Hans-Joachim
Röll,
Strachwitz,
Vesper 2013
Schwytany, ledwo uniknął kuli francuskiego plutonu egzekucyjnego. Po zakończeniu wojny natychmiast pojawia się w Berlinie, gdzie skrzykuje grupę ochotników, którzy biorą udział w stłumieniu komunistycznego puczu. Potem walczy o niemiecki Górny Śląsk, jeszcze później wraz z pułkiem pancernym wkracza do czeskich Sudetów. Jego bojowa kariera w drugiej wojnie zaczyna się oczywiście od kampanii w Polsce. Następnie walczy na froncie wschodnim. Jego sława rośnie w miarę kolejnych zwycięstw na bitewnym polu, z którego nie raz wychodzi z poważnymi ranami. W końcu sam formuje pułk pancerny „Grossdeutschland", w którym przejmuje dowództwo. W dobie klęsk Trzeciej Rzeszy mianowany zostaje dowódcą pancernej grupy nazwanej jego nazwiskiem. Walczy z nią w Kurlandii, dopóki kolejna kontuzja nie wycofuje go z działań wojennych.
W sumie typowy życiorys zawodowego wojownika. Takim też widzi go niemiecki autor biografii, Hans-Joachim Röll. Jest w tym dziele fotografia, przedstawiająca Strachwitza, jak podczas krótkiego urlopu, przyjechawszy z frontu do domu, podpisuje pocztówki z własnym zdjęciem. „Syn i jego żona piszą krótkie odpowiedzi [...] do szczęśliwców, którym udało się zdobyć te fotografie".
Röll mógłby być jednym z tych szczęśliwców. Jego książka to klasyczne dzieło napisane na klęczkach. Biograf, obficie korzystający z relacji rodziny bohatera oraz z rodzinnego archiwum, nie widzi w dumnie wyprostowanej sylwetce Strachwitza żadnej rysy. Bez komentarzy odnotowuje szczeble jego kariery w SS. Stara się też, raczej bez powodzenia, uczynić zeń antyhitlerowca.
Ale przekonanym nazistą Strachwitz również nie był. W sferze, z której pochodził, nie wypadało się tym afiszować. Jego ród to stara szlachta z Górnego Śląska. Hyacinth odziedziczył tam majątek, czyniący go największym posiadaczem ziemskim w prowincji. Siedzibą majątku był zamek w Kamieniu koło Opola, gdzie siedemset lat wcześniej urodził się święty Jacek Odrowąż. To właśnie po nim Strachwitzowie, ród katolicki, nadawali imię Hyacinth każdemu pierworodnemu synowi.
Strachwitzowie, podobnie jak inne stare śląskie rody Prittwitzów, Nostitzów czy Pannwitzów, od pokoleń na różne sposoby związani są z sąsiadami ze wschodu. Z Polakami, z Ukraińcami, z Rosjanami. Walczą z nimi lub też najmują się na służbę u ich królów i wojewodów. W 1921 r. Hyacinth na czele oddziału Freikorpsu jako pierwszy przekracza Odrę, uderzając od strony Opola na nacierających na miasto powstańców śląskich. Odbija rodzinny Kamień, potem mężnie walczy z Polakami na Górze Świętej Anny. „Okazał się być pionierem walki narodów o prawo do samostanowienia" – pisze Röll. Dla autora biografii Górny Śląsk do 1945 r. był bez reszty ziemią niemiecką. A może jest nią nadal? Tak czy inaczej czytelnik „Strachwitza" z każdą przerzuconą kartą książki potęguje w sobie wrażenie, że przegrana wojna niczego nie zmieniła w myśleniu samych przegranych. Przynajmniej tych zapisujących kombatanckie wspomnienia.
—jb
Skomentuj