więc na pograniczu turecko-perskim, nie pozwalając im wejść dalej, dochodziło nawet do starć rosyjsko-asyryjskich. Sytuacja poprawiła się w styczniu 1916 r., kiedy wielki książę Mikołaj, głównodowodzący rosyjskiej armii, wysłał patriarsze zaproszenie na rozmowy do Tbilisi. Ustalono tam, że w Persji będą formowane oddziały nestoriańskie, które zostaną wyekwipowane i uzbrojone przez carat.
Rosjanie zaprowadzili szybko porządek i stworzyli z górali trzy bataliony, dwa dowodzone przez rosyjskich oficerów i jeden osobiście przez patriarchę.
W Urmii mieszkało już wcześniej około 20 tys. nestorian, przybycie dalszych dziesiątków tysięcy poważnie naruszyło równowagę etniczną na korzyść chrześcijan. Ten perski region stał się nestoriańskim parapaństwem, co sprzyjało jakościowej przemianie hakkaryjskich górali.
Od XIX w. w Urmii kwitła asyryjska idea narodowa wspierana przez amerykańskich misjonarzy protestanckich. Ich przybycie niszczyło wprawdzie tradycyjny model życia chrześcijan, ale też zapoznawało ich z nowoczesnością, choćby współczesnymi maszynami drukarskimi i nacjonalizmem. Nie patriarcha i księża, ale wykształceni działacze stali się liderami ludu. Kościół Wschodu poniósł w Urmii eklezjalną klęskę, większość wiernych przeszła na protestantyzm, który wspierał otwarcie ideę narodową. Nic więc dziwnego, że przyjął się tu powszechnie koncept Aszuristanu, niepodległego państwa Asyryjczyków. Już nie górskich nestorian, ale narodu wywodzącego się ze spuścizny antycznej Niniwy.
Teokracja hakkaryjska straciła nie tylko terytorium, ale też mandat do bezwzględnego przewodzenia wszystkim Asyryjczykom. Władza maleków i patriarchy szybko zaczęła korodować. Hakkaryjczycy nie weszli w polityczną pustkę, w Urmii witały ich podwaliny nowego państwa narodowego. Działał tu stworzony przez Rosjan zalążek asyryjskiej armii dowodzony przez generała Agę Petrosa, który rościł sobie pretensje do zwierzchnictwa nad całym wojskiem nestoriańskim i szybko popadł w konflikt z rodziną patriarchy. Zachwiała się odwieczna hierarchia: Bóg, patriacha, malekowie. Wyrósł jej konkurent – asyryjcy dowódcy wojskowi. Watahy nieokrzesanych górali zmieniły się w Urmii w wyszkolone na europejską modłę wojsko walczące za państwo narodowe.
Sytuacja na froncie pozwalała na optymizm, bowiem rosyjskie oddziały wspomagane przez Ormian coraz głębiej wdzierały się w turecką Armenię, zadając armii sułtańskiej ogromne straty. Latem 1916 r. nowe wojsko asyryjskie starło się z Turkami, oddziały szturmowe wdzierały się aż w góry Hakkari, umożliwiając nawet części uchodźców powrót do domów. W latach 1916–1918 siły te przeprowadziły 14 takich rajdów.
Pod protekcją Anglii
Rewolucja lutowa w Rosji w 1917 r. i obalenie caratu niewiele zmieniły na perskim froncie, ale już przewrót październikowy i dojście bolszewików do władzy zachwiało sytuacją w regionie. Trzy tygodnie po nim generał Siemionow, dowódca sił rosyjskich w Persji, zaprosił patriarchę i oświadczył mu, że Rosjanie wycofują się, pozostawią jednak broń oraz pieniądze, by Asyryjczycy mogli bronić się sami. Wkrótce po odwrocie armii rosyjskiej wybuchło muzułmańskie powstanie przeciw Asyryjczykom postrzeganym jako okupanci. Dochodziło nawet do walk z regularną armią perską, która usiłowała odbić rejon Urmii.
Anglicy, obawiając się zupełnego chaosu w Persji, przejęli od Rosjan zobowiązania wobec Asyryjczyków, gwarantując im prawo powrotu do wolnej ojczyzny i protekcję. Próbowali też przekabacić Kurdów przeciwko Turcji i skłonić ich do zawarcia sojuszu z nestorianami. Podczas jednego ze spotkań, gdzie omawiano te plany, Kurdowie zamordowali patriarchę Beniamina Mar Szimuna. W odpowiedzi asyryjscy żołnierze splądrowali wiele wsi muzułmańskich, mordując ich mieszkańców.
Asyryjczycy utrzymali się w Urmii dopóki na scenie nie pojawił się zdolny turecki generał Ali Ihsan Bej, który na czele dwóch dywizji w marcu 1918 r. wkroczył do prowincji i otoczył jej stolicę. Armia asyryjska dowodzona tym razem przez Agę Petrosa broniła się zaciekle, wystawiając sobie jak najlepsze świadectwo. Broń i amunicja dla oblężonych była przemycana przez amerykańską misję humanitarną. Wskutek nieporozumień między dowódcami chrześcijańskimi wojsko rzuciło się jednak do ucieczki. Aga Petrus przebił drogę na południe, którą podążyła ludność cywilna. Kolumny atakowane przez Turków, Kurdów i Persów zmierzały w kierunku kontrolowanego przez Brytyjczyków Hamadanu. Kiedy tam dotarły, brakowało jednej trzeciej uczestników marszu. To była katastrofa, teokracja już się nigdy po niej nie odrodziła.
Nestorianie zostali przesiedleni przez Anglików do północnego Iraku, Tiari wrócili wprawdzie do Hakkari, ale w 1924 r. wyparli ich stamtąd Turcy.
Kończąca Wielką Wojnę konferencja pokojowa w Wersalu, na której gościli przedstawiciele asyryjskiego ruchu narodowego, nie przyznała Asyryjczykom nawet autonomii, a rejon Hakkari pozostał w Turcji i dziś nie ma tam ani jednego nestorianina.
Asyryjczycy zapłacili straszliwą cenę za geopolityczny błąd, który zaowocował buntem przeciw sułtanowi w imię interesów rosyjskich w Azji. W niedostępnych górach, pod symboliczną władzą sułtana, byli niezależni, służąc Rosji, a potem Anglii, przegrali wszystko.
Skomentuj