Mit planu Marshalla powraca w debacie publicznej niczym bumerang, gdyż w powszechnym odbiorze wciąż stanowi wzorcowy przykład niemalże charytatywnej pomocy, jakiej Stany Zjednoczone udzieliły zniszczonej Europie tuż po zakończeniu II wojny światowej. W Polsce mit ten ma dodatkowe zabarwienie, gdyż świadomą rezygnację bloku sowieckiego z pomocy Amerykanów ukazuje się czasami jako główną przyczynę zapóźnienia względem krajów kapitalistycznych. Najważniejsze jednak przesłanie, jakie kryje się za sławieniem planu Marshalla, można streścić następująco: bez wielkiej pomocy z budżetu państwa nikt nie może się dźwignąć z gruzów.
Polityczny interes
Entuzjaści planu Marshalla najczęściej nie zdają sobie sprawy z jego faktycznej skali. W czasie realizacji całego przedsięwzięcia amerykańskie państwo przekazało łącznie ok. 12,7 mld dolarów, czyli ok. 100 mld dolarów wedle dzisiejszej wartości amerykańskiej waluty. Była to spora suma, ale nie na tyle duża, aby dokonać jakichkolwiek wielkich zmian. Na dodatek rozdzielono ją między kilkanaście państw. Przez cały okres udzielania finansowej pomocy w ramach planu jej wartość w stosunku do łącznego PKB danego kraju nie przekraczała 5 proc. PKB.
Plan Marshalla miał w sobie więcej z politycznej rozgrywki niż prawdziwej pomocy dla wyczerpanych wojną ludów. W czasie II wojny światowej wiele branż przemysłowych w Stanach Zjednoczonych, których terytorium było wolne od działań zbrojnych, przestawiło się na produkcję wojenną. USA były wówczas wielką fabryką dla całego świata. Gdy zakończyła się wojna, lobby przemysłowców zbijających do niedawna fortuny postanowiło jeszcze raz wykorzystać władzę do realizacji swoich interesów.
Jednym z licznych lobbujących na rzecz uchwalenia planu Marshalla był William L. Clayton, który tuż po wojnie został podsekretarzem stanu. Pochodzący z Teksasu przemysłowiec był światowym potentatem w przetwórstwie bawełny – pod koniec 1945 r. miał kontrolować aż 15 proc. światowego rynku. Jego firma Anderson, Clayton & Co. zyskała dzięki planowi ogromne zamówienia, czemu zresztą nie ma się co dziwić, gdyż Clayton był jednym z jego głównych architektów.
Podobnie wątpliwe było neutralne podejście do kwestii przydatności planu w wypadku Johna Fostera Dullesa, senatora, a później sekretarza stanu USA. Dulles był wieloletnim prawnikiem firmy Standard Oil oraz mężem kuzynki właściciela tejże firmy – Johna Rockefellera juniora. Biorąc pod uwagę to, jak bardzo Europa potrzebowała ropy i innych paliw produkowanych przez Standard Oil, trudno uwierzyć, że wybór tej firmy jako dostawcy dla Europy był przypadkowy.
Clayton i Dulles nie byli wyjątkami, raczej stanowili regułę przez cały okres realizacji planu Marshalla. Urzędujący prezydent Harry Truman bardzo potrzebował planu, gdyż dzięki niemu mógł wzmocnić swoje finansowo-polityczne zaplecze wśród potężnych firm, a jednocześnie uruchomić program, który ukazywał jego samego jako wielkiego męża stanu, wspierającego sojuszników. Od samego początku prowadzono więc szeroką akcję propagandową, która miała przedstawić plan Marshalla jako wiekopomne przedsięwzięcie bez precedensu w historii.
Prawdziwi beneficjenci
I rzeczywiście, bezprecedensowa była skala, na jaką przemysłowcy z USA naciągnęli podatników dla własnego interesu. Europejskie kraje miały dokonywać zakupów w zamian za przekazywane im dolary. Amerykańscy producenci dóbr, których w Europie brakowało najbardziej (tekstylia, półprodukty, żywność, paliwa itd.), zyskiwali w ten sposób pokaźne sumy, tym bardziej że rząd USA wciąż utrzymywał wysokie cła na produkty przemysłowe (średnio 30–40 proc.). Jednocześnie amerykańscy lobbyści dopilnowali tego, by w trakcie realizacji planu amerykański rząd zniechęcał Europejczyków do budowania własnych rafinerii oraz fabryk, żeby przypadkiem dostawy z USA nie okazały się niepotrzebne. W rezultacie dochodziło do tego, że np. do Włoch sprowadzano spore ilości spaghetti (!).
Zapewnienie amerykańskim producentom dostaw kosztem miejscowego przemysłu oraz amerykańskich podatników nie było jednak jedynym złem związanym z planem Marshalla. Amerykańscy politycy jako warunek udzielenia pomocy wskazali także, że każdemu dolarowi przeznaczonemu na artykuły z USA musi odpowiadać pewna ilość lokalnej waluty, przeznaczona na prace publiczne lub inne wydatki socjalne. W rezultacie kraje pognębione przez przedwojenny i wojenny socjalizm (jakim był przecież np. faszyzm) musiały dodatkowo rozbudować sferę wydatków budżetowych, opóźniając tak bardzo potrzebny rozwój gospodarczy.
W rzeczywistości te kraje, które dłużej stosowały się do zaleceń amerykańskiego państwa oraz w większym stopniu korzystały z planu Marshalla, rozwijały się wolniej i z większymi przeszkodami. Takie kraje jak Austria, Niemcy i Włochy, które jako byli wrogowie mogły liczyć jedynie na mniejszą pomoc, rozwijały się w latach 40. i 50. znacznie szybciej niż Wielka Brytania, Szwecja czy Grecja, które były głównymi beneficjentami systemu. Amerykańskie dyrektywy, które zalecały centralne planowanie oparte na dostawach z USA, a także zwiększone wydatki socjalne, tak naprawdę przyczyniły się do znacznych utrudnień w powrocie do normalności.
Najbardziej pomocna w dziele przywrócenia Europy do kapitalistycznych standardów nie była pomoc Stanów Zjednoczonych, lecz uwolnienie rynków i liberalizacja gospodarki, która od lat 30. była spętana przez państwo. W rzeczywistości wolnorynkowe reformy z końca lat 40. oraz początku 50. nie były wcale niesłychanie leseferystyczne, wystarczyło uchylić najważniejsze elementy protekcjonizmu oraz etatyzmu minionych dwóch dekad, co samo w sobie stanowiło już wielką rewolucję. Odejście od wysokich ceł, bardziej restrykcyjna polityka monetarna, obniżenie podatków, zniesienie barier dostępu do rynku czy ograniczenie wydatków militarnych zaowocowało „cudem gospodarczym". Tacy politycy jak prezydent Włoch Luigi Einaudi czy niemiecki minister gospodarki Ludwig Erhard uczynili dla odbudowy europejskich gospodarek zdecydowanie więcej niż amerykańskie dolary.
Lekarstwo liberalizacji
O tym, że bez planu Marshalla można sobie doskonale poradzić, przekonała się chociażby Belgia, która już w październiku 1944 r. przystąpiła do zdecydowanej reformy walutowej. Wcześniej, podobnie jak Polska, była przez Niemców eksploatowana przy użyciu pustej waluty, dlatego zdecydowano, że trzeba od niej jak najszybciej odejść. Belgowie zdewaluowali walutę, zamrozili emisję banknotów oraz wprowadzili program oszczędnościowy. Na dodatek nie nakładali żadnych znaczących ograniczeń na import towarów i usług, dzięki czemu jako pierwsi w Europie stanęli na własnych nogach. Bardzo wcześnie to właśnie Belgia, jeden z mniejszych europejskich krajów, stała się głównym pożyczkodawcą dla innych państw. Co jednak najważniejsze, kraj ze stolicą w Brukseli wszedł na drogę bardzo dynamicznego rozwoju zanim jeszcze Amerykanie uchwalili jakiekolwiek programy pomocowe.
Zasady ustalone przez Amerykanów w ramach planu Marshalla w rzeczywistości zachęcały do nierozsądnej polityki fiskalnej, ponieważ im większy był deficyt budżetowy danego kraju, tym większa mogła być pomoc. Stworzono w ten sposób bodziec do nadmiernych wydatków budżetowych oraz ograniczano rozwój gospodarki rynkowej. Na dodatek niektóre z europejskich państw świadomie ograniczały eksport, gdyż plan przewidywał większe środki dla tych, których eksport stał na niższym poziomie.
Plan Marshalla wiązał się także z jeszcze jednym kosztem, który musiały ponieść europejskie gospodarki. Za sprawą masowych dostaw na europejskich rynkach zadomowiły się wielkie amerykańskie firmy, zdobywając dla siebie cenne przyczółki, utrzymywane w większości do dziś. Ponieważ amerykańska administracja ograniczała rozwój niektórych branż w Europie (by nie stanowiły konkurencji dla dostawców z USA), firmom zza oceanu łatwiej było zdobyć silną pozycję kosztem miejscowych wytwórców.
Obiekcje, że plan Marshalla mógł się powieść, gdyby tylko przeprowadzono go w inny sposób oraz na innych zasadach, są nie do obrony, ponieważ zamiast wielkiego programu fundowanego z pieniędzy amerykańskich podatników Europejczycy potrzebowali bardziej swobodnego dostępu do amerykańskiego rynku oraz rynków swoich sąsiadów. II wojna światowa była tak bardzo brutalna właśnie dlatego, że pierwsza połowa dwudziestego stulecia stała pod znakiem zakrojonego na szeroką skalę państwowego interwencjonizmu, który przejawiał się w ekspansjonistycznej polityce pieniężnej, stosowaniu zaporowych ceł, wielkich dotacjach dla przemysłu, wielkich wydatkach na zbrojenia, przywilejach związków zawodowych czy też regulacji licznych branż.
Tuż po zakończeniu wojny w wielu krajach Europy wciąż obowiązywały wcześniejsze przepisy i to właśnie one krępowały narodowe gospodarki. Ponieważ jednak wolnorynkowe reformy zostały przeprowadzone w czasie, kiedy wciąż realizowano plan Marshalla, wykształcił się mit, jakoby to właśnie on postawił zniszczoną Europę na nogi. Odtąd przywołuje się go regularnie, kiedy tylko pojawia się okazja, aby pewne grupy interesów znów mogły zarobić na pieniądzach podatników, a wielbiciele rozdmuchanego i wszędobylskiego państwa zyskać większą kontrolę nad społeczeństwem.
Prawdziwa historia planu Marshalla pokazuje, że nic tak nie leczy ran jak wolność ekonomiczna. Jej właśnie zabrakło w Polsce rządzonej przez komunistów, którzy przecież bardzo szybko przystąpili do realizacji własnych „planów Marshalla", polegających na centralnym planowaniu oraz „bratniej pomocy" Związku Radzieckiego. Jaki był tego rezultat, dobrze wiemy, bo wciąż nadrabiamy zaległości wobec Zachodu.
Skomentuj