Helene Pluschke,
Esther Schwerin,
Ursula Pless-Damm,
„Wypędzone"
Tłumaczenie i opracowanie,
Ewa Czerwiakowska,
Literatura Faktu PWN,
Ośrodek Karta, Warszawa,
2013
Zapłakana matka siedzi na ziemi ze spuszczoną głową. Kurczowo przyciska do siebie kilkuletniego chłopca. Sądząc po butach, mają już za sobą szmat drogi. Tak jak i reszta osób widoczna na zdjęciu. Okładka książki „Wypędzone" i jej tytuł od razu sygnalizują: to będą relacje pełne emocji, dramatycznych przeżyć, opisy ludzkich postaw w obliczu skrajnych wyborów. I tak jest w istocie. Ośrodek Karta wspólnie z PWN przygotował publikację o losie Niemców ze Śląska, Pomorza i Prus Wschodnich zmuszonych do migracji po wywołanej przez siebie wojnie. Losie pokazanym z punktu widzenia Niemek, które – jak wszystkie kobiety w czasie każdej wojny – za wszelką cenę starały się chronić rodzinę i dzieci. Tą ceną bywało własne ciało, a nawet życie, bo wedle szacunków historyków w czasie ucieczek i wysiedleń z ziem przyznanych Polsce spośród około 8 milionów Niemców zginęło 400 tys. ludności cywilnej.
W ostatnich latach pojawiło się na polskim rynku wydawniczym sporo monografii naukowych, tekstów źródłowych i wspomnień na ten temat, np. „Kobiety wypędzone" Marianne Weber, „Kobieta w Berlinie" Anonymy. Relacje publikował także kwartalnik „Karta", a książka – jak podkreśla redaktor naczelny Karty Zbigniew Gluza – jest kolejnym krokiem i próbą uogólnienia, wydobycia esencji losu wypędzonych.
Helene, Ursula i Esther
Kim są autorki wspomnień? Pochodzą z różnych stron i środowisk. Helene Plüschke to 37-letnia wtedy matka sześciorga dzieci, gospodyni domowa. O jej mężu wiadomo tylko tyle, że walczył na froncie wschodnim i udało mu się przedostać po wojnie do Rzeszy. Urodziła się na Dolnym Śląsku, zamieszkała z rodziną w Striegau (Strzegom). Po wojnie trafiła do sowieckiej strefy okupacyjnej. Pamiętnik przygotował do druku jej syn w latach 90.
Ursula Pless-Damm miała w 1945 r. 26 lat. Mąż, lekarz, został powołany do Wehrmachtu i znalazł się na froncie zachodnim. Bezdzietna, wykształcona. Nacierające wojska Armii Czerwonej zastały ją w Glowitz (Główczyce) na Pomorzu. Zapiski kończą się 22 września 1945 r., gdy udaje się jej nielegalnie przedostać do Berlina. W 1964 r. pamiętnik został wydany w Bremie.
Obie kobiety prowadziły dziennik na bieżąco, na luźnych, skrzętnie później ukrywanych kartkach.
Trzecia bohaterka – Esther von Schwerin – spisała swoją historię w późnym wieku (nie doczekała jej publikacji, zmarła w 1985 r.). Pochodziła ze szlacheckiego rodu von Hohental. Po powtórnym zamążpójściu do stycznia 1945 r. mieszkała w posiadłości swojej rodziny w Wildenhoffie (Dzikowo Iławeckie). Mąż zginął podczas natarcia Rosjan na Königsberg (Królewiec, dzisiejszy Kaliningrad). Po wojnie, po utracie majątku, osiadła z rodziną niedaleko Kolonii, wychowała 11 dzieci ze swojego związku i męża.
Kobiety piszą o dzieciach, codziennej trosce o jedzenie, o strachu i stałym zagrożeniu przemocą. O brutalnych gwałtach i grabieżach dokonywanych przez żołnierzy Armii Czerwonej. O pogardzie i nienawiści okazywanej przez Polaków – wojskowych, milicjantów, cywilów. Wspomnienia różnią się językiem, dojrzałością komentarzy, co wynika z doświadczeń życiowych, wykształcenia i charakteru autorek. Kobiety łączy zaś zaskakująca szczerość w pokazywaniu własnego upokorzenia. Zdają się nieustannie sprawdzać: jaka jestem w obliczu dramatycznych okoliczności? Jak wiele potrafię znieść? Ursula porusza kwestię przesuwania się granicy jej wytrzymałości, np. opisując wywózkę do obozu dla Niemców. Jest głodna, brudna, przerażona, jak wszystkie kobiety w pociągu. Na bocznicy dostrzega niezadaszony wagon ze stłoczonymi ludźmi. „Na ten widok wszystkie milkniemy, a chyba każda w środku czuje wdzięczność. Wdzięczność, że w całym tym nieszczęściu mamy jednak dach nad głową".
Od ewakuacji do wysiedlenia
Relacje zostały tak wybrane i opracowane przez tłumaczkę Ewę Czerwiakowską, aby były nie tylko świadectwem jednostkowych przeżyć. Czytane razem, stanowią narrację rozpisaną na trzy głosy. Ilustrują ciąg wydarzeń: pierwsze bombardowania wschodniopruskiego Königsbergu latem 1944 r., zbyt późno zarządzona przez władze niemieckie ewakuacja ludności cywilnej, samobójstwa, dramatyczne ucieczki w styczniu 1945 r., gwałty, grabieże i morderstwa czerwonoarmistów, tułaczki i powroty, tzw. dzikie eksmisje latem 1945 r., obozy, przymusowe prace u Polaków, ostateczne wysiedlenie.
Z koniecznością ucieczki ludności cywilnej z prowincji nadgranicznych na wschodzie liczono się w Berlinie już latem 1944 r. Zwyciężył jednak pogląd Hitlera, iż każda ewakuacja prowadzi do obniżenia morale. U Esther migawki z „wielkiej historii" pojawiają się wśród uwag o codziennych sprawach, kiedy zaczyna opisywać gęstniejącą atmosferę lęku przed donosami i karą za dezercję. Co robiono z dezerterami albo ich pomocnikami? Ursula odnotowała 2 marca skazanie na śmierć kolegi męża, który został powieszony na pokaz i ku przestrodze: „ludzie od czasu do czasu popychają wisielców, którzy potem upiornie bujają się w powietrzu. Skoro panuje takie zdziczenie i otępienie, to czego spodziewać się po żołnierzach armii nieprzyjaciela?".
Kiedy wreszcie, tuż przed wkroczeniem Rosjan, setki tysięcy ludzi mogły ruszyć ze wschodnich Prus, ich ucieczka wkrótce przekształciła się w marsze śmierci. Esther zanotowała, że „Zalew nie był już białą równiną – rozciągała się tu cała nędza uciekinierów. Zabite konie, rozbite wozy, worki, ciężkie meble zrzucane w śnieg, kiedy obawiano się, że lód nie wytrzyma. A przede wszystkim pełno śladów krwi w suchym śniegu".
Rosjanie idą
Jesienią 1944 r. nie było w Niemczech okrzyku wyzwalającego większą panikę niż „Russen kommen". Nadejście żołnierzy Armii Czerwonej poprzedzała opinia o ich niebywałej brutalności, o tym, że kobiety traktują jak wojenne trofea, niewiele się różniące od takiego przedmiotu pożądania jak zegarek czy wódka. Lokalne gazety niemieckie cytowały ulotki rozdawane rosyjskim żołnierzom z odezwami Ilii Erenburga: „Złamcie za pomocą gwałtu zarozumiałość rasową germańskich kobiet. Potraktujcie to jako należną wam zdobycz. Zabijajcie, dzielni czerwonoarmiści".
Helene i Ursula również stały się ofiarami zbiorowych gwałtów. Relacje pierwszej z nich, nieszczędzące szczegółów, są bardzo drastyczne. Po jednej z napaści zapisała: „Dzieci nie pojmują, co się ze mną stało. Muszę być silna, nie mogę pokazywać słabości, muszę się o nie zatroszczyć. I mimo bólu zmuszam się do wstania".
Zdaniem historyków około dwóch milionów Niemek padło ofiarą gwałtów wiosną 1945 r.
We wspomnieniach kobiet słowo „nienawiść" pada wiele razy. „Zalewa mnie fala gorąca, coś dławi. Robi się lodowato. Nienawiść! Tak silnie jeszcze nigdy jej nie czułam. Nienawiść wypiera cały strach" – napisała po jednym z gwałtów Helene. Uczucie to ma również inną postać. Ursula tak oto wspomina swój marsz przez Grudziądz w kierunku obozu: „Na nasze powitanie wzdłuż ulic ustawili się ludzie. Większość spogląda milcząco, z pogardą. Niektórzy nie mogli się opanować, rzucali kamieniami, pluli, przeklinali. Tak odreagowywali swe świeże jeszcze wspomnienia o nas, Niemcach. Nie zdziwiła mnie taka reakcja, bo któż by odpowiadał miłością na nienawiść?".
Esther i Ursula uciekły w głąb Rzeszy dzięki pomocy znajomych. Zapiski Helene kończą się w październiku 1946 r. spostrzeżeniem: z pociągu, którym opuszczała na zawsze Dolny Śląsk, przez wszystkie szpary i okienka wagonów wyleciały znienawidzone białe opaski z nadrukowanym czarnym „N". Skojarzyło się jej to z polem pełnym białych mew.
Prof. Jerzy Kochanowski tak pisze o książce: „Autorki w naturalny sposób koncentrują się na własnych, tragicznych doświadczeniach, z rzadka tylko dostrzegając historyczny kontekst wydarzeń, w których uczestniczyły. Dobrze więc, że edytorzy poprzedzili wybór wstępem i obszernym posłowiem prezentującym historyczne tło". To ważna uwaga, bo problemu wysiedleń, które nastąpiły na mocy deklaracji poczdamskiej, nie można wyrwać z kontekstu dziejów. Ewa Czerwiakowska naszkicowała tło historyczne wydarzeń z lat 1944–1946, sięgając nawet do roku 1939, kiedy nastąpiły nazistowskie przesiedlenia niemieckiej mniejszości narodowej z krajów nadbałtyckich, Wołynia i Bukowiny na tereny nowo zdobyte, z których wygnano prawowitych mieszkańców. W objaśnienia zostały wplecione obszerne relacje innych kobiet, co z jednej strony wzbogaca publikację, z drugiej zaś nieco rozmywa rys faktograficzny. A mamy do czynienia z trudną, drażliwą tematyką, wciąż jeszcze wymagającą badań.
„Wypędzone" to dokument okrucieństwa wobec ludności cywilnej. Trudno je usprawiedliwić, nawet wówczas, gdy ma się w pamięci zbrodnie popełnione przez III Rzeszę, gehennę okupacji, niemieckie obozy koncentracyjne, ofiary getta, powstania warszawskiego.
Skomentuj