Teoretycznie nieodległych, prakycznie – będących zupełnie innym światem, w którym panowała różna od współczesnej mentalność, całkowicie inne realia konsumpcyjne i rynkowe, i najważniejsze: zupełnie odmienny stosunek jednostki do społeczności.
Nie dowiemy się: jak, ile razy, kto z kim – przeczytamy za to o ciemnych stronach i kłopotliwych aspektach seksualnego życia naszych dziadków i rodziców. Po pierwsze: choroby weneryczne. Po II wojnie światowej wybuchła epidemia, szczególnie groźna na Ziemiach Odzyskanych, gdzie w niektórych społecznościach zakażenie kiłą dochodziło do 90 proc. populacji! Pod koniec 1945 r. Franciszek Litwin, minister zdrowia, alarmuje o wręcz „biologicznym wyniszczeniu Narodu".16 kwietnia 1946 Bolesław Bierut wydał dekret o zwalczaniu chorób wenerycznych. Na rok 1948 zaplanowano zaś słynną akcję „W", która miała służyć zdiagnozowaniu i leczeniu nosicieli chorób wenerycznych. Była już penicylina, która skracała do dwóch lat dotychczasowy bardzo długi czas leczenia kiły – dotychczas do 70 proc. zakażonych rezygnowało z kuracji. Wobec nosicieli chorób wenerycznych można było zastosować przepisy o „badaniu z urzędu", przymusowym leczeniu, a „osoba ukrywająca swoją chorobę weneryczną, niepoddająca się badaniom przymusowym lub przerywająca leczenie" popełniała przestępstwo. Jak inne były to realia, niech świadczy fakt, że wśród głównych założeń akcji „W" był punkt: „Obowiązkowe przedślubne badanie kandydatów do małżeństwa". Macierzyństwo było jednak zupełnie inną rzeczywistością – dziś dla nas niewyobrażalną. Kobieta „miała uczestniczyć we współzawodnictwie pracy, ponad normę wykonywać plany produkcyjne, walczyć o pokój na świecie, a jej obowiązki matki i pani domu miały przejąć uspołecznione zakłady usługowe". Słynna była historia tramwaju dla matek z dziećmi, który jeździł po warszawskich ulicach. Do wagonu osobowego doczepiony był ogrzewany wagon z łóżeczkami, dzięki temu matki zabierały „bezpiecznie" dzieci do przyzakładowych żłobków. Władza obarczała bowiem kobiety i pracą zawodową, i rodziną.
Plan Sześcioletni (1950–1955) miał zagwarantować kobietom, że „macierzyństwo stanie się prawdziwą radością". Jak to robiono, pokazują niepublikowane dotąd liczne materiały źródłowe. Czytając je dziś, można odnieść chwilami wrażenie, że to lektura surrealistycznej komedii. Ministerstwo Zdrowia chwali się na przykład rekordową liczbą pacjentek przyjmowanych przez ginekologów w ciągu godziny, gdzie na wizytę jednej kobiety przypada... niespełna 10 minut. Aleksanra Czajkowska doskonale opracowała dokumenty dotyczące ochrony ciężarnych kobiet i matek, przywilejów i łamania prawa (bardzo częste przypadki!), a także tytułowego aspektu rozdziału – dopuszczalności przerywania ciąży. Zauważa też „kryzys rodziny" – falę nieświadomego macierzyństwa i ojcostwa, wzrost liczby rozwodów. Dopiero w 1955 r. na łamach „Życia Warszawy" poruszono kwestię świadomego macierzyństwa, która spotkała się z olbrzymim odzewem. A rok później – by pawdziwie zrównać prawa kobiet i mężczyzn – weszła w życie słynna ustawa o aborcji.
We wstrząsającej części „Zakład produkcji dzieci" Agnieszka Wochna-Tymińska opisuje realia oddziału położniczego w PRL-u lat 80. To akurat część dla osób o naprawdę mocnych nerwach.
Książka zawiera również opracowanie Agaty Fiedotow o sytuacji gejów w latach 1981–1990.
Lektura nie należy do łatwych i przyjemnych czytadeł, które pokazują nam, jak śmiesznie to było w czasach Barei. —MG
Piotr Barański Aleksanda Czajkowska Agata Fiedotow Agnieszka Wochna-Tymińska
Kłopoty z seksem w PRL. Rodzenie nie całkiem po ludzku, aborcja, choroby, odmienności.
Red. Marcin Kula WUW, IPN: 2012
Skomentuj