Laurence Rees,
Złowroga charyzma
Adolfa Hitlera,
Wydawnictwo Prószyński
i S-ka
Fenomen Adolfa Hitlera zadziwia do dziś. Od wielu lat bada go również angielski historyk i dokumentalista Laurence Rees. W swojej najnowszej książce pt. „Złowroga charyzma Adolfa Hitlera" stara się udowodnić, że kluczem do zrozumienia, w jaki sposób zdobył on niemal bezgraniczne poparcie niemieckiego społeczeństwa, jest właśnie owa tytułowa cecha.
Rees, nagrywając filmy dokumentalne dla BBC, miał wielokrotnie okazję rozmawiać z osobami bezpośrednio uwikłanymi w powstanie i rozwój nazizmu (nieznane wcześniej relacje świadków historii są zresztą jedną z mocniejszych stron jego książki) i wielu z nich przyznawało, że w jakiś niewytłumaczalny sposób Hitler był dla nich niezwykle atrakcyjny, że odczuwali wielką moc jego oddziaływania – charyzmę. Cóż się na nią składało? Twórca III Rzeszy był przede wszystkim świetnym mówcą. O ile nie każdego potrafiła przekonać lektura jego tekstów, o tyle wielu wyznawców zdobywał podczas osobistych spotkań. W tym miejscu pozwolę sobie na małą dygresję. Przed laty brałem udział w przygotowaniu dużej wystawy poświęconej obu najstraszniejszym XX-wiecznym totalitaryzmom – nazizmowi i komunizmowi. Wystawa miała charakter multimedialny, miałem więc możność przesłuchania oryginalnych nagrań dźwiękowych przemówień kilku znanych zbrodniarzy. I do dziś pamiętam, że o ile głos Stalina i kilku innych morderców nie zrobił na mnie specjalnego wrażenia, o tyle wystąpienie Hitlera na jednym z nazistowskich „parteitagów" wywoływało mrowienie na plecach. Emocje w nim zawarte i teatralny sposób ich wyartykułowania bez wątpienia świadczyły, że Hitler był świetnym oratorem. Błędem byłoby niedocenianie tej umiejętności i jej wpływu na dzieje świata. Hitlerowi pomagała także inna bardzo ważna cecha – emanujące z niego poczucie absolutnej pewności i zarazem emocjonalna szczerość. „Od razu na początku odczuwało się, że mówca był w jakiś sposób uczciwy, że nie chciał przekonywać do czegokolwiek, w co sam w pełni nie wierzył" – wspominał pierwszy kontakt z Hitlerem 19-letni Hans Frank, przyszły zarządca Generalnej Guberni. Bo nie na rzucaniu uroków i zbiorowej hipnozie polegała tajemnica sukcesów Hitlera, ale właśnie na tym, że mówił Niemcom dokładnie to, co chcieli w danej chwili usłyszeć. Że traktat wersalski był haniebny, że trzeba odzyskać germański honor, że dostaną nowe miejsca pracy, a z czasem przestrzeń życiową na Wschodzie. No i znalazł wroga winnego wszystkich nieszczęść – Żydów. Hitler głośno i stanowczo werbalizował to, co zwykli Niemcy mówili i o czym marzyli w domowym zaciszu. Rees zwraca także uwagę na tzw. Fingerspitzengefühl (dosłownie: wyczucie opuszkami palców, w przenośni wyjątkowe polityczne wyczucie), o którym wspominało wielu bliskich współpracowników Hitlera.
Charyzma Hitlera była jednak zbudowana na kruchym fundamencie, dopóki jego wizje, nawet te najbardziej nieprawdopodobne, potrafiły się ziszczać, lud ślepo go wielbił. Kiedy po klęsce stalingradzkiej gmach „tysiącletniej Rzeszy" zaczął pękać, jego dawni wyznawcy zaczęli masowo go opuszczać. Jak trafnie to ujął brytyjski historyk Ian Kershaw, był to rzadki przypadek „tonącego okrętu opuszczającego szczura". Hitler nigdy jednak nie został zupełnie sam, a wielu Niemców nawet po całkowitej klęsce nadal wyznawało jego zbrodniczą ideologię.
Skomentuj