Adrian von Renteln, hitlerowski komisarz okupowanej Litwy, postanowił wykorzystać konflikt litewsko-polski na Wileńszczyźnie. Na początku 1944 r. Niemcy zaproponowali Litwinom utworzenie specjalnych oddziałów ochotniczych, dowodzonych przez litewskich oficerów, które byłyby przeznaczone do zwalczania „polskich band zagrażających narodowi litewskiemu". Okupantom chodziło oczywiście o to, by sparaliżować działania polskiej partyzantki za pomocą nowych sił, gdyż sami nie mogli sobie pozwolić na ściągnięcie żołnierzy z trzeszczącego frontu wschodniego. Była to więc mobilizacja Litwinów przeciwko Polakom, ale wyłącznie w interesie Niemców.
Z Plechowicza Plechaviczius
Zorganizowania ochotniczych oddziałów podjął się 55-letni Povilas Plechaviczius, były oficer carskiej kawalerii, emerytowany generał wojska litewskiego i potomek znacznego żmudzkiego rodu szlacheckiego. Urodził się jako Paweł Plechowicz, w jego rodzinnym domu używało się wyłącznie języka polskiego. Mimo lituanizacji nazwiska i szczerego litewskiego patriotyzmu Plechaviczius nie był zaślepionym wrogiem Polaków. Generał liczył na to, że uda mu się przechytrzyć Niemców. Jego ambicją stało się stworzenie zalążka litewskiej siły zbrojnej, która w krytycznym momencie mogłaby stawić czoła nadciągającym Sowietom. Zresztą Niemcy podczas negocjacji właśnie to mu obiecywali.
Miesiąc po potyczce w Mikuliszkach, 16 lutego 1944 r., Plechaviczius wygłosił płomienne przemówienie radiowe, wzywając młodych Litwinów, by chwytali za broń i „przeciwstawili się bolszewikom oraz innym wrogom". Orędzie skończył słowami: „Kto kocha Boga, powinien pracować dla Litwy".
Litewska Armia Krajowa
Wystąpienie przyniosło echa przekraczające najśmielsze oczekiwania Niemców i samego Plechavicziusa, który liczył na zwerbowanie najwyżej 5 tysięcy ochotników. Tymczasem w ciągu kilku tygodni zarejestrowano ich ponad 19 tysięcy. Rok wcześniej próby Niemców stworzenia litewskiego legionu SS spełzły na niczym. Teraz jednak zbliżał się front sowiecki, a Litwini dobrze wiedzieli, co oznacza dla nich powrót starych okupantów.
Ostatecznie przyjęto 12 tysięcy, z których stworzono 14 batalionów. Nowo powstałe oddziały Niemcy nazywali batalionami policyjnymi, natomiast sami Litwini nadali im nazwę Lietuvos Vietine Rinktine (LVR), co można przetłumaczyć jako Litewski Korpus Miejscowy, ale też – z pewną swobodą interpretacji – jako... Litewska Armia Krajowa. Plechavicziusowi z pewnością imponowała sprawność, z jaką polska AK organizowała na Wileńszczyźnie swoje oddziały terenowe. Zapragnął więc powtórzyć jej sukces, tyle że przy niemieckim wsparciu.
Próby porozumienia
1 kwietnia pierwsze bataliony litewskie wkroczyły do Wilna, śpiewając: „Kiedy nasi żołnierze maszerują, drży w Warszawie Polak". Od razu przystąpiły do pogromów Polaków. Tak pisał później o tych wypadkach anonimowy autor raportu dla dowództwa niemieckiej Grupy Armii Środek: „Wojsko to [LVR] jest absolutnie niezdyscyplinowane i nieprzeszkolone. Oficerowie nie trzymają swych ludzi w karbach i tylko w rzadkich przypadkach reagują na łamanie dyscypliny. Wystąpienia przeciwko polskiej ludności mają charakter bandycki, wskutek czego przybycie oddziałów litewskich wzbudziło nienawiść i opór ludności".
W tej sytuacji wileńska AK podjęła próbę porozumienia się z Plechavicziusem. Jej dowódca, płk Aleksander Krzyżanowski „Wilk" wysłał do litewskiego generała list (oczywiście drogą konspiracyjną), w którym wezwał go, by „nie dał się użyć do nikczemnej roboty". Uprzedził też, że jakakolwiek antypolska akcja LVR spotka się z „bezwzględnym odporem Polskiej Siły Zbrojnej". Równocześnie zaproponował przeprowadzenie rozmów mających zapobiec konfrontacji i rozlewowi krwi.
List pozostał bez odpowiedzi, ale do rozmów rzeczywiście doszło. 13 i 22 kwietnia 1944 r. w Wilnie spotkali się przedstawiciele Komendy Okręgu AK i sztabu Plechavicziusa. Polacy zaproponowali zawarcie umowy o nieagresji między LVR i AK i powołanie wspólnej komisji do regulowania nieporozumień; prosili też, by generał użył swoich wpływów na administrację i policję litewską, by te zaprzestały prześladowań ludności polskiej na Wileńszczyźnie. Z kolei sztabowcy Plechavicziusa zażądali wyrzeczenia się przez Polaków Wilna, opuszczenia przez AK Wileńszczyzny i wstępowania miejscowych Polaków do litewskich oddziałów w celu wspólnej walki przeciwko Sowietom. Dopiero po spełnieniu tych warunków wojska Plechavicziusa miały unikać walk z oddziałami polskimi, o ile te nie pojawią się znowu na Wileńszczyźnie.
Nietrudno się domyślić, że negocjacje spełzły na niczym. Każda ze stron traktowała Wilno i okolice miasta jako integralną część państwa, które chciała reprezentować: Polski lub Litwy.
Wasza broń w rękach wroga
Wkrótce Niemcy przerzucili resztę korpusu do Wilna i szykowali go do jednoczesnego uderzenia na wszystkie zgrupowania AK, by nie dać Polakom czasu na połączenie sił. Żeby wykonać niemiecki plan, Plechaviczius musiał podzielić korpus na kilka oddzielonych od siebie grup uderzeniowych. To w efekcie doprowadziło je do zguby.
W końcu kwietnia 1944 r. wywiad AK zaczął donosić o gotowości oddziałów litewskich do akcji. Przewidując, że uderzenie jednej z grup Plechavicziusa pójdzie na Oszmiańszczyznę (okolice miasteczka Oszmiana, dziś na Białorusi, wtedy pod administracją litewską), dowództwo Armii Krajowej zdecydowało zarządzić koncentrację wszystkich sił zgrupowania oszmiańskiego we wsi Dorże. 1 maja cztery brygady dotarły w miejsce koncentracji. Dwa dni później do Dorż niespodziewanie przyjechał „Wilk" Krzyżanowski – na inspekcję oddziałów i wspólne obchody rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja.
Przed polowym ołtarzem „brygady w szyku zwartym stanęły w podkowę. Urodziwe, ubrane odświętnie dziewczęta, kładąc bukiety kwiatów po bokach ołtarza, uśmiechały się zalotnie do chłopców w mundurach" – wspominał tę uroczystość Edmund Banasikowski „Jeż". Po południu „Wilk" obchodził poszczególne brygady. Żołnierze upominali się o lepsze uzbrojenie. „Broń wasza jest w rękach wroga" – odpowiadał „Wilk".
Graużyszki i Murowana Oszmianka
Pierwszą porażkę Litwini Plechavicziusa ponieśli już następnego dnia, 4 maja, pod wsią Pawłowo koło Turgiel. Kompania LVR wkroczyła do osady i rozpoczęła eksterminację ludności polskiej według wcześniej przygotowanej listy. Oprawcy, drwiąc z ofiar, dawali im postronki i kazali się samym wieszać, potem podpalali ich domy. Zdążyli zamordować kilkanaście osób, kiedy uderzył na nich mały oddział z brygady „Szczerbca", który przypadkiem znalazł się w pobliżu. Polskie posiłki, które wkrótce dotarły, doszczętnie rozbiły Litwinów. W starciu poległo 20 żołnierzy LVR, a 15 trafiło do niewoli. Czterech z nich, po przeprowadzeniu śledztwa przez sąd polowy AK, zostało rozstrzelanych za morderstwa ludności cywilnej.
Dwa dni później partyzanci AK rozbili kolejny, 308. batalion LVR w okolicy Graużyszek i Sieńkowszczyzny. Zginęło tu 36 Litwinów i aż 224 trafiło do niewoli. Sześciu z nich rozstrzelano po przeprowadzeniu dochodzenia. Resztę zaś zwolniono i po odebraniu mundurów odesłano w bieliźnie i hełmach do Oszmiany. Upokarzający odwrót litewskich żołnierzy obserwował uzbrojony w lornetkę niemiecki dowódca garnizonu miasteczka. Akowcy pozwolili policji litewskiej zabrać zwłoki poległych. Po porażkach pod Pawłowem i Graużyszkami oddziały LVR pałały chęcią zemsty. Zdając sobie z tego sprawę, dowództwo AK postanowiło wyprzedzić spodziewane uderzenie. Decydujący cios Litewskiemu Korpusowi zadało zmasowane natarcie brygad partyzanckich na ufortyfikowane miasteczko Murowana Oszmianka i wioskę Tołminowo. Polskie uderzenie, przeprowadzone z zaskoczenia i z dużym impetem, zakończyło się całkowitą klęską żołnierzy Plechavicziusa. Olbrzymią większość z nich wzięto do niewoli. Zaledwie dwóch oficerów i 130 żołnierzy zdołało pod osłoną nocy wymknąć się z okrążenia. W tym samym czasie 13. Brygada zaatakowała Tołminowo i zmusiła do kapitulacji stacjonujących tam Litwinów. AK straciła w starciu 12 poległych. Następnego dnia pół tysiąca wziętych do niewoli żołnierzy LVR potraktowano tak jak wcześniej ich towarzyszy broni pod Graużyszkami: rozebrano do bielizny i puszczono wolno traktem na Oszmianę. Po serii sromotnych klęsk LVR Niemcy nie ukrywali pogardy dla sojuszników. W Oszmianie zmusili żołnierzy Plechavicziusa do upokarzającej defilady, w której pozbawioną mundurów kolumnę poprzedzali „uzbrojeni" w miotły oficerowie.
Koniec LVR
Niemieckie dowództwo postanowiło też znieść autonomię litewskiego wojska i podporządkować je sobie bezpośrednio. Litwini jednak zbuntowali się. Generał Plechaviczius próbował ratować resztki swoich sił, rozkazując im ukryć się w lasach. Na to było jednak za późno: w połowie maja Niemcy błyskawicznie rozbroili LVR. Ich dowódca został aresztowany i przewieziony do obozu koncentracyjnego Salaspils na Łotwie (dawniejszy Kircholm), żołnierzy zaś wysłano na roboty do Niemiec. Kilkudziesięciu podoficerów rozstrzelano w Ponarach koło Wilna.
Skomentuj