Osoby wchodzące po raz pierwszy do gabinetu szefa sowieckiej tajnej policji mogły poczuć się zaskoczone. Za biurkiem przyjmował ich leżący na przykrótkiej kanapie, szczelnie owinięty kocem, schorowany człowiek. W oczy rzucały się jego wytworne maniery, skromność oraz erudycja. Trudno było uwierzyć, że to gospodarz Łubianki. A jednak. Dziesięć dni po śmierci Feliksa Dzierżyńskiego, 30 lipca 1926 r., Komitet Centralny partii bolszewickiej wyznaczył go na szefa OGPU. Wiaczesław Mienżyński (Mężyński) był drugim z kolei Polakiem na tym stanowisku.
Milczenie zaletą czekisty
Przez kolejne osiem lat ten niepozorny człowiek – który w przeciwieństwie do swoich następców nie organizował wieców, nie wygłaszał przemówień, nie zaistniał też nigdy w powszechnej świadomości obywateli ZSRR – kierował jedną z najbardziej złowrogich służb pierwszego komunistycznego państwa w historii.
Nie miał charyzmy, posiadał za to dar dyskretnego działania podczas wypełniania zleconych mu zadań. Był także osobowością dość specyficzną jak na czekistę. Po odebraniu raportu od swoich podwładnych wyciągał do nich rękę i zagajał: „Dzień dobry, co u was słychać?". Współpracownikom dał się zapamiętać jako człowiek ujmująco miły i serdeczny, czym wręcz potrafił wprawić ich w zakłopotanie. Szczególnie wówczas, gdy nie nakazywał, lecz jedynie „prosił" o wykonanie zadania. Do legendy przeszło również wystąpienie Mienżyńskiego na posiedzeniu Komitetu Centralnego, gdy zamiast długiej mowy wypowiedział tylko jedno zdanie: „Główną zaletą czekisty jest milczeć". Niewiele wiadomo o jego życiu prywatnym. Podobno był cichym, spokojnym człowiekiem, serdecznym w stosunku do rodziny.
Arystokratyczny dekadent
Następca Dzierżyńskiego przyszedł na świat 31 sierpnia 1874 r. w Petersburgu, w rodzinie zrusyfikowanego polskiego szlachcica Rudolfa Mienżyńskiego, profesora historii w stołecznej Szkole Kadetów. Po tym, gdy Mienżyński ze złotym medalem ukończył gimnazjum, wstąpił na wydział prawa miejscowego uniwersytetu. Jego karierę jako prawnika zastopowała prowokacyjna, przynajmniej jak na warunki carskiej Rosji, praca doktorska powołująca się na literaturę pisaną przez rosyjskich rewolucjonistów. W 1898 r. rozpoczął pracę jako prawnik w zarządzie budowy kolei Wołogda-Wiatka w Jarosławiu, gdzie równolegle jako ideowy socjalista prowadził dla pracowników zajęcia samokształceniowe. Jego lekcje były powiązane z działalnością w nielegalnej partii socjaldemokratycznej, do której wstąpił w 1902 r. Niedługo później zaczął też redagować gazetę „Kazarma" (Kazamaty).
Podobnie jak wielu młodych ludzi owej epoki, poza fascynacją socjalizmem interesował się również sztuką. W ten sposób poznał poetę Michaiła Kuzmina. Grupa skupiona wokół tego ostatniego wciągnęła Mienżyńskiego w świat homoseksualizmu i satanizmu – bez większej przesady można powiedzieć, że panowała w niej atmosfera niczym z twórczości Oscara Wilde'a. W 1905 r. opublikowany został „Zielony zbiór poezji i prozy", z wulgarnym erotykiem Mienżyńskiego „Sprawa Diemidowa". Dwa lata później w antologii „Protalin" ukazały się jego obrazoburcze, pisane białym wierszem poematy „Jezus" oraz „Z księgi Barabasza".
Przyjaciel Lenina i Trockiego
W okresie największej literackiej aktywności Mienżyński rozstał się ze swą głęboko religijną żoną Julią Iwanowną. Wpływ na tę decyzję miał jednak nie jego styl życia czy bezbożne pisma, lecz śmierć ich małej córeczki. Wielu historyków uważa, że właśnie ta tragedia uczyniła z niego człowieka nieczułego i bezwzględnego.
Za swoją działalność polityczną Mienżyński trafił w końcu za kraty, po tym gdy carska Ochrana aresztowała go razem ze wszystkimi pracownikami redakcji „Kazarmy". Z więzienia wyszedł już po czterech miesiącach, do czego przyczyniło się ogłoszenie przez niego dwutygodniowej głodówki. Gdy tylko znalazł się na wolności, uciekł na zachód drogą przez Finlandię. Przez następnych kilka lat mieszkał we Francji, w Stanach Zjednoczonych i Szwajcarii. Przebywając tam razem ze skrajnymi socjaldemokratami związanymi z pismem „Wpieriod" (Naprzód), tworzył marksistowską szkołę dla robotników w Bolonii. Pomimo różnic ideowych utrzymywał dobre kontakty z czołowymi bolszewikami Leninem i Trockim, co nie należało do rzeczy często spotykanych – w szczególności w wypadku tego pierwszego.
Do Rosji Mienżyński powrócił w lipcu 1917 r. Jakiś czas później został komisarzem Wojskowego Komitetu Rewolucyjnego w Piotrogrodzie, jak od 1917 r. nazywano Petersburg. Odpowiadał za Bank Państwowy. Zasłynął z tego, że pierwszego dnia po otrzymaniu nominacji zasnął na kanapie w holu siedziby bolszewików mieszczącej się w Instytucie Smolnym: spał pod przyczepioną mu nad głową kartką „Ludowy Komisarz Finansów".
Wytworny inkwizytor
Pierwszym zadaniem wyznaczonym mu przez Lenina było przejęcie 10 milionów rubli ze skarbca właśnie Banku Państwowego. Miał tego dokonać w momencie bolszewickiego przewrotu 7 listopada 1917. Mienżyński początkowo próbował zdobyć pieniądze pertraktacjami, potem siłą, ale wobec oporu pracowników został zmuszony do powrotu do Smolnego. Dopiero 17 listopada udało mu się w końcu uzyskać tak potrzebną bolszewikom gotówkę. Zdobył ją jednak nie z Banku Państwowego, ale z placówek prywatnych. Jego cierpliwość wobec pracowników banków wyczerpała się i sterroryzował ich przy pomocy żołnierzy, każąc wypłacić sobie ze skarbców łącznie 5 milionów rubli. Tak uzyskaną kwotę miał z dumą położyć na biurku Lenina. Na swoim stanowisku nie czuł się jednak najlepiej. W rozmowie z Johnem Reedem skarżył się na opór pracowników banków, zwierzając się amerykańskiemu dziennikarzowi ze swojej bezradności.
Nie mogło to się podobać kierownictwu partii, które znalazło mu nowe zajęcie. Ponieważ był człowiekiem wszechstronnie wykształconym, znającym kilka języków obcych („wytwornym inkwizytorem" nazwał go w swojej książce brytyjski historyk Donald Rayfield), został wysłany do Berlina, gdzie przez kilka miesięcy pracował w ambasadzie. Kiedy w Niemczech wybuchła rewolucja listopadowa, placówka przestała istnieć. Lenin zdecydował się wówczas wysłać Mienżyńskiego na jeden z najtrudniejszych odcinków walki – do Kijowa, gdzie przez kilka miesięcy aktywnie organizował władzę radziecką. Jego sukcesy na polu walki z „białymi" i ukraińskimi nacjonalistami docenił wtedy sam Dzierżyński, który ściągnął Mienżyńskiego do Moskwy.
Zaufany Stalina
W stolicy znalazł miejsce w nowo utworzonej Wszechrosyjskiej Komisji Nadzwyczajnej do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem (Czeka). Rewolucyjne władze w równym stopniu potrzebowały zarówno bezwzględnych zabójców, jak i intelektualistów: Mienżyński nadawał się więc idealnie do tworzenia intelektualnego zaplecza tajnej policji. Do jego zadań należało między innymi pisanie „odpowiednio brzmiących" wyroków w procesach pokazowych.
Na początku lat 20., dzięki bliskiej współpracy z Dzierżyńskim, był już człowiekiem bardzo wpływowym. Niemniej jednak jego karierze brakowało impetu – chociaż Lenin znał go dobrze, Mienżyński był przez niego niedoceniany. Potencjał ambitnego czekisty zauważył natomiast Stalin sprawujący od 1922 r. funkcję sekretarza generalnego partii bolszewickiej. Gdy po wylewie w początkach 1923 r. schorowany Lenin utracił praktycznie władzę nad partią, w siłę gwałtownie zaczął rosnąć Stalin. Mienżyński umiał to dostrzec w odpowiednim czasie; zaczął robić wszystko, aby wkupić się w łaski przyszłego dyktatora. W ten sposób zdobył jego zaufanie. W 1923 r. został pierwszym zastępcą zreorganizowanej CzeKa przekształconej w Państwowy Zarząd Polityczny (GPU), a później w Zjednoczony Państwowy Zarząd Polityczny (OGPU).
Jego pierwszym sukcesem było stworzenie w ciągu kilku lat podwalin pod jedną z największych siatek szpiegowskich w historii Europy. W pierwszej kolejności jego agentami zostawali ludzie doświadczeni przez długie lata walki z caratem. Wielu z nich, podobnie jak sam Mienżyński, odebrało wykształcenie na zachodnich uniwersytetach. Starych działaczy nie było jednak wystarczająco wielu. Bolszewicy zaczęli więc na szeroką skalę rekrutować szpiegów, starając się nakłonić do współpracy z OGPU młodych ludzi zafascynowanych sowiecką Rosją. Ponieważ jednak agenci działający z pobudek ideologicznych nie mogli spełnić wszystkich powierzonych im zadań, Mienżyński musiał szukać takich, których można było kupić. Centralne władze partii przeznaczały dla zagranicznych szpiegów gigantyczne sumy.
„Eliminacja" Cerkwi
Do sukcesów Mienżyńskiego na forum wewnętrznym należała zaś skuteczna walka z Cerkwią prawosławną. To właśnie on nadzorował przygotowania do pokazowego procesu patriarchy moskiewskiego Tichona, od samego początku czynnie przeciwstawiającego się bolszewikom.
Z racji swojego autorytetu wśród ludności prawosławni duchowni stanowili duży problem dla komunistów, toteż ich skuteczne „wyeliminowanie" było dla nich sprawą kluczową. Poza fizyczną likwidacją opornych tworzono również podległe bolszewikom instytucje, jak na przykład „Żywą Cerkiew", której wzorce naśladowali w Polsce w latach 50. „księża patrioci".
Lista zasług Mienżyńskiego dla komunistycznego państwa jest jednak dłuższa. Dla Stalina duży problem stanowił przebywający na emigracji we Francji Borys Sawinkow, stary rewolucjonista, pisarz i zaciekły przeciwnik bolszewików. I tu po raz kolejny Mienżyński wykazał się swoimi umiejętnościami. Dzięki działalności rozległej sieci agentów udało mu się przekonać Sawinkowa, że w Rosji działa silne podziemie antybolszewickie, i zachęcić go do powrotu do kraju. Kiedy tylko przekroczył sowiecką granicę, został aresztowany przez ludzi z OGPU. Okoliczności jego śmierci do dzisiaj są niejasne; zgodnie z oficjalną wersją Sawinkow popełnił samobójstwo, skacząc z szóstego piętra więzienia na Łubiance. Latem 1926 r. Mienżyński został szefem tajnej sowieckiej policji. Jego nominacja wcale nie była oczywista. Pierwotnie typowano na tę funkcję Józefa Unszlichta, starego polskiego bolszewika. Kandydaturę Mienżyńskiego poparł jednak Stalin. Uprzejmy, lecz wtedy już schorowany Mienżyński rzeczywiście pozostawał wówczas jednym z jego bardziej zaufanych ludzi. Niewykluczone, że pewien wpływ na dobre relacje pomiędzy nimi miała bliskość charakterów: obydwaj woleli raczej słuchać, niż mówić.
Łamanie poetów i pisarzy
Jednym z pierwszych celów Mienżyńskiego jako szefa OGPU była walka z intelektualistami. Sam, jako literat, zdawał sobie sprawę z tego, jak ważną rolę w państwie odgrywają ludzie pióra. Wiedział, że nie można pozwolić im na niezależność i wolność słowa. Metodycznie i bezwzględnie łamał więc kolejnych twórców. Ten, kto nie trafiał do więzienia, padał ofiarą własnego strachu przed władzami. Na owoce pracy OGPU nie trzeba było długo czekać: Anna Achmatowa i Osip Mandelsztam przestali publikować wiersze, a Włodzimierz Majakowski popełnił samobójstwo. Część historyków jest zresztą zdania, że temu ostatniemu ludzie Mienżyńskiego pomogli rozstać się ze światem.
Wymyślona Partia Przemysłowa
W 1928 r. Stalin był już bliski objęcia pełni osobistych rządów. Aby ostatecznie zrealizować swój cel, postanowił jeszcze raz sięgnąć po sprawdzony sposób, stwarzając obywatelom sowieckim wroga wewnętrznego. Już wcześniej, dzięki skutecznej propagandzie i nie mniej skutecznej tajnej policji, udało mu się rozgromić mienszewików i „lewą opozycję", dwie pozostałe frakcje w rosyjskim obozie socjaldemokratycznym, z którego wyszli bolszewicy. Mienżyński dostał polecenie „znalezienia" kontrrewolucjonistów. Wykonał je w sposób niezwykle prosty. W rejonie miasta Szachty w Donbasie lokalna komórka OGPU natrafiła na organizację grupującą sabotażystów. W krótkim pokazowym procesie tajna policja wykazała, że „szkodnicy" od wielu lat działali w celu osłabienia zdolności produkcyjnej kraju. Ponieważ jednak ciągle było to za mało jak na potrzeby propagandowej kampanii, w głowach śledczych z Łubianki stworzona została Partia Przemysłowa. Zgodnie z wytycznymi Stalina składała się z naukowców, szlachty i „białych" oficerów. Polecenia sabotażu członkowie nieistniejącej partii mieli otrzymywać od rządu francuskiego, a ich działalność miała przygotować interwencję zbrojną i obalenie władzy radzieckiej przez połączone wojska francusko-polsko-rumuńskie.
Ale na tym nie koniec prowokacji. W 1930 r. profesor Nikołaj Kondratiew, wybitny ekonomista i były działacz rywalizującej z bolszewikami partii socjalistów-rewolucjonistów, został zdemaskowany jako sabotażysta i przywódca wywrotowej Chłopskiej Partii Pracy. Razem z innymi wybitnymi naukowcami osadzono go na Łubiance. Wszyscy oskarżeni albo zostali rozstrzelani, albo trafili do gułagu. W 1929 r. Stalin był już nowym samodzierżcą. Zaczął od likwidacji własności prywatnej w gospodarce. Wprowadzono też przymusową kolektywizację, która miała na celu zniszczenie bogatych chłopów – tak zwanych kułaków. „Rozkułaczenie" było jedną z idée fixe Stalina, który powierzył tak ważne zadanie szefowi OGPU. Była to głęboko przemyślana decyzja: Mienżyński, podobnie jak sam sowiecki przywódca, osobiście nie cierpiał chłopów.
OGPU walczy głodem
Gdy na początku 1930 r. zadekretowano likwidację kułaków jako klasy, kierowane przez Mienżyńskiego OGPU rozpoczęło bezprecedensową rekwizycję dóbr ofiar. Rekwirowano złoto, kosztowności oraz – co najważniejsze dla głodujących ludzi – zboże. Tragedia radzieckich chłopów była niewyobrażalna. Znaczną część z nich rozstrzelano, pozostałych wysłano do łagrów lub zesłano w odległe regiony kraju. Efekty nieludzkiego prawa i przymusowej kolektywizacji były katastrofalne. Na Ukrainie, najżyźniejszym regionie Związku Sowieckiego, zapanował trudny do opisania głód, przez współczesną historiografię nazywany Wielkim Głodem. Współodpowiedzialnymi zań byli ludzie Mienżyńskiego, którzy w skwapliwy sposób egzekwowali „prawo pięciu kłosów", surowo karząc rolników za nielegalne posiadanie nawet najmniejszej ilości zboża. Oblicza się, że liczba ofiar Wielkiego Głodu sięgnęła 5 milionów istnień ludzkich. W ten sposób Stalin ostatecznie rozprawił się z chłopami – rękami naczelnika OGPU.
W ostatnich dwóch latach życia Mienżyński zaczął wycofywać się z pracy. Jego obowiązki przejął zastępca Gienrich Jagoda. Cierpiący na przewlekłe bóle kręgosłupa szef OGPU umarł 10 maja 1934 r. na atak serca podczas odpoczynku w podmoskiewskim domu letniskowym Szestyje Gorki. Część badaczy sądzi, że Mienżyński został otruty, podobnie jak wcześniej Dzierżyński. Okoliczności tej śmierci nadal zakrywa tajemnica: Jagoda przyznał się do zamordowania swojego przełożonego podczas procesu w 1938 r., ale wiadomo, że zeznanie to zostało na nim wymuszone.
Skomentuj